Trzeci raz towarzyszyłam Vianne w jej podróży przez życie. Wygląda na to, że miłość Vianne i Rouxa jest tak silna, że ten ostatni zdołał dla niej przełamać swą niechęć do mieszkania gdzieś dłużej. Żyją razem z Anouk i Rosette w Paryżu, na łodzi, na której również jest mała chocolaterie.
Pewnego dnia Vianne otrzymuje list. Wiadomość od dawno zmarłej przyjaciółki – Amande Voizin. Prosi ona o to, by Vianne zajrzała ponownie do Lansquenet. Ponoć ktoś tam potrzebuje jej pomocy. A przecież prośbom przyjaciół – nawet tym wygłoszonym zza grobu! – się nie odmawia. Vianne postanawia więc zabrać córki i spędzić kilka dni w dawno nie widzianej wsi. Budzi tym śpiące przez lata demony wspomnień…
Na pierwszy rzut oka Lansquenet wydaje się być prawie takie samo, jak przed ośmiu laty. Jednakże wystarczy tylko lepiej się przyjrzeć, by zobaczyć, że we wsi aż wrze! Ukryte konflikty między mieszkańcami to tylko część problemów. Największym problemem jest podział mieszkańców, znowu swoi przeciwko „obcym”. Tym razem obcymi są muzułmanie, którzy od kilku lat mieszkają po drugiej stronie rzeki. Najpierw wszyscy podchodzili do siebie z ciekawością i przyjaźnie, jednakże z czasem – i pojawieniem się kolejnych, często tajemniczych mieszkańców – narastały nieporozumienia, problemy. A teraz sytuacja kipi tak bardzo, że w niektórych osobach budzi się porównanie do wojny.
Zresztą to tylko wierzchołek góry lodowej. Autorka otworzyła w tej książce puszkę Pandory. Oprócz tematyki „obcy vs. swój” mamy również kwestie związane z konfliktem proboszcza z imamem, przemocą, intrygami snutymi przez mieszkańców, tajemnicami wyłażącymi z każdego kąta i wieloma innymi sprawami.
Trzeci tom opowieści o Vianne jest inny od dwóch poprzednich. Jest bardziej mroczny, gorzki, bardziej bolesny. Mniej tutaj magii i cudownego jedzenia (ale tylko mniej, ciągle znajdziemy tutaj to, co tak dobrze autorce wychodzi!). W trakcie czytania miałam poczucie, że autorka się zmieniła, a także rzeczywistość, jaka nas otacza wpłynęłą na nią na tyle silnie, że po części zmieniła styl i wpłynęła na tematykę tej książki. Oczywiście to tylko moje zgadywanie, ale takie miałam wrażenie.
„Brzoskwinie dla księdza proboszcza” nie urzekły mnie tak, jak poprzednie dwa tomy, ale porwały za serce. Ta książka robi wrażenie mniej bajkowej, a bardziej ludzkiej i przez to porusza inne struny w sercu czytelnika.
Ten cykl trafia do moich ulubionych, a autorka zyskała nim u mnie olbrzymi kredyt zaufania. Mam zresztą prawie wszystkie pozostałe jej książki, powolutku będę się z nimi zapoznawać i testować, czy tylko te trzy książki były tak udane, czy też jest ona tak utalentowana, jak mi się wydaje.
©
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka, 2013
Oprawa: miękka
Liczba stron: 488
Moja ocena: 5,5/6
Ocena wciągnięcia: 6/6
Cykl „Vianne i Anouk”:
1. „Czekolada”
3. „Brzoskwinie dla księdza proboszcza”