„Złomiarz” – Paolo Bacigalupi

wrak

Nieokreślona przyszłość. Świat zmienił się bardzo, katastrofy ekologiczne spowodowały zalanie wielu miast, zmieniły się wybrzeża, szaleją potężne burze i sztormy, te najsilniejsze zwane są niszczycielami miast. Większość ludzi żyje w tragicznych warunkach, wegetuje z dnia na dzień, a nieliczni bogaci pławią się w luksusie.

Nastoletni chłopiec, Nailer, żyje na plaży. Jego dni upływają na pracy na wrakach tankowców, skąd (jako że jest nieduży i elastyczny) wydobywa różnego rodzaju przewody, które potem reszta ekipy odziera z izolacji, a metalowy środek sprzedaje. To trudne życie, cały czas czai się dookoła niebezpieczeństwo, wraki są przerdzewiałe, w każdej chwili można też się zgubić i nie móc trafić do wyjścia. Panuje ciemność, a pył utrudnia oddychanie. Ale to i tak dobre życie – w końcu jest praca, która pozwala zdobyć coś do jedzenia, można więc przeżyć. Przy odrobinie szczęścia uniknie też czasami razów od swego ojca, brutala walczącego na ringu, pijaka, narkomana. Dwoma światełkami w egzystencji Nailera są przyjaciółka Pima i jej matka, które wielokrotnie mu pomagają, są mu bliższe od ojca. Takie oto życie wiedzie Nailer.

Pewnego dnia nad ich część wybrzeża dociera niszczyciel miast, który zmienia życie ich wszystkich. Po uspokojeniu się żywiołu, Nailer z Pimą znajdują ekskluzywny statek, który rozbił się w trakcie sztormu. Pokład pełen jest bogactw, a kabiny skrywają ich jeszcze więcej. W jednej z nich znajdują jednak również ranną dziewczynę, która twierdzi, że pochodzi z bardzo wpływowej rodziny i że ktoś chce ją porwać. Dwójka przyjaciół staje przed pytaniem: pozwolić dziewczynie umrzeć (zyskując wiele cennych rzeczy) czy też raczej pomóc jej, pakując sie jednocześnie w wielkie tarapaty?

Paolo Bacigalupi kolejny raz zafundował mi podróż przez fascynujący, lecz tak trudny świat. W tym zniszczonym środowisku normą jest walka o przeżycie kolejnego dnia, przemoc, głód. Świat umiejscowiony w fikcyjnej przyszlości jest jednak tak naprawdę podobny do tego, który nas otacza. Bo jak wielu ludzi na świecie codziennie toczy takie właśnie bitwy? Jak dobrze niektórzy znają opisywaną walkę o władzę, intrygi ekonomiczno-polityczne, roszady rozgrywające się między wielkimi klanami i ich firmami, wszelakie podziały między ludźmi? Autor podaje w futurystycznym sosie rzeczywistość całkiem nieźle nam znaną, o której tylko najczęściej nie chcemy w ogóle pamiętać.

„Złomiarz” to czwarta książka tego autora, którą miałam okazję przeczytać i po raz czwarty zafundował mi on świetną lekturę! Interesująca fabuła, realni bohaterowie, których spotykają różnorakie (często bardzo ciężkie, również pod względem moralnym) zadania, wciągająca akcja. A to wszystko poprowadzone tak, że mimowolnie zaczynałam się zastanawiać nad różnymi kwestiami, przyszłością naszej rasy i planety na której mieszkamy. I za to – po raz kolejny – brawa dla tego autora!

PS. Nie obejmuję swoim rozumkiem sytuacji, która zaistniała na polskim rynku. Najpierw tom drugi tej serii został wydany przez jedno wydawnictwo, a jakieś pięć miesięcy później tom pierwszy wydaje inne wydawnictwo. Dwa różne tłumaczenia, dwa różne wydania. I pozostaje tylko się zastanawiać, jak dalej potoczą się losy tego cyklu… I czy Tool z jednego tomu, to Młot z drugiego 😉

złomiarzWydawnictwo: MAG, 2013

Oprawa: miękka

Liczba stron: 286

Moja ocena: 5/6

Ocena wciągnięcia: 5/6

Cykl „Złomiarz”:

1. „Złomiarz”

2. „Zatopione miasta”

© 

Reklama

Przedpremierowo: „Przędza” – Gennifer Albin

Przędza

Premiera w marcu!

