„Zgładź nieprawości nasze, prosimy, Panie…”

A ja chciałam Was zaprosić do przeczytania kolejnego tekstu napisanego dla portalu Arena! Wiem, że to już drugi raz pod rząd, a nie wrzucam bezpośrednio nic tutaj, ale obiecuję poprawę niedługo. Niech tylko ogarnę kwestie remontowe, to – nawet przed wybieraniem mebli – napiszę coś specjalnie tutaj i dla Was 🙂

A na razie chodźcie przeczytać TEN tekst. Śmiało!

Reklama

Ukryte życie („Dziewczyna z pociągu” – Paula Hawkins)

dziewczyna z pociagu

Życie Rachel zawaliło się przed kilku laty – problemy małżeńskie, osobiste, a w końcu alkoholizm, to wszystko spowodowało, że kobieta wylądowała na dnie. Bez pracy, bez męża, wynajmując pokój u znajomej i przepijając kolejne dni. Oraz udając, że codziennie jeździ do pracy do Londynu.

Dwukrotnie w ciągu każdego dnia mija swój były dom, w którym aktualnie ciągle mieszka jej eks-mąż z nową żoną oraz malutką córeczką. Dwa razy w ciągu dnia cierpi katusze patrząc w okna domu, który kiedyś oznaczał dla niej to wymarzone życie. Zakątek szczęśliwy.

Dwukrotnie w ciągu każdego dnia mija też dom, w którym mieszka para sprawiająca wrażenie idealnej. Rachel wymyśla im imiona, historie życia, zajęcia. Wypatruje ich za każdym razem, tak, jakby obserwacją ich życia chciała sobie zapewnić jakiś substytut we własnym. Życie obserwowane zza szyby, życie w takt kół pociągu…

Mamy więc Rachel, dziewczynę z pociągu. Anny, nową żonę byłego męża, paranoicznie bojącą się pijaczki Rachel. I Megan, pozornie idealną żonę pozornie idealnego męża. Trzy kobiety i mężczyźni, którzy je otaczają. Każdy ma masę tajemnic, a pod przykryciem wyprasowanych ubrań skrywa takie oblicza, których nie chce pokazywać światu.

Pewnego dnia Megan znika. A Rachel dostaje swoistej obsesji na punkcie wyjaśnienia sprawy jej zaginęcia. Tym intensywniejszej, że tego dnia była w okolicy ich domu, była totalnie pijana, nic nie pamięta, wróciła do domu zakrwawiona i obolała. Co się wydarzyło na przedmieściach Londynu?

Nie wiem, kto wymyślił, że nazwie tę powieść thrillerem, ale chyba zbyt wielu książek tego typu nie czytał w swym życiu. Dla mnie to raczej książka psychologiczna, studium toksycznych związków, pragnień, dla których robi się wszystko. Po części także studium alkoholizmu i upadku na dno. A sprawa zaginięcia Megan to tylko katalizator do pogrzebania we wnętrzach bohaterów i ukazania przeróżnych relacji międzyludzkich.

Powieść przez większość czasu snuje się powolnie, rozpatrujemy różne aspekty wydarzeń, zapoznajemy się z psychiką bohaterów, ich przeszłością. Jesteśmy powoli prowadzeni do kulminacji i oczyszczenia sytuacji.

Przyznaję, że nie rozumiem poziomu szału, który zapanował na świecie w związku z tą książką. Owszem, jest dobra, ale dla mnie przez większość czasu była zwyczajnie letnia, nie angażowała mnie emocjonalnie, a na początku wręcz trochę się dłużyła. Może dlatego, że czytam sporo tego typu powieści, może dlatego, że znam inne tytuły, które świetnie przedstawiają świat alkoholików, w każdym razie nie poczułam się porwana.

To, co podobało mi się najbardziej, to przedstawienie światka brytyjskiej klasy średniej, tego, co skrywa za drzwiami wypielęgnowanych domów i jak patrzy na osoby takie, jak Rachel. Podobało mi się również zakończenie, chociaż tego, kto jest sprawcą domyśliłam się mniej więcej po 3/4 książki.

Podsumowując: powieść całkiem dobra, jednakże nie dołączę się do chóru „acho-ochujących”. Spodziewałam się wstrząsów (jak chociażby przy książkach Drvenkara), otrzymałam opowieść pod znakiem brytyjskiego five’o’clock.

Ślepa sprawiedliwość („Jaśnie pan” – Jaume Cabré)

jasnie pan cabre

Końcówka roku 1799, Barcelona. Miasto wrze w oczekiwaniu na koniec wieku. Kto może, ten wyszukuje opcje wspaniałych rozrywek, przygotowuje stroje, plotkuje o atrakcjach i innych zaproszonych. A już wyższe sfery to żyją praktycznie tylko tymi kwestiami. A, jeszcze tym, gdzie kto usiądzie w trakcie uroczystego Te Deum w katedrze.

