Zatrzymane chwile #16

Kwiecień. Długo byłam przekonana, że to całkiem niezły miesiąc, sprawy zaczynają się układać. A potem życie pokazało, że to, co sobie człowiek myśli, to śmiechu warte złudzenie i się ostro pokaszaniło. Ciekawe, co będzie dalej. Jednak podsumowanie miesiąca będzie całkiem wesolutkie i optymistyczne, bo taka była większość miesiąca.

Co się chyba nigdy nie zmieni – było książkowo…

Jak widać różnorodnie – obyczajowo, kryminalnie, fantastycznie, historycznie, a ten wydruk to nowa książka Martyny Raduchowskiej, więc i science fiction się pojawiło. Czytania było w kwietniu sporo, dawno tyle nie przeczytałam!

Jak widzicie – wpadłam w kolorowanie po uszy! Albo i głębiej. W Światowy Dzień Książki, jak na rasowego mola przystało kupiłam sobie nowe kredki 😉 I dostałam nową kolorowankę, piękne obrazy, ale chyba trudniejsze do relaksowania się, niż „Esy floresy”, zobaczymy.

Miesiąc hulanek – nie dość, że najpierw Święta, to potem spotkania z przyjaciółmi, a na nich pyszności do picia i jedzenia. A tyłek rośnie…

Wiosna rozkwitła, a kilka dni wolnego z okazji Świąt i urlop po ich zakończeniu pozwoliły mi bardziej wrzuć się w to święto wzrostu, zieleni, piękności. Uwielbiam wiosnę! Więc trochę przyspamowałam jej zdjęciami…

Ale liczę na to, że mi wybaczycie, przecież wiecie, że mam fioła na punkcie zdjęć zachodów słońca i przyrody. A zresztą – zawsze możecie zejść niżej, do kolejnych zdjęć 😉

Drogę do Rodziców pamiętać będę do końca życia – trasa Warszawa – Bydgoszcz zajęła nam 6,5 h… Mandat, uniknięcie wypadku, dwukrotne zgubienie drogi, grad, śnieżyce, ulewy. Straszne to było! A po Świętach nastąpił tydzień lenistwa – rozkoszowanie się wiosną, kotem domagającym się głaskania, szalone zakupy, rozpieszczanie przez Rodziców, fajnie tak!

Przed Świętami poczułam, że należy odwiedzić ulubionego fryzjera. A na początku kwietnia wielu zostało zaskoczonych (niewielu nie ;p) zawiadomieniem, że dwójka naszych znajomych w trakcie wyjazdu wakacyjnego do Seulu weźmie tam ślub. Życzę im stu szczęśliwych lat razem, zasługują na to! Za to po powrocie do Warszawy wybrałyśmy się z koleżankami na zakupy do Ikei. Dumna jestem, że wróciłam tylko z tymi rzeczami 😉

A ostatnie foto to fura prezentów – pocieszajek od znajomych, które dostałam po mocno dziwnym i niefajnym zakończeniu miesiąca.

Co mi przyniesie maj? Mam wrażenie, że zamiesza mi ostro w życiu. A czy na dobre, czy na złe – los pokaże!

Reklama

Weekendowy stosik

Przed momentem napadła mnie wieeeelka ochota, by wrzucić kolejny stosik. A po co miałabym się opierać pokusie? Zapraszam więc do zapoznania się z nabytkami z prawie dwóch miesięcy!

Zdjęcie to zrobiłam jeszcze przed Gwiazdką, bo chciałam wtedy zaprezentować to, co się uzbierało na stosie. Ale w końcu nie wyszło wtedy, wyszło dzisiaj. Od góry:

„Poza miastem” Priestley – prezent od BiblioNETkowego Mikołaja! 🙂

„Żony i córki” Gaskell, „Rozważna i romantyczna” Austen oraz „Północ i południe” Gaskell – od Wydawnictwa Świat Książki, przepiękna seria „tapet”. Ostatnia już przeczytana, czeka na opisanie.

„Na wojnie nie ma niewinnych” Jadowska – od Wydawnictwa Fabryka Słów. Przeczytane, opisane.

„Król biurowej klasy średniej” Maciej „Zuch” Mazurek – od autora. Nie mogę się doczekać lektury!

„Miasto ryb” Babina – kolejny prezent od BiblioNETkowego Mikołaja 🙂

„Drach” Twardoch – od Wydawnictwa Literackiego.

stos ksiazek

Jednak po zrobieniu tego zdjęcia dotarły do mnie jeszcze dwie książki (a kilka jest w drodze), więc dorzucam i te dwa prezenty:

„Czarne skrzydła” Monk Kidd – prezent od Kasi z bloga Moja pasieka :*

„Niech ci się spełnią marzenia” O’Neal – niespodziewana przesyłka od Wydawnictwa Literackiego. Traktuję jako prezent, może kiedyś przeczytam, gdy będę potrzebowała lekkiego czytadła na poprawę nastroju.

ksiazki

Pewnie mam też jeszcze jakieś nowe e-booki do zaprezentowania, ale nie chce mi się grzebać w Kindelku w ich poszukiwaniu. Niech na razie starczy tyle. Zobaczymy, co przyniesie kolejny stos!

Polecacie coś? A może odradzacie lekturę którejś z nich? Co sami chcielibyście przeczytać?

Ja już wiem, co zrobię z książkami!

Wiele osób podpytuje mnie o to, co w końcu stało się z książkami. Przez to, że rozłożyło mnie zapalenie zatok, to sprawa została załatwiona z opóźnieniem, ale w końcu wszystko jest już jasne.

