Na co do teatru? Podsumowanie roku 2017

dav

Na przełomie roku, gdy napisałam, że w 2017 r. byłam jakieś 90 razy w teatrze, odezwały się głosy, bym opublikowała listę obejrzanych spektakli i napisała, które najbardziej polecam. Długo nie chciało mi się za to zabrać, aż w końcu trafiła się prawie wolna niedziela, podejmuję więc próbę podsumowania. Niepełną, bo części nagłych wyjść (tych, na zasadzie: hej, może skoczymy dzisiaj na wejściówki?) nie mam zapisanych w kalendarzu, więc lista obejmie mniej spektakli, niestety. A pod listą spróbuję wybrać te najciekawsze do zobaczenia.

  1. Pożegnania – Teatr Narodowy
  2. Zofia – Teatr Polonia
  3. Złodziej – transmisja National Theatre Live
  4. Taksówka – Teatr Soho
  5. Romeo i Julia – Teatr Buffo
  6. Anda – Teatr Polski
  7. Sługa dwóch panów – Teatr Dramatyczny
  8. Gogol – Warszawskie Centrum Pantomimy / Teatr Dramatyczny
  9. Prapremiera dreszczowca – Och-Teatr
  10. Madame de Sade – Teatr Narodowy
  11. Wbrew swej woli – Teatr Soho
  12. Ghost town – Teatr Ochoty
  13. Sodoma i Gomora – Teatr Ochoty
  14. Metoda – Teatr Polonia
  15. Boylesque & Burlesque Show – Teatr Druga Strefa
  16. Spacerowicz – online – Ninateka
  17. Matka Courage i jej dzieci – Teatr Narodowy
  18. Tramwaj zwany pożądaniem – Teatr Bagatela w Krakowie
  19. Biała bluzka – Och-Teatr
  20. Klaps! 50 twarzy Greya – Teatr Polonia
  21. Śluby panieńskie – Teatr Narodowy
  22. Ożenek – Teatr 6. piętro
  23. Kordian – Teatr Narodowy
  24. Dziady – Teatr Narodowy
  25. Cesarz Kaligula – Teatr Bagatela w Krakowie
  26. Tartuffe – Teatr Narodowy
  27. Sen nocy letniej – transmisja National Theatre Live
  28. Szczęśliwe dni – Teatr Dramatyczny
  29. Cabaret – Teatr Dramatyczny
  30. Zbójcy – Teatr Narodowy
  31. Tajny Dziennik – Teatr Dramatyczny
  32. Wyspa – Teatr Piesń Kozła – Warszawskie Spotkania Teatralne
  33. Jesus Christ Superstar – Teatr Rampa
  34. Iwona księżniczka Burgunda – Koprodukcja Theatre of Nations (Moscow) i TR Warszawa – Warszawskie Spotkania Teatralne
  35. Harper – Teatr im. Stefana Żeromskiego w Kielcach – Warszawskie Spotkania Teatralne
  36. Białe małżeństwo – Teatr Narodowy
  37. Tango – Teatr Narodowy
  38. Przyszedł mężczyzna do kobiety – Teatr Mazowiecki
  39. Ruby – Teatr WARSawy
  40. Nasza klasa – Teatr Dramatyczny
  41. Gogol – Warszawskie Centrum Pantomimy / Teatr Dramatyczny
  42. Shirley Valentine – Teatr Polonia
  43. Agua de lagrimas – Warszawskie Centrum Pantomimy / Teatr Dramatyczny
  44. Garderobiany – Teatr Narodowy
  45. W mrocznym, mrocznym domu – Teatr Narodowy
  46. Opowieść zimowa – Teatr Narodowy
  47. Mam tak samo, jak ty – Teatr Trzy Rzecze
  48. Promieniowanie – Teatr Kwadrat
  49. Królowa Margot – Teatr Narodowy
  50. Plastiki – Teatr Dramatyczny
  51. Romeo i Julia – transmisja Comedie Francaise
  52. Gorset – Warszawskie Centrum Pantomimy
  53. City lightsMiędzynarodowy Festiwal Sztuki Mimu / Teatr Dramatyczny
  54. Wieczór współczesnej pantomimy – Międzynarodowy Festiwal Sztuki Mimu / Teatr Dramatyczny
  55. Lost hotel – Międzynarodowy Festiwal Sztuki Mimu / Teatr Dramatyczny
  56. Plan lekcji – Międzynarodowy Festiwal Sztuki Mimu / Teatr Dramatyczny
  57. Szkoła błaznów – Międzynarodowy Festiwal Sztuki Mimu / Teatr Dramatyczny
  58. Vai vem – Międzynarodowy Festiwal Sztuki Mimu / Teatr Dramatyczny
  59. W mrocznym, mrocznym domu – Teatr Narodowy
  60. Kinky boots – Teatr Dramatyczny
  61. We keep coming backSelfconscious Theatre / Teatr Dramatyczny
  62. Szalbierz – Teatr Dramatyczny
  63. Noc żywych Żydów – Teatr Dramatyczny
  64. Konstelacje – Teatr Polonia
  65. Cabaret – Teatr Dramatyczny
  66. Młody Stalin – Teatr Dramatyczny
  67. Słoneczna linia – Teatr Polonia
  68. Miarka za miarkę – Teatr Dramatyczny
  69. Zagraj to jeszcze raz, Sam – Teatr 6. piętro
  70. Pomoc domowa – Och-Teatr
  71. Kotka na gorącym blaszanym dachu – Teatr Narodowy
  72. Pomoc domowa – Och-Teatr
  73. Fortepian pijany – Teatr Narodowy
  74. Marcel – Warszawskie Centrum Pantomimy / Teatr Dramatyczny
  75. Piloci – Teatr Roma
  76. Miarka za miarkę – Teatr Dramatyczny
  77. Gogol – Warszawskie Centrum Pantomimy / Teatr Dramatyczny
  78. Twórcy obrazów – Teatr Narodowy
  79. Pod sennym szerszeniem – Klub Komediowy
  80. Król Edyp – Teatr Dramatyczny
  81. Wzrusz moje serce – Teatr Dramatyczny
  82. 32 omdlenia – Teatr Polonia
  83. Oniegin – Teatr Wielki Opera Narodowa
  84. Weekend z R. – Och-Teatr
  85. Notre Dame de Paris – Teatr Muzyczny w Gdyni
  86. Śluby panieńskie – Teatr Narodowy
  87. Fredraszki – Teatr Narodowy (chyba dwa razy, ale nie mogę znaleźć potwierdzenia)
  88. Iwona, księżniczka Burgunda – Teatr Narodowy

