„Historie miłosne” – Eric-Emmanuel Schmitt


Wydawnictwo: Znak, 2010

Oprawa: twarda

Liczba stron: 460

Moja ocena: 5/6

Ocena wciągnięcia: 5/6

*****

Lubię Schmitta. I sama tak do końca nie wiem dlaczego! Może za delikatność jego prozy, która jednak potrafi w sekundę przywalić jak obuchem? Za pokręconych bohaterów? A może za to, że nie udaje lepszego niż jest i tworzy książki właściwie dla każego?

„Historie miłosne” to zbiór siedmiu opowiadań wzbogacony dramatem „Tektonika uczuć”. Dramat ten został wydany jako osobna książka, a opowiadania – z tego, co słyszałam – pokrywają się częściowo z tymi ze zbioru „Odette i inne historie miłosne”. Ja miałam to szczęście, że żadnego z tych utworów wcześniej nie czytałam, więc przeżyłam małą ucztę.

Schmitt czuje się dobrze i w krótkich opowiadaniach, i w tych, które się kwalifikują prawie że na powieść, tak samo dobrze odnajduje się w dramatach i powieściach. Czysta uniwersalność. A ten zbiór zawiera same dobre utwory, nie myślałam, ze jest to możliwe. Oczywiście jedne podobały mi się bardziej, inne trochę mniej, ale generalnie wszystkie są dobre, sukces!

Pogrążyłem się w myślach na temat ulotności sukcesu, przemijającego charakteru każdej popularności. Perspektywa ta zupełnie mnie dobijała. Może dzisiaj mam czytelników, ale czy będę ich miał jutro? W swojej głupocie pisarze uznawali, że udaje im się uciec przed losem śmiertelników, ponieważ zostawiają coś po sobie, ale czy to coś przetrwa? O ile potrafię się zwracać do czytelnika z XXI wieku, to cóż mogę wiedzieć o czytelniku z XXIII wieku?

„Marzycielka z Ostendy” urzekła mnie od pierwszych stron. To świetna opowieść o niewiarygodnej miłości, barwna, z mnóstwem wdzięku.  Urzekła mnie ta historia jak z bajki, do końca kibicowałam Emmie, jednocześnie zastanawiając się co też przygotował dla niej autor. Bardzo mi się to opowiadanie podoba, trafiło do ulubionych utworów tego autora.

„Zbrodnia doskonała” to z kolei opowieść o obsesji, o braku wiary w siebie i ukochanego, a w końcu również o wyrzutach sumienia. Cały czas zastanawiałam się nad tym, jak bardzo lub jak mało jesteśmy w stanie wierzyć innym, jak wielki to wywiera wpływ na nasze życie i w jak niewielkim stopniu najbliższe sobie osoby potrafią się tak naprawdę komunikować ze sobą.

„Kobieta z bukietem” – hm… Ta historia jest dziwna, ale przejmująca tym czekaniem przez lata. Kobieta czekająca dzień w dzień na peronie nr 3, z bukietem kwiatów w ręku. Na co czeka? Takiego zakończenia się spodziewałam, jednak nie wzbudziło mego entuzjazmu.

„Odette Jakkażda” to kolejne opowiadanie, które niezmiernie mi się podobało. Piękna historia wiernej miłości, wsparcia, zagubienia i odnalezienia w życiu tego, co ważne. A do tego cały czas zastanawiałam się, czy aby autor nie pokusił się tutaj o wstawki autobiograficzne i/lub przemyślenia a propos literatury, pisania, krytyki literackiej etc. Zresztą te momenty zastanowienia dopadały mnie nie tylko w trakcie czytania tego opowiadania, zdarzyło się i w innych momentach, ciekawe na ile Schmitt umieszcza własne przekonania w książkach, a na ile tylko kreuje światy swoich bohaterów.

„Piękny deszczowy dzień” – ciekawa opowieść o zmienianiu się człowieka, wkurzająca główna bohaterka, ale też nieszczęśliwa kobieta.

„Bosa księżniczka” – cóż to za przejmująca opowieść z bolesnym zakończeniem, taka jedna noc szczęścia, a potem… Brrr! Króciutkie opowiadanie, które mocno dało mi po łbie.

„Wszystko, czego potrzeba do szczęścia” to kolejna bardzo smutna opowieść o miłości, która nie potrafi sobie poradzić z rzeczywistością. Przerażające było brak komunikacji między małżonkami, niemożność szczerej rozmowy, która doprowadziła do ostatecznej tragedii. Jak bardzo niedoceniamy możliwości komunikacji!

