Wrzesień. Miesiąc świetny i okropny jednocześnie. Masa fajnych wydarzeń, miejsc i ludzi vs. masa stresu, złych emocji, złych ludzi. Wychodzi na zero? Sama nie wiem. Na bank był to jeden z najintensywniejszych miesięcy w tym roku, który doprowadził mnie – mimo urlopu! – na skraj wycieńczenia. Ciekawe, czy październik mnie dobije? 😉
Tak się złożyło, że powyższe zdjęcia to piękne świadectwo pierwszej części mego urlopu – wizyty w Trójmieście. Kocham te trzy miasta, uwielbiam tam bywać, zawsze jest to dla mnie najczystsza przyjemność. I mam nadzieję, że widać to również na tych zdjęciach! Było mi tam świetnie i gdyby nie okoliczności rodzinne, to z chęcią przesiedziałabym tam cały urlop. Piękne jest to nasze wybrzeże! ❤
Jak widać na pierwszym zdjęciu – nowe książki potrafiły mnie dogonić nawet na urlopie. Książkę Yrsy już przeczytałam i nawet opisałam. Jest to niezmiennie jedna z moich ulubionych autorek z zimnej części Europy. Jak zwykle w domu rodzinnym miałam okazję ponapawać się – a przy okazji pospamować obserwujących przepięknymi i bardzo różnorodnymi zachodami słońca. No cóż, jestem uzależniona od tych widoków… Chociaż miałam już okazję przyłapać bardziej jesienne widoki – puste pola, szarość skradająca się powoli opłotkami, chociaż ciągle jeszcze kolory wczesnej jesieni walczą i się nie poddają. I mimo obrzydzenia, jakie czuję do pająków, to ponownie stwierdziłam, że są dosyć twarzowymi modelami 😉
Jak widzicie – druga część mojego urlopu była dosyć monotematyczna: zachody słońca vs. jesień, okraszone książkami 😉 W pewne deszczowe popołudnie zaczęłam mą przygodę z „Głosami Pamano”, których ciągle nie zdążyłam opisać, muszę to niedługo nadrobić! A część urlopu spożytkowałam na dalsze porządki na półkach – półki z książkami przeczytanymi są na jakiś czas wyczyszczone z tych, których nie chciałam dłużej trzymać. A nawet pierwsze książki z tych kiedyś zdobytych, a ciągle czekających na swoją kolej znalazły nowych właścicieli. Na niektóre z tych czekających książek, po kilku latach od zdobycia, nie mam już ochoty.
Zanim wyjechałam do Warszawy, to sporo czasu upłynęło na pakowaniu książek i chodzeniu na pocztę. A i tak trochę dostało się lokalnej bibliotece. Na koniec urlopu kolejny zachód i „przystojniaczek” z ogródka, brrrr… Żebyście widzieli, ile wielgachnych (30-40 cm) sieci pajęczych znalazłam w jednym tylko kącie ogrodu po deszczu, gdy były łatwo zauważalne!
Dolny rząd otwiera foto, na którym prezentuję storczyka typowego i „miniaturkę” i nie mogę wyjść ze zdziwienia, co też z tą miniaturką się stało 😉 Na środku książka autorki, która zupełnie z tym gatunkiem mi się nie kojarzy, niedługo sięgnę i przekonam się, czy warto było! A obok prezent od Tesco i MTV, który do dzisiaj bardzo mnie cieszy – fajne słuchawki, które otrzymałam w najlepszym możliwym momencie. Akurat dojrzewałam do zakupu podobnych, jakby mi ktoś w myślach czytał!
Na pożegnaniu lata ja zajadałam się gofrem z kremem kasztanowym, powidłami śliwkowymi i rumem, a Maja ciastkiem z dziurką. Okazało się, że ta impreza ściągnęła różnych znajomych, których wieki nie widziałam, więc wychodziłam zadowolona. Obok symbol tego, że nawet droga do dentystki może być urocza 😉
Jak widać – jesień przynosi nie tylko masę premier książkowych, ale i imprez. Dwie z nich już za mną, trzecia odbędzie się jutro, a jeszcze tyle przede mną! Wyobraźcie sobie moje szczęście, gdy po powrocie z pracy zastałam taki widok! Regał, pierwsze miejsce na książki w mym mieszkaniu! Przez 3 lata upychałam je do szafek wnękowych, szaf, szuflad i na półkę pod ławą, a teraz chociaż część może egzystować w porządnych warunkach. A na koniec zdjęcie, które symbolizuje sobotę spędzoną w gronie blogerów książkowych i pisarzy – spotkanie w Agorze, nowy numer Magazynu Książki oraz bukiecik kwiatów, który dostałam od Eli Cherezińskiej ❤
Najpierw dwie urocze przesyłki – jedna książkowa, a druga to taka „zapowiedź” książki. Fajnie, że wydawnictwom coraz bardziej chcę się tworzyć coś bardziej kreatywnego, coś spoza schematu. A obok zaproszenie na „Klimakterium… i już” w Teatrze Capitol. Poszłyśmy z koleżanką, uśmiałyśmy się do łez! To nic, że d klimakterium mamy jeszcze trochę, to nic, że humor raczej prosty i rubaszny, ale i tak dobrze nam taki wieczór pełen śmiechu zrobił.
Dolny rząd pod wezwaniem Koozy i Cirque du Soleil. Ciągle jestem tak samo pełna zachwytu, jak zaraz po przedstawieniu, kompletnie mi to nie mija. Przecudowny spektakl, polecam z całego serca! A ostatnie foto prezentuje łóżko, które trafiło się mnie i Eli w trakcie Festiwalu Pióro i Pazur. Całkiem godnie przyjmują tam blogerów, nie ma to tamto 😉
Zdjęcie z gali wręczenia nagród festiwalowych. Na scenie bomba energii, pomysłów i pozytywnej energii, czyli przesympatyczna Mariola Zaczyńska. A obok pan aktor, o którym nie warto wspominać 😉 W końcu udało mi się przeczytać felieton uroczego Mariusza Szczygła, który to tekst wzbudził u niektórych osób wielkie oburzenie. Do dzisiaj nie rozumiem dlaczego. A poniżej prezent, który wprawił mnie w osłupienie – bilet na listopadowy koncert Lisy Stansfield!
A dolny rząd to już tylko przygotowania do i sama premiera serialu „Zbrodnia”. Telewizja AXN zaadaptowała jedną z naszych październikowych książek i nakręciła na Helu polską wersję szwedzkiego serialu. Na ostatnim zdjęciu razem ze Zwierzem Popkulturalnym i Wiecznie Zaczytaną.
Tak wyglądał mój wrzesień. Październik zapowiada się na chyba najbardziej szalony miesiąc roku, ale zobaczymy, może się mylę. Na razie przynosi mi ogrom negatywnych emocji, które próbują zabić mój – bardzo ostatnio dobry – nastrój. Ale nie dam się!
PS. Jeżeli ktoś ma ochotę śledzić me zdjęcia na bieżąco, a może nawet rozmawiać ze mną o nich, tego zapraszam na Instagram, czekam tam pod nikiem @ksiazkowo.