Do tego czytanie performatywne „Dziennika z podróży do Rosji” oraz lekcja teatralna w Teatrze Narodowym. Więcej konszachtów z teatrami nie pamiętam 😉 Ciekawe, o czym zapomniałam?

Nadszedł ten straszny moment – wybór. Trudny, więc porobiłam kategorie! Nie umieszczam na liście jednorazowych występów oraz spektakli, które w międzyczasie zdjęto z afisza.

Poza listami – zawsze warto (jak bardzo warto!) pójść na spektakle Warszawskiego Centrum Pantomimy. Jak widzicie na liście powtarzają się wielokrotnie i powtarzać będą, bo to magia w najczystszej postaci – cudownie przygotowane i zagrane, nie będę się rozpisywać, polecam tylko z całego serca, idźcie i oglądajcie! Mały urywek mych zachwytów znajdziecie TUTAJ. W tej kategorii umieszczę też z rozpędu wszystkie spektakle obejrzane w ramach festiwalu, większość wystąpień cudowna, niektóre genialne, zdecydowanie warto było poświęcić wszystkie te wieczory na ich obejrzenie.

Lista top of the top, czyli spektakle, które oglądałam wiele razy i oglądać będę do momentu zdjęcia z afisza. Poza Shirley, bo to dopiero raz i teraz intensywnie poluję na kolejne:

Lista „świetne, ale nie jest łatwe, zabawne i rozrywkowe”, czyli spektakle, które zachwycają, niektóre nawet miewają zabawne momenty, ale generalnie raczej są gorzkie, pokazują tę szarą czy też wręcz mroczną stronę życia, a jednocześnie są tak dobre, że warto je oglądać:

