Bo wszyscy się boją Buki…


To właśnie ona kojarzy mi się z książkowym potworem, a o tym chciałam dzisiaj pisać. Wortal literacki granice.pl zapoczątkował dzisiaj na Facebooku akcję „Nie tucz książkowego potwora!”.

O szczegółach przeczytać możecie w materiale kryjącym się pod linkiem-nazwą tej akcji. Ja już swoje zdanie na ten temat ujawniałam wielokrotnie, pewnie każdy zna je na pamięć, więc nie będę się już na ten temat rozpisywała. Dodam tylko jeszcze materiały, które wrzuciły na grupę Anonimowych Książkoholików koleżanki-blogerki. Znajdziecie je tutaj, tutaj oraz tutaj. Zresztą wystarczy poszukać w necie, materiałów jest sporo, zresztą kilka dodatkowych linków podanych jest pod artykułem na granice.pl.

Co myślicie na temat tej akcji? A na temat samej sytuacji? Działań pośredników, wydawców, konsumentów?

Dawno tutaj nie dyskutowaliśmy, więc zapraszam do dyskusji! Proszę tylko o kulturalne wypowiedzi i trzymanie emocji na wodzy 😉

94 myśli w temacie “Bo wszyscy się boją Buki…

  1. Tak mi przyszło do głowy….skoro koszty przesyłki z wydawnictwa „pożerają” różnicę pomiędzy ceną u księgarskiego giganta, a ceną w wydawnictwie, to może w ramach walki z potworami i promowaniem małych księgarenek dać możliwość zamawiania książek z wydawnictw, do gratisowego odbioru w małej księgarence. Skoro zamówienie powyżej pewnej kwoty jest gratisowe, a ja takiej wielkiej potrzeby nie mam (żeby robić duże zamówienie), to księgarenka na pewno uzbiera zamówienie na te 150 złotych na ogół.

    Rzecz w tym, że lubię zamawiać książki przez internet, a nie biegać po księgarenkach na peryferiach, żeby tam zamawiać i potem tam odbierać. Ale wydawnictwo może na swojej stronie umieścić informację, że mogę zapłacić za przesyłkę LUB odebrać książkę bez kosztów przesyłki (jak u potwora) w księgarence przy ulicy….nr….a nawet w antykwariacie i wtedy ja zobaczę, że jest taniej i sobie drogi nadłożę, co i dla zdrowia wyjdzie na korzyść jeśli nie będzie to zbyt peryferyjnie księgarenka umiejscowiona.

    1. Wrzucę to samo, co napisałam w odpowiedzi na Twój post na FB, dobrze?

      Ja byłabym za. To tylko pewnie jest trudne do wykonania, bo każdy z wydawców musiałby indywidualnie budować sobie sieć pojedynczych dystrybutorów w każdym właściwie mieście – mnóstwo zachodu i sporo dodatkowych kosztów. Już prędzej widziałabym (chociaż to też mało realne) wspólne magazynowanie książek przez kilku różnych wydawców i wtedy można byłoby zamówić książki razem np. od 10 wydawców, a płacić za jedną przesyłkę.
      Niektóre wydawnictwa mają odbiór osobisty u nich, no ale to najczęściej jest jedno miasto. Mogłyby też bardziej użytkować sieć kiosków Ruchu, to idzie ogarnąć prościej – umowa z centralą, a odebrać można w każdym z kiosków.

  2. O! To ja bardziej jestem za inicjatywą amaZonki z paczkomatami InPostu. Tutaj różnica w cenie zrównuje się i przy np. dwóch książkach jest zysk, a nie przy zamówieniu za 150 zł. Póki co paczkomaty są mi nie po drodze, ale ma ich przybywać, a z pewnym potworem pocztowym także chętnie powalczę 🙂

    P.S. Też wrzucam tu i na FB, żeby więcej osób przeczytało.

    1. O tak, z potworem pocztowym, to ja powalczę więcej, niż chętnie, tylko widzę jeden problem – ciągle tylko on dociera do mojej wsi :/ A jazda 23 km, żeby odebrać paczkę z InPostu to jednak nie to, co tygryski lubią najbardziej. No, chyba, że ustawią w końcu taki paczkomat w mieście, do którego mam 9 km 😉

  3. A ja będę trochę ‚w poprzek’ 😉
    Cały problem w tym, że w Polsce nie ma dobrej ustawy regulującej rynek księgarski. Bo tak np. wydawnictwa, jak sama nazwa wskazuje, powinny książki „wydawać” a nie „sprzedawać”. Małe księgarenki maja problem nie tylko z gigantami sieciowymi, ale również z wydawnictwami, bo jak mają konkurować, kiedy wydawnictwo sprzedaje im książki z rabatem od ceny detalicznej, a samo sprzedaje bezpośrednio „konsumentom” po cenie jeszcze niższej? Gdzie miejsce na jakąkolwiek marżę księgarni?
    Podsumowując – ja akcji raczej popierać nie będę. Ja patrzę z punktu widzenia konsumenta i kupuję tam, gdzie taniej i dziwi mnie cała afera z ‚Buką’ 😉 – bo tam akurat zazwyczaj wychodzi mi najdrożej 🙂

    1. Pewnie, i wydawnictwa nie są święte. Ja to jednak widzę tak: Buka swoim postępowaniem wykończyła już kilka wydawnictw, jest na drodze do wykończenia kolejnych kilku. A to oznacza, że ja jako czytelnik tracę nie tyle wydawnictwa, co książki, które lubię, a które miały/mogły zostać przez nie wydane.A to tylko jeden z aspektów.
      A, faktycznie, Buka zdecydowanie nie jest najtańsza, oj nie!

  4. częściowo swoje zdanie na ten temat wyraziłam na FB. czytając powyższe komentarze, które sugerują odbiór w księgarenkach bez kosztów przesyłki mam małą uwagę – do tego potrzebne jest często konto internetowe lub karta kredytowa(bo takie opcje istnieją w niektórych księgarniach internetowych). A to już dodatkowa trudność. Poza tym, nie znoszę robić zakupów na zimno, bez zaglądania do książki, bez poczucia jej oddechem i dotykiem. No i nie znosze też hurtowo – a tak akurat opłaca się ewentualnie w przypadku kosztów przesyłki z wydawnictwa.
    A to, jak rozliczają się wydawnictwa z odbiorcami doprawdy mało mnie interesuje;/ jeśli ceny na stronach wydawnictw będą konkurencyjne zastanowię się.

