Kobiecy wieloksiąg (#3)

ludzik ksiazki
Fot. Jenn and Tony Bot

Dzisiaj mniej typowo. Dawno temu zaczęłam stosować notki typu „wieloksiąg” (tutaj i tutaj) i pomyślałam, że książki, które opisuję dzisiaj, łapią się na jedno wspólne określenie – „zdecydowanie dla kobiet”. A więc kobiecy wieloksiąg i tyle!

dolina spelnienia tan„Dolina spełnienia” – Amy Tan

Kiedyś bardzo chętnie sięgałam po książki tej autorki, więc postanowiłam wrócić i przetestować, czy nadal robią na mnie takie samo wrażenie. Ale albo ja się zmieniłam, albo ta książka średnio jej wyszła. Pierwsza połowa mocno schematyczna – ta rozkochana właścicielka domu publicznego, ta łatwość oszukiwania innych, to porzucone dziewczę, te jej przygody – wszystko to już było w innych książkach. Druga połowa już lepsza, ale za to przekombinowana. Jako lektura dla rozrywki było ok, ale chętniej polecę inne tytuły tej autorki, np. Klub Radości i Szczęścia.

*****

jezioro cierni zimniak„Jezioro cierni” Magdalena Zimniak

Bardzo długo nie mogłam się zabrać za opisanie tej książki, więc cieszę się, że chociaż teraz napiszę o niej kilka zdań. Całkiem interesujaca fabuła, jednakże momentami szwankujące wykonanie, trochę niewiarygodnych momentów, które wpłynęły na mój odbiór książki. Bardzo dużo silnych emocji, skomplikowane relacje między bohaterami, sporo psychologicznego podbudowania bohaterów oraz tajemnice z przeszłości – taki miks zafundowała autorka czytelnikom. Do przemyśleń o osądzaniu ludzi, ferowaniu wyroków, cierpieniu, szukaniu odpowiedzi na pytania z przeszłości. Tej autorki czytałam jeszcze tylko „Willę”, która podobała mi się bardziej od tej książki.

*****

wciaz czekam young„Wciąż czekam” Louisa Young

To była książka niespodzianka. Nie kupiłam, nie zamówiłam do recenzji, dostałam w prezencie. Nie znam poprzedniej książki tej autorki, ale jasnym dla mnie jest, że można czytać tę nie znając poprzedniej, zapewne tracimy pogłębione zrozumienie bohaterów, ale historia i tak jest zamknięta. Książka ta była dla mnie interesująca ze względu na temat „powrotu do normalności” po wojennych przeżyciach żołnierzy i ich kobiet. Nie czytałam jeszcze chyba nic na temat tego, jak żołnierze radzą sobie po zakończeniu walki, gdy po latach wracają do domu, a głowę mają pełną wspomnień wojny, utraconych przyjaciół, zabitych podkomendnych, okaleczonych towarzyszy broni. Dusza poszatkowana na wieki, jak tu wracać do codzienności? Pod tym względem to bardzo ciekawa lektura, ale coś mi szwankowało w tym wykonaniu. Żebym tylko wiedziała, co! Może to, że jakoś nie połączyło mnie nic z żadnym z bohaterów? Sama nie wiem.

*****

A teraz uciekam się pakować. Wracam dzisiaj do siebie, koniec leniuchowania u Rodziców 😦 Ale najpierw spotkanie z przemiłymi molami książkowymi i – w części – blogerkami!

Reklama

„Pieśń czasu. Podróże” – Ian R. MacLeod

Wydawnictwo: MAG, 2011

Oprawa: twarda

Liczba stron: 482

Moja ocena: brak skali!

Ocena wciągnięcia: brak skali!

*****

Siedzę, patrzę na drzewa za oknem, słucham muzyki i zastanawiam się, czy podołam opisaniu moich wrażeń z lektury tej książki. A gdzieś tam głęboko na dnie serca pojawiło się uczucie, że chyba w końcu trafiłam na książkę, która zostanie ze mną na zawsze, która poruszyła we mnie tyle strun, że grać mi będzie w duszy latami. Książkę, która pozwoliła mi w końcu uwierzyć, że są takie dzieła, które chce się naprawdę zabrać ze sobą na bezludną wyspę. Dlaczego? Żebym to ja wiedziała, co też zrobiła mi ta książka!

