Walka do krańca sił („Szamańskie tango” – Aneta Jadowska)

szamańskieTango-banner660x200.jpg

Jak część z Was może pamięta, pierwszy tom serii – „Szamański blues” – uznałam za udany. Właściwie nie miałam wątpliwości, że kontynuacja też taka będzie. W końcu znam książki Anety Jadowskiej prawie że od podszewki 😉

Witkac odkrywa siebie w roli ojca. Kurczaczek wzbudza jego nieustanny zachwyt, jednak mężczyzna odkrywa również to, jakim wyzwaniem jest nadrobienie utraconych lat i błyskawiczna próba nauki tego, jak być jak najlepszym ojcem. Szczególnie tak specyficznej córki, jak Wiktoria. Dziewczyna jest bystra, bardzo szybko się uczy, ale ma też kompleks związany z tak późno odkrytymi umiejętnościami magicznymi. Próbuje to jak najszybciej nadrobić. Można rzec, że za każdą cenę…

Gdy Witkac zabiera Wiktorię na miejsce zbrodni, jeszcze nie wie, że tak nieodpowiedzialne (jak na ojca) zachowanie to tylko czubek góry lodowej. Jego Kurczaczek zafunduje mu jazdę bez trzymanki.

A gdy do tego dodamy mocne zawirowania na posterunku (czyżby nie mając 40 lat musiał przejść na emeryturę?!), ducha nie do końca opiekuńczego w postaci Sępa wyżerającego mu lodówkę i nagminnie korzystającego z mieszkania Witkaca jak z własnego oraz Przedwiecznych, którzy tylko czekają na to, by ponownie dorwać go w swe ręce i zmusić do dokończenia inicjacji, to robi się wręcz karuzela zdarzeń!

Bardzo mi się ten tom podobał. Spędziłam nad nim większość wolnego czasu w sobotę i część niedzieli, dawno nie zdarzyło mi się, bym czytała prawie że ciągiem jakąś książkę! Jak zwykle u tej autorki bohaterowie są pełnokrwiści, z całą gamą wad i zalet, czasami wręcz upierdliwością godną mistrza! Fajne pomysły fabularne, potoczysty język, wciągająca akcja, to wszystko gwarantuje udaną lekturę. A jest tam jeszcze otwarta furtka na przyszłość chociażby w postaci pewnego nawiedzonego domu w Thornie… O samym Kurczaczku i Witkacu nie mówiąc. A i Dora w jej sytuacji pewnie będzie chciała pilnie wrócić do akcji! Może to wszystko brzmi chaotycznie, ale z jednej strony chcę tryskać entuzjazmem, a z drugiej nie chcę spojlerować. Dodam tylko jeszcze, że bardzo podobała mi się ta część akcji, która odbywała się w zaświatach, bardzo ciekawie stworzone miejsce! A dodatkowo me zainteresowanie wzbudziła Harfiarka, mam nadzieję, że wróci w okolice Sępa i Witkaca jeszcze wiele razy.

Bardzo lubię światy i bohaterów tworzonych przez tę autorkę i jeżeli szukacie fajnej rozrywki na godziwym poziomie – sięgajcie po jej książki!

Reklama

W otoczeniu duchów i upiorów („Szamański blues” – Aneta Jadowska)

duch

Premiera 15 stycznia!

Od lat jestem wierną fanką Dory Wilk, szalonej wiedżmy z uniwersum Thorn. Czy równie chętnie, jak ona przygarniać będę do serca kolejnych jej przyjaciół? Na razie sprawdziłam, czy mamy szansę na zaprzyjaźnienie się z Witkacym!

Witkac, były parnter Dory z policji. Ludzkiej policji, oczywiście. Jakiś czas temu – po wieloletnich przygodach z różnymi używkami – dowiedział się, że to, co go dręczy i nie daje mu spokoju, to dar. Witkac jest szamanem, ma moc odsyłania duchów w zaświaty. Dzięki niemu mogą zaznać spokoju, więc one same często nie dają mu spokoju. Przeprowadź nas, przeprowadź, pomóż… Chyba już nikt nie dziwi się mu, że przez lata – nie wiedząc o swoim talencie – myślał, że jest wariatem?

W każdym razie już wie, kim jest i powoli uczy się swojego drugiego fachu. Idzie mu to powoli, bo ciągle nie zgadza się na pełną inicjację w zaświatach, u Przedwiecznych. Bazuje więc na różnorakich księgach i wypytywaniu magicznych przyjaciół. Ciekawe, co go w końcu ostatecznie przekona, by poddał się próbie?

