Wino, kobiety i śpiew

Rzadko rzucam notki o „dupie Maryni”, ale ten taki będzie. Pierwszy – od wielu tygodni! – cały wolny dzień zaowocował wieloma przemyśleniami na temat blogowania, mego bloga, jego treści, sensu kontynuowania, ewentualnego kierunku etc. Ale mam wrażenie, że wdrapałam się z tymi przemyśleniami dopiero na pierwszy schodek, sporo ich jeszcze przede mną.

Trochę zazdroszczę ludziom, którzy prowadzą bloga ot tak, bez potrzeby dumania na jego temat, refleksji na temat jego rozwoju, treści na nim się pojawiającej. Ich życie musi być o wiele prostsze! Ja mój blog traktuję jako bardzo ważną część mego życia, chciałabym, by kwitł, pięknie się rozwijał i – nie będę owijać w bawełnę – ciągle się rozrastał.

Polubiłam dyskusje z ludźmi i to, że moje opinie prowokują wymianę zdań czy też wpływają na czyjeś decyzje. Zastanawiam się tylko, na ile taki dinozaur (wiekowo), jak ja, ma możliwość dalszego wywierania wpływu na ludzi sporo młodszych, np. tych, dla których autorytetem jest Maciek Musiał. A to oni są przyszłością, będą główną siłą napędową internetu za 2-3-5 lat.

Pewnie Was teraz przeraziłam, bo jakie 3-5 lat?? Tak, w moim aktualnym planie życiowym mój blog nadal wtedy będzie istniał. Zmieni się pewnie forma i zmodyfikuję zawartość, ale zamierzam pisać dalej. I dlatego staram się analizować co jakiś czas, co się tutaj dzieje i czy zmierzam w dobrym kierunku.

A może wszystko bezczelnie zrzucę na lekturę książki „Blog. Pisz, kreuj, zarabiaj”? Tak też może być. W każdym razie, więcej na jej temat przeczytacie tutaj w dzień premiery, czyli 23 października.

Pora na mnie, czeka grzane wino i książka. Bo przecież jak napisał Neil Gaiman w „Chłopakach Anansiego”…

Istnieją trzy rzeczy i tylko trzy, które mogą złagodzić ból śmiertelności i zaleczyć rany zadane przez życie – odparł Spider. – Te rzeczy to wino, kobiety i śpiew.

Ja zmieniłabym kobiety na mężczyzn i zestaw byłby przyjemniejszy. Ale koniec gadania, do działania!

PS. Jest już program imprez dla blogerów, które za tydzień odbędą się w Olsztynie. Zapraszam serdecznie!

Wino i książka

Reklama

Odpowiadam na pytania!

pytanie

Pamiętacie wpis o 4 urodzinach bloga? Tam można było zadawać mi pytania na każdy temat.  Dzisiaj w końcu zabieram się za odpowiadanie.

Ale najpierw chciałabym podziękować za wszystkie życzenia i ciepłe słowa, które napisaliście pod tamtym wpisem. To było naprawdę niezmiernie miłe, a że publikacja notki zbiegła się w czasie z moim wyjazdem, to nie byłam w stanie zareagować. Postaram się po części zrobić to teraz – razem z odpowiadaniem na pytania.

Dofi zapytała: Ilu mieszkańców pi razy oko liczy Twoja rodzinna miejscowość?

Miejscowość, w której mieszkałam większość życia to maleńka wieś, w której wtedy (a teraz nie wiem) nawet nie było biblioteki. Podejrzewam, że mieszkało tam jakieś 400 osób. Mały, troszkę zapomniany raj! Później, przez dużą część swego życia mieszkałam w sporej wsi, która razem z 2 malusieńkimi wioseczkami prawie do niej przylegającymi może mieć jakieś 2000 osób. To już pełen wypas – podstawówka, gimnazjum, przychodnia, apteka, biblioteka, sporo sklepów, pub i kebap 😉 No, a od stycznia ubiegłego roku wieś ciut większa, według Wiki 1,7 miliona mieszkańców. Niezły przeskok!

