„Dzisiaj narysujemy śmierć” Wojciech Tochman


Wydawnictwo: Czarne, 2010

Oprawa: twarda

Ilość stron: 152

Moja ocena: 6/6

*****

Do niedawna nie miałam okazji poznać reportaży pisanych przez jednego z najbardziej znanych twórców reportaży, czyli przez Wojciecha Tochmana. Teraz już rozumiem skąd się biorą te wszystkie okrzyki zdumienia i zachwyty nad kunsztem pisarskim. I popieram je całym sercem, mimo tego, że autor jest bezkompromisowy i pisze tak, że czytanie boli…  Nie umiem jednak napisać „profesjonalnej” recenzji tej jakże ważnej i bardzo dobrze napisanej książki, będzie to więc garść luźnych przemyśleń z nią związanych. Z góry przepraszam, jeżeli wyjdzie chaotycznie i długo, ale poruszyła mnie ona bardzo i – mimo, że upłynęło sporo dni od jej przeczytania – ciągle jestem pod jej wrażeniem.

O ile dobrze pamiętam, to jakieś wiadomości o ludobójstwie w Rwandzie widziałam już w telewizji w czasie, w którym to się działo. Oraz oczywiście już później, kiedy wszelkie komisje rożnej maści zaczęły dochodzić tego, co tam się wydarzyło i pojawiła się nowa fala zainteresowania medialnego. Było to dla mnie wstrząsające, ale wtedy jeszcze niezbyt interesujące.

Jednak traf chciał, że obejrzałam film o tych wydarzeniach – „Hotel Ruanda”. Niesamowity, momentami odbierał mi dech. Niedawno czytałam książkę „Sto dni” Lukasa Bärfussa (TUTAJ). A jakiś czas wcześniej zaczęłam czytać to i owo o tej niesamowitej masakrze i próbowałam zrozumieć, co nawaliło, jak mogło się coś takiego przydarzyć. Jak mogło dojść do tego, że w jednym kraju jedna grupa społeczna w ciągu 100 dni wymordowała milion przedstawicieli drugiej grupy społecznej. A to wszystko przy przyzwoleniu i pomocy rządu, ze wsparciem różnych krajów z całego świata, a przy właściwie biernej obserwacji pozostałych.  I nie mówimy o zamierzchłych wydarzeniach, o nie! Przecież to był rok 1994, koniec XX wieku! Gdy wpiszecie w Google „ludobójstwo w Rwandzie” zobaczycie tysiące przeraźliwych zdjęć dokumentujących te wydarzenia, bo przecież to jedna z największych masakr, które odbyły się tak niedawno! I cały czas chodzi mi teraz po głowie kilka pytań – dlaczego to się wydarzyło? Dlaczego niektóre kraje (nawet europejskie) pomagały w trenowaniu zabójców, dostarczaniu broni? Dlaczego tylko obserwowaliśmy te mordy, a właściwie nic nie zrobiliśmy? Dlaczego tak łatwo kraje europejskie dzięki którym powstała tak wyraźna segregacja i nienawiść udały, że nie wiedzą o co chodzi? Przerażające… Do tego dochodzą inne pytania – dlaczego Hutu zrobili to Tutsi? Dlaczego sąsiedzi zabijali sąsiadów, a członkowie rodzin występowali przeciwko sobie? Dlaczego bez mrugnięcia okiem mordowano wszystkich, bo mieli w dowodzie „Tutsi”, albo wyglądali „nie tak”? Skąd się w ludziach bierze taka nienawiść pochodząca z małych spraw? Dlaczego ktoś postanawia zabić kogokolwiek?

W swojej książce Wojciech Tochman próbuje z jednej strony zanalizować, co się stało i dlaczego, z drugiej strony poznać funkcjonowania umysłu ludzkiego i społeczeństwa, sytuację, która do tego ludobójstwa doprowadziła. Spotyka się z ofiarami, mordercami, świadkami wydarzeń. Opisuje miejsca rzezi, muzea i pomniki upamiętniające zagładę. Ale pisze też o próbach zapomnienia o tej tragedii, o próbach dalszego życia razem, znalezienia sensu w życiu. Język jest surowy, oszczędny, podkreśla sytuacje opisywane w książce.

Nie umiem o tym pisać, zbyt jest to bolesne i niezrozumiałe. Po przeczytaniu pierwszych dziesięcu stron musiałam książkę odłożyć do następnego dnia, nie potrafiłam czytać dalej. Potem udało mi się do niej wrócić, ale dawkowałam sobie ją małym porcjami. Bo jak tu czytać o rządzie kupującym tysiące maczet, z wyprzedzeniem planujący rzeź mieszkańców własnego kraju? Albo o części z misjonarzy, którzy zamiast ratować i pomagać sami zarzynali bezbronnych? O dzieciach mordowanych na oczach matek? O córkach gwałconych na oczach babek kawałkiem drewna? O odrzuceniu ofiary gwałtu, której mimo wszystko udało się przeżyć, poza nawias społeczeństwa? O Rwandzie, która kilkanaście lat po ludobójstwie jest przeraźliwie biednym i zniszczonym kraju?

