Podsumowanie miesiąca – wrzesień 2012


Spojrzałam właśnie na podsumowanie miesiąca w moim czytatniku biblionetkowym i zdębiałam. Tak oszałamiającego wyniku nie miałam odkąd rozpoczęłam pracę na etacie! I teraz się trochę zastanawiam, jak ja to zrobiłam, bo ani nie miałam urlopu, ani nie byłam na zwolnieniu lekarskim, wręcz odwrotnie – miałam co robić. Dziwy. No, ale do rzeczy!

We wrześniu przeczytałam 15 książek (a właściwie 15,5, bo połowę kolejnej przeczytałam dzisiaj w drodze do Warszawy), co jest rekordem „etatowym” –  od stycznia tego roku nie przeczytałam aż tylu książek! Podgoniłam też troszkę słuchanie „Francuskiej oberży” – zostało mi jeszcze 1,5 rozdziału i skończę. A potem wybiorę sobie coś nowego do – jak to chyba Kalio mówi – czytania uszami 🙂

Właściwie to, co dotarło do mnie w tym miesiącu, to prezentowałam w piątkowym stosiku. Wiele niewiele 😉 Cieszy mnie fakt, że stuknęło mi 8 miesięcy bez kupowania książek. Zamierzam dotrwać do roku, a potem kupić sobie „w nagrodę” książkę, o której bardzo marzę 🙂 Zabawne jest to, że teraz już naprawdę jasno widzę, że to był nałóg, jest mi teraz tak łatwo nie kupować książek, rzadko w ogóle zdarza mi się o tym myśleć. Jestem z siebie także dumna z innego powodu – po ubiegłorocznym zlocie biblionetkowym wróciłam do domu z walizką pełną książek. W tym roku obiecywałam sobie, że nie pożyczę ani jednej i udało mi się to zrobić! Oczywiście, kuszono mnie pożyczkami, ale byłam twarda 🙂 Nawet większość moich książek, które mi oddano w trakcie zlotu, pożyczyłam dalej i wróciłam do Warszawy dzisiaj tylko z dwiema moimi książkami – jedną już dawno przeczytaną i jedną do przeczytania kiedyś. Cieszy mnie ten wynik niezmiernie!

We wrześniu przeczytałam:

– 6 książek recenzyjnych,

– 3 książki własne nierecenzyjne,

– 3 książki z biblioteki,

– 2 książki pożyczone,

– 1 książkę do recenzji wewnętrznej.

Nadal czytam więcej książek nierecenzyjnych, niż recenzyjnych, co mnie cieszy. W tym miesiącu przeczytalam dokładnie tyle samo książek napisanych przez kobiety, co przez mężczyzn, czyli po 7, chociaż w sumie jest o jedna więcej napisana przez mężczyznę, bo przeczytałam dwie książki jednego autora. Pięciu autorów pochodzi z Polski, a dziewięciu to obcokrajowcy.

Średnia ocena przeczytanych we wrześniu książek, to 4,3, czyli niższa, niż te z poprzednich miesięcy. W sumie przeczytałam 4352 stron, jednakże zdecydowanie czytałam cieńsze książki. Średnia grubość przeczytanych w tym miesiącu książek jest najniższa w tym roku i wynosi 290 stron. I chyba właśnie znalazłam wyjaśnienie zadziwiającej liczby przeczytanych w tym miesiącu książek 😉

Odkrycie miesiąca? Jedno, to wykopalisko, czyli książka przeczytana ponownie po latach, a którą ciągle uważam za świetną, czyli „Okruchy dnia” Kazuo Ishiguro. Cóż to za przejmująco smutna opowieść! O życiu, dokonywaniu wyborów, poświęceniu, lojalności, godności, samotności, niemożności porozumienia się, ukazania uczuć. Świetna! A druga to „Dziewczynka, która widziała zbyt wiele” Małgosi Wardy. Napisałam jej recenzję, więc kto jest ciekawy moich wrażeń, ten może zajrzeć TUTAJ.

