Co może jeden człowiek? („Zapisane w kartach” Anne Bishop)

oracle-cards-437688_1920

Jak ja nie lubię pisać o kolejnych częściach cyklu! A jak bardzo nie lubię pisać o ostatnim tomie! Jak to zrobić bez spojlerowania dla tych, którzy przypadkiem jeszcze tej serii nie znają, a może chcieliby poznać? Jak napisać, by miało to sens? Znacie może satysfakcjonującą metodę?

W każdym razie – „Zapisane w kartach” kończy cykl „Inni” Anne Bishop. Cykl naprawdę fajny, z pomysłem i jajem. To żadna wielka literatura, ale literatura rozrywkowa jak złoto, czyta się doskonale. I może to jest wyjście, opisać wrażenie z całości?

Po konflikcie między ludźmi i Innymi część ludzkiego świata zniknęła, a reszta stoi na skraju przepaści. Inni muszą zadecydować, czy zniszczą nasz gatunek, czy dadzą jednak wybranej części szansę na odbudowanie relacji. Chcą poobserwować ludzkie zachowania i z tego względu pozwalają, by na Dziedziniec w Lakeside został przyjęty Cyrus Montgomery, brat zaprzyjaźnionego z Innymi policjanta. Jednak nie reprezentuje on tej dobrej strony, to cwaniaczek, który tylko myśli, jak wykantować kolejne osoby, zrobić kolejny szemrany biznes, za nic mając kogokolwiek poza sobą, nawet własne dzieci. Starsi myślą, że będzie to dobry obiekt do obserwacji, by sprawdzić, jak jeden zły osobnik jest w stanie wpłynąć na stado. Nie wiedzą jednak, na co się zgodzili…

W tej części Anne Bishop skupiła się na naszym gatunku, jego funkcjonowaniu, wpływie na świat (niestety, często destrukcyjnym), na tym, jak jednostka wpływa na grupę, jak bardzo teoretycznie drobne czynniki wpływają na obraz całości. Jak kamyk rzucony do wody wywołuje fale, tak i każda nasza decyzja ma potencjalny wpływ na świat dookoła nas. W ten lub inny sposób.

To, co bardzo lubię w tej serii, to bohaterowie, szczególnie Inni. Wyobrażenie Wilczej Straży, Sanguinatich, Wroniej Straży, Żniwiarza czy też żywiołów pogody w postaci kucyków – bezcenne! Strasznie mi się to podoba, takie kreatywne podejście, na jakie się nie natknęłam od dłuższego czasu w literaturze rozrywkowej. Do tego ci bohaterowie są zwyczajnie fajni, mają cechy charakterystyczne, które sprawiają, że przywiązujemy się do nich, jak do naszych znajomych – są opiekuńczy, marudni, upierdliwi, kochani, wredni, pełen miks wrażeń. Każdy jest jakiś, niezależnie, czy jest to bohater pierwszo- czy trzecioplanowy. I za to wielkie brawa dla autorki!

Bardzo podoba mi się także system Dziedzińców, miast pod wpływem tej lub innej grupy Innych, całość relacji międzygatunkowych. Przyznaję, że często w trakcie czytania bliżej mi było do Innych, niż do ludzi z całym spektrum naszych wad.

Interesująca była także relacja wieszczki krwi, głównej bohaterki – Meg z szefem Wilczej Straży – Simonem. Bardzo ładnie stworzony i poprowadzony wątek związku między dwoma gatunkami, w którym to związku potrzebne są niezmierzone pokłady cierpliwości, dobrej woli, otwartości i gotowości do nauki. Na dodatek prowadzony subtelnie, nienachalnie, z poczuciem humoru (jak zresztą w całej książce). Brawa za delikatność! A właściwie tak bardzo można tę relację potraktować jako przykład relacji generalnie – między bardzo różnymi osobami, przedstawicielami dwóch narodów, grup społecznych etc.

Podsumowując, bo się rozgadałam – serdecznie polecam cykl „Inni”, ja bawiłam się zacnie i z niecierpliwością wyczekiwałam kolejnych tomów! Jest mi bardzo żal rozstać się z takimi bohaterami, ale po cichu liczę, że autorka zafunduje nam w przyszłości coś równie fajnego!

