Wieloksiąg różności (#13)

ludzik ksiazki
Fot. Jenn and Tony Bot

Pora na kolejny różnorodny wieloksiąg. Książki, których właściwie nic nie łączy, powiedziałabym, że dla każdego coś… potencjalnie interesującego. A co?

*****

honor złodzieja„Honor złodzieja” – Douglas Hulick

Drothe, wieloletni Kamratów, zna na wylot mroczną, niebezpieczną Ildrekkę. To miasto nie dla każdego, jednak on zna je jak własną kieszeń, wie, kto jest wart znania, mapę ma w małym palcu, wie, gdzie, co i z kim. Zresztą nie bez powodu pracuje jako informator dla szefa jednego z gangów. Pewnego dnia natrafia na wiadomość związaną z prastarą księgą. Księgą, która może zmienić losy świata… Tylko jak ją zdobyć?

„Honor złodzieja” to bardzo dobra powieść łotrzykowska. Ciekawa, dobrze napisana, wciągająca, z interesującymi bohaterami. A zakończenie nawet zdołało mnie zaskoczyć, co zdarza się coraz rzadziej. Oczywiście zaraz po zakończeniu chciałam czytać kolejny tom, ale wyszło, jak wyszło, poczeka pewnie do urlopu, ech…

samotne miłości„Samotne miłości” – Eshkol Nevo

Fikcyjne miasto w Izraelu, Miasto Cadyków. To właśnie tutaj ma powstać nowa łaźnia religijna – mykwa, sponsorowana przez bogatego Żyda z Ameryki. Jednakże jest to problem, bo jest ich w całym mieście mnóstwo, na dodatek każda jakoś powiązana z lokalną społecznością, odłamem religijnym, jakąś grupą polityczną czy społeczną. Po gruntownych oględzinach mapy włodarze decydują, że jedyne miejsce, gdzie mogą zbudować mykwę, to nowe osiedle Żydów, którzy wyemigrowali z Rosji, zwane Syberią. Od tego zaczyna się cała historia, pełna przedziwnych wypadków, ocierające się o farsę krzywe zwierciadło odbijające społeczność zamieszkującą Miasto Cadyków.

Nevo kolejny raz stworzył interesującą powieść o miłości, poszukiwaniu bliskości i zrozumienia, problemach w komunikacji, próbie zmian i odnalezienia się na nowo. Snuje swą opowieść spokojnie, nostalgicznie, skupiając się na szczegółach, dając czytelnikowi czas i możliwość refleksji, rozsmakowania się w lekturze. Nie jest to powieść dla każdego, trzeba lubić specyficzny styl tego autora. Ale warto spróbować, jest tak różny od zalewu tak podobnych do siebie książek, które od jakiegoś czasu mamy na rynku.

zemsta„Zemsta najlepiej smakuje na zimno” – Joe Abercrombie

Okrutny książe Orso od lat prowadzi wojny wyniszczające okoliczne tereny. Pomaga mu w tym Monza Murcatto, Wąż Talinsu, najsłynniejsza najemniczka. Jej popularność wśród ludu nie podoba się księciu, który nasyła na nią morderców. Jednak Monzie udaje się uciec i zaprzysięga zemstę! Pomagać jej w niej mają przedziwni towarzysze – pijaczyna i barbarzyńca z obsesją czynienia dobra. Ta trójka poluje na Orso i jego towarzyszy, a na Monzę poluje z kolei nasłany przez księcia najbardziej niebezpieczny człowiek świata…

Cóż za nierówna książka! Pomysł całkiem dobry, chociaż daleki od unikatowości, ale wykonanie już średnie, tak samo, jak tłumaczenie. Przykłady? Szczery zapach, heroicznie falujące piórko i bohaterowie warczący w trakcie zarówno walki, jak i seksu 😉 Do tego jest straszliwie przegadana, ciachnęłabym jak nic 200 stron, może nawet więcej!

*****

To byłoby na tyle, ciekawe, czy w tym wieloksięgu znajdziecie coś, co Was zainteresuje! Ja ostatnio czytam coraz mniej, życie, ćwiczenia, praca, teatr, spotkania, to wszystko zjada mi tyle czasu, że na czytanie zostaje niewiele. Ale nic to, i tak jest super!

Reklama

Niespokojnie, w ciągłym poszukiwaniu („Neuland” – Eshkol Nevo)

israel

Czytałam tę książkę 19 dni, to chyba rekord! Czytałam, czytałam i wściekałam się coraz bardziej…

Mani kochał swoją żonę całym sercem. Po jej śmierci nie potrafi sobie z tym poradzić. Ze znanego, świetnie prosperującego biznesmena zamienia się… w niewiadomo kogo. Nie potrafi sie odnaleźć bez swej ukochanej. W końcu postanawia wyjechać w podróż po Ameryce południowej. I znika.

