
Premiera 8 października!
Po latach przerwy wracamy do kuzynek Kruszewskich. Odkurzamy cykl i do czytania! Piękne panie żyją nadal w Krakowie, spokojnie przeżywając dzień po dniu. Jak zawsze – jest tak tylko do czasu…
W pierwszej części książki – krótkiej powieści – w ich życiu pojawia się mapa, stara, ręcznie rysowana, interesująca jako ozdoba mieszkania. Jednakże na aukcji walczy o nią grupa osób, a jedna z nich rozpoznaje i pozdrawia alchemiczkę. Już to jest intrygujące, a gdy jakiś czas później reprezentantka tej grupy ponownie pojawia się na horyzoncie, to robi się tylko ciekawiej. Morderstwa, poszukiwanie wskazówek, ucieczki, a do tego tajemnicza wyspa, o której praktycznie nikt nic nie wie, błękitna róża i śmiertelna choroba trapiąca długowiecznych alchemików. Niezła miks, prawda?
Drugi utwór to opowiadanie, w którym bohaterki mają za zadanie zająć się dziewczyną, która… właśnie, nie jest jasne, która co! Straciła duszę? Została opętana? Jednego dnia normalna nastolatka, a drugiego bezwolne ciało, funkcjonujące w miarę sprawnie, ale jakby bez duszy. Zero kontaktu, zero reakcji na cokolwiek. A w jej historii przewijają się coraz częściej tajemnicze stare skrzypce. Jaki mają związek z tym, co spotkało dziewczynę?
I tu, i tu dzieje się – jak zwykle – mnóstwo akcji, a czytelnik błyskawicznie zostaje wciągnięty w jej wir. Dałam się wciągnąć, a po upływie kilku dni jestem w stanie na zimno spojrzeć na moje odczucia z lektury. Nie wiem, dlaczego autor zdecydował się – po wielu latach – wrócić do tego cyklu. Wiem tylko, jakie były moje wrażenia. A były one lekko mieszane.
Nadal jest Pilipiuk w Pilipiuku. Lekki styl, duża doza humoru, odjechane pomysły, sporo inspiracji historią i ten sam fajny klimat, który był w całym cyklu. Dobrze poczuć się, jak u znajomych z wizytą. Bardzo lubię ten cykl, jest moim ulubionym tego autora i od początku chciałabym, by był zdecydowanie dłuższy. Ale…
Ale mam wrażenie, że albo się autorowi czas kończył, albo cierpliwość do kuzynek. Co z tego, że pomysły fajne, jak wszystko poszło jakoś tak… za prosto, za szybko, za hollywoodzko? Szczególnie w powieściowej części przeszkadzała mi ta powierzchowność typu: problem? Masz rozwiązanie! Opowiadanie – paradoksalnie – wydawało mi się trochę lepiej rozwiązane fabularnie. Trochę mi szkoda.
Muszę więc napisać, że „Zaginiona” jest niestety według mnie słabsza od pierwszych trzech tomów. Ale to są nadal kuzynki – ich charakterki, ich poczucie humoru, ich szalone pomysły i brawurowe wprowadzanie tychże pomysłów w życie. Bo kto inny wpadłby na to, by zasypaną rzekę…, albo nie, czytajcie znami, nie zabiorę Wam radości odkrywania tych scen.
Jeżeli lubicie ten cykl, to sięgnijcie. Mimo lekkiego spadku formy, ciągle warto ponownie wpaść z wizytą do kuzynek Kruszewskich! A ja czekam teraz na coś nowego od Andrzeja, najchętniej pełnokrwistą powieść!
PS. Kompletnie nie rozumiem kierunku, w jakim FS idzie z okładkami. Od świetnych okładek, które były w stylistyce rozpoznawanej przez każdego fana tego wydawnictwa, po coś, co mogłoby stać na półce w dziale „harlekiny” i ginęłoby w tłumie. Dlaczego?! Zestawienie przygotował Korvo z bloga Zabookowany:
Wydawnictwo: Fabryka Słów, 2014
Oprawa: zintegrowana
Liczba stron: 352