AnnRK zadała okrutne pytanie: Gdybyś musiała zrezygnować z blogowania (czego absolutni Ci nie życzę!!!), czego najbardziej by Ci brakowało?

Hm… Trudne pytanie. Jeżeli chodzi o samo prowadzenie bloga, to pewnie tego, że kogoś mogę natchnąć na spróbowanie jakiejś fajnej lektury, a czasami podyskutować o wrażeniach czy wręcz pospierać się. A jeżeli chodzi o wszystko, to pewnie jednak kontaktu z blogerami, bo to fajne bestyjki! Przeważnie 😉

Swoją drogą, to z jednej strony wydaje mi się, że spokojnie mogłabym zrezygnować z opisywania wrażeń z lektury, ale z drugiej strony mogę się też kompletnie mylić i po 2 tygodniach doszłabym do wniosku, że to nieznośne, nie móc niczego opisać. Ciekawe to, ale nie chcę na razie tego sprawdzać!

Robert zadał mi chyba najtrudniejsze pytanie: jak zmieniło się Twoje podejście do czytania i blogowania, po tym jak związałaś się zawodowo z tym tematem.

Musiałam przemyśleć. I…

Wydaje mi się, że podejście do czytania nie zmieniło się w ogóle. I całe szczęście. Stale czytam z tą samą frajdą, tą czytelniczą naiwnością i niewinnością, otwartością na nowe eksperymenty i niechęcią do bubli.

Blogowanie… trochę się zmieniło. W sensie tego, że widzę teraz, jak to jest „po drugiej stronie lustra”. Widzę, jak wielkie obłożenie ma większość pracowników w działach promocji, jak próbują łączyć setki zajęć i wykonywać je jak najlepiej. I jak mało czasu mogą poświęcić na budowanie jakościowego kontaktu z blogerami. Widzę też – tu już niestety – jak łapczywi są po części blogerzy. Nowe książki, nowe książki, nowe książki. Obiecane, że w miesiąc recenzja? Kto by się przejmował, będzie za 5 miesięcy. I przecież nie warto informować o tym wydawnictwa, po co? Pomijam już te przypadki, gdy ktoś nabrał książek i ślad po nim zaginął. To wszystko trochę mi zmieniło obraz blogosfery, a więc po części trochę wpłynęło na mnie samą jako blogerkę. I tego trochę mi żal, ale za to zyskałam inną, szerszą perspektywę, wiec mam coś za coś.

Zmieniło się za to – o co nie pytałeś – postrzeganie książek i autorów. Ale to już pewnie materiał na osobną notkę. Albo dwie 😉

Dadę zaciekawiła kwestia: Którzy trzej autorzy (bądź autorki) są według Ciebie najważniejsi w polskiej literaturze?

Ożeż, nie było łatwiejszych pytań? 😀 Pierwsze, co natychmiast mi przychodzi na myśl, to nazwisko: Jacek Dehnel. Uwielbiam jego styl, prześliczną polszczyznę, talent do snucia opowieści, cięty języczek, w ogóle – całokształt! A na dodatek jest z niego przecudny erudyta, spotkania z nim to uczta dla duszy.

Cenię też Elżbietę Cherezińską za to, że potrafi tworzyć takie książki oparte o historię, że nawet ci, którzy za historią nie przepadają, gdy spróbują – przepadną w jej powieściach 🙂 Do tego wyśmienicie wychodzi jej odwzorowanie codziennego życia z przeszłości, tradycji, zwyczajów, potraw, domów, ubrań etc. Taka dbałość o szczegóły to dla mnie coś bardzo ważnego. To wszystko osnuje odrobiną magii czy wiary w bóstwa, doprawi świetnym stylem i dostajemy wyśmienitą lekturę. Za podobne cechy lubię też książki Ewy Stachniak.

