Pod obserwacją


okna

Uwielbiam okna.

Odkąd pamiętam, świat mnie fascynował i nadal tak jest. Lubię się mu przyglądać. Może wynika to z tego, że jestem późnym dzieckiem i sporo przebywałam z dorosłymi ludźmi, często bawiłam się samodzielnie w różnych uroczych zakątkach pobudzających wyboraźnię. Nie wiem. Wiem, że lubię obserwować. Może narażę się na miano podglądaczki, ale trudno, z naturą nie zamierzam walczyć.

Gdy wracam wieczorami do domu, to uwielbiam zaglądać w rozświetlone wnętrza mieszkań. Okno za koronkową firanką, na ścianie piękny obraz, martwa natura, kwiaty; regał z zastawą stołową; ludzi nie widać, ciekawe, co robią, może odpoczywają z książkami na kanapie? A kilka okien dalej można zajrzeć do kuchni, gdzie zebrali się przyjaciele, może rodzina? Dwóch mężczyzn siedzi przy stole, kobieta się krząta. Roześmiani, rozgadani, może świętują awans któregoś z nich? Kawałek dalej z kolei półmrok rozświetla tylko ekran wielkiego telewizora, pewnie ktoś ogląda ukochany serial. Za chwilę mijam mężczyznę, który siedzi na parapecie i pali papierosa, za nim kobieta, która coś do niego mówi, kłócą się? A może zwyczajnie omawiają, co zdarzyło się danego dnia? Przez inne okno widać pokój dziecięcy, słychać głos dziecka bawiącego się z matką, szczęśliwe chwile dzieciństwa… Jeszcze dalej ktoś siedzi przy komputerze, gra w grę, nad nim półka z książkami, a obok paprotka. Obok bardzo eleganckie mieszkanie, jak spod igły, ale mimo rozświetlonego pokoju nigdzie nie widać ludzi, gdzie są? Czyżby ktoś gotował coś w niewidocznej kuchni? A może przygotowuje się do wyjścia i właśnie bierze prysznic?

Kocham leniwe weekendy. To właśnie wtedy mogę stanąć w kuchennym oknie z kubkiem kawy i obserwować to, co dzieje się na zewnątrz. Staruszka, która powolutku drepcze razem ze swoim pekińczykiem, zagaduje sąsiadów, pewnie czuje się samotnie. Dziecko ucieka od matki, może ona chce zabrać je już do domu, a ono chce dłużej bawić się na podwórku? Rodzinka pakuje się do auta, pewnie jadą na zakupy lub w odwiedziny. A może do kina? Klub Abstynenta organizuje kolejny Dzień Sąsiada. Drzewo i płotek obwiesili balonami, robili grilla, dzieci biegają, dorośli rozgadani omawiają swoje sprawy, schodzą się kolejni znajomi. Ktoś trzepie dywan, dźwięk odbija się od kolejnych budynków dookoła, rośnie.

A podróż? Przecież kilka godzin w pociągu czy autobusie to świetny czas na obserwację! Ktoś sadzi coś w ogrodzie, skrzętnie szykuje się do wykarmienia za jakiś czas swojej rodziny. Ktoś rozwiesza czyściutkie, białe prześcieradła. Dziecko pędzi na rowerze, a za nim biegnie pies, obydwoje wyglądają na szczęśliwych. Na trawie siedzi para, przytuleni, w kokonie własnej miłości nie zwracają uwagi na świat dookoła nich. Rolnik jedzie traktorem, ciągnie pług, przygotowuje pole pod kolejne zbiory. Ludzie pospiesznie przechodzą przez ulicę, zaraz będzie czerwone, obijają się o siebie, nikt nie przeprasza, byle do przodu. Ojciec prowadzi za rączkę małe dziecko, bardzo skupione na tym, by iść dalej i dalej.

Tyle światów, tyle możliwości, tyle potencjalnych historii, które można sobie wyobrazić! Uwielbiam okna…

18 myśli w temacie “Pod obserwacją

  1. Ja u sąsiadów z naprzeciwka odkryłam ostatnio pokaźną bibliotekę (na całą ścianę). Kusi mnie, żeby zlustrowac ją kiedyś dokładnie lornetką:).