„Podróże” to zbiór opowiadań. Są one bardzo różne pod wieloma względami – od prozaicznej długości, przez tematykę, umiejscowienie, bohaterów… Co jest mocno nietypowe, to fakt, że nie ma w tym zbiorze opowiadań słabszych czy złych. Chyba nigdy nie czytałam tak równego jakościowo zbioru! Dlatego też jest mi tak trudno wybrać tych kilka, o ktorych chciałabym wspomnieć. Chociażby pierwsze opowiadanie – „Opowieść młynarza” – bardzo alegoryczna, a jednocześnie dosadna opowieść o postępie, zmianach technologicznych, zmianach postaw życiowych, próbach walki z tym, co nieuniknione. Króciuteńkie opowiadanie „Dbaj o siebie”, to przerażająca wizja świata, gdzie człowiek musi opiekować się starą wersją siebie samego, jakże pełne jest ono uczuć! „Bunt Anglików”, to przewrotna historia alternatywna, gdzie nie Wielka Brytania jest wielkim imperium, a dynastia indyjska podbija większość Azji i Europy, z wszystkimi tego konsekwencjami. „Dywan z hobów”, to niesamowite studium życia, niewolnictwa, prób zmiany sytuacji i ich efektów, pełne pytań o sens istnienia i tego, co robimy. Opowiadań jest jednak więcej, a całość wieńczy niesamowita „Druga podroż króla”. Autor pokazuje w tym opowiadaniu drugą podróż Baltazara, który po latach odkrywa to, co stworzył Jezus Chrystus. A jest on tutaj ukazany jako prawdziwy wojownik boży, który na ziemi, a nie w niebie tworzy królestwo boże. Arcyciekawa wizja!

Druga część to „Pieśń czasu”, powieść tak wielowątkowa, tak bogata w treści, że aż boję się ją spłycić opisując fabułę. Bo jakże w kilku zdaniach opisać życię, pasję, świat, zniszczenie, nadzieję? O tym wszystkim i o wielu innych tematach traktuje ta powieść. Na pierwszy rzut oka zaczyna się niewinnie – stara skrzypaczka znajduje na plaży nagiego młodzieńca. Zabiera go do domu, próbuje go ocalić i dowiedzieć się, kim on jest. A nie jest to łatwe, bo – jak go nazwala – Adam ma amnezję, nic nie pamięta. Nawiązuje się między nimi niesamowita nić porozumienia – młody człowiek bez pamięci i umierająca kobieta ze zbyt wieloma wspomnieniami. Roushana to niezmiernie sławna skrzypaczka, której imię od lat jest na ustach milionów. Mało tego, jej mąż – Claude – był tak samo sławnym dyrygentem, który zrobił oszałamiającą karierę. Jednakże Roushana to także kobieta, która nie może uwolnić się od przeszłości, od wydarzeń z dzieciństwa i młodości. Nie potrafi także odnaleźć się w życiu, poświęciła je muzyce (a po części mężowi i dzieciom), ale ciągle tkwi w niej coś, co nie daje jej spokoju, nie pozwala czuć się w pełni szczęśliwą. A to, że w jej starości nagle pojawia się Adam jest przyczynkiem do rozliczenia się z własnym życiem i uczynkami.

MacLeod pisze tak lekko, subtelnie, barwnie, jakby malował zdania, jakby używając każdego wyrazu malował jeden wielki obraz. Dawno nie czytałam tak pięknie napisanych utworów. Tak delikatnych, a jednocześnie tak przejmujących. Nie umiem oddać swego zachwytu, czytałam żałując jednocześnie, że każda strona zbliża mnie do końca tej uczty wyobraźni!

Autor, wydarzenia skali krajowej czy też światowej, ukazuje przez zobrazowanie tego, co przytrafia sie jednostkom. Czytając na przykład o koncertach wirtuozów, czytamy też jednocześnie o bombach atomowych, wybuchach gigantycznych wulkanów, czy o szalejących na świecie zmianach. W momentach opisujących życie staruszki otrzymujemy też informacje o tym, że ocean pochłania kolejne miasta, umarli stają się nowymi bytami, a rzeczywistość wirtualna przejęła już wiekszość aspektów życia człowieka.

Nie jestem w stanie określić nawet w przybliżeniu kiedy ostatni raz czytałam tak dojrzałą, mądrą, kreatywną, delikatną, a jednocześnie jakże przepełnioną ludzkimi słabościami i zaletami prozę. Nie jest ona wesoła, nie jest też bardzo łatwa, ale pochłania, nie daje się łatwo oderwać od czytania, włazi czytelnikowi do umysłu, do serca i nie daje się przegnać. Książka dla wrażliwców, otwartych na świat i ludzi. Nie dla osób poszukujących łatwej, płaskiej literatury. Jeżeli oczekujecie tylko akcji, nie sięgajcie po nią. Jeżeli chcecie przeżyć powolną literacką rozkosz – czytajcie.

Zamilknę, bo czuję, że moje próby opisania zachwytu tym, co napisał MacLeod są śmieszne i nie oddają siły mych uczuć. Trafił on jednak na moją prywatną półkę Pisarzy. © Agnieszka Tatera