Nie mogę pominąć Joanny Chmielewskiej, której książki towarzyszyły mi od dzieciństwa. Najpierw te o Janeczce i Pawełku, potem o Teresie i Okrętce, a następnie już „dorosłe” kryminały. Jej starszą twóczość kocham, nowszą znam słabiutko. Ale za „Florencję, córkę Diabła”, „Wszystko czerwone”, „Całe zdanie nieboszczyka” będę ją wielbić po wsze czasy. Wystarczy, że przypomnę sobie „Azaliż były osoby mrowie a mrowie?” i już rżę ze śmiechu 😀

Jeszcze chciałabym wymienić tak wielu! A gdzie Marta Kisiel, Maciej Grabski, wyśmienici reporterzy, Małgorzata Gutowska-Adamczyk, Małgosia Warda i cała rzesza innych??

To chyba tyle pytań. Stwierdzam, że to właściwie fajna zabawa, więc szkoda, że nie padło ich więcej! A może jeszcze ktoś chciałby coś o mnie i mych poglądach wiedzieć? 

A przy okazji chciałabym się odnieść do jednego komentarza. Bo wszystkie były super, bardzo miłe i motywujące, ale jeden był szczególny. Zobaczcie sami!

Andra napisała:

Gratulacje :) Zazdroszczę tak długiego stażu i życzę dalszych sukcesów :) Dla mnie to jest miejsce szczególne, gdyż to dzięki Tobie zapragnęłam mieć bloga. Byłaś też pierwszą osobą, która otwarcie skrytykowała mój tekst, co z perspektywy czasu uważam za jeden z największych prezentów. Mam nadzieję, iż w przyszłości będę mogła choć czasem doskoczyć do Twojego profesjonalizmu. Tym czasem pozdrawiam i czekam na kolejne teksty.

Najpierw mnie zamurowało. Na dodatek miałam wrażenie, że kompletnie nie byłam świadoma tej całej sytuacji. A potem pomyślałam: Andra, klasa! Raz, że dosrzegłaś w ogóle, że krytykę można przekuć w rozwój (co niestety wcale nie jest oczywiste, wręcz mam wrażenie, że jest rzadkie). Dwa – że potrafiłaś to potem uczynić. A trzy – że napisałaś o tym wszystkim publicznie. To wszystko razem budzi mój szacunek. A na dodatek ten komentarz dał mi olbrzymią satysfakcję i tonę motywacji. No i troszkę satysfakcji, że nie wszyscy moje uwagi postrzegją jako hejterstwo 😉

Ciągle jestem pod wrażeniem!

PS. A może jeszcze ktoś chciałby oddać swój głos na mojego bloga, który bierze udział w konkursie na nagrodę czytelników – eBuka 2013? Wystarczy wysłać maila na adres ebuka@duzeka.pl, w temacie wpisując „Książkowo”. Dziękuję ślicznie za każdy głos!

Głosowanie

Twój blog jest brzydki

Czyli garść wspomnień z Orange Blog Talks. Paweł Opydo przygotował na tę konferencję prezentację pod takim właśnie hasłem. Ja generalnie się z Pawłem zgadzam, przynajmniej w 90% jego wypowiedzi na temat estetyki blogów mamy podobny punkt widzenia. Obejrzyjcie, co Paweł ma do powiedzenia i dajcie znać, co Wy myślicie na ten temat. To wersja okrojona – siłą rzeczy – bo wystąpienie na OBTS miał o ile dobrze pamiętam 30 min, a tu jest tylko kilka.

Paweł opisywał też to, jak stworzyć ładny blog TUTAJ. I co Wy na to? Co sądzicie o jego radach i przemyśleniach?

Jest też już relacja organizatorów, załapałam się kilka razy, ale nie wiem, czy zauważycie, bo wyglądam troszkę inaczej niż przez ostatnie lata 😉

Podsumowanie miesiąca – maj 2013

książka na trawie

Maj to kolejny miesiąc, w trakcie którego działo się bardzo wiele. To chyba powoli staje się normą. Wyjazd do rodziny, Targi Książki, różnorakie spotkania ze znajomymi, wizyta Mamy w Warszawie i wiele innych wydarzeń. Jednak jakoś znajdowałam trochę czasu na czytanie. Tylko odkąd jest Mama – ostatnich 5 dni – nie przeczytałam ani słowa, czuję się jak na odwyku czytelniczym 😉 Trochę mi już tęskno, ale może dzisiaj wieczorem poczytam chociaż troszkę. Zobaczymy.