Ale najpierw trzeba doczekać końca / początku (zależy, z kim się rozmawia!) wieku. By uprzyjemnić arystokratom oczekiwanie, w mieście pojawia się solistka nazwana słowikiem z Orleanu. Kobietą zachwyca się pewien młodzieniec, Andreu. Zyskuje przychylność śpiewaczki, spędza z nią noc.

Sprawy szybko jednak się mocno komplikują. W hotelu znajduje się ciało kobiety, która została okrutnie zamordowana. Andreu zostaje oskarżony o popełnienie tej zbrodni. A wyplątanie się z tej afery jest tym trudniejsze, że w sprawę zaangażowani są wysoko postawieni urzędnicy, a solistka miała z Barcelony jechać na dwór królewski, gdzie jej niecierpliwie wyczekiwano. Czy mężczyźnie uda się wybronić z tak poważnego oskarżenia?

Wcześniej czytałam tylko „Głosy Pamano”, więc nie do końca wiedziałam, czego się mogę spodziewać. A i tak zostałam zaskoczona! Tym, jak bardzo ta powieść różni się od poprzedniej. Często autor pozostaje, o ile nie w tej samej konwencji, to chociaż w tym samym stylu pisania. A tu kolejna zmiana.

W trakcie czytania czułam niedosyt. Książka wydawała mi się, owszem, dobrze napisana, okraszona ironią, czy wręcz sarkazmem, ale taka jakaś momentami miałka, czy też niepotrzebnie przegadana. Ale gdy doczytałam do końca i zaczęłam o niej myśleć, to stwierdziłam, że dopiero teraz widzę ją jako całość i muszę ją ocenić wyżej.

Autor ponownie wodzi nas za nos. To, co wydaje się na początku stosunkowo prostą historią Adreu i jaśnia pana Rafela Massó i Pujades, cywilnego prezesa Trybunału Królewskiego w Barcelonie, z czasem komplikuje się, autor odkrywa kolejne warstwy, powoli, delikatnie snuje swą opowieść, która funduje czytelnikowi sporo niespodzianek.

„Jaśnie pan” to nie kryminał. To ciągle i niezmiennie opowieść o winie, zbrodni, sprawiedliwości. O sieci powiązań międzyludzkich i tym wszystkim, co jesteśmy w stanie zrobić, by się po niej poruszać, być jak najbliżej środka, nie wypaść poza nią.

Oprócz tego, ta powieść świetnie ukazuje Barcelonę tamtych lat, a szczególnie jej wyższe sfery. Autor ma talent do barwnego odmalowywania bohaterów, społeczności, zachowań ludzkich, całość, która tworzy specyficzny klimat, pomaga zanurzyć się w książce.

Cabre zdecydowanie potrafi tworzyć bohaterów. Są tak ludzcy, że często przez całą książkę nie dochodzimy do jednoznacznej oceny danej postaci. Już nam się może wydawać, że wiemy wszystko o danej osobie i taki mamy stosunek do danego bohatera, a tu niespodzianka, wszystko się może zmienić błyskawicznie. Swoją drogą to ciekawe, ponownie nie znalazłam bohatera, którego mogłabym całkowicie polubić lub chociaż w dużej części identyfikować.

Tym razem znajdziemy w powieści dawkę humoru. Autor nie ma litości dla swoich bohaterów, podśmiewa się z nich, drwi z ich przywar, prób pokazania się z jak najlepszej strony, nieporadnego naśladownictwa innych. I chociaż nie ubawiły mnie one tak, jak innych czytelników, to nie mogę mu odmówić ciętego języka i zmysłu obserwacji.

Zastanawiam się, dla kogo jest ta książka i sama do końca nie wiem. Chyba najzwyczajniej w świecie dla wielbicieli dobrze napisanej prozy, dla tych, którzy doceniają piękno języka i umiejętność tworzenia bardzo dobrze skonstruowanych opowieści z dopracowanymi bohaterami. Ja jestem bardzo ciekawa, czym zaskoczy mnie Cabre w następnej powieści!

Cienie przeszłości („Psy gończe” – Jorn Lier Horst)

piwnica
Fot. binaryCoco (flickr)

Siedemnaście lat temu zaginęła młoda dziewczyna. Na nogi postawiono całą okoliczną policję i mieszkańców. Piękna, popularna, lubiana. Niestety, los nie był dla niej łaskawy i jakiś czas później znaleziono jej ciało. Pocieszeniem dla bliskich jest fakt, że morderca został złapany i wsadzony za kratki.