    1. A, nie widziałam Twojej wypowiedzi, dzisiaj tyle osób to wrzuciło na fejsbuka, że nie ogarniam wszystkich komentarzy 😉 Co do zakupów – ja mam kartę debetową i też kupuję. Jednak większość osób ma albo kartę, albo konto. Poza tym – przy odbiorze w księgarni zapewne można też zapłacić na miejscu, co przy paczkomatach już raczej w grę nie wchodzi 😉
      Ceny na stronach wydawnictw (lub ich profilach na Allegro) już są konkurencyjne – fantastyczne są cotygodniowe promocje na stronie Znaku. Muza wrzuca „egzemplarze uszkodzone” (czyli 2 mm zgięcia rogu okładki 😉 ) na Allegro za kilkanaście złotych, sama tak kupowałam Murakamiego i Allende. Nasza Księgarnia ma tak samo „uszkodzone” egzemplarze za kilka, kilkanaście złotych. Wierzę też, że będzie lepiej i lepiej.

      1. Aga moje zdanie na temat zakupów internetowych znasz, uszkodzonych nie znoszę, takie mam za free w bibliotece, więc po co je kupować. A co do karty i konta – no cóż, ja np. nie mam ;/ O płatności przy odbiorze słyszałam tylko u pseudoksięgarza na E.

        1. Na temat zakupów internetowych znam, odpowiadałam tylko na Twój komentarz, gdzie pisałaś o cenach na stronach wydawnictw. I jeszcze raz:
          a/ książki w promocjach na stronie Znaku są nówkami nieśmiganymi,
          b/ uszkodzenie w książkach, które kupiłam u Muzy (a znajomi w NK) to były 2 mm(!) lekko zagiętej okładki. I znalazłam to tylko dlatego, że szukałam 😛 Uważam, że Murakami w twardej oprawie, w stanie idealnym za 16 zł, to świetny biznes 😉

          1. No tak, wszystko brzmi pięknie tylko, że to nadal zakupy w necie, a ja jak wiesz muszę dotknąć, powąchać … 🙂

            A nie pójdę do księgarni obejrzeć najpierw tego, co chcę kupić w necie … nie zniżę się do tego poziomu (a wiem, że tak się praktykuje;/). Podobnie rzecz się ma z książkami do recenzji, stąd mam często złe wybory heheh

            Aga ja muszę posiedzieć w takiej księgarni (nie muszę nawet nic kupić) i po kilkugodzinnej sesji biegania od stoliczka do regałów wybrać jeden tytuł 🙂 Ale ten jeden jest dla mnie bardziej święty, niż te trzy kupione hurtowo ;/ To może raczej młość do księgarni a nie do książek:)?

            1. Pamiętaj, że ja Cię nie namawiam na zakupy online, tylko reagowałam na Twój dopisek w komentarzu. To, żeby była jasność.
              I tak, faktycznie, u Ciebie jest to raczej księgarniofilia 😛 Ale dowaliłaś tym zniżaniem do poziomu, ja kiedyś tak robiłam. Potem przestałam czuć „świętość” macania książki przed kupieniem, a może skąpstwo zwyciężyło, nie wiem.

  5. A ja zrobiłam zestawienie na podstawie jednej książki, nazwijmy ją X i wyszło mi tak:
    wydawca – 35.50 + od 8-do 14 zł koszt wysyłki
    największa sieciówka – 33,90
    największy sklep internetowy – 33.29 + koszty wysyłki od 6 do 16 zł
    allegro – 25,90 i koszty wysyłki od 8-do 12 zł
    i jak by nie patrzeć, u wydawcy jest najdrożej, a wszyscy nadrabiają przesyłkami. I wcale to nie jest fajne, że niemoc wydawców trwa latami i tak prawdę mówiąc, wcale nie jest mi przykro z tego powodu. A problem wraca cyklicznie i zapewne jeszcze długo będzie wraca.
    Ja kupuję tam, gdzie jest najtaniej i tego będę się trzymała:).

    1. Oczywiście, że nie wszyscy wydawcy mają u siebie taniej. O przykładach świetnych cen napisałam ciut wyżej, w odpowiedzi na komentarz Monilibri. Może ja mam zboczoną wizję, bo rzadko kupuję jedną książkę, więc cena dostawy (o ile nie ma opcji odbioru) rozbija mi się na więcej niż jedną książkę.
      Też kupuję tam, gdzie najtaniej. Z wyjątkiem „promocji” w E., gdzie nawet, jak jest – rzadko – taniej, to nie kupuję. Z przyczyn, hm… ideologicznych 😉

      1. Nie no oczywiście, że kupuję hurtowo, bo tak mi się opłaca, dałam tylko przykład, że wydawnictwa nie są tanie, albo robią się konkurencyjne pod koniec roku, wtedy, kiedy bilans zysków i strat trzeba podliczyć. Ja to rozumiem, ale taka promocja wiosny czytelniczej nie czyni:).

        1. Ja tam wierzę, że pod względem kupowania na stronie wydawnictw będzie coraz lepiej. Coraz częściej widzę u nich świetne promocje, wyprzedaże etc. Więc staram się na to patrzeć optymistycznie 🙂

    2. Wydawnictwa (oraz hurtownie i księgarnie) to nie są instytucje charytatywne czy kulturalne (przynajmniej zdecydowana większość) – istnieją po to, żeby generować zyski. Aby je zwiększyć, stosują niekiedy niezbyt czyste metody – np. sztucznie zwiększają objętość książki albo oszczędzają na korekcie. Nie rozumiem zatem, dlaczego mielibyśmy te firmy jakoś specjalnie traktować czy wspierać. Ja też nie kupuję w empikach – ze względu na ceny. Ale podobne metody stosują np. sieci hipermarketów wobec swoich rozproszonych, mniejszych czy większych, dostawców. Dla nich również utworzycie grupę wsparcia na facebooku, zorganizujecie podobną akcję? Eeee… chyba nie – fajniej wkleić sobie na blog obrazek popierający wydawnictwo niż producenta, dajmy na to, pasztetu.

      A wracając do cen książek bezpośrednio u wydawców. Zdarzają się u nich fajne promocje, owszem, ale na ogół, jeśli nie mieszka się w miejscowości, w której wydawnictwo się znajduje, koszty przesyłki zjadają cały rabat. Posłużę się konkretnym przykładem. Zamierzam kupić „Taniec ze smokami” Martina. Cena okładkowa to 45 zł, w księgarni internetowej Zysku kosztuje 40,01 + koszty wysyłki 10 zł (jeśli tylko tę książkę bym kupowała). A za pośrednictwem allegro mogę kupić tę powieść za niecałe 30 zł, muszę się tylko trochę przespacerować po Krakowie.

      1. Napisałam tutaj o akurat tej sprawie, bo jest ona dla mnie bardzo ważna i dotyka mnie osobiście. Jak będzie mnie osobiście dotykała kwestia pasztetu, to stworzę osobny blog i tam napiszę na ten temat lub zrobię to na FB. Blog o książkach – pasja książkowa – sprawa związana z książkami.