Wyobraźcie sobie, że otaczający nas świat to tak naprawdę Arras, który jest tkany (również spruwany i naprawiany) przez grupę Kądzielniczek, utalentowanych kobiet mieszkających w Zakonach. Mają one wpływ na każdy aspekt rzeczywistości. To dzięki nim ludzie mają co jeść, gdzie mieszkać, jak podróżować etc.

 Adelice kończy szesnaście lat, co oznacza, że musi przystąpić do egzaminu, w trakcie którego stwierdzone zostanie, czy ma dar tkania, czy też nie. W pierwszym przypadku trafi do Zakonu, w drugim przypadku zostanie jej przydzielona praca oraz będzie miała 2 lata na wybór męża i zawarcie związku małżeńskiego.

Dziewczyna przez lata była przyuczana przez rodziców do tego, by ukrywać swój specjalny talent. Szczególny o tyle, że widzi ona włókna arrasu bez potrzeby używania krosna. To dar niezmiernie rzadki, cechujący Prządki, twórczynie Arrasu.

Adelice – mimo usilnych prób – nie daje rady ukryć tak specjalnej umiejętności. I tutaj zaczyna się cała historia. Historia utraty, porzucenia, niebezpieczeństwa, intryg, władzy, nowych możliwości, na dodatek pełna emocji.

Trafia do Zakonu Zachodniego, gdzie czeka ją uczestniczenie w wielu rozgrywkach między władzami Arrasu, Kądzielniczkami a… No właśnie, kim jeszcze? Adelice oczywiście buntuje się, nie chce się poddać utartym schematom, chce odnaleźć siostrę, wrócić do normalnego życia. Nie rozumie dlaczego nie ma wolności wyboru, skąd pomysły o spruwaniu ludzi, po co istnieją pewne reguły.

Arras to świat niby idealny. Każdy ma pracę, rodzinę, uregulowane życie. Mało kto myśli o tym, że to życie jest może zbyt bardzo uregulowane, że nie ma właściwie wolności wyboru co do partnera, dzieci, miejsca pracy czy zamieszkania. O wszystkim decydują władze.

Z jednej strony – jak widać wyżej – to typowy przykład antyutopii. Mamy przyszłość, świat bardzo dobre rozwinięty, społeczeństwo ściśle podporządkowane władzom, które decydują o praktycznie wszystkich aspektach życia obywateli. Jednocześnie mamy tu coś więcej, niż w przeciętnej młodzieżówce tego typu. Mamy świat po swoistej katastrofie, gdzie ludzkość stworzyła nową wersję świata i społeczności. Czyli odrobinę wchodzi na poletko fantastyki postapokaliptycznej. Jest też połączenie nietypowe, czyli tkanie rzeczywistości (czyli coś, co wygląda trochę jak rodzaj magii) w połączeniu z odwiertem pierwiastków czy technologiami używanymi na Ziemi. Do tego elementy powieści inicjacyjnej, które pewnie rozwiną się w kolejnych tomach. Wychodzi takie delikatne pomieszanie gatunków, zresztą całkiem zgrabnie zrobione.

W ogóle „Przędza” to dobrze napisana powieść. Może i jest dosyć typowym reprezentantem antyutopii, ale jednocześnie autorka stworzyła zgrabną fabułę, ciekawy świat i przekonujących bohaterów. Wprawdzie pierwsza połowa książki to czystej wody wprowadzenie do świata, w którym dzieje się powieść, ale za to potem zaczyna się dziać coraz więcej i więcej. Akcja się rozbudowuje, nabiera coraz szybszego tempa, a zakończenie zostawiło mnie z poczuciem niedosytu i tekstem „ale co teraz?” na ustach.

Pytam więc „co będzie dalej?” i czekam na kolejne tomy!

