
Aleks tkwi w próżni. Rok temu zaginęła jego żona, a on nie może się z tym pogodzić. Piękna, mądra, dowcipna, była całym jego życiem. Ten bogaty, odnoszący sukcesy przedsiębiorca, prezes wielkiej firmy, potrzebował jej do życia, jak powietrza. To ona pomagała mu podejmować decyzje, była inspiracją. Ten rok bez niej był rokiem straconym.
Jednak nadszedł dzień, w którym postanawia wrócić do pracy. I to okazuje się być dzień, w którym zmieni się całe jego życie… Tajemniczy gość w jego gabinecie, cyganka wieszcząca, że już nigdy nie ujrzy słońca, śledzący go dziwny mężczyzna, kolejny dziwak ogrywa go w barze z Wiary, a na dodatek o 3:30 w nocy ma się dowiedzieć czegoś o Magdzie.
Od pewnego momentu wypadki toczą się błyskawicznie, a Aleks trafia do cienia miasta, przerażającego odbicia Olsztyna, które wydaje się być przerażającą karykaturą miasta, gdzie trafiają również zagubione przedmioty i niektórzy ludzie. Czyżby za karę…? Okazuje się, że grupie ludzi Aleks był potrzebny w pewnym celu… Ale o tym cicho sza! Nie chcę Wam psuć przyjemności samodzielnego odkrywania fabuły!
Piotr Sender zrobił na mnie wrażenie już swoim debiutem kilka lat temu. „Bóg nosi dres” to debiut bardzo dobry i świeży pod względem fabuły, nic więc dziwnego, że obserwowałam, co też dalej z autorem będzie. Drugiej jego powieści nie zdążyłam jeszcze przeczytać (chociaż długo leży na półce), ale nie mogłam się powstrzymać od rzucenia się na coś wydanego pod szyldem „urban fantasy”, a dziejącego się w Olsztynie, w którym miałam okazję gościć w miarę niedawno. I powiem tylko tyle: mamusiczku, ależ on ma wyobraźnię!
Już samo wprowadzenie do nocnego spotkania z tajemniczym mężczyzną to sceny, które zmroziły mi krew w żyłach. A potem było tylko ciekawiej! Świat, który stworzył jest mroczny, okrutny, fantazyjny i – ponownie muszę to napisać – świeży. Bo o ile pomysł „odbicia miasta” jest powszechnie znany, to już koncept stworów je wypełniających, zasad funkcjonowania jest unikatowy. Do tego miasto, które jest chyba tworem samym w sobie, mam wrażenie, że to żyjące stworzenie, reagujące na to, co się w nim dzieje, tak to odczułam w trakcie lektury, bo przecież…

Nie wiem sama, jak miałabym oddać bogactwo wyobraźni i kreatywność tego autora. A jakby nie patrzeć, w fantastyce to jest duży plus, tym bardziej, że potrafi tej wyobraźni nadać całkiem niezły kierunek i stworzyć ciekawą fabułę. Jedyne, co przyciągnęło mą uwagę na minus, to delikatna przesada z naszkicowaniem życia Aleksa i Magdy, poszybował tutaj z fantazją w stronę „Rublowki” 😉 Ale to jedyne, co mi nie zagrało tak do końca.
Suma sumarum jest to kolejna bardzo udana książka Piotrka. Jest mrocznie, fantazyjnie, okrutnie, czasami wulgarnie, zawsze ciekawie! Bardzo bym chciała, by znalazło się wydawnictwo, które podpisze z nim kontrakt i pozwoli się swobodnie rozwijać*, bo mam wrażenie, że za kilka lat może to być perełka polskiej np. fantastyki. Chociaż kto wie, gdzie go zagna własna wyoboraźnia? Polecam, poznajcie Olsztyn, który spowoduje u Was gęsią skórkę!
©
* Razem z Martą Kisiel, Anetą Jadowską, Martyną Raduchowską i Robertem M. Wegnerem. Cóż to by była za drużyna marzeń!
Oprawa: miękka
Liczba stron: 336