        Na temat ogólny – E., wydawnictw etc. już napisałam we wszystkich komentarzach do tej pory, już nie mam siły. Zapraszam więc do zapoznania się z moim punktem widzenia poprzez czytanie moich odpowiedzi na wcześniejsze komentarze. Dla mnie sprawa jest ważna o tyle, że jej rezultaty dotykają mnie, jako czytelnika. I tyle.

        1. A ja myślałam, Agnieszko, że wzrusza Cię los wszystkich skrzywdzonych i wykorzystanych przez wielkie korporacje:).

          Czytałam wszystkie wypowiedzi i widzę, że nie jestem odosobniona w swoich poglądach. Szczerze mówiąc, śmieszą mnie trochę tego rodzaju akcje, w każdym razie ich większość. Mało z nich na ogół wynika, może poza obklejeniem blogów kolejnymi banerkami. No chyba, że wydawnictwa zaproponują konkurencyjne ceny, w co wątpię.

          1. Nie wiedziałam, że dałam ku temu powód, wydawało mi się, że jasny był przekaz :p

            A teraz przewrotnie – może sytuacja jest taka, a nie inna właśnie dlatego, że 99,9% ludzi to śmieszy? Tak śmieszy, że aż z tego nic nie wynika, bo jakże może?
            O wydawnictwach, ich cenach etc. pisałam też tutaj wiele, więc też nie będę się po raz kolejny powtarzać.

            No dobra, a teraz w końcu idę poczytać, nie przewidywałam, że tak wsiąknę w dyskutowanie, że książka będzie leżała odłogiem.

      2. Wydawnictwo Zysk jest wyjątkowo zorientowane na wygodę klienta – to chyba jedyna księgarnia internetowa, w której opcja jest jedna – płatność przy odbiorze. To ja dziękuję, postoję:P Opłacało się raz w roku, gdy jeszcze robili swoje megapromocje urodzinowe, z których cichcem zrezygnowali.

  6. Jane Doe witaj w klubie:) jestem obojętna na ich lamenty:/ nie rozwiążą tego problemu apelem do czytelników … proponuję raczej wyciągnięcie ręki 🙂

    1. To odpowiem Wam razem: to jest apel czytelników, a nie wydawców. Jest to oddolna akcja zorganizowana przez wortal literacki, który pewnie wszyscy dobrze znamy.

      Moni – a będziesz obojętna, jak upadną lub ograniczą wydawanie Twoje ulubione wydawnictwa? Nie będę kopiować, tylko rzućcie okiem na moją odpowiedź na komentarz Maniiczytania. Ja uważam, że działam we własnym, czytelniczym interesie.

      1. Aga, ale na pewno w miejsce starych powstaną nowe – w końcu wciąż i wciąż powstają, o wielu nawet czasem nie mamy pojęcia, a wydają fajne i wartościowe książki. Takie prawo rynku. A więcej moim zdaniem zdziałałaby zmasowana akcja wydawców, którzy na pewien czas nie wstawialiby tam książek, o!

        1. Pewnie, że powstaną. Ale dlaczego ja miałabym tracić ulubione wydawnictwo tylko przez to, że Empik je tak traktuje? Kto mi zagwarantuje, że inne, które tam kiedyś w hipotetycznej przyszłości powstanie, będzie wydawało np. serię, którą bardzo lubię, a które upadające wydawnictwo wydaje?
          Pewnie, że dałaby wiele taka akcja i kto wie, może kiedyś się im „uleje” i będzie. Ale na razie powiedz mi, co za firma (bo przecież to nie działalność charytatywna) kręciłaby sobie sama bicz na siebie? Przecież dla nich taki bojkot, to są olbrzymie straty finansowe. I co, nie dość, że E. wisi komus 5 mln, to jeszcze dany wydawca dorzuci sobie X tysięcy strat?

      2. Ale Aga czegoś tu nie rozumiem – to same wydawnictwa narzuciły sobie takie a nie inne zasady zarabiania (mam na myśli sprzedaż hurtową do księgarni) czemu teraz my mamy myśleć do przodu, za nich poniekąd? Jak upadnie to trudno, inni wydadzą.

        Podobnie mogłabym litować się nad właścicielem E. w moim mieście – bo jest nieudolny, nie potrafi się odnaleźć w tym interesie, nie potrafi zainteresować czytelnika (no chyba, że snoba, który nie zna się na księgarniach i ma radość, że był w E.i jeszcze mówi, że to księgarnia)przecież nie mogę teraz biegać do niego, skoro mam inną, lepszą księgarnię, gdzie mam gwarantowaną miłą atmosfrę, kawę i stolik:)

        Myślę, że na wydawnictwa mają też do powiedzenia dużo autorzy;/

        I ok, rozumiem, że to inicjatywa czytelników, ale czemu my mamy tak się przejmować tym, że komuś nie idzie interes, bo tak sobie kiedyś coś ustalił? (myślę tu np. o E. który nie płaci wydawnictwom z góry, a do tego robi ogromne zwroty) – ten kawałek pasuje do tego wyżej o nieudolnym właścicielu E. w moim mieście:)

        1. Moni – nie będę kopiować. Centymetr wyżej jest moja odpowiedź na komentarz Maniiczytania. To samo napisałabym Tobie. Tylko dodam, hm… a jak mieliby te książki sprzedawać, jak nie hurtowo? Jakie wtedy byłyby nakłady realnie sprzedawane i ile osób musiałoby się tą sprzedażą zajmować? 😉
          A autorzy mają coś do powiedzienia nie tylko na wydawców 😉 Np. http://blogguci.blogspot.com/2011/11/dlaczego-nie-napisze-opowiadania-dla.html#comment-form

          1. Ale ja nie mam im za złe, że sprzedają hurtowo, ale, że nie chcą pieniędzy za cały towar! Wyobrażasz sobie, że coś produkujesz i dajesz komuś hurtowo w depozyt właściwie? Jak sprzeda to da ci kasę, a jak nie to po czasie odda towar;/ dla mnie kompletnie bez sensu;/

              1. hmmm słyszałam tylko o E. ale jeśli to powszechne to tym bardziej nie rozumiem sytuacji;/ nie wyobrażam sobie siebie jako wytwórcy, dla którego taka sytuacja jest powszechna.
                Czym innym jest przedłużony termin płatności, a czym innym płacenie za sprzedane i oddawanie tego, co nie zeszło;/
                a jeśli to jest ok dla wydawców to nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem ;/

                1. Zarówno kupowanie wyłącznie sprzedanych egzemplarzy, jak i przedłużony termin płatności jest zapisany w umowie i jest już „przebolany” – musi być to niech będzie. Moim problemem z E jest to, że po jego upłynięciu dalej nie ma płatności, więc trzeba iść do sądu, który wyda wyrok, ale po wyroku dalej nie ma płatności, wiec trzeba iść do komornika / windykatora, który jak cokolwiek wywalczy to jeszcze jakąś część (nie wiem – 1/3? 1/4?) zabiera jako prowizję…

                  1. Nie mogę tym bardziej zrozumieć działań wydawnictw (bo pewnie większość ma tak samo) – czemu jeszcze dajecie książki do tej studni bez dna (a właściwie z dnem, z którego często gęsto coś się odbija i wraca;/) Nie ma innych księgarni, które chciałyby sprzedawać Wasze książki?

