Już nie pamiętam, kto pierwszy wrzucił post, w którym króciutko opisał kilka przeczytanych książek. Ja najlepiej kojarzę tego typu posty u Izy z Filetów z Izydora, gdzie występują pod nazwą „hurtownia książek”. Nazwa bardzo fajna, ale nie chciałam jej kopiować, więc postanowiłam wymyślić coś swojego. Nadal nie wiem, czy słusznie, ale kit z tym.
W każdym razie, idea jest prosta: czasami, z różnych względów, nie mam czasu/ochoty/natchnienia, by pisać o książce dłuższą notkę. Więc będzie odwrotnie – jedna notka, kilka książek. Ciekawe, jak Wam się to spodoba!
A w pierwszym odcinku naszego programu… 😉 Wróć! W pierwszej notce zagościł spory miks gatunkowy i tematyczny. A nawet „źródłowy” – książka, która czekała na swą kolej latami, prezent urodzinowy oraz książka pożyczona 🙂 Zobaczcie sami!
„Fotoplastikon” – Jacek Dehnel
Zbiór starych fotografii, do których ten zdolny autor dopisał krótkie historie. Wszyscy wielbiciele tego autora wiedzą, że fascynują go czasy przeszłe, lubi zatrzymać się na chwilę i zadumać nad tym czy owym szczegółem. I to widać również w tej pozycji. Dehnel zamyśla się tu nad losem bohatera pierwszoplanowego, tam nad osobą, która nie przykułaby raczej naszej uwagi, gdzie indziej nad pieskiem czy też przyrodą dookoła. To bystry obserwator, na dodatek człowiek obdarzony wielką wyboraźnią, co gwarantuje czytelnikowi, że wiele razy również zatrzyma się i zamyśli, bo kwestie poruszone przez autora, czy też pytania, które zada, wzbudzą refleksję. Do czytania na wyrywki, to nie powieść, ni opowiadanie. To miniaturek do kontemplacji.
*****
„Zaklinacz słów” – Shirin Kader
Napisana przepięknym językiem nowoczesna i zmodyfikowana pod wieloma względami opowieść w stylu Szeherezady. Powieść o opowiadaniu i spisywaniu historii. Te zazębiające się opowieści są jakby na zbiegu jawy i snu, rzeczywistości i tego, co nierzeczywiste, pełno w nich smaków, zapachów, arabskiej muzyki i pełnych wdzięku (i własnego charakterku!) przedmiotów. Pełno tu uczuć, namiętności, tęsknoty i poczucia niepewności. A to wszystko opowiedziane w poetycki, subtelny sposób. Interesujący debiut, choć dla mnie momentami aż nazbyt poetycki.
*****
„Magiczny ogród” – Sarah Addison Allen
Bardzo sympatyczne, lekkie i momentami zabawne czytadło, które zostało skrzywdzone tą kompletnie nieadekwatną okładką. Ale stało się, więc pozostaje tylko żałować.
Przyjemna opowieść o kobietach rodziny Waverley, z których każda ma pewien dar, nie zawsze uświadomiony, jednak bardzo potrzebny, by całość historii mogła się rozegrać. Teoretycznie zwykłe miasteczko, przeciętni ludzie, a wśród nich właśnie one, przyciągające uwagę, czasami kłopoty. Przez wątek tych specjalnych uzdolnień, smakowitych opisów i relacji między kobietami w danej rodzinie, miałam wrażenie, że ta książka przypomina mi cały czas – w delikatny sposób, i dobrze! – książki Joanne Harris z cyklu Vianne i Anouk. Czytało mi się bardzo dobrze, lepiej od kolejnej kisążki tej autorki – „Słodki świat Julii”.
*****
To na razie tyle. Jeżeli koncept chwyci, to od czasu do czasu będę takie notki tworzyła, bo zdecydowanie czytam więcej, niż zdołam opisywać, więc może jest to jakaś alternatywa. Jak Wam się podoba? Sugestie ewentualnych zmian też są mile widziane 🙂
Wynalazek jest Izy, szeroko wykorzystywany, więc pewnie by się nie obraziła za wykorzystanie tytułu 🙂
Tuuuu lejt, nazwa jest taka, chyba że zbiorowo uznamy, że durna i się nie nadaje, to uderzę do Izy po prośbie 😉
Nazwa jak nazwa 🙂
Żeś jest. Pochwalić było 😛
PS. Bardzo ładna nazwa, Agnieszko 😀
No tak, faktycznie nietakcik 😛 Bardzo ładna nazwa 😀
😛
Hahahaha, Bazyl jest the best ❤ Dziękuję 😉
Chociaż nazwa to akurat tylko dodatek, bardziej mnie dręczy, czy potrafiłam sensownie "złapać" formułę, czy też powstało jedno wielkie nic 😉
Moim zdaniem formuła jest ok.
Brawo! Szybko się uczysz 😛
Ma się tę wrodzoną inteligencję. I konformizm 😛
Aga, ja lubię krótko (czytać o książkach, oczywiście 😀 ), więc dla mnie jak najbardziej ok 🙂
Dzięki, panowie, za Wasze zdanie, bardzo mnie cieszą Wasze tutaj wizyty! 🙂
Całkiem fajna odmiana, mnie się podoba. Fakt, że przy niektórych książkach nie ma albo czasu albo pomysłu na dłuższą notkę. Może to nawet wykorzystam u siebie na blogu, zobaczymy…
Nie mam pojęcia dlaczego, ale w głowie już zakodowałam, że ten cykl to „Wodociąg”, nie wieloksiąg ;)) Pomysł fajny, też czasem go wykorzystuję.
Tanayah – dzięki za podzielenie się opinią 🙂 Ja to zamierzam stosować tylko w odniesieniu do książek innych niż recenzenckie, a i to właśnie tylko wtedy, jeżeli życie powstrzyma mnie od napisania „prawdziwej” notki 🙂
Hiliko – hahahahaha, wodociąg do ksiąg 😉 Albo inaczej „bez książek, jak bez wody, żyć się nie da” 😉
Ja tak postanowiłam robić pod koniec zeszłego roku, kiedy odkryłam, że przeszło 30 tytułów nie doczekało się z mej strony żadnego komentarza. Jednak staram się dobierać książki tematycznie, zwykle w pary. 😉 Ale nie przyszło mi do głowy, by nadać tym postom jakąś odrębną nazwę.
szczerze mówiąc bardzo fajny blog , już mam w swoich zbiorach 2 książki.
Ktrya – oj, ja nawet nie liczę tych przeczytanych, a nieopisanych, musiałabym chyba nie pracować na etat, by się wyrabiać. Ale z bloga książkowego żyć się nie da, więc musiałam znaleźć jakąś alternatywę 😉 Na razie nie zamierzam przyjmować schematu działania, idę na spontan, zobaczymy!
Fotopasja jelcz – dzięki 🙂 Życzę dalszego rozwoju zbiorów :>
A czy Dehnel zachwyca „Fotoplastikonem”, czy nie zachwyca?
Dofi – mnie generalnie zachwyca. Niektóre wariacje oczywiście są odrobinę mniej udane od innych, ale generalnie przy każdej można się zatrzymać, zadumać, pomyśleć, zapatrzyć… Do bardzo powolnego pochłaniania, raczej opowieść po opowieści niż en masse.
Znam Twój stosunek do Dehnela, stąd to pytanie 🙂
Moje psychofaństwo ;p jest już pewnie powszechnie znane 😉
Bezsprzecznie uważam, że pomysł fajny!
To dobrze, kolejny głos za, więc będzie się pojawiał od czasu do czasu 🙂