Lista „lżejsze, ale nie głupie”, czyli spektakle, gdzie bywa gorzko i mrocznie, ale generalnie jest lekko i przyjemnie. Lub wyłącznie lekko i przyjemnie. I również są bardzo dobrej jakości:

  • Kinky boots
  • Śluby panieńskie
  • Notre Dame de Paris
  • Pomoc domowa
  • 32 omdlenia
  • Sługa dwóch panów
  • Konstelacje
  • Piloci

Jak widać: nie wyszły mi listy „top 5”, cóż ja na to poradzę – albo mam za miękkie serce, albo za dużo dobrych rzeczy grają 😉 W każdym razie mam nadzieję, że się skusicie na chociaż kilka z nich. Część można też oglądać online. Miłego oglądania!

Reklama

Rok zmian, czyli o tym, dlaczego 2016 był ważny!

Należę do nielicznych – wnioskując po wpisach na Facebooku – szczęściarzy, którzy uważać będą już na zawsze, ze 2016 rok był dobry i znaczący. Może dlatego, że skupiam się na sobie, nie na „zewnętrzu” (bo gdybym miała pomyśleć np. o polityce…). Postanowiłam spisać mój rok w pigułce, bo mam taką potrzebę, a może komuś się to przyda i zachęci do sprawdzenia „jak to jest ze mną?”, kto wie!

Praktycznie całe życie byłam przekonana, że kompletnie, ale to kompletnie nie mam silnej woli. Cokolwiek dużego zaczynałam robić, krótko po rozpoczęciu szło do kosza niepamięci i prywatnej galerii porażek. Wprawdzie w 2012 roku udało mi się zapanować nad nałogowym, kompulsywnym kupowaniem książek i do dzisiaj kupuję kilka książek w roku, ale w głębi duszy byłam przekonana, że to tylko „przypadek”, taki wyjątek potwierdzający regułę. A tu nagle niespodzianka, ubiegły rok pokazał, że każdy ma silną wolę, tylko musi naprawdę chcieć. Ale nie tylko o tym będzie ten wpis, zacznę od praktycznej zmiany i przejdę do tych bardziej „miękkich”.

Po pierwsze: mieszkanie

W maju ubiegłego roku zostałam właścicielką mieszkania w starej części Ochoty. Tym samym związałam swój los z Warszawą na troszkę dłuższą chwilę. Czy na zawsze, tego nie wiem, zobaczymy. Ale na dłuższy czas, to na bank. I chociaż wkurza mnie smog, za duża liczba aut i durne władze dzielnicy, które tylko tną drzewa i niszczą zieleń, bez nowych nasadzeń, to i tak uwielbiam tu mieszkać. Tyle fajnych opcji, możliwości, ciekawych ludzi, uroczych zakątków…

Ale to pół roku poszukiwań mieszkania, potem szarpania się z byłym właścicielem (co to był za koleś!), następnie remontowania i meblowania wspominam nie najlepiej. Strasznie dużo zmarnowanego czasu, nerwów, nawet w pewnym momencie łzy. Jednak wszystko się udało i od czerwca mieszkam na moich 38 m2.. I oby mi się tutaj mieszkało długo i szczęśliwie!

Tu zdjęcie z celebrowania pierwszej nocy na swoim + trzy dodatkowe foty „z początków”. Teraz to wygląda trochę inaczej, ale nie mam aparatu z odpowiednim obiektywem, by porządnie obfotografować to moje maleństwo 😉

A przechodząc powoli w stronę mniej praktycznych, a bardziej duchowych zmian…

Po drugie: teatr

Lubiłam chodzić do teatru, ale jakoś wcześniej zdarzało się to raz na pół roku, chyba potrzebowałam swoistego „wyzwalacza”. Została nim pewna Kasia, z którą na początku ubiegłego roku negocjowałam spotkanie i by ją skusić (bo diablica nie chciała wyjść z domu :p) zaproponowałam (dobrze wiedząc, że kocha Teatr Narodowy), że pójdziemy razem na jakiś spektakl. Fortel się udał, poszłyśmy na „Fortepian pijany” (ze względu na mą fascynację głosem Marcina Przybylskiego), a kilka dni później na „W mrocznym, mrocznym domu” i przepadłam! Emocje, które we mnie wyzwoliła ta druga sztuka były tak olbrzymie, że stały się katalizatorem do dalszych poszukiwań. A że z Kasią doskonale się chodzi do teatru (i nie tylko tam 🙂 ) to ruszyła machina, której rezultatem jest to, że teraz, gdy nie obejrzę jakiegoś spektaklu co tydzień – 10 dni, to jestem nieszczęśliwym człowiekiem.