        2. ..Tak, inni wydadzą… Powstanie następne wydawnictwo mające wielkie plany, wydadzą dwie – trzy książki i … padna… bo nie dostaną kasy, za te, które zostały sprzedane przez dystrybutora. Dystrybutor powie : sorry – Empik nie zapłacił. Wydawnictwo panie ( kolejne), i… powstanie nowe, z wielkimi marzeniami i planami. Empik będzie tył. Wydawnictwa sie pasą na czytelnikach..?! Czy zdajecie sobie sprawę, jak dzielona jest cena okładkowa? Kto zarania najmniej? Autor. Kto najwiecej…? Dystrybutor. Kto może dokąłdnie wszystko, wiedząc, ze reszta może mu nagwizać? Empik. Kto nakręca spiralę spiralę kosztów, wymagając horrendalnych kwot za sprzedaż?
          Nie pojadę po ksiażkę, bo za daleko; nie kupię – bo koszty przesyłki…Decyzja klienta – jego prawo. Tylko za jakis czas wszyscy obudzą się z myśla, że czytają tylko to, co jest wydawane przez kilka wydawnictw, że ograniczamy sie do paru miejsc na Topie, który to został stworzony „bo tak”. Bez mozliwosci wybrania interesujacej pozycji.
          I wtedy zacznie sie płacz, że piractwo kwitnie, ludzie ściagaja z neta książki , czytają angielskie oryginały, albo „społeczne” tłumaczenia z Chomikuj.

      1. Oj, jak nic? A te wydawnictwa, których nie ma przez E. właśnie? A te nieskończone cykle i serie? Grrrr…
        Poza tym sytuacja się rozwija i jest „coraz” ciekawsza, są nowe sposoby „współpracy” między E. a wydawnictwami, więc trudno porównywać to, co było kilka lat temu, z tym, co jest teraz.

                  1. Akurat o przynajmniej 3 wiem, że E. nie płacił im przez prawie rok za wystawione u nich książki. To zamroziło ich płynność finansową, zanim zdążyli „rozliczyć” się z E., to zostali postawieni w stan upadłości.

                    1. Boże nie oni jedni, takie czasy;/ (i nie bronię E.) upadają mniejsi, biedniejsi przedsiębiorcy różnych maści, bo ktoś im czegoś nie zapłacił. Świat jest okrutny:);/ A swoją drogą – oznacza to, ze ktoś był głupi skoro im E. nie płacił a oni dalej mu walili towar na półki;/

  7. A tak poza tym, szanuję wolę każdego, kto pozostawił wyżej swój ślad i innych osób także – każdy robi jak uważa – Ty kupujesz hurtowo, ja lubię się delektować – wychodzi nam na jedno – MIŁO:)

      1. Miło w sensie, że masz książki kupione taniej:)

        A o hurtowcyh zakupach mówimy dlatego, że nie opłaca się kupować jednej książki z wydawnictwa, a mnie nie stać na jednorazowy wydatek rzędu 150 słotych na przykład, żeby dostać przesyłkę taniej bądź za free:)

        1. Hm… Zależy. Jak książka jest za 16 zł, to nawet z 6 zł za polecony się opłaca, ciągle jest taniej, niż w księgarniach stacjonarnych. Oczywiście, nie wszystkie książki można dostać w takich cenach.
          A kogo stać na taki wydatek… 😉 Dlatego korzystam z odbioru osobistego lub zwołuję znajomych, pytając, czy nie chcieliby robić wspólnego zamówienia. Świetnie się to sprawdza. No, ale ponownie – przecież ja Cię nie namawiam.

  8. ja swojego zdania nie zmienię. Nie będę kupować w wydawnictwach, tak żeby mi się opłacało (mam na myśli wysyłkę. Zmienię swoje podejście być może – BYĆ MOŻE – wtedy gdy zacznie mi sie opłacać kupno jednej książki, którą chcę kupić, a nie na którą akurat jest promocja, ale nie koniecznie ją mam chęć teraz czytać (bo tak nie kupuję, nie mam ani miejsca ani czasu na takie książki).
    Odbiegając od tematu – ostatnio kupuję dużo ciuszków dla dzieci na stronie sklepu internetowego jednego z producentów – i tak jakoś dziwnym trafem opłaca mi się kupić nawet jedną rzecz, bo przesyłka (w najdroższej opcji, za pobraniem) jest i tak na tyle tania, że dostaję jakość za niższą niż w sklepie cenę – można? Można!

    1. Hm… To wtedy książka na stronie wydawcy musiałaby kosztować jakieś 15 zł + wysyłka. A w księgarniach 30 zł. Nie sądzę, by to się kiedykolwiek wydarzyło.
      Nie znam się na rynku innym od książek, więc w tym wypadku nie jestem w stanie dyskutować. Znam tylko marże, które narzuca „zaprzyjaźniony” sklep dziecięcy i które wynoszą 50% i więcej. Jak widać – powinno się opłacać 😉

      1. no to jak sie nie wydarzy, to ja nie będę kupować, bo mam taniej pod nosem:)

        Aga a swoją drogą, czemu nie mogłaby tyle kosztować skoro, jak wielokrotnie pracownicy wydawnictw, którzy przesyłają blogerom książki przyznają, ze ksiażka nie kosztuje więcej niż parę złotych? I ile w takim wypadku wynosi marża;/?

