Zderzenie dwóch światów („Północ i południe” – Elizabeth Gaskell)

przędzalnia milton gaskell

Młoda kobieta i młody mężczyzna. Prosta sprawa? Banał? Nie w momencie, gdy ściera się południe z północą!

Margaret Hale to piękna, dumna córka wielebnego. Dobra rodzina, nieco koneksji, wychowywana u bogatej ciotki, więc światowa kobieta. Szczęśliwie żyje z rodzicami w małym domku na wsi. Do czasu jednak…

Ojciec Margaret decyduje o odejściu z Kościoła, co całkowicie zmienia ich życia. Porzucają spokojne życie w urokliwym zakątku i przenoszą się do miasta na północy. Wstrętnej, głośnej, brudnej północy. Gdzie czeka na nich naprawdę wiele zmian, zostają wystawieni na różnorakie próby, Margaret w szczególności.

Jednak północ jest – o dziwo – również inspirująca. To właśnie tutaj rozwija się technika, są wprowadzane różnorakie nowinki, ludzie chcą się uczyć, rozwijać. To tutaj ma chociaż trochę mniejsze znaczenie to, z jakiej rodziny się wywodzisz, a większe to, co umiesz i co masz w głowie.

I właśnie w przemysłowym Milton Margaret spotyka Johna Thorntona, przemysłowca kierującego potężną przędzalnią. Do majątku doszedł właśnie dzięki wiedzy i umiejętnością, zachodzące zmiany bardzo sobie ceni, ciągle dąży do dalszego rozwoju. Panna Hale robi na nim  na początku wrażenie butnej, zarozumiałej kobiety zapatrzonej w swoją klasę, a ona sądzi, że John to nieznośny prostak i wyzyskiwacz. Długa droga przed nimi!

Jednakże rozgrywka tocząca się między tą dwójką to tylko czubek góry lodowej. Mamy tu podzieloną na dwie części Anglię, rozdartą między rolnicze, powolne, sielsko-anielskie południe a industrialną północ o narowistych manierach. Mamy tu też opowieść o skutkach industrializacji, ale przede wszystkim o ludziach, którzy w niej uczestniczą – o robotnikach.

Gaskell mocno skupiła sie na losach pracowników. To właśnie historia Bessy Higgins, która w młodym wieku umiera na chorobę, której nabawiła się w pracy, chwyta czytelnika za serce. A to tylko jeden z przykładów, które można mnożyć. Czuć, że autorka przejmowała się tym, co się dookoła niej dzieje i poprzez swoje powieści próbowała przekazać różnorakie przesłania, w tym również to, że pracodawcy są współodpowiedzialni za los pracowników. To w postaci Johna Thorntona skupiła swoją wizję tego, jaki powinien być światły, nowoczesny pracodawca. To zmiany w nim zachodzące miały być wskazówką dla innych przemysłowców, tych spoza kart powieści.

Zresztą autorka próbowała pokazać, że przy pewnej dozie dobrej woli porozumienie (lub wręcz przyjaźń, a przynajmniej wzajemny szacunek) z obu stron są możliwe. Przyjaźń Thorntona z obcesowym, ale mądrym pracownikiem jest przyczynkiem do wielu nadchodzących zmian.

Chociaż czasami trochę przegadana i w tej dobrej woli autorki trochę moralizatorska, to jest to jednak przurocza ramotka. Cudownie mi się ją czytało! Przeżywałam te wszystkie wzloty i upadki, a gdy Margaret wystąpiła w obronie Johna, to serce mi biło chyba tak samo szybko, jak jej 😉 Elizabeth Gaskell kolejną powieścią zdobyła kawałek mego serca, wyrasta na jedną z moich ulubionych autorek z epoki.

„Północ i południe” to kolejna świetnie napisana powieść tej autorki. Interesująca, wciągająca, przy okazji romansu ukazująca w ciekawy sposób sytuację panującą w dawnej Anglii. Serdecznie polecam!

Reklama

Zza kuchennych drzwi… („Dworek Longbourn” – Jo Baker)

dworek longbourn sluzaca

Dworek Longbourn. Miejsce dobrze znane wszystkim wielbicielom „Dumy i uprzedzenia”. Nic więc chyba dziwnego, że większość miłośników Jane Austen zechce wrócić do tego miejsca. Tylko po co?