©

Przędza 2Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie, 2013

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Liczba stron: 320

Moja ocena: 5/6

Ocena wciągnięcia: 5/6

1 tom cyklu „Świat Tkaczy”

Przedpremierowo: „Świat bez bohaterów” – Brandon Mull

Pozaświatowcy

Premiera: 20 lutego 2012

Lyrian, magiczna kraina, rządzona przez tyrana Maldora. Bezwzględnie rządzi on wszystkimi gatunkami, gnębiąc mieszkańców, okrutnie rozprawiając się z potencjalnymi rewolucjonistami. A jeszcze nie tak dawno Lyrian była zupełnie inną krainą… Czy istnieje na tym świecie ktoś, kto może się rozprawić z despotą? Wygląda na to, że nie!

I w tym momencie na scenę trafia dwójka nastolatków z zupełnie innej rzeczywistości – Jason i Rachel.  Dwoje nastolatków, którzy do tej pory żyli w świecie nam znanym, chodzili do szkoły, odrabiali lekcje, spotykali się z przyjaciółmi, gdy nagle za sprawą jakiejś dziwnej sztuczki trafili do tej magicznej krainy. Wyobraźcie sobie ich szok, gdy zostają wyrwani z bezpiecznego, znanego świata i rzuceni do zupełnie innej bajki. Bajki pełnej ludzi-nasion, czatowników, rozsadników, a tymi wszystkimi stworami rządzi człowiek, którego właśnie ta dwójka ma się pozbyć.

Przed bohaterami stoi trudne wyzwanie. Maldor jest niezmiernie potężny, można się go pozbyć tylko w jeden sposób – wypowiadając w jego obecności szczególne słowo. Można je wypowiedzieć tylko raz, potem straci ono swoją moc. Jakby to nie było wystarczająco skomplikowane zadanie, to najpierw muszą się dowiedzieć jakie to słowo! Składa się ono z sześciu sylab, a każdą sylabę przechowuje od lat wyznaczona do tego osoba, którą trzeba znaleźć. Potem zostaje tylko zapamiętanie każdej z sylab (bez wymawiania całości!) w prawidłowym brzmieniu, dotarcie do Maldora i wypowiedzenie słowa. A tego wszystkiego ma dokonać dwójka nastolatków. Drobiazg!

Jason i Rachel – jak to zwykle w takich książkach bywa – na początku nie pałają do siebie wielką sympatią. Jednak wspólny trud, zagrożenie, konieczność uciekania, oszukiwania, ratowania wzajemnie swej skóry, łączy ich szybko, nawet nie orientują się, kiedy zostają przyjaciółmi. Maldor śledzi praktycznie każdy ich krok, dookoła tak wielu wrogów, a tak niewielu przyjaciół. A na dodatek nie ma pewności, że przyjaciel jest prawdziwym przyjacielem, a nie tylko podstawionym przez władcę oszustem.

„Świat bez bohaterów” to schemat. Bo ileż to książek ukazuje historie, gdzie młody bohater czy bohaterowie nagle trafiają do innego świata i muszą przyczynić się do jego ratowania? Pewnie tysiące, jak nie dziesiątki tysięcy. Toteż gdy autor decyduje się na użycie takiego schematu, to sztuką jest użyć go tak, by to nie zmęczyło czytelnika i nie odrzuciło go od lektury. I to się – moim zdaniem – Mullowi udało. Począwszy już od drogi, jaką przebyła ta dwójka, by trafić do Lyrianu, a która była mocno nietypowa. Do tego sam magiczny świat i jego mieszkańcy, różnorodni i interesująco stworzeni.

Dzięki temu, że autor potrafił stworzyć ciekawy, niesztampowy świat w schemacie ogranym do bólu, to uzyskaliśmy ciekawą przygodówkę fantasy, głównie skierowaną do młodzieży. Nie jest to monumentalne dzieło, ale przyjemna rozrywka. Muszę przyznać, że i ja jestem ciekawa, jak  potoczą się dalsze losy dwójki przyjaciół, więc liczę na to, że wydawnictwo opublikuje cały cykl „Pozaświatowcy”.