Reklama

Zdrada i odkupienie („Pan Ciemnego Lasu” – Lian Hearn)

shikanoko

Książę Opat nie żyje. Shikanoko po zwycięskiej walce ucieka w głuszę, jest przerażony tym, że jego magiczna maska jelenia wydaje się być teraz jednością z jego twarzą, nie może jej zdjąć, czuje się jak kuriozum, dziwoląg. Bohater i wybawca, którym chciano by go ochrzcić, znika na dziesięć lat.

W kraju narasta susza i niepokoje społeczne. Ludzie zaczynają coraz głośniej szemrać, że równowagę przywróci tylko odnalezienie zaginionego następcy tronu – księcia Yoshimoriego i posadzenie go na tronie cesarza. Tylko gdzie on jest? I czy zechce wrócić? Kto mógłby przeprowadzić taki zamach stanu? Shikanoko przecież zniknął w Ciemnym Lesie. A na świecie jest tylko jedna osoba, która może przekonać go do tego, by podjął się tej ryzykownej misji…

Pierwsza część jest powolna, snują się sieci między bohaterami, pajęczyna akcji tkana jest powolnie i uzupełniana przez szczegóły militarne, kulturowe, ekonomiczne. Chociaż głównie poznajemy bliżej tych bohaterów, którzy w tej dziesięcioletniej przerwie dorastali, dojrzewali, zyskali własne motywacje i doświadczenia. Stopniowo autorka prowadzi ich w kierunku finału, łączy ich losy, wyznacza im role, prowadzi do celu. W drugiej połowie akcja nabiera tempa, by zakończyć się interesującym finałem, którego w pełni nie zdołałam przewidzieć wcześniej. Fajną zagrywką jest też pojawienie się na mgnienie oka łącznika z drugim cyklem tej autorki.

Cztery tomy opowieści o Shikanoko i losach cesarstwa to ciekawa lektura, której orientalny, a do tego często mroczny, pełen przemocy i magii klimat zapewne trafi do gustu wielu czytelnikom. To opowieść z jednej strony o honorze, odwadze, dążeniu do celu, z drugiej pełna zdrady, nienawiści, przemocy. To lektura dla wszystkich osób otwartych na nowe literackie światy oraz oczywiście dla tych, którzy lubują się w orientalnych historiach. Mnie się podobało, świat przedstawiony w tym cyklu zaintrygował mnie i pochłonął dosyć mocno, mimo tego, że czytałam go w czasie bardzo intensywnym, pełnym wydarzeń. Polecam!

Nie mogę przemilczeć przecudownego wydania obu tomów, gratka! Niestety, nie mogę Wam pokazać razem obu tomów, bo jeden jest w Krakowie, a drugi u mnie, musicie mi uwierzyć na słowo, sprawdzić w księgarni lub wygooglować 🙂

Poszukując sprawiedliwości („Cesarz Ośmiu Wysp” – Lian Hearn)

cow

„Opowieści rodu Otori” mam na półce od lat. Cierpliwie czekają na swoją kolej, marzy mi się dłuższy urlop, w trakcie którego usiądę i pochłonę pięć tomów jeden po drugim… Gdy jednak trafiła mi się okazja przeczytania początku nowego cyklu, postanowiłam spróbować, tym bardziej, że niesamowicie kusiło mnie to piękne wydanie. Jak wypadło moje pierwsze spotkanie z Lian Hearn?

Najpierw długo i powoli wchodzimy w zbudowany przez autorkę świat. Klimat średniowiecznej Japonii – władcy feudalni, cesarz, słudzy, duchy, magia, ofiary, ceremoniały – jest wciągający i interesujący. Do tego dostajemy zbiór bohaterów, którzy zdecydowanie będą oddziaływać na czytelnika.

Z jednej strony młodzieniec, który traci ojca w rozgrywce z nieczystymi siłami i którym ma się opiekować stryj. Jednakże dybie on na życie dziedzica, gdy chłopak umrze, to cały majątek trafi w jego ręce. Jednak Kazumaru udaje się przeżyć, trafia pod opiekę wielkiego czarownika i w tym momencie zaczyna się właściwie nowe życie chłopaka.