Chorych nie leczą lekarze. W ośrodkach zdrowia zwykle ich nie ma. Są pielęgniarki, jedna na trzy tysiące mieszkańców. Lekarze pracują w nielicznych szpitalach. Nie ma wśród nich wielu specjalistów. W całym kraju jest jeden laryngolog. Operacje kardiologiczne i onkologiczne przeprowadza się jedynie za granicą. Z braku pieniędzy zwykle nie wykonuje się ich wcale. Dentyści? Jest kilkunastu, zwykle nie mają sprzętu ani preparatów koniecznych do pracy.

W książce omawiane są różne opinie. Również taka, że przed przybyciem „oświeconych” białych trzy grupy społeczne funkcjonowały razem – nie na równych zasadach, ale każdy te zasady znał, rozumiał, nie było ślepej nienawiści między grupami. Mało tego – każdy miał szansę „przejść” z jednej grupy do drugiej. Czy to przez małżeństwo, czy przez inny przypadek. Jednak z nadejściem europejczyków pojawiły się jednak dowody osobiste, w których zaczęto umieszczać informację kto do jakiej grupy należy. A na dodatek biali przez lata faworyzowali jedną z grup, bo:

Ktoś, kto jest wysoki i piękny, nie może być czarny. Spostrzeżenia białego – jak sądzą niektórzy w dzisiejszej Rwandzie – były początkiem tego, co niewyobrażalne. Były jądrem rasizmu.

Nie umiem tego zrozumieć, ale jednocześnie chcę wiedzieć. Chcę wiedzieć, co dookoła mnie się działo i dzieje. Chcę wiedzieć do czego – w sensie pozytywnym i negatywnym są zdolni ludzie mnie otaczający. I dlatego dalej będę czytała reportaże i starała się poznać ten świat również dzięki temu środkowi przekazu. A Was – z powodu mej niemożności opisania tego reportażu pióra znakomitego autora – zostawię z garścią cytatów i mym podsumowaniem…

– Ścięli nas wszystkich – usłyszeli wreszcie. – Sąsiedzi. Mamę, tatę, braci też, i siostry. Było nas dziesięcioro. Jeszcze babcię, ciotkę i jej dzieci, wszystkich ośmioro. Leżałem pod nimi chyba tydzień. Bez ruchu, powietrza, wody. Piłem sok, który z nich wypływał.

*****

Bo zdarzało się u nas i tak, że dorastający chłopcy na rozkaz morderców gwałcili swoje matki. Ścinali syna, kiedy penetrował ciało tej, która dała mu życie.

*****

Choroba (AIDS – dopisek własny) zaatakowała kilka dni potem. Pożegnałam się z synem. Zakonnica obiecała, że się nim zajmie. Była jak Matka Boska. Tyle że zgwałcona.

*****

– Tu jest grób.

– Tu znosiliśmy ciała. Przez cały dzień. Ślizgałem się na mózgach. Bezcześciłem te zwłoki. Rzygałem na nie. Nie było wyjścia.

Moim zdaniem należy o tym wiedzieć. Nie możemy udawać, że dookoła nas nic się nie dzieje. Musimy się uczyć z historii naszego rodzaju. Uczmy się i mądrzejmy, dojrzewajmy, by takie masakry już się nie zdarzały… Przeczytajcie.

PS. Wybrałam mniej masakryczne zdjęcia, przy okazji niestety oglądając chociażby pobieżnie masę innych. Jeżeli są dla Was zbyt mocne – przepraszam.

16 myśli w temacie “„Dzisiaj narysujemy śmierć” Wojciech Tochman

  1. Czytałam tego autora „Wściekłego psa”. Masz racje – kunsztowne pióro.
    Przerażające czym piszę Tochman. Przerażający Holocaust XX wieku. I tylko pomyśleć, ze czasem narzekamy, ze nie mamy tego i owego – cholernie bez podstaw a gdzieś w innym zakątku świata dzieją się takie rzeczy!!! Czuję, że muszę przeczytać tę książkę. Dziękuję za recenzję, przepraszam za emocję. Pozdrawiam. M.

    1. Vampire – mogę Ci pożyczyć książkę jeżeli naprawdę chcesz poczytać na ten temat. Oczywiście niekoniecznie teraz 🙂

      The_book – dokładnie, im dłużej czytam/oglądam reportaże z innych regionów i krajów, tym bardziej doceniam to, co mam i jak bogata jestem. Gdzieś widziałam podsumowanie, które głosiło, że gdy m.in. masz gdzie spać, masz mieszkanie z wodą, kanalizacją, tv i gotówkę w portfelu, to jesteś (o ile się nie rozłożę, dawno to było) w 8% najbogatszych ludzi świata. Wyobrażasz to sobie?