        1. Ale to są inne rzeczy – wyślą 10-50-100 egzemplarzy, które wrzucą w koszty promocji. I od tych egzemplarzy – z tego, co się orientuję – nikt nie zarabia (oprócz drukarni), ale już reszta – ta do sprzedaży – obejmuje wszystkie opłaty, wynagrodzenia etc. Więcej Ci nie powiem, bo aż tak dobrze nie znam szczegółów podatkowo-marżowo-finansowo-innych 😉 Może kiedyś 🙂

  9. No cóż… Książki będę kupowała tam, gdzie cena ich jest najniższa i gdzie mam najłatwiejszy dostęp do wszystkich interesujących mnie tytułów. Innych kryteriów zakupu nie mam. Szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie zupełnie, czy kupuję w księgarni sieciowej, wydawnictwie, czy w niewielkich księgarniach. Nie ma znaczenia, czy robię to bezpośrednio czy przez internet, o ile spełnione zostają te dwa kryteria, o których pisałam wyżej. Dlaczego jest mi to obojętne? Dlatego, że o mój portfel nie zatroszczy się nikt, poza mną i wysiłek, jaki muszę włożyć, aby stać się posiadaczką upragnionych tytułów nie zbankrutowawszy w następstwie, skutecznie mnie do wybrzydzania na miejsca i sposoby nabywania książek zniechęca.
    Wydawnictwo natomiast, zwietrzywszy tylko okazję do zarobku i tak zaspokoi moje czytelnicze potrzeby prędzej czy później, wiec i o to kłopotać się nie będę. Doczekam się, jestem cierpliwa. Postulowanych oszczędności na wydawanie literatury wielkiego kalibru proponuję natomiast wydawnictwom poszukać chociażby w ograniczeniu ilości śmiecia książkowego, jaki w setkach tysięcy egzemplarzy co roku zalewa nasz rynek.
    Reasumując: niech każdy kupuje co chce i gdzie chce, jak chce i za ile chce. Wszelkie odgórne wytyczne w tym względzie niechaj każdy ustala jedynie dla siebie samego.

    1. Dzięki za wypowiedź. I dla mnie cena jest ważna, dlatego też od dawna nie kupuję w E., ani właściwie w żadnej innej sieciówce (praktycznie w ogóle), bo one nie mają wcale dobrych cen. Ale sytuacja, jaka teraz jest rzutuje też – wg mnie – na mnie jako czytelnika i na moje potrzeby. Pomijam już upadanie wydawnictw, przez co brak mi kończenia niektórych serii czy też wydawania niektórych autorów. Ale rzutuje to też w tym, że wydawnictwa nie są w stanie płacić na czas swoim pracownikom oraz w tym, że tną wszystkie koszty, jakie da się uciąć dla nich bezboleśnie, czyli zatrudniają studentów do robienia korekty, redakcji etc. I dlatego – między innymi – dostajemy tak niestarannie wydane książki. A jeżeli nawet mają „porządnych” współpracowników, to narzucają im takie tempo, że i tak nie dają rady zrobić porządnie swojej pracy, bo wydawnictwa chcą wydawać częściej, by móc przeżyć.
      A co do zalewu śmiecia – pewnie, i ja też z chęcią widziałabym mniej książek, ale nie ukrywajmy – na tym właśnie wydawnictwa zarabiają, by mogły wydawać klasykę 😉

      Ok, przestaję na czas nieokreślony odpowiadać na komentarze, bo chcę w końcu poczytać książkę. Zaczynam książkę autora, którego pierwsza książka baaardzo mi się podobała, więc jestem arcyciekawa i nie mogę się doczekać lektury.

  10. Agnieszko, śmieci wychodzą co roku w setkach tysięcy egzemplarzy, czyli – teoretycznie, zgodnie z tym, co piszesz – gwarantują wydawnictwom kolosalne zyski. Co z kolei powinno przekładać się – również o tym wspominasz – na intensywne wydawanie klasyki. Tymczasem, gdzie jest ta klasyka?! Od lat nie można doczekać się wydania olbrzymiej liczby tytułów kanonu polskiego i światowego, nie ma wznowień, chociaż jest na nie ogromne zapotrzebowanie, czytelnicy polują (podkreślam: POLUJĄ) na wszelkie możliwe sposoby na interesującą ich klasykę już wydaną, bo często za życia całego pokolenia nie można danego tytułu normalnie kupić w księgarni. Wejść z ulicy i kupić.
    Prawda jest taka, że wydawnictwa nigdy nie zrezygnują z wydawania śmieci: to kura znosząca im złote jaja. Tłumaczenie wydawnictw, że taką literaturę wydawać muszą, aby kondensowała zysk umożliwiający wydawanie literatury niekomercyjnej, uważam za hipokryzję w najczystszej postaci.
    Gdyby faktycznie zależało im na działalności misyjnej, mielibyśmy w swoich biblioteczkach taką literaturę, którą bez trudów i ceregieli mogą kompletować sobie Anglicy czy Amerykanie.

    1. Wiesz gdzie jest? :> W całkiem sporej części – w kasie E. 😉 Wystarczy przeczytać ile sobie życzą za wystawienie na półki, ile za to, ile za tamto.
      A jest klasyka i klasyka, często to, na co ludzie polują, to są książki, na które poluje 300 czy 500 osób w skali kraju, więc trudno mówić o chociaż w miarę dużym rynku zbytu.

      No i przede wszystkim – ja nie bronię wydawnictw generalnie. Ja tylko uważam, że akurat ta sytuacja, o której dyskutujemy szkodzi również i mi. I tyle.

  11. Jakoś w tej dyskusji nikt nie porusza tematu ebooków. W sumie to by skomplikowało sprawę (vat 22% itp), ale faktem jest, że dzięki rozwojowi tego rynku otwierają się nowe perspektywy przed autorami i wydawcami.

    Tylko proszę nie pisać „ja muszę powąchać książkę, dotknąć” itd. Też tak kiedyś mówiłem, do czasu spędzenia kilku dni z czytnikiem książek posiadającym ekran e-ink – dla oczu komfort czytania jak druku na papierze.

      1. Z najtaniej bywa różnie:)raz tu, raz tam 🙂 Ja mam kartę w Matrasie, więc dla mnie zawsze najtaniej jest tam:)

        ale ja Ci powiem, że nie zamienię, tradycyjnej książki na czytnik, bo „ja muszę powąchać książkę, dotknąć”. Gdybym zamieniła tradycyjną książkę na bezduszny czytnik, to równie dobrze mogłabym gotować zupy na kostce rosołowej, a tego nigdy NIGDY nie uczynię!
        Widzisz, tak jak są smakosze książki (ja nie muszę mieć tysięcy woluminów, ja mogę za kilka lat czytać wszystko raz jeszcze, ja nie mam czasu na zbieractwo, ani tym bardziej miejsca) tak samo są smakosze jedzenia, win, znawcy muzyki …. jednak każdy ma swoje zapatrywania na dany temat, a ja nikogo nie neguję (jedyne co potępiam to ściąganie muzyki, książek itp z netu, oraz przegrywanie czyli krótko mówiąc kradzież!!!!!)

        Co nie zmienia faktu, a mnie jednak zasmuca, że w e-bookach widzę przyszłość dla wydawców;/

        …a mi się marzy księgarenka, w której zakupione książki będą związywane sznurkiem (ha! w mojej księgarni pakuje się je w papier – to już połowa sukcesu!!!)