Z drugiej strony mamy pana Kiyoyori, starszego syna możnego rodu, który pragnie tylko spokojnie żyć. Jednakże decyzja ojca i głowy rodu jest nieubłagana – Kiyoyori ma „przejąć” żonę młodszego brata i jego majątek, stanąć po jednej stronie wielkiego stronnictwa, a młodszy brat ma wyjechać i wejść do drugiego stronnictwa możnowładców. W ten sposób zawsze jeden z nich będzie u władzy. Jednakże ojciec nie rozważył wszystkich skutków swej decyzji…

Do tego jeszcze mamy postać księcia opata, wielkiego pana, który jest mistrzem intryg i szpiegów, a który postanowił posadzić na tronie cesarstwa swego człowieka, nie patrząc na to, co taki ruch oznacza dla całego kraju. Przeprowadza zamach, jednakże kilkuletni następca tronu – Yoshimori – znika i nikt nie wie, co się z nim stało. A kraj stopniowo zaczyna odczuwać skutki decyzji opata, chaos i zniszczenie rozlewa się powoli na coraz szersze jego połacie.

A gdy dodamy do tego jeszcze pomniejsze postaci, które także wpływają na akcję, tych wszystkich mędrców, magów, ukochane kobiety, córki, żony, to robi się wielowarstwowa opowieść o pragnieniach, zemście, miłości, władzy i sprawiedliwości. Bardzo uniwersalna historia osadzona w bardzo szczególnym świecie, doskonała kombinacja.

Lian Hearn zdecydowanie potrafi snuć opowieści, tworzyć wciągający klimat i interesujący świat. Przeczytałam „Cesarza Ośmiu Wysp” z zainteresowaniem, oczywiście na początku trochę musiałam się oswoić z tymi wszystkimi nietypowymi dla nas nazwami i nazwiskami, ale później szło już jak po maśle. Na tyle, na ile mnie to oceniać, Hearn udało się wytworzyć ten swoisty klimat powieści związanych z Japonią, co bardzo mi się podobało, stęskniłam się za nim, ale właśnie w takim wydaniu, niekoniecznie w wydaniu tych wszystkich opowieści o kurtyzanach, których zalew na rynku przeżywaliśmy dobrych kilka lat temu.

Wydanie jest przepiękne, zobaczcie sami! Piękna, klimatyczna okładka, twarda oprawa, tasiemka zamiast zakładki i brzegi kartek farbowane na czerwono. Cudo!

Jedyny brak, jaki odczuwałam, to opis, jak ma się ten tom do całości. Po zerknięciu do Internetu już wiem, że MAG wydał dwa pierwsze tomy w jednym zbiorze i że niedługo otrzymamy kolejne dwa w następnym i tym samym cały cykl w polskim wydaniu zamknie się w dwóch tomach. To jest według mnie istotna dla czytelników informacja, która powinna być uwzględniona na okładce. Ale to jedyny pierdół, do którego się przyczepię, bo naprawdę podoba mi się ta opowieść.

Jeżeli szukacie powieści fantasy inspirowanej Japonią, to „Cesarz Ośmiu Wysp” będzie dobrym wyborem!

Podróż w nieznane („Bramy światłości. Tom 1” – Maja Lidia Kossakowska)

abaddon

Premiera 11 stycznia

Cykl Anielski powraca!

Pan odszedł, Jasność zniknęła… Taka wiadomość dociera do regenta Królestwa – Gabriela. Jest to niepokojące, anioł nie pamięta, żeby wydarzyło się to kiedykolwiek wcześniej, ale początkowo nie napawa go to wielkim niepokojem. Do momentu, gdy z wyprawy badawczej wraca podróżniczka i naukowiec, Sereda, była uczennica Rajzela. Anielica twierdzi, że natknęła się na obecność Pana na krańcach świata, tam, gdzie nikt by się tego nie spodziewał. Tylko czy to aby na pewno światłość pańska, czy też może podstępne działanie Antykreatora? To trzeba sprawdzić!

Gabriel decyduje, że musi wyruszyć wyprawa, która sprawdzi, co tak naprawdę dzieje się w tych nieznanych i niebezpiecznych rejonach. Sereda dostaje olbrzymie wsparcie od regenta, a do opieki – ku frustracji Rajzela – przypisany zostaje Abaddon, Anioł Zagłady. I tak oto zaczyna się podróż w nieznane! Wariacka, pełna niebezpieczeństw, a na dodatek powodująca zamieszanie również w piekle, gdzie Lucyfer nie wytrzymuje i… Sprawdźcie sami, nie zamierzam spojlerować!