Kocham teatr za bliskość, ogrom emocji, których dostarcza, za to, że najczęściej aktorzy włąśnie tam (a nie w serialach czy filmach) pokazują, na co ich stać, za olbrzymią pracę, jaką cała ekipa wkłada w to, by każdy spektakl był cudowny. Oczywiście, piszę w oparciu głównie o spektakle tak cudownej klasy, jak te w Teatrze Narodowym, Och-Teatrze, Teatrze Polonia, Teatrze Dramatycznym… Są też małe teatry, które zapewniają bardzo dobrą – jak na swe możliwości – sztukę, a są większe, które dają „polsatowski chłam” (np. Capitol).

Tak czy siak – teatr pokochałam miłością wielką, zafundował mi dziesiątki przecudownych wieczorów i ciekawych przeżyć. I gratisowych palpitacji serca, gdy np. po spektaklu podeszła do nas p. Beata Ścibakówna i skomplementowała nas „byłyście panie wspaniałe” – chyba było widać, jak dobrze się bawiłyśmy na „Fredraszkach” 😉 Miałam także okazję poznać dwóch z trzech moich ukochanych aktorów i to też było przeżycie, które będę hołubić długo. Suma summarum – zachęcam, byście też spróbowali, kiedy tylko będziecie mogli. To jest zachwycający, przynoszący wiele emocji i refleksji szczególny świat, w którym możecie się zanurzyć, polecam! A ci z Was, którzy z różnych względów nie mogą często bywać w teatrze, mogą za to obejrzeć całkiem sporo sztuk online, np. TUTAJ.

Teatralny rok 2016 prawie w całości
Teatralny rok 2016 prawie w całości

Po trzecie: punkt zbiorczy, który nazwę sobie hasłowo „życiowa zmiana”

W 2015 czułam, że z moim ciałem jest źle, że w moim wieku nie powinnam odczuwać problemów z biodrem, że mój nadgarstek i ramię nie powinno tak dawać czadu i inne takie „kwiatki”. W tym wszystkim nie pomagała duża nadwaga. To wszystko w końcu zmotywowało mnie do poszukania rozwiązania i z polecenia trafiłam do fizjoterapeutki, którą nazywam darem losu. Iwona Janus to wspaniała specjalistka od terapii manualnej w modelu holistycznym. Dzięki niej moje życie zmieniło się na znacznie lepsze i to w wielu aspektach!

Po pierwsze – co na początku straszliwie mnie wkurzało, bo byłam typem bardzo stacjonarnym – stwierdziła, że jeżeli mamy się spotykać i ma to mieć sens, to muszę zacząć robić ćwiczenia, które mi zapisze i dużo więcej chodzić. Ćwiczenia 6 razy w tygodniu. O 6:40 rano (bo tylko wtedy jestem pewna, że je danego dnia zrobię). Chyba teraz z łatwością możecie sobie wyobrazić moją początkową niechęć 😉 Chociaż to i tak były – z perspektywy czasu patrząc – ćwiczenia bardzo mało wymagające, na początku głównie jakieś rozciągania, napinania, generalny rozruch i odbudowa mięśni. Z czasem wchodziłam na kolejne stopnie trudności, a teraz ćwiczę wymiennie – zestaw od Iwony + zestawy interwałowe (tzw. trening przedziałowy o wysokiej intensywności) z kanału Lumowell. No i coraz częściej sama zaczynam szukać nowych możliwości. A rozmowy z Iwoną w trakcie 50-minutowych wizyt to kopalnia inspiracji, motywacji, nowych pomysłów i punktów widzenia, jest świetna!