        1. Czytnik nie jest bezduszny, przeciwnie, w czytniku jest sama esencja, bez formalnych ozdobników 🙂 Taka lektura to jak miłość ducha z duchem, bez pośrednictwa zmysłów 🙂

          A pytam gdzie najtaniej, bo sam kupuję w bonito.pl, ceny mają zwykle 19 procent niższe, niż okładkowe (punkt odbioru mam dwie stacje metra dalej), jednak wielu ludzi ich nie zna.

          1. Będziemy się spierać?:))) Dla mnie duszę to ma książka

            Ja nie mam zbyt dużego wyboru jeśli chodzi o zakupy książkowe, ale jak pisałam mam kartę w M. więc tam jest dla mnie najtaniej (a jak dowiesz się z powyższych komentarzy zakupów w necie nie preferuję:/:) )

  12. A ja kiedyś chciałam kupić w wydawnictwie, bo pomyślałam sobie, że u producenta będzie taniej. Ale, o dziwo, okazało się, że drożej. I tego nie rozumiem. Wydawnictwo sprzedaje, w właściwie oddaje w komis Empikowi, a ten dolicza koszty utrzymania sieci, dystrybucji, podatku i zysk, ale i tak ma cenę o kilka złotych niższą od ceny detalicznej wydawnictwa. To za ile wydawnictwo dało tę książkę do Empiku? I dlaczego nie może za tę cenę + jakieś niewielkie koszty własne szykowania detalicznej wysyłki oferować książki w swoim sklepie internetowym? Przykładów nie będę podawać, bo wystarczy wrzucić pierwszy z brzegu tytuł na stronie Empiku i wydawnictwa. Myślałam nawet, że jak sprzedają hurtowo, to mają od razu duży zbyt, a tym samym od razu wpływ dużej gotówki, ale okazuje się, że muszą na pieniądze czekać i pół roku, a potem może się okazać, że zamiast kasy dostają zwrot towaru. A ode mnie zainkasowaliby należność najpóźniej przy odbiorze. Dlaczego więc żądają o 6 – 8 zł więcej niż cena i koszty pośrednika razem wzięte.
    Przeczytałam całą wcześniejszą dyskusję, ale na ten temat nie znalazłam w niej odpowiedzi.
    I póki ktoś mnie nie przekona, że cena książki u producenta nie może być niższa niż u pośrednika, to nie uwierzę, że ta akcja ma sens. Może raczej zacznijmy naciskać na wydawnictwa, żeby podzieliły się z nami tą różnicą, a wtedy będziemy kupować bezpośrednio u nich.
    I jeszcze jedno. Książka, na którą czekam, bardzo cenionego przeze mnie wydawnictwa Czarne w Empiku jest już w przedsprzedaży, cenę podano, a na stronach Czarnego nadal jest w zapowiedziach, nie wiadomo, po ile. Chodzi o Dzienniki kołymskie, a sprawdzałam przed chwilą. Przypuszczam, że Czarne nie jest odosobnione, więc jak to jest z tą konkurencyjnością wydawców?

    1. Ale tu już chyba było wspomniane powyżej. Być może żaden wielki sprzedawca nie pozwoli sobie na współpracę z wydawcą, który na własną rękę, bezpośrednio sprzedaje czytelnikowi własne książki duuużo taniej. To godzi w interesy dużego sprzedawcy, więc wydawca albo ma zabronione, albo boi się takich praktyk (albo nie ma czasu/pracowników na pakowanie pojedyńczych zamówień).

      Przecież z książki w cenie okładkowej 40 zł wydawca ma zwykle maksimum 20 zł – zamiast w takiej cenie sprzedawać tytuł do hurtowni/sieci sklepów mógłby doliczać jakieś 8 zł za wysyłkę i sprzedawać w sieci bezpośrednio za 28 zł. Tylko podejrzewam, że skazałby się w ten sposób na banicję wśród hurtowni/sieci sklepów (albo musiałby wybrać sprzedaż bez nich).

      1. Ale wiesz taki sprzedaca może zachęcać w inny sposób – przykładów jest pełno – od zbierania punktów, kart rabatowych, do kawy przy stoliczku (no tak, powtórzę się w moim E. parapet robi za stoliczek ;/ nie mówiąc o kawie) , czy egzemplarza gratis. W ogólnej sprzedaży można sobie z tym poradzić (nie mówię o tak skrajnych różnicach jak 28zł u wydawcy i 40zł w sklepie) a w wielu księgarniach cięgle jeszcze tego brakuje.
        Np. niedaleko jak wczoraj w E. zaproponowano mi kartę na punkty – delikatnie mówiąc zaskoczyli mnie tym gestem, ale że nie kupuję tam często podziękowałam.

        1. Jasne, powinni myśleć i szukać rozwiązań, tymczasem mało kto się wychyla. Wydawcy wcale nie muszą sprzedawać sami, zwłaszcza mali. Mogą bezpośrednio współpracować z fajną księgarnią internetową, która obsłuży klienta szybciej i sprawniej, a w dodatku pozwala na zamówienie innych książek przy okazji (ja swoją pierwszą książkę daję do bonito.pl, rozliczamy się na bieżąco, a nie po kilkunastu miesiącach; pewnie na razie sprzedaję 10 razy mniej, niż w sieci, ale lepszy wróbel w garści…). Jak się chce, można szukać różnych dróg, które mają swoje plusy i minusy

          A jeszcze co do książkowych dusz, to drukowana ma duszę, owszem, z tym że ebook jest duszą 🙂

      2. Może jest to wspomniane, ale jakoś nie znalazłam.
        Też myślałam o takich przyczynach, jakie wymieniłeś. Tylko że wydawnictwa nie tylko nie maja ceny dużo niższej niż sieć sprzedaży, ale wyższą, a tego już chyba nikt im nie może narzucić.Zresztą co do narzucenia czegoś – jeśli tak jest, niech wydawcy negocjują, mają chyba jakichś radców, niech sprawdzą, czy to nie jest niedozwolona praktyka. A czy nie mają ludzi do detalicznej sprzedaży? Czyli że ta cena miałaby być zaporowa i odstraszać namolnych, którym się zachciało kupić bezpośrednio od nich? Bo ofertę detaliczną przecież maja, tylko taką trochę z księżyca.
        Ciekawe, po ile i czy w ogóle sprzedają małym prywatnym księgarniom, które nie nakupią przecież po 100 sztuk, tylko jedną, najwyżej dwie.
        W ogóle to mam wrażenie, że ta akcja, to próba pomagania komuś, kto sam sobie nie stara się pomóc.