Historia rozpoczyna się w tym samym momencie, co ta z literackiego pierwowzoru. Tylko tym razem nie śledzimy losów Lizzy i jej rodziny, oni właściwie są tłem tej opowieści. A skupia się ona na Sarze, pokojówce Bennetów. Dziewczyna właściwie wychowywała się w tym domu, od dzieciństwa pomagając pani Hill, gospodyni i kucharce. Jednak w Sarze tkwi pragnienie czegoś więcej, niż tylko cyklicznie urządzane pranie, pyszności zanoszone na stół państwa, czy też chodzenie z przesyłkami do miasteczka. Właściwie długo nie zdawała sobie z tego sprawy, a pragnienie to rozbudziło pojawienie się dwóch mężczyzn – tajemniczego Jamesa, nowego lokaja Bennetów oraz mulata, lokaja pana Bingleya.

Każdy z nich odgrywa rolę w życiu Sary, chociaż ona sama nie do końca jest na początku w stanie pojąć jaką. James ją irytuje, a jednocześnie intryguje, szczególnie, że jest to człowiek pełen tajemnic. Nie jest skłonny do chociażby uchylenia rąbka którejś z nich. A znowu Ptolemy wydaje się być zafascynowany Sarą, ona nim, ale jak jest naprawdę? A do tego pociąga ją wielki świat, wyzwolenie się od zamknięcia w domu Bennetów. Tylko na ile jest to możliwe dla służącej?

Cała akcja książki pełna jest nawiązań do wydarzeń z „Dumy i uprzedzenia”. Przeplatają się one ściśle z tym, co dzieje się w życiu służby, co zresztą zapewne nikogo nie zdziwi. Widzimy tu jednak inny obraz Bennetów i ich znajomych. Mamy okazję obserwować członków rodziny z zupełnie innej strony, niektóre aspekty, które autorka postanowiła umieścić w książce zapewne zaskoczą sporą część czytelników.

Jo Baker użyła zabiegu, który lubię, ale sprawiła, że „Dworek Longbourn” nie jest tylko odtworzeniem tej samej historii z innego punktu widzenia. Znajdziecie tutaj o wiele więcej. Bohaterowie żyją swoim życiem, marzą, pragną, mają swoje lęki i momenty zachwytu. Historia służby Longbourn nie jest zresztą zamknięta tylko w samym dworku, zaprowadzi nas dużo dalej i pokaże jak ściśle łączą się losy rodziny Bennetów z losami ich służby. Autorka bardzo fajnie to rozegrała, chociaż momentami miałam wrażenie, że trochę przesadziła z hm… „udziwnieniami” w życiu większości z nich. Trudno jest mi jednak ten zarzut sprecyzować bez zdradzania wątków fabularnych!

To, co podobało mi się w tej książce, to po pierwsze arcyciekawie ukazane funkcjonowanie domu zamożnej rodziny angielskiej tamtych lat, tego, jak wyglądał, każdy dzień i co oznaczał dla służby. A po drugie – tym, jak pobudza do refleksji na temat różnic i podobieństw losów mieszkańców Longbourn. I tych z salonu, i tych z kuchni.

Powieść Baker to oddzielna historia mocno inspirowana książką Austen. Dobrze odwzorowane (na ile mnie to oceniać!) realia tamtych lat, klimacik, który pozwala poczuć się w środku opowieści i bohaterowie do których czuje się sympatie – to cechy, kóre mi się podobały w tej powieści. I właśnie po to warto wrócić do Longbourn. Minusem jest to, o czym pisałam wyżej – swoiste „przekombinowanie” z tym, co autorka zafundowała losom praktycznie każdego ze służących. Każdy z nich ma coś nietypowego w swoim życiu, nie ma przeciętniaków. Jednak nie jest to coś, co mocno wpływa na wrażenia z lektury.

„Dworek Longbourn” spodoba się zapewne każdej romantycznej duszy oraz miłośnikom prozy Austen. Dla mnie była to miła lektura, dobra na zimowe wieczory.

dworek longbournWydawnictwo: Czwarta strona, 2014

Liczba stron: 384

©