Bloger to tchórz?

Siedzę w blogosferze już kilka lat. Długich lat. Miałam szansę obserwować wiele różnych sytuacji, z których buduję sobie powoli „portfolio wspomnień”. Oprócz różnorakich sytuacji fajnie obserwuje się też zachowania ludzi. W internecie wyłazi szydło z worka i tutaj najlepiej widać wszelkie nasze zachowania. Takie krzywe zwierciadło ludzkości.

Postanowiłam od czasu do czasu pisać o sprawach, która jakoś mnie ruszają, bawią, oburzają, wzruszają. Takie przemyślenia blogozaura 😉

Wiele jest zachowań, które obserwuję dosyć często, więc mogłam sobie ułożyć listę ulubionych. Jako, że wywodzę się z blogosfery ksiażkowej, to od zachowań z naszego kąta chciałabym zacząć. Pierwsze hasła, które przychodzą mi do głowy:

1. „Nie ma złych książek, jest tylko niewłaściwy odbiorca” – o matko, jakie przegięcie! W ten sposób nie byłoby podziału na dobrą i złą literaturę, nie miałaby racji bytu klasyka i kanon literatury, nie moglibyśmy sobie wyrobić i rozwijać gustu czytelniczego. Halo, jest tu kto? Naprawdę tak uważacie?

Na tej zasadzie moglibyśmy mówić: nie ma złej pizzy, to nic, że jest niedopieczona, sos jest do kitu, a ser się nie ciągnie, pewnie komuś innemu będzie smakowała. Ewentualnie: nie, ona nie fałszuje, nie ma też słabego głosu, tylko ja nie jestem odbiorcą dla którego ona śpiewa. Można byłoby też rozwinąć to założenie do poziomu wręcz metafizycznego: nie ma złych ludzi, tylko trafiają na niewłaściwe inne osoby/sytuacje 😉

Naprawdę tak bardzo boimy się oceniania literatury? Pisania: to jest do kitu ponieważ to i tamto? Uważam, że ta książka jest słaba, a opinię opieram na…? A może robimy to w cztery oczy i tylko boimy się opiniować publicznie? Skąd to tchórzostwo?

2. „Autor się napracował przy pisaniu, dlatego nie należy krytykować” – naprawdę? Serio? Skąd to założenie? Jeżeli ugotuję obiad, spędzę cały dzień w kuchni i mi nie wyjdzie, a obiad będzie bardzo kiepski, to też nie należy powiedzieć sorry, schrzaniłaś sprawę, ponieważ…? Następnym razem jednak już będziesz wiedział, żeby unikać X i zwracać uwagę na Y.

Dlaczego konstruktywna krytyka książki miałaby autora skrzywdzić? Chyba każdemu zależy na własnym rozwoju i coraz lepszym wykonywaniu tego, co się robi, prawda? A może sie mylę i wcale nie lubimy szlifować swoich umiejętności, tylko wolimy, by nas głaskać po głowach i się uśmiechać?

A może wynika to z tego, że teraz pisać i publikować może każdy, prosić o recenzję także i przez to, że zależy nam na współpracy z wydawnictwem lub autorem boimy się tak naprawdę ocenić to, co czytamy? Unikamy ewentualnej konfrontacji?

3. „Właściwie warto przeczytać, jak się komuś nudzi” – uwielbiam ten tekst 🙂 Bloger w tekście jedzie po książce, jak po burej suce, a na koniec takie zdanie. Skąd ta tendencja do „książkowej poprawności”? Takie kończenie to forma usprawiedliwiania się, coś w stylu punktu numer jeden. Czemu to ma służyć?

Rozumiem, że każdy może mieć słabszy dzień i użyć podobnego sformułowania, bo np. ma mętlik w głowie. Ale spotykam je tak często w różnych recenzjach, że albo część z nas ma naprawdę często złe dni, albo znowu brakuje nam odwagi do konkretnego i szczerego pisania. Co jest na rzeczy?

4. „Jeśli Ci się nie podoba, to nie czytaj” – taka książkowa wersja „nie musisz tego robić, skoro nie chcesz”, o której ostatnio pisał Michał na Subiektywie.

5. „Piszę dla siebie” – jeżeli by tak było, to blog byłby zamknięty na kluczyk i wiedziałby o nim tylko prowadzący. Proste.

Pewnie u części z nas pojawiały się takie teksty na pewnym etapie blogerskiego rozwoju, a potem zniknęły. U innych to jest część generalnej postawy. A ja się zastanawiam, z czego wynikają te teksty. Czy blogerzy to tchórze?

