
Dzisiaj premiera!
Już od dawna zastanawiałam się, co też ludzi zachwyca w kryminałach Pierre’a Lemaitre’a. Teraz chyba już powoli zaczynam rozumieć…
Odludna część metropolii paryskiej, a w niej luksusowo urządzony apartament, jakby tylko czekający na to, by jakiś bogacz zadecydował, że to właśnie tutaj chce zamieszkać. Piękne mieszkanie zostało jednak użyte jako miejsce okropnej, brutalnej zbrodni – morderstwa dwóch młodych kobiet. Tak makabrycznego, że nawet część ekipy śledczej zostaje przyprawiona o mdłości. A na dodatek wśród krwawych znaków znajduje się jeden szczególny. To właśnie on zarówno łączy tę sprawę z innym morderstwem z przeszłości, jak i wskazuje na to, że to jeszcze nie koniec, należy spodziewać się kolejnych trupów!
Sprawę prowadzić ma komisarz Camille Verhoeven. Ineligentny, z wielką wiedzą i intuicją, która pomaga mu rozwiązywać przeróżne skomplikowane sprawy. Jednakże jednocześnie mężczyzna, który całe życie musi radzić sobie z tym, że został przez los skazany na niewiele ponad 140 cm wzrostu, co nie ułatwia mu jego pracy. Całe życie musiał stawiać czoło stereotypom i uprzedzeniom, szczególnie związanym z wykonywanym zawodem. Jednak w jego życiu jakiś czas temu pojawił się promyk, który pomaga mu sobie radzić z trudami codzienności – jego żona Irene. Niedługo ma im się urodzić dziecko, co nieodmiennie zdumiewa Camille’a i przyprawia go o szybsze bicie serca. Jednocześnie ma wielkie wyrzuty sumienia, bo praca pochłania zdecydowaną większość jego czasu, więc rodzina jest niestety na drugim miejscu. A tu jeszcze trafia się taki trudny przypadek!
Zbrodnie przygotowane w najdrobniejszym szczególe, morderca wodzący ich za nos, wszędobylskie media, kłopoty wewnętrzne – z tym wszystkim muszą się zmagać śledczy. I oczywiście ze stresem: kiedy i kto będzie następny? Bo przecież nie mogą założyć, że to już koniec i wszyscy są bezpieczni. A więc: kto i kiedy?
Bez bicia przyznaję się, że w trakcie czytania, przez sporą część książki myślałam sobie coś w ten deseń: „O co to wielkie halo? Kryminał jest w porządku, ale przecież jest sporo lepszych, skąd te dzikie zachwyty?!”. Ale pod koniec zaczęłam rozumieć. Ostatnią częścią książki autor pozamiatał, zakręcił wszystkim i zrobił mi kuku. Bo co z tego, że właściwie jakieś sto stron od końca udało mi się odgadnąć, kto jest mordercą, jeżeli nie przyjęłam, że takie zakończenie będzie jednak możliwe? Niektórzy przyjaciele mieli okazję przeżyć mój szok, gdy wyskoczyłam nagle na czacie z hasłem „mogę Wam tutaj odparować po tym zakończeniu?”. Nie czytałam wcześniej wydanych ksiąźek, więc nie wiedziałam, czego się spodziewać, tym mocniej to wszystko przeżyłam.
Sama nie wiem, na ile polubiłam prozę tego autora oraz bohatera tej serii. Lemaitre jest brutalny, opisy zbrodni – dopiero drugi raz w życiu – odrzucały mnie od czytania, było mi autentycznie niedobrze. A Camille nie jest dla mnie bohaterem łatwym do polubienia. Do szanowania prędzej, nie wzbudził jednak we mnie cieplejszych uczuć. Może za jakiś czas sięgnę po kolejne tomy, na razie muszę trochę odsapnąć.
Autor bardzo sprawnie przygotował bohaterów – są różnorodni, każdy z nich ma cechy indywidualne, są bardzo ludzcy. Wątek zbrodni inspirowanych literaturą oraz korespondencji między dwoma bohaterami tego tomu – super sprawa, bardzo mi się to podobało. Nie mogłabym – przez tę brutalność zbrodni – napisać, że lektura sprawiła mi przyjemność, jednak teraz już widzę kunszt autora, dobry jest!
„Koronkową robotę” polecam miłośnikom gatunku!