Czy Wy macie pojęcie, co to dla tak zapuszczonej fizycznie osoby oznaczało, gdy poczuła, że zaczyna mieć mięśnie? A gdy zaczęło je być widać spod kochanego ciałka? I gdy odczułam, że wejście na 4 piętro nie doprowadza mnie do stanu przedzawałowego, a wręcz nie jest żadnym wyzwaniem? Gdy zobaczyłam, jak inaczej chodzę, siedzę i ogólnie się poruszam? Matko, jak bardzo wcześniej nie dbałam o swoje ciało! A wydawało mi się, że przecież „tylko” nie ćwiczę, ale poza tym jest git. Frajerka…

Jakoś tak wyszło, że mniej więcej miesiąc po rozpoczęciu chodzenia do fizjoterapeutki Kasia usnuła swój fortel (ciekawe, czy w zemście za mój teatralny…) i wplątała mnie w zmianę żywieniową. No właśnie, nie dietę, nie odchudzanie, ale zmianę podejścia do żywienia. 5 posiłków dziennie, o jak najbardziej stałych godzinach (bo oczywiście nie da się jak w zegarku), owoce do 12:00, jak najmniej węglowodanów (tym bardziej, że cukry w tej czy innej postaci są w 80% produktów!), jak najwięcej warzyw, brak podjadania między posiłkami. O jeżżżżu, jakie to było ciężkie na początku! No bo jak to – nie zjeść cukiereczka lub czipsa (szczególnie, gdy nasz działowy „paśnik” jest pod moim nosem), tyle gotować i jeździć z pudełkami z obiadami i sałatkami prawie codziennie do pracy. Nie podobało mi się to na początku, oj nie! Do momentu, gdy zaczęłam odczuwać efekty. Ćwiczenia + przepracowanie trybu żywieniowego poskutkowało tym, że na spokojnie i bez katowania się (ba! najadając się pysznościami po dziurki w nosie) w 10 miesięcy schudłam 12 kilogramów (generalnie więcej, ale pierwszy raz zważyłam się w kwietniu, więc nie wiem, ile w sumie, obstawiam, że mogło być 14-15). Wiem, dla niektórych to żaden efekt wow, ale dla mnie jest to bezpieczne i wygodne zmienienie rozmiarówki o kilka numerów w dół. Jeszcze jakieś 7 kolejnych i będę stabilizować wagę na tej „książkowej”.

Nie udałoby mi się przetrzymać początków i kryzysów, gdyby nie Kasia i druga „wspomagaczka” – Sylwia. Kibicowały, chwaliły, wspierały, gdy trzeba było powiedzieć gorzką prawdę – waliły prosto w oczy. A od pewnego czasu dodatkową motywacją jest fantastyczna babska grupa na FB – „I wish I was Beyonce – tak pozytywna, wspierająca i normalna (bez zadęcia: zjadłaś czipsa! Katuj się teraz! Czy też bez misjonarstwa dietetycznego i nauczania nieoświeconych). Dziewczyny dzielą się doświadczeniami, przepisami, ciekawostkami, wspierają w chwilach zwątpienia, radzą, gdy są pytane o rade, uwielbiam tę grupę!

Wsparcie Kasi i Sylwii oraz zmiany w mym ciele (i w konsekwencji po części też w psyche) poskutkowały tym, że zaczęłam nosić spódniczki i sukienki, co ostatni raz zdarzyło się pewnie w podstawówce, gdy byłam zmuszana stroić się w nie na apele. Czułam się w nich źle, więc przez długie, długie lata nie nosiłam ich w ogóle. A teraz żałuję, bo to jest świetna sprawa! Niestety, zimą chodzę w nich rzadziej, ale już niedługo wiosna i wrócę do standardu z ubiegłych wakacji, gdy spódniczki i sukienki były najczęstszym mym ubiorem. Poczułam się dzięki temu bardziej kobieco. No i w końcu mogę pięknie wyglądać, gdy idę do teatru 🙂

W 2016 roku zyskałam też bliskość prawdziwej przyjaciółki, z którą mogę naprawdę o wszystkim porozmawiać wprost i bez fochów. Jesteśmy w stanie przegadać – chyba naprawdę – każdy temat, szczerze wyjaśniając swoje punkty widzenia, swoje doświadczenia, obydwie strony są zaangażowane i otwarte na komunikację wprost. Taka głębsza przyjaźń, a nie tylko taka do poplotkowania i wyjścia na wino od czasu do czasu. I to jest piękne. Bywają chwile kryzysowe, bo mimo sporej dozy podobieństw, mamy kilka dużych różnic charakterologicznych. Ale właśnie to jest piękne, że mimo tego, że tak się w kilku istotnych sprawach różnimy, to i tak chcemy i potrafimy się dogadać. Dziękuję! :*