      Pablo – ja to sobie dawkuję, ale generalnie czytuję, chociaż też mocno mną „trzepie”.

  2. Szczerze powiedziawszy nie jestem w stanie przeczytać całej Twojej recenzji, a co dopiero taką ksiązkę. To przerażające co się czasami wyrabia na tym świcie. Nie jestem w stanie tego zrozumieć … jak można tak postępować? Nie wiem …

  3. Choćby i tysiąc książek napisano na podobne tematy, złudzeń nie mam – maskary nadal będą obecne w życiu ludzi. Raz, ze człowiek nie potrafi uczyć się na błędach, dwa – za bardzo chce rządzić duszami swoich współbraci i decydować o kształcie ich świata. I trzy – przemoc i władza, jaką daje i którą upaja, są zbyt pociągające. Nienawiść jest narkotykiem.

    Ale masz rację: to rewelacyjna książka. Chciałabym, żeby po jej lekturze chociaż jedna osoba, rozmiłowana w niechęci do drugiego człowieka, opamiętała się.

  4. Tochman to mistrz reportażu, tnie słowami tak,że krew w żyłach szybciej krąży. A sprawa ludobójstwa- nigdy nie pojmę tego, jak jeden człowiek może zabić drugiego i to „tylko” z czystej nienawiści.

  5. Normalnie zaraz się rozryczę z bezsilności… Też chciałam ją przeczytać, ale nigdzie jej nie ma. A na zakup brak pieniędzy ;(

    To jest wstrząsające….

    1. Enedtil – ja również nie jestem w stanie zrozumieć, ale cały czas myślę, że kiedyś mnie „olśni” i dlatego czytam dalej 😉 Taka pęta…

      Jabłuszko – Pewnie masz rację, tylko ja jestem taką olbrzymią idealistką. I przez to też często dostaję od życia po nosie niestety.
      A jeżeli nawet jedna osoba faktycznie zaczęłaby myśleć, o tym, co robi i myśli, to już byłby sukces!

      Kasandra – nic na siłę, chociaż z drugiej strony takie „potrząśnięcie” mi od czasu do czasu pomaga w refleksji i trzymaniu perspektywy.

      Bujaczek – poczekaj, poczekaj, to jeszcze nowość. Jestem pewna, że za jakiś czas znajdziesz możliwość przeczytania. A sprawa poruszona w książce faktycznie wstrząsająca.

  6. „Coś” we mnie poruszyłaś…Do tej pory wiedziałam tyle, że Hutu i Tutsi są w Rwandzie i że ze sobą walczą, kiedyś nawet pisałam o tym referat w liceum, ale nigdy nie zgłębiłam tego tematu wystarczająco mocno.
    To jest przerażające, do czego doszło w 1994 roku, ale – masz rację – trzeba o tym wiedzieć, trzeba mieć świadomość.
    Książkę na pewno przeczytam.

  7. Jezu, to jest straszne.
    W życiu nie przeczytam tej książki, za słabą psychikę mam. Ale najbardziej dobijające jest, że to się działo niedawno, jak ja już byłam na świecie, a nie, jak np. Holokaust, który był tak dawno, że dla mnie to jest historia. Chociaż i tak większość ludzi nie zdaje sobie sprawy, że takie ludobójstwo miało miejsce. Przyznam się, że póki ja nie obejrzałam na religii (chyba w pierwszej liceum) „Hotelu Ruwandy”, to też nie miałam pojęcia, bo o tym się NIE MÓWI. A powinno się.

  8. Przyznam, że o historii ludobójstwa w Rwandzie dowiedziałem się poprzez wspomniany „Hotel Rwanda”, który swego czasu miałem okazję obejrzeć w jednym ze starych, zimnych kin Białegostoku (takich, jakich próżno już szukać w tym modernizującym się kraju). Film, jednak mocno hollywódzki, jedną, dwiema scenami paradoksalnie wstrząsnął mną tak, jak tego bym się nie spodziewał – pewne obrazy (jakże podobne do tych, które zamieszczasz) wciąż mam przed oczami… Jakiś czas temu usłyszałem o książce „Strategia antylop”, która tamto wrażenie z filmu na nowo ożywiło. Teraz Ty i Artur Nogaś (http://www2.polskieradio.pl/blogi/nogas/wpis/artykul192751.html) piszecie o książce, którą bardzo chcę przeczytać. Ale gdy w tym wpisie, we wpisie Nogasia pojawia się słowo „ból” zastanawiam się, czy mój umysł jest gotów na nowe obrazy. Zastanawiam się jak wyjść na spotkanie historii, której usłyszenia się obawiamy…

Usuwane są wszelkie komentarze wulgarne, a także reklamy. Zdobądź się na odwagę podpisania swej wypowiedzi.