*****

To tylko pięć zachowań (czy raczej wymówek?), które przyszły mi do głowy jako pierwsze. Ciekawe, czy zrobi się z tej akcji coś cyklicznego, czy to zryw jednorazowy. Zobaczymy.

Będzie burza w szklance wody? A może pożrecie mnie żywcem? 😉

Reklama

Impreza na koniec roku, czyli blogerzy nie mogą bez siebie żyć!

Wygląda na to, że grono warszawskich (i okołowarszawskich) blogerów chyba zapałało do siebie sympatią. Zapewne w dużej części jest to wynik działań Ilony z BlogoStrefy, ale wygląda na to, że my sami łyknęliśmy bakcyla spotkań, bo o Wigilię B(v)logerów prosiło przynajmniej kilka osób. Ilona kolejny raz błysnęła talentem organizatorskim, Marianna z Warsaw Spotted załatwiła nam ciekawą miejscówkę – Prochownię Żoliborz (czynne będzie dopiero za jakiś czas, mieliśmy więc okazję zrobić tam przedpremierową imprezę), a niezawodna Wyborowa wspomogła nasze humory butelkami smakowych wódek oraz winami Campo Viejo, które dopiero wchodzą na polski rynek. W Pernod Ricard wiedzą, jak dopieszczać blogerów 😉 Blogerzy kulinarni zadbali o przekąski słodkie i słone, inne osoby dostarczyły napoje niealkoholowe oraz fanty do konkursów, których było sporo.

* Po kliknięciu na zdjęcia możecie zobaczyć ich większe wersje.

Wigilia blogerów - przygotowania

Zjawiło się naprawdę sporo osób, szczerze pisząc, nie spodziewałam się, że będzie nas tylu. Ostatni tydzień przed Świętami, czas, kiedy większość z nas ma przeważnie przynajmniej 1-2 Wigilie robocze/studenckie/branżowe/inne do „zaliczenia”, miałam więc miłą niespodziankę. Było też sporo nowych osób, co według mnie jest świetną sprawą! Kolejne osoby, kolejne blogi, wspólny czas razem. I to w offline 🙂 Ucieszył mnie też fakt, że skusiłam na przyjście również Maję (która zresztą została jedną z gwiazd imprezy :D), a także pojawiła się – dla mnie niespodziewanie, nie wiedziałam, że będzie – Avo_lusion. Tym razem były więc już trzy blogerki książkowe i oby ta zwyżkowa tendencja się utrzymywała dalej!

Wigilia blogerów - konkursy

W trakcie wieczoru mieliśmy okazję uczestniczyć w warsztatach zapachowych zorganizowanych przez jedynego w Polsce(?) blogera – Marcina (zapewne pań piszących o tej tematyce jest sporo, ale o innym panu jeszcze do tej pory nie słyszałam). Było pachnąco, interesująco, również zabawnie. Chociaż nie wszystkie zapachy podbiły nasze serca 😉

Było też sporo różnych konkursów, w których można było wygrać różności – buteleczki Porto, książki, różnorakie gadżety, zamrożone jagody Acai i wiele innych rzeczy. I to jest fajne – nie dość, że lubimy obdarowywać innych, to zawsze jest przy tym mnóstwo zabawy i śmiechu, bo większość konkursów jest od czapy 😉

B(v)logowigilia

Był też pokaz zdjęć z Brazylii oraz możliwość zakupu cegiełki-kuponu z kodem do audiobooka Loko, nagranego przez blogerów. W ten sposób można pomóc dzieciakom, o czym pisałam kilka postów wcześniej!

Jednak przebojem dużej części imprezy była sesja fotograficzna, którą zorganizowała dla nas ekipa Kobiecego Punktu. Przytaszczyli ze sobą sprzęt (co było sporym wyczynem biorąc pod uwagę ilość śniegu, jaka wtedy była na zewnątrz i całkiem spory mróz) i pozwolili nam szaleć przed obiektywem ile tylko chcieliśmy. Działo się, oj działo! Były harce i swawole, a oglądając zdjęcia zrobione w trakcie tej arcydługiej sesji można jasno powiedzieć: blogerzy lubią być w centrum uwagi i lubią się przytulać 😀 Zobaczcie sami!