  2. Ha, same here. Moja familia się ze mnie śmieje, że powinnam mieszkać w Holandii, tam ponoć same wielkie okna (dawna tradycja: żeby było widać, czy żony marynarzy się dobrze prowadzą pod nieobecność małżonków ;))

    1. Iza – o proszę 🙂 Jeszcze takiego czegoś u sąsiadów nie odkryłam, ale za to ci dwa piętra wyżej dają piękne koncerty na fortepianie 😀 Już się nie mogę doczekać wiosny i pootwieranych szeroko okien 😀

      Joanna Malita – nie wiedziałam, że to się z takiej tradycji wywodzi! Faktycznie, gdy byłam (dobrych kilka lat temu) 3 czy 4 razy w Holandii, to zaskoczyło mnie to, jak mało domów i mieszkań jest „poubieranych” – prawie zero firan czy rolet. A często nawet otwarte drzwi do mieszkania, prosto z chodnika można sobie wejść! To był dla mnie szok.

  3. Przyznaj się, zaglądałaś do mojej duszy i ukradłaś moje myśli, i tak je pięknie opisałaś, prawda? Bo wiesz… ja myślę, czuję i robię tak samo jak Ty. I czasem czuję się z tym trochę nie na miejscu, ale lubię obserwować ludzi, uwielbiam zaglądać do okien i kocham dopowiadać o ludziach historie. Będę kiedyś tą staruszką, która przechyla się przez parapet i patrzy na świat. Bo on jest ciągle taki ciekawy 🙂

    1. Lina – hahaha, nie przyznaję się! 🙂 A za dobre słowo dziękuję 🙂 Wiesz, ja też czasami czuję się nie na miejscu, ale mówię sobie, że nie robię tego ze złej woli, tylko właśnie z potrzeby wyobraźni 🙂 Myślę, że też będę taką staruszką, która będzie patrzeć na świat z okna czy ławki :>

      Kasiek – hm… no nie wiem, nie wiem, siostrze się nie wciska kitu 😉

  4. Też tak mam. Dopiero na studiach, gdy zwierzyłam się mojemu tacie, jak to uwielbiam zaglądać ludziom w okna, dowiedziałam się, że mam to po mamie. Podobno na spacerach z tatą też zawsze zaglądała w oświetlone okna. A ja bym mogła tak godzinami siedzieć wieczorami przy zgaszonym świetle i zastanawiać się co też robią ludzie w tych oświetlonych pomieszczeniach, czytają coś fascynującego i się zaczytali do tej 3 w nocy, uczą się, spotykają się ze znajomymi, uwielbiam chodzić na spacery i obserwować ludzi, okna, to co się dzieje na ulicy. Nawet na siłowni wybieram urządzenia przy oknie na całą ścianę, bo jakoś łatwiej mi się ćwiczy, gdy mogę obserwować targowisko przy siłowni i tych wszystkich ludzi przewijających się alejkami 🙂

    1. PlusMinus – no to mamy dokładnie tak samo 🙂 To jest fascynujące, nie wiem, jak można uznać obserwację świata (bo nie tylko ludzi, chociaż na tym się skupiłam) za nudną! Mission impossible 😉

      Pieguska – dziękuję bardzo! 🙂 Zastanawiam się, czy podobałm, tu była niesamowita akcja, poczułam, że naprawdę muszę to napisać, usiadłam, napisałam, a potem tylko zastanawiałam się, czy publikować 🙂

  5. Wzbudzam na wsi kontrowersje, bo nie posiadam firan – nie ma to jak rodzina alergików. Z kolei w mieście na małej przestrzeni jest tyle możliwych ciekawych historii do opowiedzenia, ale najlepsze jest owo niedopowiedzenie…

    1. Dominika Fijał – ja mam firany w pokoju, w kuchni mam tylko takie zasłonki z boku okna. A że parapet szeroki, to zdarzało mi się na początku na nim siedzieć i czytać (oraz obserwować przy okazji), a że mieszkam na pierwszym piętrze z oknami na podwórko, to wzbudzałam sensację 😀 Ale już mi przeszło, niewygodnie tam 😉
      To fakt, w mieście tych historii jest tyle, że można oczopląsu dostać 😀 Same rozpoczynające się opowieści, do których samodzielnie można dopisywać dalsze ciągi, super to jest 🙂

  6. Też tak mam 🙂 Na „nieszczęście”okna mam daleko, więc ratuję się tymi mijanymi w drodze z pracy i facebookiem, gdzie obczajam znajomych, znajomych znajomych, a czasem całkiem nieznajomych, ale coś tam komentujących. Mąż mówi, że to nienormalne, ale czy normalne jest ujawnianie całego swojego życia na forum? Do nikogo się nie włamuję, po prostu korzystam z zaproszenia i tego, co wyłożone jako poczęstunek 🙂