W maju przeczytałam 8 książek i ciągle jestem w szoku, że udało się aż tyle. Zakładałam na początku miesiąca jakieś 3-4 lektury. Gdyby nie przyjazd Mamy, to pewnie byłoby o jedną więcej, ale kompletnie nie żałuję. Zaprezentowałam  jeden stosik, baaaardzo smakowity! Wróciłam do abstynencji zakupowej, nie zakupiłam ani jednej książki i ciągle nie czuję potrzeby.

Maj był bardziej zróżnicowany od kwietnia. Przeczytałam wprawdzie 4 książki do recenzji, ale kolejne 4 pochodziły z różnych źródeł. Dwie były własne nierecenzyjne, jedna pożyczona, jedna z biblioteki.

W kwietniu zdecydowanie dominowały kobiety, za to maj był miesiącem mężczyzn. Przeczytałam aż 5 książek napisanych przez panów, autorami jednej było małżeństwo, a 2 książki zostały napisane przez jedną samą autorkę – Anne B. Radge. Był to nietypowy miesiąc, bo chyba po raz pierwszy odkąd prowadzę statystyki nie przeczytałam ani jednej książki napisanej przez polskiego autora! Wszystkie 8 książek, to książki zagraniczne, jestem w szoku! Do dzisiaj tutaj opisałam tylko 4 książki, oj, muszę popracować nad tym, by znaleźć czas i nadrobić te zaległości.

Średnia ocena przeczytanych w maju książek wyniosła 4,7, więc była dokładnie taka sama, jak w kwietniu. Zabawne 🙂 W sumie przeczytałam 3097 stron, co dało średnią 387 stron na książkę, czyli średnio czytałam książki o ponad 50 stron grubsze, niż w poprzednim miesiącu. Średnia dzienna to 100 stron, więc wypadło tylko ciut gorzej, niż w kwietniu.

Odkrycie miesiąca? Ponownie dwie kandydatki! Wilbur Smith ze świetnym pierwszym tomem wielotomowej sagi rodzinnej – „Gdy poluje lew” oraz „Na pastwiska zielone” Anne B. Radge, niezmiernie przejmująca i smutna klamra zamykająca trylogię.

Gniot miesiąca? Znowu nie jest to gniot typowy, bo oceniłam go na 3,5, czyli więcej niż przeciętną książkę. Ale została oceniona najgorzej. Jest to książka „7 + 37 cudów świata” Igora Możejko. Ciekawa, ale z przestojami, czasami przydługimi. No i nie wiem, na ile aktualna.

Co się działo? Wyznawałam miłość gorącą części polskich pisarek fantastycznych i piałam z zachwytu nad spotkaniem autorskim z Jackiem Dehnelem. Zapraszałam do wypełnienia bardzo ważnej ankiety (dzisiaj kończy się termin!).  Opisywałam Targi Książki i spotkanie blogerów, które się przy ich okazji odbyło. Pokazywałam, jak niektórzy reagują na przeszkadzanie im w czytaniu. Oraz meldowałam o małej zmianie planów oraz o przyjeździe Mamuśki z wizytą. To chyba wszystko, przynajmniej mam taką nadzieję. Jak widzicie, działo się sporo, pewnie dla niektórych było zbyt mało recenzji, a zbyt wiele innych tekstów. Zobaczymy, jak to będzie w czerwcu.

Plany na czerwiec? Sama nie wiem. Już mam zaplanowanych sporo spotkań, jeden wyjazd służbowy, jakieś szkolenia, konferencje etc. Ale chcę też jak najwięcej poczytać, bo mam jakiś niedosyt po maju. Jednak liczę na jak najlepszą pogodę w weekendy, to może poczytam w którymś parku. No i w końcu chcę pojechać na wyścigi na Służewiec, bo już czerwiec, a ja w tym sezonie nie byłam ani razu!  Plany książkowe są proste: czytać to, na co będzie ochota i tyle, ile będę chciała. Nic na siłę.