Wigilia blogerów - sesja

Koło północy – wraz z pięcioma innymi osobami – pojechaliśmy na drugą Wigilię (tzw. branżową). I muszę to napisać – blogerska była fajniejsza 😀 W naszej grupce było nam oczywiście dobrze i zabawnie, ale generalnie impreza blogerów była bardziej wyluzowana i odjechana. Co nie zmienia faktu, że z piątką mych towarzyszy spędziłam świetną resztę wieczoru. Tylko poranek po zmieszaniu trunków był trochę bolesny, szczególnie, że trzeba było wstać do pracy 😉 Ale podróż w szóstkę jednym autem, opowieści w obcych językach, grę w szachy między zdziwionymi imprezowiczami i picwąsa będę wspominać jeszcze jakiś czas 😉 A tak a propos – zna ktoś z Was słowo picwąs i wie skąd pochodzi i jaka jest jego etymologia?

zbiorowo blogerzy

To druga impreza dla blogerów, w której miałam okazję ostatnio uczestniczyć (pierwszą opisałam w notce pod tytułem „Lans i bans na 22 piętrze, czyli spotkanie blogerów„). Znowu mam te same odczucia – jestem zachwycona! 🙂 A nawet więcej – podobało mi się (siłą rzeczy, bo czułam się już bardziej swojsko, znałam dużą część uczestików etc.) jeszcze bardziej niż za pierwszym razem! Blogerzy, których spotykałam to naprawdę fajni, kreatywni, zabawni i inteligentni ludzie. Cóż, znowu pewnie ktoś mi zarzuci tworzenie koła wzajemnej adoracji, ale nic mnie to nie obchodzi – ja tych „blogierów” zwyczajnie lubię i dobrze mi z nimi. A te spotkania dają mi jeszcze wielką ilość pozytywnej energii, kopa do działania i często sporo ciekawostek do przemyśleń. Mam więc nadzieję, że będzie mi dane uczestniczyć jeszcze w wielu podobnych wieczorkach towarzyskich 😉

PS. Zdjęcia należą do BlogoStrefy, Kobiecego Punktu, Agaty, Iwony oraz Kamila.

Wielka Orkiestra Książkowej Pomocy

WOKP - cover

Wiele więcej chyba pisać już nie muszę 😉 A tak na serio, to:

STARTUJE WIELKA ORKIESTRA KSIĄŻKOWEJ POMOCY

Wielka Orkiestra Książkowej Pomocy to akcja, w ramach której wielbiciele książek wesprą WOŚP. Każda osoba dysponująca jakimikolwiek książkami jest w stanie pomóc. Wystarczy poświęcić jedną ze swoich „cegiełek”.

Zważywszy na to, że już 13 stycznia 2013 roku odbędzie się 21. finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, wielbiciele książek łączą swoje siły i zagrają wspólnie z Jurkiem Owsiakiem oraz innymi ludźmi dobrej woli. Rusza właśnie Wielka Orkiestra Książkowej Pomocy, której głównym zadaniem jest zebranie 210 książek. Następnie pełen zestaw zostanie wystawiony na aukcję na stronie http://aukcje.wosp.org.pl. Cała wylicytowana kwota trafi na konto  Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Zwycięzca nie musi przejmować się kosztami wysyłki paczki, która może ważyć nawet do 50 kilogramów. Transport zapewnia nowoczesna poczta, InPost.

Jeśli ktoś chce wesprzeć WOKP, wystarczy, że poświęci na ten szczytny cel jakąkolwiek książkę.Wystarczy, że wyślesz nam jedną książkę, która następnie wejdzie w skład 210 wszystkich egzemplarzy. Żeby zdobyć adres, na który należy ją dostarczyć, wyślij e-mail na adres: radek.karbowski@gmail.com. Każda podarowana pozycja zostanie zamieszczona w formie zdjęcia na fanpage’u – http://facebook.com/wielkaorkiestraksiazkowejpomocy. Żeby wynagrodzić darczyńców, chętnie zamieścimy obok fotografii dostarczony link. Jeśli akurat nie dysponujesz wolnymi zasobami książkowymi, wystarczy, że przekażesz informacje związane z naszą akcją swoim znajomym.

Wielka Orkiestra Książkowej Pomocy to akcja organizowana przez Agnieszkę Taterę oraz Radka Karbowskiego, wielbicieli książek i rynku wydawniczego. Akcję popiera Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy i gorąco jej kibicuje, namawiając jednocześnie miłośników książek do włączenia się do niej.

*****

Jako, że jestem w akcję bezpośrednio zaangażowana sercem, głową i ciałem, to zależy mi na jej powodzeniu! Gorąco Was więc zapraszam do przyłączenia się. Niech wszyscy zobaczą, jak fajnie blogerzy książkowi potrafią „zagrać” razem! 🙂

A na koniec przedstawiam Wam dziewuszkę, Marynę, która będzie naszym dobrym duszkiem, zachęcać będzie do dołączenia do akcji. Zobaczcie sami, czyż nie jest urocza? Jest z nami dzięki Justynie z Merry Design, dzięki!