Gniot miesiąca? Brak, nie było książek, które oceniłabym na 1, 2 lub których bym nie doczytała. Jako przeciętne w tym miesiącu oceniłam kilka książek – „Przypadki pani Eustaszyny” Marii Ulatowskiej, książkę „Małgorzata Gutowska-Adamczyk rozmawia z czytelniczkami Cukierni pod Amorem” oraz „Na rozstajach” Jose Mauro de Vasconcelosa.

Plany na październik? W zasadzie ich brak. Czytelniczych planów nie robię prawie nigdy. A z życiowych mam tylko na razie jeden potwierdzony plan – weekend w domu rodzinnym. Poza tym wszystko jest na razie patykiem na wodzie pisane. Chciałabym bardzo pojechać na Targi Książki do Krakowa, ale zobaczymy jeszcze, co się będzie działo.

Jeszcze Was ponudzę troszkę małym „peesem” 😉 W Wiśle oczywiście było znakomicie, bo czego innego mogłabym się spodziewać po takim towarzystwie 😉 A i same miasteczko i okolice są niezmiernie urodziwe. Pogodę mieliśmy boską – słonko i ciepło, więc złota jesień w pełni. Tylko noga trochę dokuczała, niestety stromizmy nie na moje rozwalone mięśnie i ścięgno :/ A było np. tak:

Było też tak…

Jeden z widoczków z naszego balkonu był taki:

A na koniec prezent, który sama sobie sprawiłam, czyli stado przecudnych białych baranków na górskim niebie 😉

18 myśli w temacie “Podsumowanie miesiąca – wrzesień 2012

  1. Aaaaaaaaaaa jaki cudny kubek!!!! W moich kolorach na dodatek!

    Hmmm – gniot… mnie jakoś w ogóle do tych książek nie ciągnie. Sama nie umiem sobie wyjaśnić dlaczego.

  2. Gratuluję wyniku z niekupowaniem książek! Masz całkowitą rację, to nałóg jak każdy inny, może nie tyle szkodliwy dla zdrowia ile dla kieszeni, nie mówiąc o wrażeniu, że nie ma się do końca kontroli nad własnym życiem. Ja kupiłam sobie kilka dni temu pierwszą książkę od czerwca, wypatrzoną, wymarzoną, obmyślaną, a nie jak zwykle – hurra optymizm. Od razu też przystąpiła do konsumpcji. I powiem ci, że takie kupowanie daje o wiele więcej satysfakcji! Tego przeżycia ci życzę 🙂

    1. Sabinka – 🙂 nie oddam, mus jechać do Wisły i kupić 😉

      Viv87 – dzięki 🙂 Szkodliwy dla kieszeni, ale dla zdrowia mentalnego również 😛 Jak trzeba, to mogę rozwinąć, ale pewnie pisałam o tym wystarczająco często i wszyscy wiedzą, co myślę na ten temat 😉 I dokładnie tak, jak piszesz – takie kupowanie jest mądrzejsze, a jaką przyjemność da kupienie sobie takiej wypatrzonej, wymarzonej i obmyślanej książki i jej przeczytanie!

  3. Zazdroszczę postanowień co do niekupowania, ja chyba muszę iść na jakiś odwyk ^^
    Widoki piękne, statystyki piękne i kubek cudny 🙂

    Trzymam kciuki za targi 🙂
    Pozdrawiam,
    Marta

    1. Aneta – ja też nie byłam, wiele razy próbowałam i rzucałam szybko to postanowienie. Aż tutaj się udało w zamieszaniu przeprowadzkowo-pracowo-wszelkim przetrwać pierwszy miesiąc, a potem już poszło z górki. A od dłuższego czasu praktycznie o kupowaniu książek nie myślę. Początek jest trudny, jak przy każdym nałogu. A potem odzyskuje się stopniowo wolność.