©

Pozaświatowcy okładkaWydawnictwo: MAG, 2013

Oprawa: miękka

Liczba stron: 544

Moja ocena: 5/6

Ocena wciągnięcia: 5/6

Cykl: Pozaświatowcy, tom 1

„Bogowie muszą być szaleni” – Aneta Jadowska

bogowie musza byc szaleniWydawnictwo: Fabryka Słów, 2013

Oprawa: miękka

Liczba stron: 464

Moja ocena: 5,5/6

Ocena wciągnięcia: 6/6

Drugi tom cyklu „Dora Wilk”

*****

Premiera dzisiaj!

Cieszy mnie to, że na polskiej scenie „fantastycznej” pojawiły się zdolne, młode autorki. W 2010 roku moim prywatnym odkryciem była Marta Kisiel. W ubiegłym roku Martyna Raduchowska. A w tym roku (chociaż to odważne pisać taką zapowiedź 9 stycznia!) będzie nią Aneta Jadowska. Muszę napisać wprost – „Bogowie muszą być szaleni” to perełka rozrywki w wersji fantasy!

Dora Wilk żyje sobie w miarę spokojnie w alternatywnej wersji Torunia – Thornie. Zajmuje się drobnymi sprawami detektywistycznymi, a jej sława (skąd się wzięła dowiecie się w pierwszym tomie!) pomaga jej zdobywać lukratywne zlecenia. W codziennej pracy pomagają jej dwaj mocno specyficzni współpracownicy – anioł i diabeł. W trójkę pracują, mieszkają, a czasami nawet śpią. Mało tego, powietrze między nimi aż trzeszczy od napięcia, widać, że panów kusi Dora, a Dorę kuszą oboje, tylko nie może się zdecydować. To jednak nie jest clue powieści, chociaż relacje między nimi mają bardzo istotny wpływ na przebieg akcji książki.

Do Dory zaczynają napływać wieści o dziwnych zabójstwach, które doprowadzić mogą do walk między silnymi grupami magicznej krainy – wampirami, wilkami oraz tzw. magicznymi (elfy etc.). Napięcie rośnie, niechęć się kumuluje, a Dora dwoi się i troi, by nie dopuścić do wybuchu wojny. Bo przecież zabójstwa wyglądają na pozorowane, tak, jakby ktoś specjalnie chciał zwalić winę na daną grupę, ale jak to wyjaśnić przywódcom klanów?

Żeby sprawy jeszcze bardziej skomplikować, znikają dwa wampiry, które kiedyś Dora uratowała, czuje się więc odpowiedzialna za wyjaśnienie ich zaginięcia. Do tego dochodzi dziwna, mocno niepokojąca kobieta, która mocno chce się spotkać z Dorą, ale po co? Dora na jej widok czuje podświadomą chęć ucieczki, coś więc musi być na rzeczy! Mało? Dora ma na dodatek dziwne sny. Śni o przerażającej kobiecie i mężczyźnie, którzy decydują o losach znanego Dorze świata. Kobieta ukazuje dziewczynie przerażające wizje przyszłości – to, co się stanie, o ile Dorze nie uda się znaleźć tajemniczego mężczyzny.

Ufff… Można dostać zadyszki, prawda? Dora ma więc co robić, całe szczęście, że ma dwójkę ukochanych przyjaciół do pomocy. A na jej ramieniu pojawia się nagle runa, która nie pozwala Dorze kłamać – przy każdej próbie kłamstwa świeci oraz przeraźliwie piecze. Jaki to będzie miało wpływ na to, jak Teodora będzie rozwiązywała konflikty między klanami i próbowała ogarnąć cały ten chaos?

Aneta Jadowska ma fantazję, to trzeba jej przyznać! Główna bohaterka – wiedźma z dwóch rodzajów magii (a kto wie, co w niej jeszcze siedzi!), żyjąca z aniołem i diabłem, w świecie pełnym najdziwniejszych stworów, mająca konszachty z każdym z możliwych klanów, archaniołami, Lucyferem i czort jeszcze wie kim. Urzekająco przystojny diabeł o szlachetnym charakterze oraz przepiękny Anioł Stróż, który zakochany jest w swej podopiecznej, ale nic z tym nie może zrobić, bo zostanie przeokrutnie ukarany za sprzeniewierzenie się obowiązkom. Do tego Jezus, bogowie najróżniejszych mitologii i ludzie. Mieszanka iście wybuchowa!