„Tektonika uczuć” – pod wpływem tego dramatu przyszło mi do głowy, że miłość, nienawiść i znowu miłość dzielić może przeraźliwie cienka linia oraz truizm: gdybyśmy znali konsekwencje swoich czynów, to zdecydowanie byśmy dużej części z nich nie robili.

Książki Schmitta często działają na mnie w dobry sposób, przypominają o pięknych chwilach, które trzeba cenić. Ktoś powie, że to samo robi Coelho, nie wiem, czytałam tylko jedną jego książkę, nie zachwyciła mnie, więc nie kontynuowałam znajomości z tym autorem. Schmitt mi wystarcza w tym aspekcie 😉 © Agnieszka Tatera

20 myśli w temacie “„Historie miłosne” – Eric-Emmanuel Schmitt

  1. Ja czytałam jakiś czas temu, też bardzo lubię Schmitta, tyle tego produkuje, a jednak większość świetna 🙂

    Moim zdaniem Schmitt i Coelho to dwie różne bajki. Coelho wydaje mi się cięższy (w stylu, nie w znaczeniu „trudniejszy”) i jakoś tak do mnie nie przemawia – w całości przeczytałam tylko „Alchemika”. A do Schmitta regularnie wracam. Nie wydziwia, pisze prosto, oryginalnie i mądrze.

    Jakiś czas temu oglądałam film „Pan Ibrahim i kwiaty Koranu”, fajna ekranizacja.

  2. O, widzisz, dobrze, że o tym napisałaś, bo czytałam „Odette i inne historie…” oraz „Tektonikę…”, rozczarowałabym się, gdybym kupiła tę książkę i dostała to, co już znam. Mam na półce jeszcze nie czytany tomik „Marzycielka z Ostendy” – specjalne zerknęłam na spis treści i co? Też się utwory pokrywają!
    Schmitta bardzo lubię. Coelho jest inny.
    Pozdrawiam.

    1. Książkozaur – zgadzam się z tym, że dużo pisze i że większość jest przynajmniej dobra 🙂 Bardzo tego autora lubię.

      Ja sięgnęłam tylko po „Na brzegu…” i nie spodobała mi się, a Schmitta czytam każdą książkę, jaka pojawia się w mojej biblioteczce. Wiem tylko z czytania różnych i śłuchania różnych dyskusji, że całkiem sporo osób (a pisząc wprost – głównie przeciwników) porównuje tych 2 autorów.

      Ja jeszcze żadnych ekranizacji nie oglądałam, ciekawa jestem, jak wyszły.

      ***

      Agnesto – no właśnie, dlatego specjalnie napisałam, bo też sama się o tym dowiedziałam dopiero jakiś czas po otrzymaniu książki. Dobrze, że żadnego z tych utworów wcześniej nie znałam. Pomyślałam, że mogę komuś zaoszczędzić zaskoczenia. I ja lubię Schmitta 🙂 Pozdrawiam!

  3. Choć Coelho tak samo jak Schmitt namawia nas do przemyśleć,do wiary we własne marzenia i do samorealizacji to różnica pomiędzy nimi jest taka,że Schmitt opisuje Świat filozoficznie zostawiając nas z głębokimi przemyśleniami a Coelho skupia się na jednostce i jej samorealizacji.Do tego Coelho przywołuje siły natury,Boga a nawet magię .

    Najlepsze książki Coelho to te z kobietami w roli głównej:Weronika postanawia umrzeć,Demon i panna Prym,Czarownica z Portobello, 11 minut ,Brida,Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam…

    Lubię Schmitta jak i Coelho obaj są z 2 różnych beczek i porównywanie ich nie ma sensu..
    aga

  4. Marzycielka z Ostendy – kocham to opowiadanie. Szczególnie zakończenie. Rozklejam się na nim zawsze, nic nie poradzę na to. Podobała mi się też mała „gra”, którą tytułowa marzycielka podarowała swojemu mężczyźnie – nie sądziłam, że Schmitt posunie się do opisania … (nie chcę tutaj psuć komuś zabawy), ale zrobił to w taki sposób, że pokochałam go za to jeszcze bardziej 😉

    Mam ten tomik w domu, był lekko nietrafionym prezentem gwiazdkowym w tamtym roku, bo „Odette” i „Marzycielkę” posiadam już na półce, z drugiej strony „Tektoniki” na własność nie mam, więc właśnie za to służy mi ów tomik 😉

    A Colelho nie trawię, nie zachwyciłam się jego „Alchemikiem”… raczej doczytywałam na siłę.