      Soulmate – no właśnie, ja sobie odwyk zrobiłam i mało co mnie tak cieszy, jak fakt, że dobrze mi on wychodzi. Jeju, jaka ja się czuję wolna teraz! W życiu bym nie uwierzyła, jakby mi ktoś wcześniej mówił, że niekupowanie książek, może być tak fantastyczne! Pozdrawiam!

  4. Jakież piękne wyniki. Zwłaszcza to 8 miesięcy robi na mnie ogromne wrażenie, tym bardziej, że ja znowu złamałam postanowienie niekupowania i nabyłam dziś książkę. Pewnie obiecałabym sobie, że do końca roku już nic nie kupię, ale jeszcze Targi przede mną… 🙂

    Na Targi do Krakowa to koniecznie musisz przybyć – zwłaszcza, że drugie spotkanie blogerów się szykuje. A tradycji, jak wiadomo musi się stać za dość 🙂

    Na koniec muszę jeszcze napisać, że całkowicie zgadzam się z Twoimi odczuciami dotyczącymi „Okruchów dnia” oraz „Dziewczynki, która widziała zbyt wiele”. Przy książce Pani Wardy po prostu mną z emocji miotało.

    Pozdrawiam 🙂

  5. Bądź twarda i świeć przykładem. Ja zacząłem drugą turę odwyku, ale nie jestem taki restrykcyjny, bo mi ciągle wchodzą w drogę jakieś kosze wyprzedażowe:)

    1. Claudette – 🙂 TK wcale nie są dla mnie zagrożeniem, bo tam – moim zdaniem – nie ma wcale żadnych fajnych promocji. Zawsze mogę te same książki kupić taniej, chociażby na Allegro. Więc z tej strony niczego się nie obawiam. Tak, jak pisałam wyżej – nie wiedziałam, że to niekupowanie da mi poczucie takiej wolności i zadowolenia, że będzie tak fajnie. Oby udało mi się jak najdłużej! Chociaż po roku sprawię sobie nagrodę – jakąś megawymarzoną książkę, którą ostrożnie wybiorę 🙂

      O, fajnie, nic nie wiem, że szykuje się spotkanie, masz już jakieś szczegóły?

      A te dwie książki zdecydowanie są poruszające, chociaż w tak różnych sposób. A książka Małgosi faktycznie wzbudza niesamowite emocje, oj wzbudza!

      ZWL – taki mam zamiar 😀 A nie robi mi to już problemu, o czym piszę do dziewczyn w komentarzach wyżej 🙂 Kosze wyprzedażowe już mnie nie nęcą, do tanich książek mogę wchodzić i też nie robi to wrażenia. Zaczynam podejrzewać, że przekroczyłam już tą granicę, powyżej której dochodzi do człowieka, że naprawdę nie musi kupować tego teraz, może kiedyś, a większości w ogóle nie musi, bo i tak a) mu się odechce czytać, b) nie zdąży, bo kipnie 😉

        1. Viv87 – z tym, to akurat różnie bywa. Warto śledzić to, co się dzieje z najbardziej wypatrywanymi tytułami. Bo potem można skończyc tak, jak ja – od lat polując na „13 i 1/2 życia Kapitana Błękitnego Misia”, którego nakładu niet, a jak się pojawia na aukcjach, to po 250 zł :/ No, ale to nigdy bestseller nie był 😉 Ale przeważnie, to fakt. Dlatego czekam, bo dzięki temu mogę kupić książkę czasami nawet za 1/4 ceny okładkowej 😛

          Claudette – ok 🙂

  6. No i po raz kolejny dzisiejszego dnia napiszę, że to imponujący wynik (pierwsza była Kreatywa:)). Ja aż wstydzę się – przeczytałam we wrześniu zaledwie… cztery książki, istny koszmar! Obiecałam sobie, że chociaż postaram się w październiku podgonić Was trochę, dziewczyny :))
    Kubek jest bajeczny 🙂

    Pozdrawiam!

Dodaj odpowiedź do Agnes Anuluj pisanie odpowiedzi