    1. Poczytajka – Ja też głównie jednak posiłkuję się oknami w drodze z/do pracy. I fakt, internet to też takie okno na świat, tylko trochę innego typu. Mnie jednak bardziej stymulują wyobraźnię te prawdziwe okna i ułamki rzeczywistości widziane przez nie.
      Hm… Normalne czy nie… Powiedziałabym, że tak się najzwyczajniej zmieniliśmy jako ludzie i tak teraz funkcjonujemy. Kiedyś siedziało się na ławce przed domem i rozmawiało z mijającymi nas osobami. Albo spotykało pod sklepem czy w kolejce po coś. A teraz podobną funkcję pełni net, tylko na trochę innych zasadach.

  7. Jako dziecko środkowe, nie późne i zaplanowane – za to introwertyczne – również mam naturę obserwatorki. Mam swoje ulubione okna od których uzależniam, którą z równoległych tras powrotu wybieram. Okna z trudnym do odgadnięcia kryjącym się za nimi kształtem pomieszczeń; okna ze starymi meblami; okna na niskich poddaszach, gdzie nieprawdopodobne wydaje się mieszkać, a jednak widać światło lamp i telewizorów… I zobaczone raz dwa sąsiednie okna – za jednym bogaty księgozbiór, na parapecie drugiego pokaźna kolekcja butelek po piwie.
    Podglądałam dotąd w milczeniu, a teraz muszę zabrać głos, bo się zastanawiam: Czy ten wpis to efekt zmęczenia blogowaniem, o którym jakiś czas temu pisałaś na „fejsie”? w sensie, że nowe otwarcie, powiew świeżości i oddech przynoszą takie właśnie wpisy, niekoniecznie książkowe choć z pewnością można powiedzieć, że w pewien sposób literackie?

    1. Pani Od Kotów – o, a ja jestem dzieckiem drugim i ostatnim, późnym i chyba jednak nieplanowanym 😉 Fajnie piszesz o tych swoich oknach, ciekawie. Szczególnie to ostatnie zestawienie zwróciłoby też moją uwagę 🙂

      Cieszę się, że przełamałaś milczenie! I tak, dobrze odgadłaś, to efekt „odpuszczenia sobie” i stwierdzenia, że blogowanie jest dla mnie, a nie ja dla blogowania 🙂 Już od dawna chodził za mną ten temat, ale cały czas się powstrzymywałam, bo „na książkowym nie ma miejsca na takie teksty”. A potem wyluzowałam, stwierdziłam, że będzie tutaj to, na co ja mam ochotę i to, co mnie ciekawi, intryguje, inspiruje czy burzy mi krew. I zaraz zrobiło mi się lżej na duszy 🙂 I cieszę się, że ten wpis miał właśnie taki odzew, bo bałam się trochę, jak zareagują czytelnicy!

      1. Takie wpisy cieszą, bo można w pewien sposób lepiej poznać autora 🙂 Czy raczej poczuć jakąś więź, przekonać się, że ma się w głowie to samo, tylko zabrakło jednej myśli, żeby to w zdania ułożyć. Zawsze tłumaczę znajomym (kiedy np. ktoś się czepia, że gdzieś nie ma przypisów), że pisanie na blogu to trochę tak, jakby o czymś ciekawym, czym chce się podzielić, opowiadać przy piwie – na temat a niekoniecznie zobowiązująco. Ten wpis to rozmowa przy herbacie raczej. Dobrej, aromatycznej, gorącej, w dużym kubku. W oświetlonej żółtym światłem kuchni, przy stoliku pod oknem.
        To ostatnie intrygujące zestawienie było jedynym miejscem, które nie pamiętam, przy której ulicy było i nie mogłam go później odnaleźć. Za to zadzierając głowę w poszukiwaniu ciekawych okien odkryłam, że pewna kamienica nosi nazwę „Dom pod orłem” i statuetkę tegoż ptaka, a promienie reflektorów oświetlających wieże katedry w moim mieście, kiedy są chmury wyglądają z jednego miejsca prawie jak sygnał wzywający Batmana. 🙂

Dodaj odpowiedź do Iza Anuluj pisanie odpowiedzi