Mija czas, więzień zostaje zwolniony, a po wyjściu na wolność oskarża policję o sfałszowanie dowodów. Sprawę sprzed lat prowadził znany polskim czytelnikom z „Jaskiniowca” William Wisting. Zostaje błyskawicznie zawieszony w pełnieniu obowiązków, opinia publiczna wiesza na nim psy, media mają świetną pożywkę do produkowania kolejnych newsów szkalujących policję i samego Wistinga. A on sam musi się zmierzyć z pytaniem, czy ten, kto sfabrykował dowody, nie pochodził przypadkiem z najbliższego otoczenia Williama.

A to jeszcze nie wszystko – mężczyzna zostaje zamordowany, a kolejna młoda dziewczyna zaginęła. Czy te sprawy jakoś się łączą?

Ojcu ponownie próbuje pomagać Line, dziennikarka popularnej gazety. Aktywna, zaangażowana, przekonana o niewinności ojca, stara się odkryć, kto stoi zarówno za zbrodniami, jak i pomóc ojcu w dochodzeniu do prawdy. Odważna, aż do brawurowego poziomu, który może zaszkodzić jej samej. Ale łebska babka.

Śledztwo sprzed lat, aktualne zbrodnie, a to wszystko zaserwowane w sosie medialnej nagonki. W tym przypadku książka Horsta to bardziej typowy kryminał, wątki dotyczace zbrodni grają tu pierwsze skrzypce. Jednakże część dotycząca mediów zwraca uwagę czytelnika na schematy ich działania, łatwość ferowania wyroków, by podnosić wyniki sprzedażowe, na to, w jak niewielkim stopniu obchodzi je prawda. A po lekturze można się zastanawiać: kim są naprawdę tytułowe psy gończe?

Ciekawie skonstruowany kryminał. Typowo skandynawski, ale dużo lepszy od części mocno wtórnych powieści pojawiających się na rynku. Brak tutaj efektownych fajerwerków, jest solidna praca, prawdziwa rzeczywistość. Bohaterowie, których można lubić i cenić, niewielkie miasteczko, taki lekko powolny klimat, moim zdaniem fajna sprawa. Podobało mi się!

Kochaj mnie, bądź ze mną! („Za ścianą” – Sarah Waters)

za sciana waters

Londyn, 1922 rok. Powojenne czasy, ubóstwo, niepokoje społeczne, bezrobotni, upadek klasowy, ludzie z obawą patrzący w przyszłość.

Frances Wray i jej matka straciły w trakcie wojny bardzo wiele. Dwójka braci Frances zginęła, ojciec nagle umarł i zostawił kobiety w długach. Kiedyś dobrze sytuowana rodzina, teraz dwie kobiety ledwie wiążące koniec z końcem. Frances musi podjąć się nowych ról – zapomnieć o byciu żądną wiedzy aktywistką, sufrażystką i zamienić się w kucharkę, sprzątaczkę, gońca, generalnie przejąć rolę służących, bo inaczej sobie nie poradzą. Matka – dama starej daty – nie potrafi nic a zresztą Frances nie chce ją niczym obciążać. Mimo różnorodnych starań nie są jednak w stanie się dalej same utrzymywać i dlatego – o zgrozo! – decydują się na przyjęcie pod swój dach lokatorów, młode małżeństw0 Barberów. Klasa tylko urzędnicza…

Wszystko się zmienia. Dzielenie domu z obcymi ludźmi to coś zupełnie obcego dla tych dwóch dam. Czują się niekomfortowo, nie potrafią się odnaleźć. A na dodatek Frances czuje się obserwowana przez pana Barbera, a ją samą stopniowo coraz bardziej fascynuje jego żona. Poczatkowo wygląda na to, że są tak różne, że nie będą potrafiły odnaleźć wspólnego języka. Jednak okazuje się to nie tylko możliwe, ale wręcz przekształca w fascynację. Niebezepieczną fascynację!

Akcja rozwija się powoli – najpierw toczy się leniwie, autorka buduje nastrój, wprowadza czytelnika w szczegóły dotyczące życia wszystkich bohaterów, obrazuje Londyn tamtych lat. Jednak Sarah Waters niepostrzeżenie prowadzi czytelnika od powieści obyczajowej, przez romans, aż do hm… powieści z elementami kryminalnymi i psychologicznymi. Wychodzi jej to świetnie!

Początkowo książka wydaje się taka zwyczajna, można się zastanawiać, czy będzie zachwycać. Jednak autorka świetnie snuje opowieść, pokazując jak wspaniała, ale także jak niszcząca może być miłość, jak wiele człowiek może zrobić dla drugiej osoby. Czułam się momentami jak w matni między tymi bohaterami, nie wiedziałam sama, co o nich sądzić. A jeszcze to symboliczne, otwarte zakończenie – super sprawa!

Sarah Waters umocniła swoją pozycję w mym sercu. Pisze świetnie, mistrzowsko prowadzi narrację, tworzy niejednoznacznych bohaterów, których nie jest łatwo ani polubić, ani znielubić, są tacy ludzcy! To kolejna jej powieść, która zostawia mnie zachwyconą lekturą, polecam!