Oprócz fantazji autorka ma także dar do tworzenia przekonującej fabuły, cudnie pełnokrwistych i odjechanych bohaterów, a to wszystko na dodatek okraszone niezłym poczuciem humoru. Język jest w sam raz – nie prostacki, kolokwialny na tyle, na ile potrzeba, dostosowany do sytuacji i bohaterów. Lekki styl, interesujące światy, zakręcona, ale wiarygodnie przedstawiona intryga, to wszystko sprawia, że książkę pochłania się jednym tchem. Tak mnie wciągnęła, ze jak miałam przerwać lekturę, to marudziłam pod nosem, wyobraźcie to sobie sami!

„Bogowie muszą być szaleni” to naprawdę godziwa rozrywka na wysokim poziomie! A we mnie autorka zyskała fankę wyczekującą niecierpliwie kolejnych tomów.

thorn
Praca z profilu autorki na Facebooku.

© 

„Córka żelaznego smoka. Smoki Babel” – Michael Swanwick

corka zelaznego smoka smoki babel

Wydawnictwo: Wydawnictwo MAG, 2012

Oprawa: twarda

Liczba stron: 680

Moja ocena: poza skalą!

Ocena wciągnięcia: poza skalą!

*****

Obawiam się, że opisanie mych wrażeń z tych dwóch powieści może mnie przerosnąć. Nie wiem, czy podołam. Nie wiem, ponieważ dawno nie czytałam czegoś takiego, jak utwory, które wyszły spod pióra Swanwicka. Boję się (wyjdzie pewnie recenzja za długa dla wszystkich z grupy „tl;dr”), ale spróbuję.

Tym, co łączy te dwie powieści, są zdecydowanie nietypowe smoki. Maszyny, konstruowane w specjalnych fabrykach, to jednocześnie arcyprzebiegłe i niezmiernie inteligentne bestie, które los zmusił do symbiozy z pilotami, którzy na dodatek muszą był półkrwi człowiekiem, w innym przypadku szybko umrą straszliwą śmiercią. Smoki stworzone przez Swanwicka to jakby antyteza znanych nam smoków. Wydawałoby się, że o smokach przeczytaliśmy już wszystko – albo są bardzo inteligentne i dobre, albo przygłupie i złe. A te smoki są… potworne. One są maszynami do niesienia zniszczenia, na dodatek niezmiernie wytrzymałymi i zdolnymi do olbrzymich manipulacji. Potrafią długofalowo planować i przeprowadzać bardzo skomplikowane operacje. Marzą i starają się te marzenia urzeczywistniać. Smoki zagłady…

W „Córce żelaznego smoka” główną bohaterką jest Jane, dziewczyna pracująca w fabryce smoków. To ciężki, niebezpieczny i niewdzięczny kawałek chleba. Przy produkcji smoków wykorzystuje się dzieci różnych ras, bo to właśnie one – ze względu na swe rozmiary – zdołają się wszędzie wcisnąć i dotrzeć do różnych zakamarków. Jane spędza dnie na pracy i śnie, każda doba jest właściwie taka sama, jak poprzednia, do czasu, gdy gdzieś w jej jestestwie odzywa się smok. Czeka na nią i przyzywa ją do siebie, chce jej współpracy i oferuje pomoc w ucieczce.

Gdy już udaje im sie uciec, to czeka ich koegzystencja w ułudzie. Jane jest po to, by pomóc smokowi, a on ma ją za to chronić i pozwalać jej przetrwać. Jednakże dziewczyna powoli dojrzewa, co wpływa na jej relacje ze smokiem i resztą świata. A gdy trafia na uczelnię, to jej życie zmienia się jeszcze bardziej. Jednakże Jane ciągle wydaje się być uwikłana w pewien krąg powtarzających się wydarzeń, pojawiających się tych samych osób. Czy wiąże się to z wpływem smoka?

„Córka żelaznego smoka” to powieść o przeznaczeniu, fataliźmie, chaosie, tworzeniu i niszczeniu, kole życia i śmierci, okrucieństwie i współzależności.