    1. Właśnie o tym pisałam Alchemik ,pielgrzym ,piata góra,podręcznik wojownika światła to się bardzo ciężko czyta natomiast polecam Wero.
      U Schmitta uwielbiam Trucicielke,Kiedy byłem dziełem sztuki,Oskar i Pani Róza ,Tektonike uczuc ,Dziecko Noego,Małe zbrodnie małżeńskie.Natomiast miałam olbrzymi problem z Ulisessem z Bagdadu oraz Ewangeliami
      za marzycielkę właśnie się zabieram pozdrawiam aga

    2. Aga – ja Coelho czytałam tylko „Na brzegu…”, jakieś kilka lat temu, słabiusieńko pamiętam, głównie tyle, że wtedy wrażenia na mnie nie zrobiła większego. Potem już nie próbowałam nic czytać tego autora. Za to po Schmitta sięgam regularnie, jak tylko mam coś w swojej biblioteczce.
      A co do porównywania -jak pisałam wyżej – wiem tylko z czytania różnych i śłuchania różnych dyskusji, że całkiem sporo osób (a pisząc wprost – głównie przeciwników) porównuje tych 2 autorów.

      Nyx – nie dziwię Ci się, to jest naprawdę dobre opowiadanie. I ja się delikatnie wzruszałam i przejmowałam 🙂 A te menu – super! Bardzo mi się podobał i pomysł, i wykonanie.
      Hehehehe – ja mam jeszcze „Odette i inne historie miłosne”, muszę sobie teraz porównać zawartość tych zbiorów i zadecydować co dalej.
      Ja Coelho czytałam tylko 1 książkę i na tym się zatrzymałam. Nie planuję powrotu.

      Aga – ja teraz robię sobie przerwę od Schmitta, lubię po niego sięgać od czasu do czasu, robić sobie przerwy i wracać z nastawieniem na fajną lekturę 🙂

      1. Może źle się wyraziłam nie zamierzałam ani bronic Coelho ani pisać źle o Schmittcie.Ja również uwielbiam Schmitta,a Coelho lubię ale jak pisałam wyżej tylko w połowie jego twórczości.Nic pozdrawiam aga
        Poza tym jest tyle fajnych książek,że czasu nam braknie na nie i każdy czyta co mu odpowiada.Tak czy inaczej dzieki za bloga

        1. Aga – spoko, nie martw się. Ja od Schmitta robię przerwę, bo tak lubię od czasu do czasu coś jego przeczytać. A co do Coelho, to zwyczajnie na razie nie próbuję nic nowego, bo w domu mam kilkaset pozycji do przeczytania + kolejne przybywają regularnie 😉 Jak się trochę opędzę z wyrzutów sumienia, to może i sięgnę po coś z Twoich polecanek, by się przekonać jak to ze mną i z nim jest.
          Oj tak, mnóstwo książek, a tak mało możliwości suma sumarum :/ No nic to, nie będę o tym myśleć 😉 Dzięki za odwiedziny i zapraszam ponownie! 😀

  5. Pierwsza, czwarta i szósta historia pojawia się także w „Odette i innych historiach miłosnych”, ale jest tam również kilka innych, wartych przeczytania. „Tektonika uczuć” natomiast odrobinkę mnie zawiodła, bo liczyłam na to, że dorówna „Małym zbrodniom małżeńskim”, które uwielbiam, ale i tak daje do myślenia :).
    Pozdrawiam serdecznie!

    1. Proszę:
      Wanda Winnipeg,
      Piękny deszczowy dzień,
      Obca,
      Falsyfikat,
      Wszystko, czego potrzeba do szczęścia,
      Bosa księżniczka,
      Odette Jakkażda,
      Najpiękniejsza książka świata

    1. Aga – ja znam 3 płatki kamelii, czytałam i gorąco polecam, na zaczytani.pl napisałam nawet recenzje. To literatura tak odmienna od książek, które są pisane i wydawane, ale dla mnie to był olbrzymi plus, miło było oderwać się od monotonii, niesamowita powieść 😉

  6. Hej, no właśnie dowiedziałam się troszkę o Larze, bardzo młoda osoba. Niestety to jedno z takich dzieł do którego bardzo chętnie wrócę i to nie raz, dlatego zdecydowanie zatrzymam ją w swojej biblioteczce 🙂

  7. Ja też jestem fanką Schmitta 🙂 Oczywiście wszystkie pozycje wymienione we wpisie przeczytałam, ale chyba książką, która została w mojej głowie na dobre jest „Kiedy byłem dziełem sztuki” – jeśli ktoś nie czytał to polecam!

Usuwane są wszelkie komentarze wulgarne, a także reklamy. Zdobądź się na odwagę podpisania swej wypowiedzi.