        1. Ewa o tym samym dzisiaj dyskutowałam z Mężem – przecież to jest wyciąganie wydawnictwa z tarapatów (o ile w takowych są … no słyszy się o pojedynczych przypadkach). Ale ja się powtórzę – jak można być tak głupim i wiedziąc, że nie dostaje się płatności dawać kolejny towar.
          I pozostaje właśnie kwestia drobnych księgarzy – to jest czysta zachłanność wydawnictw, że preferują tylko molochy, może gdyby dali „po troszku” do malutkich mieliby lepsze zyski … w ogóle by je mieli:):/

          1. Monilibri
            My czytelnicy moglibyśmy rozważyć poparcie działań wydawnictw, jeśliby takie się pojawiły. Dlaczego na przykład nie zrobią razem spółki i na bazie małych księgarni nie stworzą sieci dostępnych wszędzie punktów sprzedaży. Mogliby przynajmniej spróbować coś robić, jeśli teraz jest tak źle, Powtórzę: nawet nie wiemy, czy wydawnictwa chcą naszej akcji.

            1. Ewa odnoszę wrażenie, że czytelnicy (bo nie napiszę my, bo się pod tą akcją nie podpisuję) napędzają interes wydawcom, a oni tylko mogą ręce zacierać.
              Wątpię aby wydawnictwa chciały zawiązywać spółkę, jednak wydaje mi się, że oni w jakiś tam sposób ze sobą walczą – o ceny, o tytuły i promocje … ale mogliby, jeśli oczywiście to wygląda faktycznie tak źle i chcieliby znaleźć inne spospoby przyciągnięcia czytelnika. A przede wszystkim, jeśli ten lament ma podstawy, to hallo dobrze by było gdyby zauważyli mniejsze księgarnie, a nie rzucali się na wielkie sieci, z którym przynajmniej jedna im nie płaci (ale i tu nie wiem w czym problem;/ … jedna jaskółka wiosny nie czyni).
              Odnoszę wrażenie, że sie już powtarzam, bo wszytsko co miałam do powiedzenia powiedziałam:) Dla mnie ta akcja jest trochę jak niedźwiedzia przysługa;/

  13. Ja mam to samo, co Magda Woźniak. W większości wydawnictw trzeba doliczyć niemałe koszty przesyłki, jak się nie zamówi powyżej pewnej kwoty. Nie dysponuję na tyle gigantycznym budżetem, żeby robić duże zakupy za jednym zamachem. Poza tym w wypadku niektórych książek wolę je obejrzeć na żywo, w stereo i kolorze (skrzywienie osoby, która studiowała administrację), bo czasami opis nijak się ma do samej książki.

  14. Wiele osób pisze, że nie kupuje u wydawcy, bo z przesyłką jest drożej. Ale z tego co ja zrozumiałem akcję, to nie jest ona skierowana przeciwko księgarniom, tylko przeciw NIEUCZCIWYM dystrybutorom. Moje książki są w Empiku od dwóch lat, przysłali rozliczenia sprzedaży na sumę kilkunastu tysięcy złotych, ale nie dostałem za nie ANI ZŁOTÓWKI! Sprawa była w sądzie, została wygrana, sąd nakazał zapłacić zaległe faktury, ale kasy dalej nie ma.

    Więc pytam tych, co piszą ze kupują tam, gdzie taniej – czy jeśli wiesz, że księgarnia XXX nie zapłaci wydawcy za książki to też będziesz u nich kupować? Bo taniej? Pewnie, gdybym ja miał księgarnię to wiedząc, że dostanę książki i nie będę musiał za nie płacić mogę dać zniżkę nawet 50% – a co mi tam… Klient szczęśliwy, księgarnia szczęśliwa, wszyscy są zadowoleni, nawet urząd skarbowy (bo podatek zgarnia od razu), tylko nie wiedzieć czemu ten wydawca marudzi i biega po sądach…

    Jak widać – mimo, że podobno żyjemy w Państwie prawa, sąd nie jest w stanie zmusić dystrybutora do zapłacenia za sprzedane książki. Więc może Państwo – czytelnicy – jeśli dowiedzą się, że księgarnia zgarnia 100% wpłaconych przez Was pieniędzy i nie zamierza dzielić się nimi z wydawcą – przestaniecie u nich kupować i kupicie u innego, uczciwego dystrybutora? Jeśli za jedną książkę nie dostałem pieniędzy, to może po takiej akcji za drugą już dostanę?

    1. „czy jeśli wiesz, że księgarnia XXX nie zapłaci wydawcy za książki to też będziesz u nich kupować? Bo taniej?” – no wiesz, trudno abym wnikała w takie animozje;/ A skąd ja mogę o tym wiedzieć, czy też wiedzieć o podobnych przypadkach – pewnie podobnie rzecz się ma z innymi sklepami? A tak pomijając – to akurat ten, o który tu się toczą boje, że nie płaci i mamy do niego nie chodzić – czyli E. – do najtańszych nie należy hehe – może ta dyskusja jest do innego grona kupujących książki w E.???

      1. I jeszcze jedno – co zrobić z tytułem, który jest dostępny w jednej tylko sieci (mówię o przypadku np. małych miast, w których jest tylko E.)? Ja nie pójdę do E. obejrzeć książki po to aby zamówić ją, nawet jeśli będzie trochę taniej (w co wątpie doliczając koszty przesyłki) w wydawnictwie. No nie jestem taką świnią;/

  15. A ja mogę powtórzyć truizm „kupuję tam gdzie jest najtaniej” (głównie Allegro i Antykwarioosz), ale zastanawia mnie inna sprawa. czynnikiem podbijającym cenę książki u wydawców w większości wypadków są koszty wysyłki. Czynią one kupno u niego nieopłacalnym, co wypomniano wielokrotnie wyżej.

    ALE Grzegorz Lindenberg napisał wyraźnie: „marża Empiku to około 50 %”. No to ja liczę, ze jeśli z książki kosztującej przykładowe 40 zł w detalu Empik zgarnia 20 zł i tylko 20 dostaje wydawca, to gdyby wydawcom NAPRAWDĘ ZALEŻAŁO NA DOTARCIU BEZPOŚREDNIM DO CZYTELNIKA, POWINNI BRAĆ KOSZTY PRZESYŁKI NA SIEBIE. Jakby nie liczyć, odjęcie 8 zł za polecony od wspomnianych 40 daje 32 zł w kieszeni wydawcy, a więc zdecydowanie więcej niż 20 zł. Nawet jeśli od tego odliczyć upust symbolicznych 3-5 zł dla zwiększenia atrakcyjności oferty względem sprzedaży nie-bezpośredniej, to i tak daje to KALKULACJĘ BARDZIEJ KORZYSTNĄ niż sprzedaż tej samej książki przez Empik.