Powrót do tego cyklu to czysta przyjemność! Nadal uwielbiam Abaddona, Piołuna – Boską Bestię (ach, cóż to jest za koń!), Lucka, Asmodeusza i jego nietypowego kota, poznawanie ich dalszych losów to czysta przyjemność. A że autorce wyobraźni nie brakuje, to światy, które przemierzają bohaterowie są pełne niespodzianek. To, co urzekło mnie najbardziej, to stworzenie miejsca, w którym można natknąć się na taki miks bóstw, jakie mało kto nam zafundował. Mamy tu bóstwa hinduskie, syberyjskie, arabskie i wiele innych, przecudowny miks! To nie jest jednak słodki światek, pełen pyzatych aniołków i uroczych wróżek, tu czyhają na Ciebie demony, zaatakować Cię mogą Rakszasowie, a spod wody wyskoczyć może nagle leukrotta. Do tego czeka Cię pokonywanie miejsc takich jak Wodospad Dusz czy Las Noży, nie będzie łatwo, oj nie…

Bohaterom nie jest też łatwo pod względem duchowym. Jest to dla nich typowa „droga ku oczyszczeniu”, w trakcie której dojrzewają, przepracowują swoją przeszłość, zaczynają rozumieć pewne rzeczy. Bardzo lubię w tym cyklu to, że bohaterowie nie są jednoznaczni, anioły nie są idealne, diabły też nie są li i jedynie diabelskie. Często przeżywają dylematy, które dobrze znamy my, ludzie.

Są pewne drobiazgi, nieścisłości, do których mogłabym się przyczepić, ale byłoby to czepianie na siłę, więc odpuszczę. Bo generalnie to jest naprawdę solidny kawał rozrywki i to rozrywki nieschematycznej, pomysłowej. Jestem bardzo ciekawa, na kiedy przewidziany jest drugi tom, bo ten pierwszy kończy się tak, że miałam ochotę autorkę udusić 😉

Tym, którzy nie czytali jeszcze książek z tego cyklu przed lekturą tego tomu polecam przeczytanie wcześniejszych (tyle frajdy przed Wami!), ale generalnie rekomenduję tę barwną, potoczystą i wciągającą powieść wszystkim miłośnikom fantastyki.

Wieloksiąg różności (#15)

ludzik ksiazki
Fot. Jenn and Tony Bot

Pierwszy wieloksiąg od sierpnia! Długaśna przerwa, aż dziwne, bo z pisaniem ciągle tak sobie, więc wydawałoby się, że takie krótkie formy powinny mi iść łatwiej. Tak czy owak, dzisiaj mam dla Was trzy, bardzo różne książki.

*****

siła niższa„Siła niższa” – Marta Kisiel

Po sześciu latach czekania fani „Dożywocia” doczekali się wreszcie swoistej kontynuacji. O moich zachwytach nad tą książką piałam przez lata wszędzie, gdzie się dało, zaczynając oczywiście od bloga. Możecie więc sobie wyobrazić, jak wysokie były moje oczekiwania.

Po utracie Lichotki Konrad wraz z „przyległościami” ląduje w nowym domu. Staje przed wieloma wyzwaniami – utrzymanie bardzo specyficznej gromadki domowników, utratę jednych z nich, pozyskanie nowych, problemy z nierzetelnymi współpracownikami, rozchwianie psychiczne u niektórych. Ma na głowie tyle, że nic dziwnego, że nie śpi, pada na twarz ze zmęczenia i tylko myśli o tym, jak sobie ze wszystkim poradzić. Żeby nie spojlerować, to napiszę tylko, że z małą anielską pomocą. No dobra, pewien Wiking też będzie miał niemały wkład w akcję. A będzie się działo, że hej!

