Kim jestem? („Czarne światła. Łzy Mai” – Martyna Raduchowska)


człowiek android przyszłość
TorsionProject (flickr)

PREMIERA 15 MAJA!

Kto jest człowiekiem? Co decyduje o człowieczeństwie?

Nie tak bardzo odległa przyszłość, rok 2034. W porównaniu z tym, co nas otacza, rzeczywistość je o wiele bardziej rozwinięta. Są androidy pracujące razem z ludźmi, są możliwości różnorakiego ulepszania funkcjonowania i percepcji. Jest też lek o nazwie reinforsyna. U ludzi wspomaga wydajność, koncentrację, pamięć. I wywołuje masę groźnych efektów ubocznych, na co jednak przyjmujący ją ludzie nie zwracają uwagi. Dodatkowo lek ten jest jedyną możliwością, by w androidach wzbudzić uczucia. Te maszyny produkowane są do wykonywania rozkazów i służenia ludzi, jednakże są już na tak doskonałym poziomie wytwarzania, że gdy dowiadują się o tym, że mogą zacząć odczuwać, to przyłączają się do ludzi uzależnionych od reinforsyny. I tak właśnie zaczyna się ta historia. Od ataku na Beyond Industries.

W ataku przeprowadzonym przez buntowników ginie cała ekipa Jareda Quinna. Udaje się przeżyć tylko jemu i jego partnerce, androidowi o imieniu Maya. Zresztą ratuje ona życie porucznika, a on w ostatniej chwili przed utratą świadomości słyszy, jak Maya kłamie. A przecież androidy nie mogą kłamać…

Minęły trzy lata. Porucznik z ledwością zdołał przeżyć, a przez decyzję żony został częściowo cyborgiem – ma sztuczne organy, jego wzrok i słuch zostały dodatkowo ulepszone. Czy nadal może nazywać siebie człowiekiem? To pytanie nie daje mu spokoju, szczególnie, że od czasów masakry ma uraz do androidów. A na dodatek – jak się okazało – jego zaufana towarzyszka, Maya, zabiła dwóch oficerów i uciekła za mur, tam, gdzie uciekli rebelianci. W nieznane. Jared nie jest w stanie pogodzić się ze zdradą Mai, nienawiść nie gaśnie, terapia nie pomaga. A na dodatek jego terapeutka wydaje się być jakaś dziwna, a Jared ma nieodparte wrażenie, że spotkał ją już wcześniej.

Dzięki ulepszonemu ciału, mężczyźnie udaje się wrócić do czynnej służby. Powoli przyzwyczaja się na nowo do zmienionej rzeczywistości, gdy nagle pojawia się trup. Sprawa nietypowa – kobieta, na której ciele nie ma śladów zbrodni, trzymająca w rękach wyrwane serce. Cała elektronika dookoła miejsca zbrodni jest martwa. Śledczy muszą więc wrócić do dawnych metod i podjąć śledztwo oparte głównie na własnych zmysłach i umiejętnościach. A to dopiero początek tej przedziwnej sprawy!

Nie spodziewałam się tego. Serio. Książkę wzięłam do recenzji w ciemno, bo po „Szamance od umarlaków” i „Demonie luster” wiedziałam, że musi to być dobra lektura. Jakież więc było me zdziwienie, gdy zaczęłam czytać i okazało się, że tym razem jest to zupełnie coś nowego! W życiu bym nie przypuszczała, że kryminał z silnym zapleczem psychologicznym, osadzony w przyszłości tak bardzo mnie pochłonie! A wpadłam, jak śliwka w kompot – gdy czytałam w tramwaju, to byłam wściekła, że przede mną 8 h pracy, w trakcie których nie mogę kontynuować lektury!

A tak właściwie sama nie wiem dlaczego. To chyba kombinacja wszystkich możliwych czynników – interesującej rzeczywistości, bardzo fajnych bohaterów, świeżej fabuły. To niesamowite, jak pięknie z książki na książkę rozwija się Martyna Raduchowska! Nie pozostaje nic, tylko pogratulować talentu, wyobraźni i życzyć wielu świetnych książek.

Z jednej strony można traktować tę powieść jako czystą rozrywkę, będzie się podobała wszystkim wielbicielom relaksu przy książce. A ci, którzy lubią pomyśleć, też będą zadowoleni z lektury. Bo pod rozrywkową przykrywką jest masa tematow do przemyśleń. W jaką stronę zmierzamy? Jak poradzić sobie z ciągle rosnącym uzależnieniem od technologii? Co zrobić z naszym umiłowaniem do polepszania, modyfikowania, ciągłych poprawek? Kiedy przestaniemy? A do kiedy (lub od którego momentu) możemy się nazywać ludźmi? Co decyduje o tym, że nimi jesteśmy?

Gdy skończyłam czytanie, to miałam ochotę zawyć do księżyca, bo powieść kończy się takim cliffhangerem, że czekanie na kolejny tom wydaje się być torturą. Aż napisałam o tym autorce, a co, niech wie, że jest sadystką! 😉

Ja polecam z całego serca! Dawno nie czytałam tak dobrej powieści tego typu, wyśmienita lektura!

czarne swiatla lzy maiPS. Ale litości, czy ktoś z redakcji i grafików FS czytał w ogóle tę książkę?!? Co to ma być za okładka? Nijak nie pasuje do treści, totalne pudło! Ech, gdzie stare dobre tradycje wyśmienitych i adekwatnych do treści okładek…

4 myśli w temacie “Kim jestem? („Czarne światła. Łzy Mai” – Martyna Raduchowska)

  1. Okładka istotnie fatalna.. Początkowo treść mi się skojarzyła z Robocopem, ale im dalej „w las” tym bliżej raczej do Dicka (a lubię, choć wiem, że jego psychodelii mało kto jest w stanie dorównać ;D). Dobrze, że napisałaś, bo przez okładkę unikałabym jak ognia (serio).

    1. Ano, jak do ordynarnej nawalanki, a nie takiej fajnej książki. Ktoś się za dużo różnych filmów naoglądał :p Mogę Ci pożyczyć, jakbyś się chciała kiedyś przekonać 🙂

Usuwane są wszelkie komentarze wulgarne, a także reklamy. Zdobądź się na odwagę podpisania swej wypowiedzi.