    Dlatego poczekam, aż wydawcy zdecydują się brać koszty przesyłki na siebie. Z chęcią kupię ksiażkę za 34 zł z przesyłką u wydawcy, niż za 40 w Empiku. Nie rozumiem tylko, dlaczego nikt z wydawców tego prostego wyliczenia nie widzi, jeśli sytuacja wygląda tak tragicznie… Chyba, że gdzieś się mylę – chętnie usłyszałbym w tej sprawie głos najbardziej zainteresowanych, tj. wydawców. Wtedy mniejsze byłoby wrażenie, ze chcą walczyć o przetrwanie rękami blogerów i innych czytelników.

  16. Pani Agnieszko, nie będę dolewał wody do oceanu. Powiem tylko: jestem z Panią (z Granicami, panią Małgorzatą Gutowską-Adamczyk…).

    „Wartości czy kasa?” to odwieczny dylemat – każdy musi sam go rozstrzygnąć w swoim sumieniu. Ja głosuję przeciwko nieuczciwości.

    1. nie rozumiem – wartość, czy kasa? A czy ja kupując w księgarni, w której czuję się o wiele lepiej niż na stronie internetowej, i w której mam o wiele taniej robię coś niewartościowego?

      A akurat Pani Gutowska-Adamczyk o sprzedaż swoich książek nie musi się martwić, i chyba ich wlaśnie najwięcej idzie w E.:)?

        1. ale skad ja mam wiedziec kto jest uczciwy, a kto nie!? zastanawiasz sie nad tym przy codziennych zakupach? bo przeciez nieuczciwosc nie dotyczy tylko ksiazek.
          nie kupie jawnie od złodzieja, ale nie bede wnikac w układy;/

    2. A czy ten dylemat:” wartości czy kasa” – nie ma przypadkiem zastosowania do wydawnictw, które oferują swoje książki hurtownikowi pewnie o połowę taniej niż detaliście?
      Jaką szansę mają wtedy małe prywatne księgarnie, czy dostają towar na takich samych warunkach, jak Empik? Jeśli nie, to wydawnictwa same sobie pętlę na szyję zakładają, bo małe księgarnie zostaną całkiem wyparte z rynku przez sieci..
      Niech wydawcy zaproponują jednakową cenę wszystkim kupcom – sieciom, pojedynczym księgarenkom i mnie, zwykłej czytelniczce. Wtedy będzie można rozmawiać o kupowaniu bezpośrednio od nich. a na razie nie widzę żadnej nieuczciwości w tym, ze nie chcę zapłacić im coś koło 100 % więcej, niż biorą od Empiku. No, chyba, że pisząc o nieuczciwości miałeś na myśli właśnie politykę cenową wydawnictw.

  17. Ja akurat nie kupuję w E. ale w Merlinie czy Matrasie tak.
    Wszyscy skupili sie tylko na jednej sieciówce a co z innymi?
    Może wydawcy podaliby chociaż, z którymi dystrybutorami dobrze się współpracuje, wtedy byłaby jasność 🙂
    Wiele małych ksiegarni sprzedaje tez na Allegro, to też jest jakaś alternatywa, niestety tylko dla wiekszych miast, gdzie mozna odebrac osobiscie.

  18. Izzy bardzo dobrze powiedziane! Nie wiem czemu czytelnicy bojkotują – może warto zająć się samym E. i z nim rozwiązać problem – oczywiście na szczeblu wydawniczym, nic po nas, czytelnikach. A nie wymagać od czytelnika aby kupował na stronach wyadawnictw. Trąci mi marketingiem i nabijaniem sobie kabzy.
    Zlitowali się czytelnicy i pobiegli na strony wydawców hehehe

  19. Ja najchętniej kupuję w antykwariatach i budkach dworcowych. Co prawda ma przez to duże zaległości w nowościach wydawniczych, ale rodzynki na jakie niekiedy trafiam wystarczająco mi to rekompensują. Ostatnio „Człowiek-epoki” Iredyński, czy „Historie niesamowite” ( zbiór opowiadań grozy dziewiętnastowiecznych pisarzy rosyjskich: Dostojewski, Tołstoj, Czechow itd. ) .
    W sytuacji w której muszę zdobyć konkretną pozycję, w pierwszej kolejności udaje się na Allegro, a następnie do internetowych księgarni tematycznych.

  20. Przyznam, że dzisiaj mam sporo rzeczy do zrobienia niezwiązanych z blogiem, raczej z mym życiem profesjonalnym i przez to nie ogarniam już całości dyskusji. Powtarzać się wielce już nie zamierzam, powiem tyle:
    1. Akcja ta zainicjowana została przez CZYTELNIKÓW (niektórzy to nawet „z gęby” są mi znani 😉 ), a nie wydawców.
    2. Dzisiaj zmieniono hasło z „kupuj u wydawcy” na „kupuj mądrze”. Moim zdaniem słusznie, bo wprowadzało ono sporo zamieszania, przecież organizatorzy od samego początku nie byli przeciwko małym i średnim księgarniom, byli przeciwko nieuczciwym praktykom molocha.
    3. Dobrze byłoby czasami pomysleć jak firma, ekonomicznie. To mocno zmienia punkt widzenia i te wszystkie bardzo optymistyczne wizje „strajków” wydawnictw czy sprzedawania pojedynczych egzemplarzy tu i tam. Zresztą – takie myślenie wiele zmienia.
    4. Bardzo ciekawy komentarz napisało Wydawnictwo Ongrys – jedną rzeczą są długie terminy płatności, a drugą niespłacanie długów, nawet po rozprawach etc.

    Panie Karolu – dziękuję za wsparcie 🙂
    Wszystkim dziękuję za wypowiedzi, nie ma to jak raz na jakiś czas gorąca dyskusja 🙂

    I zostawiam Was znowu samych, pewnie do jutra, bo za chwilę wyjeżdżam, wracam późnym wieczorem. Dyskutujcie tutaj grzecznie 😉

  21. Dwa artykuły z „Wyborczej”:

    – o buncie wydawców: http://wyborcza.pl/1,75475,10720845,Bunt_wydawcow_przeciw_EMPIK_owi.html

    – o akcji „Nie karm…”: http://wyborcza.pl/1,75475,10720880,Przeciw_Empikowi_buntuja_sie_takze_konsumenci.html

    Wydawcy sami o swoje, jak widać, walczą. Co skądinąd nie zmienia mojego wyżej sformułowanego stanowiska w sprawie pokrywania przez wydawców kosztów pocztowych oraz zakupów wg zasady „tam, gdzie taniej”.

Dodaj odpowiedź do Ramon Rembelski Anuluj pisanie odpowiedzi