Muszę przyznać, że chyba postawiłam poprzeczkę zbyt wysoko. Lub przez tych sześć lat mocno się zmieniłam – i ja, i moje poczucie humoru. A może zły moment wybrałam na tę lekturę, może to skrajne wyczerpanie, zabieganie i stres nie pozwoliły mi się odpowiednio zanurzyć w rozkosznej powieści? W każdym razie tym razem nie było zarykiwania się na głos, rechotu słyszalnego u sąsiadów, płaczu ze śmiechu. Było kilka uśmiechów, ze dwa parsknięcia i tyle. Trochę rozczuleń i owszem. Bo to generalnie jest bardzo przyjemna, ciepła, urocza, rozczulająca powieść z przesympatycznymi bohaterami. Rozrywka dobrej klasy i czystej wody. Ale „efektu Dożywocia” nie było. Może to też dlatego, że ta powieść jest jednak pod mocnym wpływem rodzicielstwa, w przeróżnych odsłonach i wariacjach? Może dlatego nie odnalazłam się w niej tak dobrze, jak w pierwszej?

W każdym razie jeżeli szukacie lektury, która uprzyjemni Wam jesienne czy zimowe wieczory, przyniesie uśmiech i relaks, to jest to świetny wybór. Polecam!

pchli pałac„Pchli pałac” – Elif Shafak

Akcja powieści rozgrywa się w Stambule, w Pałacu Cukiereczek. Ten dom, który wybudowany był dla bogatej rosyjskiej rodziny stał jakiś czas opuszczony, aż pozwolono na wynajęcie wszystkich mieszkań. Powoli zapełnił się mieszanką, która odzwierciedla to niesamowite miasto – barwną, wielokulturową, przedziwną, wierzącą w różnych bogów, bogatą w różnorodny miks poglądów, doświadczeń, marzeń. Autorka przedstawia czytelnikom każdą z osób/rodzin zamieszkujących w Pałacu, a następnie zaczyna opowiadać ich historie, splatać je ze sobą i prowadzić powolutku do interesującego finiszu.

Była to druga książka Elif Shafak, którą czytałam. Myślę, że przeczytam i kolejne, bo jej twórczość mnie intryguje. Chociaż z tych dwóch bardziej podobało mi się „Czarne mleko”, co mnie samą dziwi, bo to nie jest książka, która powinna mi przypaść tak bardzo do gustu. A tu proszę, sjurpryza. W każym razie już po tych dwóch powieściach mogę powiedzieć, że autorka to bystra obserwatorka rzeczywistości, umiejętnie opowiada historie, snuje je leniwie, z dbałością o szczegóły psychologiczne i oddanie realiów. Polecam tym, którzy chcą odrobiny odmiany po literackiej kombinacji Polska-USA-trochę Wielkiej Brytanii…

Nieśmiertelny„Nieśmiertelny” Catherynne M. Valente

Książka ta powstała ponoć na bazie starej rosyjskiej bajki o Marii Morewnie, Iwanie i Kościeju Nieśmiertelnym. Valente jednak opowiada nową jej wersję, magiczną i świeżą, okraszając także dodatkami z innych podań słowiańskich, a także… socrealizmem. To właśnie w jej opowieści skrzaty domowe zawiązują komitet domowy, w społeczeństwie panuje strach przed systemem, realia brzmią znajomo.

W każdym razie główną bohaterkę – Marię Moriewną – poznajemy, gdy wypatruje kolejnych ptaków uderzających w ziemię i zamieniających się w pięknych młodzieńców przychodzących prosić o rękę jej starszych sióstr, a w końcu i jej. Ale dla niej los przeznaczył kogoś dużo bardziej spektakularnego, ma zostać żoną Kościeja Nieśmiertelnego, Cara Życia. I tak oto Maria trafia pomiędzy życie i śmierć, odwieczną walkę, która wydaje się być z góry skazana na porażkę.

Książka ta, pełna baśniowych stworów, nowego spojrzenia na stare baśnie i ich bohaterów jest powieścią ciekawą, jednak nie porywającą. Czytało mi się ją powoli, lektura trochę mnie męczyła i sama nie wiem, dlaczego tak było. Czy to ze względu na specyficzny styl, czy może przeładowanie pomysłów, trudno mi zadecydować. Jednakże jest to gratka dla wielbicieli fantastyki nietypowej i dla tych, którzy lubują się w nowych wersjach baśni, opowieści, mitów, historii.

*****

To byłoby na tyle na dzisiaj. Za oknem plucha, spotkanie odwołane, więc wracam na kanapę z książką. Chociaż sumienie woła: „poćwicz! ugotuj! posprzątaj!”. Za chwilę…