Ale wracając do pierwszego tomu nowej serii Anety Jadowskiej – pewnego dnia na progu mieszkania Witkaca staje Konstancja, największa miłość jego życia. Oczywiście nie chodzi jej o to, że po latach odkryła, że ciągle kocha swego byłego, przychodzi prosić go o pomoc. Na oddziale noworodkowym, na którym pracuje, giną ostatnio niemowlęta. Zdrowe, zadbane, bez widocznych przyczyn śmierci. Czuje, że coś jest z tymi przypadkami nie tak, przyszła więc prosić o pomoc najdziwniejszą znaną jej osobę, która wydaje jej się odpowiednia do takiej sprawy.

No dobrze… Nie jest to jedyny powód, który przyciągnął Konstancję do Witkaca, ale o tym cicho-sza! Bez spojlerowania!

W każdym razie na Witkaca czekają dwie trudne sprawy, nie byle co! A na dodatek w pierwszej nie może liczyć na pomoc przyjaciółki – Dory, bo ta zajmuje się swoim stadem wilków. Wprawdzie trafia się mu pomocnik, ale hm… lekko dziwny i nie jest jasne, czy można na nim polegać. Pewnie dowiemy się, kto zacz, w przyszłych tomach.

„Szamański blues” jest jednocześnie swojski i świeży. Swojski, bo znamy część bohaterów, bo styl autorki jest właściwie ten sam, bo jest to samo swojskie poczucie humoru. A świeży, bo jednak szamaństwo to temat dla fanów Dory dosyć nowy i chyba ustawiający więcej ograniczeń niż seria o wiedźmie. Jej moce rozmnażały się przez pączkowanie, przez kilka pierwszych tomów wydawało się, że to się nigdy nie skończy. Tu wiedźma, tam synowie wampirzy, tu stado wilków, tam triumwirat etc. Nie wiem, co planuje autorka dla Witkaca, ale mam wrażenie, że bycie szamanem ustawi trochę więcej ograniczeń, będzie większym wyzwaniem dla niej, by seria nadal była w miarę urozmaicona i przyciągała czytelników tak, jak poprzednia. Rozpuściłaś nas, autorko! Tyle fajerwerków i jazdy bez trzymanki było przy Dorze, że Witkac ma wysoko postawioną poprzeczkę.

Tak czy siak – podobało mi się, ale nie spodziewałam się też niczego innego. Dalej mamy fajny światek, bohaterów z ikrą, humor i wciągającą akcję. I zapowiada się taki cudny duecik szamański z… Albo nie, sprawdźcie sobie sami z kim! Polecam!

Wyznaję!

Tak mi się zebrało i nic na to nie poradzę. Muszę, bo się uduszę. A o co chodzi?

Od pewnego czasu odkrywam, ze coraz bardziej kocham polskie fantastki! I zanim ktoś ucieknie z krzykiem – rozwinę myśl. Mamy w Polsce zacne grono Pań piszących cudowne książki fantastyczne. Lekkie, zabawne, z jajem, pochłaniające i nie dające o sobie zapomnieć. Mało tego, te książki robią na czytelnikach takie wrażenie, że biedni czytelnicy regularnie – miesiącami, czasami latami – wytupują wirtualnie rowy dookoła autorek, nagabując stale – „a kiedy będzie część druga XYZ??”, „a pisze się jakaś nowa powieść??”, „będzie w miarę szybko, czy w tempie „martinowskim”?”. Autorki pewnie czasami zgrzytają zębami, ale zakładam, że jednak generalnie jest to fajne uczucie, gdy widzi się, że talentem udało się tak poruszyć ludzi, że ci nie chcą się odczepić 😉 Kto znalazł się na tej mojej prywatnej liście fantastycznych fantastek?

Marta KisielMarta Kisiel, podwrocławianka z zameldowania, wrocławianka z urodzenia i zamiłowania, rocznik 1982. Przez większość czasu udaje, że robi coś konstruktywnego, czyli niewiele z niej pożytku. Przebrzydła polonistka, beznadziejnie zakochana w romantyzmie i twórczości Juliusza Słowackiego, który wielkim poetą był. Zwierzę odludne, występuje przede wszystkim w środowisku domowym, rzadko wyłaniając się na światło dzienne.*

Autorka całkiem wielu opowiadań oraz zachwycającego „Dożywocia”, która to książka – mimo tego, że przeczytałam ją w grudniu 2011 roku! – tkwi w mej głowie i sercu do dzisiaj! Mało tego, osobiście wiercę regularnie autorce dziurę w brzuchu o to, by pisała kontynuację, a nie tam rozdrabniała się na inną powieść 😉 Co nie zmienia faktu, że i po inną sięgnę jak tylko pojawi się na rynku. Co mam nadzieję nastąpi jeszcze w tym roku, bo Marta stwierdziła bardzo niedawno, że 3/4 książki już za nią i teraz już z górki. Oby!