Podsumowanie miesiąca – luty 2013

Pióro i książka

Luty był dziwacznym miesiącem. Z jednej strony ostatni miesiąc pracy, z drugiej pełno spotkań, wyjazd do Wrocławia, masa różnych wydarzeń. Dużo dziwnych jazd nastrojowych, potężny dół też zaliczony. Właściwie to dobrze, że już ten miesiąc minął. Mimo że zakończył się tym samym pewien piękny etap mego życia.

W lutym przeczytałam 8 książek plus dwie kolejne po połowie, więc teoretycznie można przyjąć, że dziewięć 😉 Zaprezentowałam tylko jeden stos z nowymi nabytkami. Pod koniec lutego zakończył się 13 miesiąc bez kupienia książki. Jak widać, rok nie okazał się dla mnie datą graniczną, kompletnie mnie nie ciągnie do kupowania. Chwila, gdy mam ochotę kupić książkę pojawia się mniej więcej raz na 2-3 miesiące, jest krótka i mało intensywna.

W lutym przeczytałam:

– 3 książki do recenzji,

– 2 książki własne nierecenzyjne,

– 2 książki pożyczone,

– 1 książkę w ramach zlecenia roboczego.

W lutym na mej liście czytelniczej zdecydowanie rządzili mężczyźni! Aż 7 przeczytanych przeze mnie książek napisali panowie, a tylko 1 książka wyszła spod pióra kobiety. Za to idealnie zbalansowana była relacja autorów polskich i zagranicznych – przeczytałam po 4 książki z każdej z tych kategorii. 6 z tych książek już opisałam na blogu, 1 czeka na recenzję, a tej roboczej nie będę tutaj opisywać. Uważam to przełożenie za świetny wynik!

Średnia ocena przeczytanych książek była w lutym bardzo wysoka i wyniosła aż 4,9!  Jak jasno widać – czytałam bardzo dobre książki. W sumie przeczytałam 2332 strony, co daje średnio 292 strony na książkę, czyli o kilkadziesiąt mniej niż w styczniu. To wyjaśnia też, dlaczego suma przeczytanych stron jest mniejsza niż styczniowa, mimo tego, że przeczytałam niby o jedną książkę więcej.

Odkrycie miesiąca? Tutaj wybiło się ponad inne książki „W odbiciu” Jakuba Małeckiego. Pisałam o tej książce TUTAJ, wiec się nie powtarzam. Ale w tym miesiącu aż 5 książek otrzymało piątkową ocenę, to naprawdę spora liczba porównując do liczby przeczytanych w całym miesiącu książek 😉

Gniot miesiąca? Naprawdę nie mogę tym mianem określić żadnej przeczytanej przeze mnie w lutym książki. Jest to zwyczajnie niemożliwe w sytuacji, gdy najniższa wystawiona ocena to 4,5! Sama jestem w szoku, dawno nie było takiego miesiąca, czuję się wręcz nieswojo 😉

Luty był dalszym miesiącem zmian i adaptacji tematycznych. Były filmiki – okołoksiążkowe (jak ten czy ten), ale też taki lekko od czapy, związany z blogerami. Były notki okołoksiążkowe – o unikaniu myślenia i o zakładkach. Były też dwie relacje z wydarzeń – z debaty “Blogerzy i dziennikarze – czy powinny ich obowiązywać takie same zasady?” oraz szkolenia „PR i reklama w blogosferze”. Wiem, że nie wszystkim mym czytelnikom te zmiany się podobają, ale cóż, ten blog ma odzwierciedlać to, co dla mnie ważne i co mnie interesuje, więc nie przewiduję – nie wiem czy już na zawsze, czy na jakiś czas – powrotu do pisania tylko i wyłącznie recenzji. Blog to twór żywy, odzwierciedla to, co mi w duszy gra.

Plany na marzec? Nie ma takowych. Zbyt wiele się w mym życiu dzieje i zmienia, bym robiła jakiekolwiek plany. Oczywiście, będę czytać tyle, ile się da i na ile będę miała ochotę, ale poza tym nic innego nie zakładam.

©