Te wszystkie powyższe czynniki wpływają też na moje myślenie i podejście do życia. Oczyszczając i wspomagając me ciało, by wróciło do formy zmieniło się też moje podejście np. do zakupów, jedzenia produktów przetworzonych, robienia sobie – na własne życzenie – krzywdy żywieniem i stylem życia etc. Ale także moje kompleksy są powolutku przepracowywane, z pomocą właśnie Iwony oraz przyjaciółek. Przepracowuję kwestię np. tego, że nie jestem pomidorówką,żeby mnie wszyscy lubili i że nie zamierzam uzależniać swojego samopoczucia i stanu nerwów od innych (oczywiście jest to megatrudne!), pracuję też nad postrzeganiem samej siebie. Możecie tego nie wiedzieć, bo skąd, ale jestem jednym wielkim kłębkiem kompleksów, mam więc nad czym pracować przez długie lata. Ale najważniejsze jest to, że zobaczyłam, że się da i że z dobrą wolą, motywacją, wytrwałością da się zrobić naprawdę wiele! Ja w każdym razie czuję się po ubiegłym roku dużo lepiej niż w latach wcześniejszych i zamierzam dalej to zmieniać na lepsze i lepsze!

ja-kiedys
Mniej więcej tak wyglądałam jakieś 1,5 czy 2 lata temu
Zdjęcie z tego tygodnia, gdy miałam okazję poznać Marcina Przybylskiego (tego, od głosu i cudownego aktorstwa <3)

To wszystko pokazało mi, że naprawdę chcieć, to móc. Uważam, że poza skrajnymi przypadkami jakiejś ciężkiej choroby każdy może zrobić tak samo. Tylko trzeba tego naprawdę chcieć, nie szukać wymówek, a możliwości, być otwartym na zmiany i cieszyć się drobiazgami.

A ja teraz uczę się powoli tego, jak być tu i teraz. I nie odkładać życia na później, bo tego później może nie być. Kibicujcie mi! 🙂

A teraz zostawiam Was z tym wpisem i lecę poćwiczyć!

Zatrzymane chwile #22

Szczęśliwie dla mej schorowanej dłoni i nadgarstka nadeszla pora na kolejne fotopodsumowanie, a to spokojnie mogę zrobić lewą ręką. A pażdziernik był baaaaardzo pracowity i bardzo zabiegany – ważne premiery, spotkania, festiwale, targi, działo się!

 Przede wszystkim starałam się łapać piękne chwile tej jesieni…

Jak zwykle były też książki i czytanie, bo jakżeby inaczej!

Z tego, co widzę, to była też masa kolorowanek. Miałam wydajny miesiąc 😉

Były wyjazdy okołoksiążkowe, spotkania z fajnymi ludźmi i bolączka, że na to zawsze zbyt mało czasu…

Przy okazji wkręciłam garstkę ludzi w to, że zostałam autorką. Ja! Która od zawsze twierdzi, że zna swoje ograniczenia i w życiu mi do głowy nie przyjdzie pisanie książki. Nie słuchacie! 😛

Były też drobiazgi, różności:

Była impreza z okazji zacnej rocznicy istnienia firmy 🙂 Były piękne poranne widoki. Był przedpremierowy pokaz „Marsjanina” (całkiem przyjemna rozrywka!). Były postanowienia życiowe koleżanki zza biurka obok. Była nowa cudna kolorowanka oraz suche pastele do teł, których niestety nie miałam okazji wypróbować w związku z choróbskiem. Ciekawe, kiedy będę mogła wrócić do tej cudnej rozrywki…

Listopad już powinien być spokojny, zobaczymy!

Zatrzymane chwile #21

Ciekawe, czy uznacie wrzesień za wart oglądania, w dużej części wyszedł mi dosyć monotonny. Może dlatego, że jest to czas, w którym mam mnóstwo roboty, więc głównie siedzę i pracuję, a nieliczne wolne chwile staram się wykorzystać na relaks. Chociaż różnie z tym bywało, bo biegałam też po lekarzach, po sklepach (szukanie ubrania na imprezę firmową – koszmar!). Ale przechodząc do rzeczy, to mój wrzesień był taki…

Było duuuuużo kolorowankowego szczęścia!