Jego syn, Dori, postanawia – mimo niesprzyjających warunków – wyruszyć na poszukiwania ojca. Z pomocą lokalnego specjalisty od poszukiwań zaginionych osób przemierza setki kilometrów szukając najmniejszych śladów obecności Maniego. To, na co się natykają coraz mniej przypomina ojca, którego znał Dori. Co się z nim dzieje i kim tak naprawdę jest?

Na dodatek, na drodze Doriego staje Inbar. Kobieta, powodowana impulsem, nie wsiadła do powrotnego samolotu z Berlina, tylko poleciała w podróż w nieznane. Tam, gdzie zaprowadzi ją los. A los postanowił zetknąć tych dwoje i w ten sposób klamrą złączyć to, co działo się na przełomie kilkudziesięciu lat.

Bo to historia nie tylko o dwojgu zagubionych trzydziestokilkulatków z bagażem z przeszłości. To również historia ich rodziców, ich dziadków, historia Izraela, Żyda Wiecznego Tułacza. To marzenie o budowie idealnego świata, ale także o zwykłym życiu z ukochaną osobą u boku. To także jedno wielkie rozliczenie z przeszłością, zarówno na poziomie nacji czy rodziny, jak również na poziomie indywidualnym. Dla Doriego ta podróż to możliwość poznania samego siebie, zrozumienia swoich relacji z ojcem, siostrą, dzieckiem i żoną. Zrozumienia tego, co tkwi w nim samym. Inbar w trakcie tej podróży dojrzewa do decyzji związanych z jej związkiem i pracą, analizuje relacje rodzinne. Podróż tutaj widziana jest jako swoiste katharsis, lek na różnorakie psychiczne okaleczenie pierwszego i drugiego pokolenia Żydów Izraela.

W „Neuland” autor porusza także wątek budowy społeczeństwa idealnego. Idea oparta o „Altneuland”, wynikająca z rozczarowania codziennością w Izraelu, połączona z traumami wynikającymi z wojen, tutaj jest zaczątkiem utopijnego społeczeństwa. Tylko czy ma ono w ogóle szanse się rozwinąć i przetrwać? A może skończy tak samo, jak Izrael i inne ziemie obiecane i wyczekane ojczyzny? A może możliwe jest jednak zapomnienie o historii, traumach, wojnach i zacząć wszystko od nowa?

„Neuland” to powieść napisana z olbrzymim rozmachem. Tyle wątków, tyle przemyśleń, tyle tematów. Ryzykowna konstrukcja, której wielu autorów nie dałoby rady udźwignąć. Jednakże Nevo radzi sobie świetnie. Podróżujemy nie tylko po różnych krajach, ale i po różnych czasach. Opowieść snuje się od czasów drugiej wojny światowej, a autor pięknie zamyka ją spotkaniem i tym, co rozwija sie między Dorim a Inbar. Nie ma tu taniego sentymantalizmu czy ckliwości. Jest piękna relacja dwojga dorosłych ludzi postawionych nagle przed ścianą podsumowań i wyborem – zburzyć mur dotychczasowego życia i podjąć ryzyko czy pozostać w dotychczasowych związkach i tylko śnić. Bo przecież sny to alternatywa dla rzeczywistości…

Ględzę, a nie napisałam jeszcze o tym, dlaczego się tak wściekałam! Dlatego, że nie dano mi tej książki czytać w spokoju, a na to właśnie zasługuje. Opowieść tak wielowątkowa, osnuta na kanwie tak wielu wydarzeń, łącząca tak wiele osób, historii, a na dodatek napisana w tak przepiękny sposób warta jest tego, by czytać ją powoli, wyłapywać niuanse, móc zatrzymać się nad wyjątkowo pięknym zdaniem czy ślicznie napisanym akapitem. A ja – szczególnie przez pierwszą połowę czytania – podczytywałam ją po kilka stron, musiałam odkładać i czytać inne teksty, wracałam na chwilę i byłam coraz bardziej wściekła. Dlatego dobrze radzę – czytajcie ją wtedy, kiedy spodziewacie się dosyć spokojnej lektury!

Zapewne w pełni zrozumieć tę książkę może tylko ktoś, kto dzieli podobną rzeczywistość, jednakże i mnie ona porwała! Z każdą kolejną stroną czułam, że wciąga mnie do środka coraz bardziej. Pytania, które zadaje autor tłukły się (i tłuką dalej!) w mej głowie. Urzekało mnie piękno języka, kunszt opowieści. Naprawdę, niewielu znam autorów, którzy daliby sobie radę z taką książką, dlatego z mej strony pełen szacunek dla Eshkola Nevo.

Polecam, nawet bardzo polecam, dajcie się zabrać w tak niecodzienną podróż!

neulandWydawnictwo: Muza, 2014

Oprawa: twarda

Liczba stron: 624

©