WOKP

Zarabiający bloger?

Natknęłam się wczoraj na bloga, którego autorka pisała pracę magisterską pod tytułem „Wpływ komercjalizacji na niezależność blogera. Na podstawie blogów Kominka”. Nie na samym Kominku się opierała, w grę weszło tam więcej blogów. A po obronie zaprezentowała swoją pracę na blogu.

Część 1

Część 2

Część 3

Część 4 pojawi się niedługo.

Ja na razie nie miałam możliwości zapoznać się z wynikami badań przeprowadzonych przez autorkę, ale jestem bardzo ich ciekawa. Czas jednak będę miała dopiero w weekend. A może ktoś z Was chciałby się z nimi zapoznać, więc pomyślałam, że wrzucę tutaj małą „zajawkę” na ten temat. Jeżeli przeczytacie, to dajcie znać, co na ten temat sądzicie!

Blogerzy radzą: jak napisać recenzję książki

Kilka dni temu wrzuciłam na bloga prośbę o konsultacje w sprawie tego, jak młodzi blogerzy powinni pisać swe teksty (TUTAJ). Szczerze pisząc, to nie spodziewałam się tak burzliwej dyskusji w tym temacie. A raczej, spodziewałam się, ale nie w kwestii samego faktu pomagania, tylko tego, co ma dany tekst zawierać. A tu proszę, niespodzianka, chęć pomocy znalazła się pod nożem blogerów 😉

Zanim ośmielę się zrobić podsumowanie naszej dyskusji, to chcę wyjaśnić ostatecznie pewne sprawy. Prośba takowa pochodzi od grupy młodych osób, które prowadzą bloga od roku. Grupa bardzo różna pod każdym względem. Ale jedno ich łączy – chcą się dalej rozwijać i chcieli podpytać kolegów-blogerów o to, co według nich jest ważne przy pisaniu tekstów o książkach. Nikt więc nikomu na siłę pomocy nie wciska, mam nadzieję, że jest to już jasne. Oni dużo czytają, sporo piszą, odwiedzają inne blogi, jednak ciągle są kwestie, które ich gnębią, a które może my pomożemy naprostować? Sami inwestują dużo czasu i starań w swój blog, nie sądzę, by wołali o to, by za nich robić różne rzeczy, jakby taka była sytuacja, to by nie blogowali tak długo. Raczej widzę tu chęć dalszego rozwoju. No, może ja naiwna idealistka jestem 😉 Ale do rzeczy!

Absolutne minimum, którego każda myśląca osoba prowadząca bloga powinna przestrzegać:

1. Uważaj na lekcjach polskiego.

Bloger piszący o książkach, a robiący byki gramatyczne, ortograficzne, interpunkcyjne, stylistyczne, frazeologiczne nie wypada zbyt wiarygodnie. Szczególnie w czasach, gdy istnieje tyle możliwości sprawdzania tekstu przed publikacją! Słowniki Twymi przyjaciółmi, narzędzia sprawdzania tekstów niech będą bliskie sercu Twemu.

Poza tym na lekcjach języka polskiego dowiesz się chociażby jaki jest kanon tworzenia tekstów. Czym się różni recenzja od opinii, jak powinny wyglądać takie teksty etc. Nauczysz się tego, jakie są standardy i schematy, by potem je dostosowywać do realiów sieciowych i własnych potrzeb. Ale bez podstawowej wiedzy błądzimy na ślepo.

2. Myśl przy pisaniu.

Niech zdania będą przemyślane. Lepiej, by były proste i zwięzłe, konkretne, niż wydumane, pełne (często źle użytych) związków frazeologicznych, porównań etc. Bez błędów! Po napisaniu, a przed publikacją czytajcie swój tekst minimum 2-3 razy. A najlepiej poproście kogoś innego o przeczytanie, bo autor nigdy nie wyłapie wszystkich mielizn danego tekstu. Czytajcie, poprawiajcie, skracajcie, wyjaśniajcie. Niech tekst będzie spójny i przejrzysty.

3. Nie kradnij.

Nie plagiatuj, bo to zawsze prędzej czy później bokiem wychodzi. Było już sporo afer związanych z kradzieżą tekstów. Często po nich blogi znikały, zdarzały się listy do współpracujących z danym blogerem wydawnictw czy portali. Wstyd!

Ale sprawa podstawowa: po co Ci to? Nie bawi Cię pisanie na blogu? To po kiego diabła go prowadzisz? Blog ma być tworzony z pasji, inaczej szybko się wypalisz i klikniesz „skasuj bloga”.