Uwielbiam kolorowanie coraz bardziej. Stale uczę się nowych rzeczy, technik, doboru kolorów, sprawia mi to masę frajdy. Tylko muszę trzymać rękę na finansowym pulsie, by nie przepuścić połowy pensji na zeszyty i przybory 😉

Był rodzinny przedłużony weekend w Trójmieście i okolicach 🙂

Pogoda trafiła nam się mocno w kratkę, ale i tak było cudnie. Uwielbiam polskie morze i uwielbiam Trójmiasto, jak mi się znudzi kiedyś Warszawa, to się przeprowadzę.

Było sporo zachodów słońca i jesiennych zdjęć uroczych 😉

Pięknych widoków dookoła jest naprawdę sporo, tylko dni coraz krótsze i coraz bardziej ograniczone są możliwości ich łapania, a szkoda!

Były książki, chociaż mało ich zdjęć ostatnio, bo najczęściej czytam w komunikacji miejskiej i w podróży, a wtedy raczej fot nie robię.

Na pierwszym zdjęciu widzicie fragment pierwszego tomu trylogii V.C. Andrews, który pojawi się w księgarniach w listopadzie. Trzy książki z kolejnego zdjęcia już dawno przeczytane, ale ciągle nie mogę się zmotywować do ich opisania. A ostatnia od dzisiaj w czytaniu, bardzo jestem ciekawa wrażeń.

Było też – kolejny raz z rzędu – Blog Forum Gdańsk, gdzie w końcu byliśmy książkowo lepiej reprezentowani!

Impreza zasługuje na opisanie w osobnej notce, niech tylko znajdę chwilę. Było ciekawie, wesoło, w niesamowitym miejscu (polecam ECS!), a na dodatek przyjechałam z Kindlem! Orange zorganizowało bingo, 4 z 5 czytników zgarnęli blogerzy książkowi 🙂 Ciekawe, kto był piątym szczęściarzem!

No i na koniec różności:

Rzut okiem na centrum przed zniknięciem w otchłaniach Dworca Centralnego. Storczyk wyznający miłość 🙂 Oraz gazetka o whiskey. Czyli garść pierdołek 😉

To byłoby na tyle, dosyć monotonnie, przyznaję. Październik ma szansę być bogatszy w wydarzenia, ale zobaczymy…

Zatrzymane chwile #20

Nadrobiłam lipiec, a teraz czas na sierpień!

Jak zwykle – były książki!

Było pyszne jedzenie, mniam, mniam… Poczynając od przepysznej tarte flambee, przez genialne ciasto marchewkowe z dodatkami, domowej roboty kompot, pierwsze w sezonie kurki oraz własnoręcznie mieszane musli (od którego się uzależniłam).

Były kolorowanki, nowe zeszyty do kolorowania, nowe kredki i inne pomoce naukowe 😉

Było trochę natury, widoków i przyjemności 🙂

I kilka do niczego nie pasujących fot 😉 Pierwsze foto, to moje wspaniałe, pierwszosierpniowe odkrycie! Okazało się, że w czasie, gdy wiele osób w Warszawie godzinę „W” świętuje przy wyciu syren i rac, moi sąsiedzi najpierw słuchali Chopina, potem – przez minutę – stali w ciszy, a potem zaczęli śpiewać wojskowe i warszawskie pieśni. Ależ to było niesamowite!

Kolejne foty, to już pierdołki: nowy budzik, który kupiłam. Za nim symbol przeraźliwej suszy, która przez tygodnie dręczyła Warszawę, a na końcu siedziba radiowej Trójki, gdzie (dwukrotnie w ciągu jednego miesiąca!) wypowiadałam się a propos kolorowania i kolorowanek. Jednak zrobiła się moda!

I to tyle, jestem z fotopodsumowaniami na bieżąco, oby tak dalej 😉 Chociaż nie wiem, czy są one Wam potrzebne, bo są chyba dosyć monotonne. Ja tam je lubię, ale nie wiem, na ile są one dla Was interesujące?