„Smoki Babel” wydają się być częściowo osadzone na podobnym schemacie. W życiu Willa, sieroty, który do tej pory ze spokojnej wsi obserwował tylko wojnę, dziejącą się na horyzoncie, również pojawia się smok. Will – tak samo, jak Jane – staje się wybrankiem przerażającego stworzenia, zostaje jego pomocnikiem. I tak samo, jak w przypadku pierwszej powieści, na początku wydaje się to zmiana na lepsze. Ale ponownie wpływ smoka wydaje się być niszczycielski i prowadzi do decyzji dotyczących życia i śmierci.

Przez chwilę Willowi wydaje sie, że uwolnił się spod wpływu smoka. Jednak to tylko złuda, on jest ciągle gdzieś w jaźni Willa, jego wpływ ujawnia się w kluczowych momentach. A Will stara się uciec od wojny, trafić do wieży Babel, kwintesencji całego świata, miasta miast, pępka stworzenia. Chce tam dokonać zemsty, chociaż chyba sam nie wie dlaczego i za kogo. Co jednak na niego tam czeka?

„Smoki Babel” to dla mnie opowieść o władzy, zapętlających się losach, miłości, godności, nierówności społecznej i właśnie społeczeństwie.

Dwie powieści Swanwicka, które wydawnictwo wydało w jednym tomie, są wręcz monumentalne. Oferują czytającemu taki przepych wrażeń, które rzadko jaki utwór jest w stanie dostarczyć. Uniwersum, w którym są osadzone jest niewiarygodnie bogate. Oprócz tego, że prezentuje jakby odwróconą rzeczywistość, gdzie ludzie są istotami niższego rzędu, a światem rządzą kasty elfów-biznesmenów wraz z różnorakimi magami, to jeszcze jest pełne tak różnorodnych stworów, że można poczuć się przytłoczonym. Autor połączył przynajmniej kilka rożnych gatunków i konwencji, a te wszystkie stwory rodem z fantasy osadził w świecie pełnym technologii, ale charakteryzującym się wieloma motywami z kultury nas otaczającej. Urzekły mnie szczególnie opisy Wieży Babel, które to miasto-państwo, wręcz symbol całego świata, jest miejscem, gdzie znajdziemy Broadway, Upper West Side, Hell’s Kitchen i wiszące ogrody; gdzie biblioteki pilnuje lew, którego ukochane lwice śpią pod ziemią w oczekiwaniu porodu, a gdy ten nastąpi, cała wieża (wybudowana na górze Ararat!) się rozpadnie; gdzie mantikora jest ochroniarzem elfa; gdzie w podziemiach miasta galopują ślepe konie, a elfia piękność podróżuje na hypogryfie. Zachwycające połączenia i niesamowite bogactwo wrażeń, kreatywność autora chyba nie zna granic!

Te powieści wgniotły mnie w kanapę, szczególnie druga. Są tak wielowarstwowe, że trzeba im poświęcić każdą część umysłu, bo inaczej nie dość, że można się pogubić, to jeszcze nie wyłapać zachwycających niuansów fabuł. A autor pogrywa sobie z czytelnikiem stale zmieniając bieg wydarzeń, ukazując nowe warstwy, odwracając znaczenia wydarzeń oraz zmieniając wizję bohaterów pojawiających się na kartach powieści. Nic nie jest tu proste i oczywiste.

Obydwie powieści dały mi o wiele więcej, niż oczekiwałam. Zachwyciły i zostawiły z poczuciem książkowego kaca. Po ich lekturze dotarło do mnie wyjątkowo dosadnie jak bardzo miałka i powierzchowna jest większość książek, które aktualnie ukazują się na rynku. Jak bardzo skupione są one na byle jakiej rozrywce, byle szybciej, wciągająco i nieskomplikowanie. Żeby łyknąć i sięgnąć po następną, bo po co myśleć, zatrzymywać się, by zachwycić się jakimś zdaniem i wydarzeniem, po co zastanawiać się nad tym, co się w książce dzieje, jak czytelnik w tym czasie może przeczytać kolejną książkę?

Ten duet powieści przebojem trafił na mą listę książek roku 2012!

*****

Do tej pory przeczytałam w ramach Uczty Wyobraźni jeszcze dwie wspaniałe książki:

1. „Pompa nr 6 i inne opowiadania. Nakręcana dziewczyna”

2. „Piesń czasu. Podróże”

©