4. Pisz szczerze.

Nie myśl, że musisz zawsze pisać pozytywnie na temat przeczytanych lektur! Autentyzm wrażeń to coś, co cenią czytelnicy. Pisanie laurek na siłę idzie łatwo wyczuć, a wtedy duża część czytelników zwyczajnie znika, bo nie lubi być robionymi w balona. Pisząc szczerze i podając argumenty zyskujesz szacunek u czytelników, jednocześnie pokazujesz, że cenisz siebie na tyle, by nie oszukiwać innych, a na dodatek jesteś osobą, która ma własne zdanie, nie boi się go opublikować, a potem – gdy pojawi się potrzeba – przyjąć na klatę krytyki.

5. Wychodź poza ramy i schematy.

Nie używaj ciągle tego samego schematu pisania recenzji, daj sobie trochę luzu, próbuj nowych rzeczy, bądź kreatywny, nie spinaj się na wielkiego artystę tworzącego natchnione recenzje 😉 Pretensjonalność odrzuca większość z czytelników.

Unikaj za to powtarzalności, tych samych sformułowań (te wszystkie wciągające bagna, książki wpadające w pazurki i paluszki, czytanie jednym tchem…), wyróżnij się jakoś w zalewie prawie tych samych tekstów, inaczej nikt Cię nie zapamięta!

6. Pisz konkretnie i argumentuj.

Większość z nas pisała, że chce wiedzieć, co dany bloger sądzi o książce – co się podobało, co się nie podobało. Ale to powinno być coś więcej, niż „jest nudna” czy „jest zarąbista”. Argumenty to coś, co zawsze powinno towarzyszyć naszemu zdaniu o ksiażce. Co się podobało i dlaczego. Co się nie podobało i dlaczego. Czy warto daną ksiażkę przeczytać i dlaczego. Bez takich informacji wpis jest tylko pustym „bla bla”, który tak naprawdę do niczego czytelnikowi nie będzie potrzebny i zapewne wiele osób pożałuje, że go w ogóle przeczytało.

Blogerzy dobre rady, czyli garść rzeczy ponad minimum:

1. Trzymaj się tematu, mało kogo obchodzą kilometrowej długości poboczne dygresje niezwiązane z tematem postu.

2. Fajnie jest w tekście krótko opisać fabułę, ale nikt nie lubi, jak mu się psuje przyjemność poznawania najistotniejszych wydarzeń i faktów, więc nie spojleruj!

3. Nie unikaj osądów, nie bój się oceniać! Pisząc negatywną recenzję, ale potem umieszczając na końcu sformułowanie, że „przeczytaj, jak masz dużo czasu” lub „to nie jest książka dla mnie, ale pewnie kogoś innego zainteresuje” tworzysz sytuację, którą Maya ładnie opisała w swym komentarzu: Wtedy czuję się jak głupek, no bo książka beznadziejna, ale jednak mam ją przeczytać? No heloł! 😉

4. Czytaj, myśl, pisz, pisz, pisz – to wszystko pozwoli Ci wypracować Twoj własny styl, czyli podstawę do prowadzenia bloga długotermminowo.

5. Czytaj inne blogi, szukaj inspiracji, sprawdzaj, jak piszą inni, co Tobie pasuje, a co nie, bo… fajnie jest pisać takie teksty, jakie samemu chciałoby się później przeczytać.

6. Część osób lubi w tekstach krótkie cytaty z danej książki.

7. Sporo osób nie lubi suchych notek na temat autorów. O ile są to notki krótkie i prezentują jakieś ciekawe informacje, to ok. Ale suchy zestaw skopiowany z Wiki – nieeeee…

8. Pewna część czytelników nie lubi też wklejania notek z okładek, wolą, jak sami pokrótce opiszecie fabułę.

9. Dosyć powszechnie nie jest lubiany styl suchy, bezosobowy.

10. Czytajcie różnorodne książki – pomoże Wam to poznać szerszą perspektywę, poznać pewien kanon literacki, zobaczyć powiązania między książkami. Warto też czasami poznawać lepiej dany gatunek, klasykę, dowiadywać się więcej o autorach.

Na koniec: piszcie! To jest podstawa. Wszystkie teksty – i te dobre, i te złe – tworzą nasz warsztat, pomagają nam się rozwijać. Nie czekajcie na gwiazdkę z nieba, na iluzoryczną wenę, tylko siadajcie i piszcie. Bo tworzenie to pot, krew i łzy, to ciężka praca. I tym optymistycznym akcentem pozwolę sobie zakończyć podsumowanie.

Czy o czymś zapomniałam?