O mym dzikim zachwycie a propos „Dożywocia” pisałam dwa razy – TUTAJ i TUTAJ. A właściwie piałam na ten temat wiele razy, ale te dwa przypadki są najbardziej „formalne”.

Może niektórzy się przyczepią, że wychwalam „autorkę jednej książki”, ale nic mnie to nie obchodzi – przeczytajcie najpierw „Dożywocie”, to sami zobaczycie 😉

Aneta JadowskaKolejnym – stosunkowo niedawnym, bo z początku tego roku – odkryciem jest Aneta Jadowska. Nie interesują jej małe wyzwania – skoro już spełnia się dziecięce marzenia o pisaniu powieści, nie ma powodu, by się ograniczać. Tak powstała sześciotomowa seria o Dorze Wilk, toruńskiej policjantce-wiedźmie. Nie lubi bezczynności i nudy, więc kończąc prace nad heksalogią, już obmyśla kolejne powieści.*

Z jej książkami poszło mi trochę nie „jak Pan Bóg przykazał”. Zamówiłam „Złodzieja dusz” (czyli pierwszy tom) wieki temu do recenzji… i o nim zapomniałam. A niedawno, bezrefleksyjnie, skusiłam się na drugi tom „Bogowie muszą być szaleni” i przepadłam! Właśnie nadrobiłam lekturę tomu pierwszego (recenzja pewnie jutro) i jestem pełna zachwytu! Trio głównych bohaterów (wiedźma, wnuk Lucyfera i wnuk Gabriela) jest przecudowne, kocham ich całym swym sercem (razem z Lichem z „Dożywocia”, zmieszczą się, serce mam pojemne 😉 ). Świat, w którym toczy się akcja jest arcyciekawy, pełen interesujących stworzeń. Akcja zawsze wartka, dialogi zabawne. Pewnie niektórzy się skrzywią na ilość wulgaryzmów i podtekstów erotycznych, mnie to jakoś nie przeszkadza 😉

Powoli zamieniam się w taką samą psychofankę, jaką jestem dla Marty K. i też zaczynam męczyć – „a kiedy trzeci tom?!”. Ponoć niedługo…

Martyna RaduchowskaPo dwóch najukochańszych przychodzi pora na trzecią (a właściwie drugą, bo powyższe panie dzielą złote podium) autorkę, która zdobyłą me serce. Jest nią Martyna Raduchowska. Rocznik 87. Wrocławianka całym sercem i duszą. Z charakteru wredna i pyskata wiedźma, pełna optymizmu pesymistka, ambitny leniuch, pogodna maruda, zagorzała domatorka na obczyźnie, słowem, posiadaczka niepowtarzalnego zestawu cech, który gwarantuje, że cokolwiek by się nie działo, zawsze znajdzie się powód do narzekania – jej ulubionego zajęcia. Cierpi na chorobliwy nadmiar pomysłów oraz chroniczny brak wolnego czasu.*

Na jej „Szamankę od umarlaków” natknęłam się również w grudniu 2011 roku. Coś dobry był ten grudzień! Urzekła mnie odrobinkę mniej od książek poprzednich autorek, ale jest to książka bardzo dobra. Ciekawa fabuła i świat, w którym osadzona została akcja, charakterna główna bohaterka. Świetna cioteczka i Gryzak oraz sporo humoru. To wszystko gwarantuje dobrą rozrywkę! Tutaj również wyczekuję nowej powieści, ale nie wiem, jak posuwają się prace twórcze.

Zachwyty wzbudziły także te książki Mai Lidii Kossakowskiej, które miałam okazję przeczytać, ale była to dla mnie inna kategoria. Tutaj przyjęłam sobie, że mają być to książki lekkie, zabawne, z zachwycającymi bohaterami, rozrywka czystej wody. Dlatego na podium stają tylko te trzy autorki, aczkolwiek cały czas mam wrażenie, że o kimś zapomniałam, hm…

* Teksty pochodzą ze strony internetowej Wydawnictwa Fabryka Słów. Zdjęcia autorek również pochodzą z tego źródła.