Oprócz kilku, które trafią do przyjaciół i zaprzyjaźnionych blogerów, cała reszta trafi do lokalnych bibliotek. W rozmowie z bibliotekarką z tutejszej wiejskiej biblioteki okazało się, że mimo ich wielkiego zaangażowania i aktywnych postaw, to w tym roku liczyć mogą tylko na granty zewnętrzne, bo przez to, że powiat buduje obwodnicę dookoła miasta powiatowego, to kultura nie dostaje w tym roku praktycznie nic. A już biblioteki to zdecydowane nic :/W związku z czym wszystkie filie kupują w 2014 roku o wiele mniej książek, niż zazwyczaj i przyjmują wszystkie w miarę nowe książki. A przecież te, które ja oddaję, to mają po kilka lat, chyba w tej partii nie trafiło się nic starszego niż 10 lat. A, sorrki, dwie sztuki będą, ale to zadecydują, co z nimi zrobić. No i wszystkie oprócz tych dwóch są też w świetnym stanie, jakby były nieużywane.

Pod koniec choroby, gdy już odzyskałam trochę sił, to przejrzałam część książek przeczytanych (niestety, ciągle nie całość, no ale jeszcze część urlopu do wykorzystania mam 😉 ) i przygotowałam na oko 70 książek (jak robiłam listę, to było 65, ale dorzuciłam w trakcie pakowania jeszcze kilka).

Dzisiaj popakowałam je do pudeł i czekają na to, by nasza bibliotekarka zabrała je autem. Ona ma prawo pierwszeństwa, wybierze to, co potrzebuje do wiejskiej biblioteki, a resztę odwiezie do powiatowej, gdzie je rozdzielą na filie.

biblioteka ksiazki

A ja już wiem, co zrobię z kolejnymi książkami. Kolejna partia pójdzie do hospicjum Zorki z Zorkowni. A jak się uzbiera trzecia, to pójdzie do więzienia. A następna? Się zobaczy! Może poprawczak, może oddział szpitalny, na którym się długo leży, może jeszcze inny cel. Będę się zastanawiać, jak już pójdą te pierwsze trzy partie 🙂

Co robicie z książkami?

20140628_101838

Wyczyściłam jedną półkę. O wow, hurra, niesamowite i w ogóle 😉 Na oko podwójnie załadowana półka zyskała w ten sposób około 1/3 objętości, czyli nie poszalałam. No, ale metoda małych kroków itp.

I teraz patrzę na te stosiki książek, do których nigdy nie wrócę i których już nie chcę (miejsce mi się skończyło, częściowo zmiana się mój gust, a na dodatek mam przed sobą wizję kurczenia przestrzeni życiowej związanej z książkami), i zastanawiam się, co z nimi zrobić. Najchętniej pozbyłabym się ich w pakietach (mniej pakowania i ogólnej „zabawy”), np. a konto znajomych czy to wirtualnych, czy rzeczywistych. Ale nie wiem, czy się takowi zainteresowani znajdą. Pewnie na pojedyncze książki tak, ale znowu mniejszą mam ochotę bawić się w pakowanie i wysyłanie 1 książki. Wolałabym ponegocjować coś większego.

Kusi mnie biblioteka, ale mam wizję, że ta lokalna nie jest zbytnio zainteresowana fantastyką i książkami dla młodzieży (z czego to wynika, to nie wiem), skonsultuję to jednak w poniedziałek.

Darowizna, prezent, sprzedaż na Allegro, do antykwariatu, przez różne grupy, sama nie wiem, co z nimi robić. Wiem, że ich już nie chcę. No, a nie wystawię przy śmietniku, bo a) śmietnik mamy na terenie prywatnego podwórka, więc nikt nie przygarnie ;), b) jak przyjadą po śmieci, to walną wszystko razem do środka śmieciarki, a tego nie chcę. Hm… może przedyskutuję z bibliotekarką (w razie braku zainteresowania przygarnięciem) półkę „do oddania”? Sama nie wiem.

Co robicie z książkami, które przeczytaliście, a wiecie, że do nich nie wrócicie? Jakie macie metody pozyskiwania miejsca w biblioteczce? Bo zakładam, że nie macie mieszkań z gumy!

A może nowe nabytki przybywają do Was rzadko i są to tylko te wyczekane, wyśnione, o których wiecie, że zostaną z Wami na wieki, przekażecie je dzieciom, a później wnukom?

Ja wiem, że biblioteczkę chcę przez najbliższe lata jak najbardziej ograniczać. Będę zawsze mieszkała w niewielkim mieszkaniu, a lubię mieć dookoła przestrzeń życiową, światło i wygodę. A zresztą, i tak nie wracam do 99,5% przeczytanych książek. Powoli więc staram się przyzwyczajać do pozbywania się tego, co przyrosło w manii kolekcjonerskiej i kompulsywnego kupowania. Pomaga mi w tym fakt, że wiem, że będzie przede mną kilka przeprowadzek + fakt, że i tak nie mam, co z tymi książkami zrobić w przyszłości, nie ma komu zostawić, więc po kiego je maniakalnie zbierać?

Zaczyna się w tym roku faza praktyczna i pojawiły się pytania co i jak. A mnie marzy się rozwiązanie proste, szybkie i jak najmniej problematyczne. Więc sprzedawanie po 1 sztuce na Allegro za 5 czy 10 zł mnie nie pociąga 😉 Jak to wygląda u Was i co radzicie?