„Księga Daji” – Tamora Pierce

pożar

Sandry, Tris, nadeszła pora i na część poświęconą Daji. To ona i jej moc związana z ogniem są bohaterami tej książki. Grupa uczniów i ich mistrzów wyrusza w podróż, która ma na celu sprawdzenie sytuacji w różnych regionach, gdzie panuje susza i szaleją pożary. W trakcie lekko przymusowego postoju Daja ma zajmować się zwykłą, monotonną pracą – wytwarzaniem gwoździ. Jednakże okazuje się, że jej moce jakoś się zmodyfikowały. Potrafi np. utkać z ognia sieć, która służy jej za lampę czy też wytworzyć z metalu roślinę, która czepie z ziemi cząstki metali, dzięki czemu rośnie, rozwija się, kwitnie. Roślina zachwyca Kupców z Dziesiątej Karawany, ludu, z którego pochodzi Daja. Problemem jest fakt, że jest ona w ich oczach wyrzutkiem, kimś niegodnym tego, by z nią rozmawiać. Jak więc negocjować zakup z kimś, kto nie istnieje? Przedmiot jest jednak tak kuszący, że musi się znaleźć sposób…

Kolejną sprawą jest poplątanie mocy czwórki przyjaciół. To, co ocaliło im swego czasu życie, nagle zaczyna sprawiać problemy. Każdy z nich przyswoił część mocy przyjaciół, tylko nie są w stanie nad nimi zapanować, a to stwarza zagrożenie dla nich samych i innych. Dlatego trzeba jakoś tę sytuację uporządkować, czym ma się zająć Sandry. Wymaga to jednak oddania dobrowolnie mocy, pozbycia się ich na jakiś czas. A kimże jest mag bez mocy?

Ta część ciekawa była dla mnie ze względu na dwie kwestie. Pierwszą było zetknięcie się Daji ze swoim ludem i to, co owo spotkanie zapoczątkowało, czyli wspomnienia związane z rodziną, przeszłym życiem, pragnienie ponownej przynależności do ludu Kupców. A z drugiej strony poczucie odrzucenia, niesprawiedliwości, osamotnienia. Tutaj pojawiła się też kwestia (nie)łamania obowiązujących od dawna tradycji, konfliktu na linii rozum-serce, sprawiedliwych osądów. To, co również mi się bardzo podobało, to końcówka książki – finałowe sceny w lesie i to, co one spowodowały, to bardzo fajna część tej powieści. Z wielką ciekawością czytałam o kolejnych demonstracjach tego, co potrafią młodzi magowie za pomocą swych czarów opartych o naturę. Ponownie będę się upierać, że autorka wybrała bardzo interesujący rodzaj czarów, unikatowy, może mało spektakularny, ale jakże naturalny i przekonujący.

„Krąg magii” to według mnie ciekawa alternatywa w zalewie prawie takich samych książek o młodocianych adeptach magii. Tutaj magia oparta jest o naturę, jest sporo spokojnej akcji, która koncentruje się na budowaniu więzi między bohaterami, na rozwoju ich umiejętności, odnajdywaniu swego miejsca w grupie, budowaniu poczucia przynależności. Bohaterowie rozwijają swe indywidualne zdolności, jednak bez problemu współpracują grupowo, nie rywalizując ze sobą, a wspierając się wzajemnie. Ich mistrzom udała się sztuka zbudowania grupy prawdziwych przyjaciół. A młodzi odnaleźli na nowo dom, który utracili.

Polubiłam ten szczególny świat oraz bohaterów tego cyklu. Dlatego bardzo jest mi szkoda, że do dzisiaj nie została wydana księga czwarta, ta skoncentrowana na Briarze. Czy jest jeszcze szansa, że uda się zamknąć cykl?

© 

księga dajiWydawnictwo: Initium, 2012

Oprawa: miękka

Liczba stron: 288

Moja ocena: 4,5/6

Ocena wciągnięcia: 4,5/6

Cykl „Krąg magii”:

1. „Księga Sandry”

2. „Księga Tris”

3.  „Księga Daji”


Reklama

„Złodziej miecza” – Peter Lerangis

zlodziej miecza peter lerangis

Wydawnictwo: Initium, 2012

Oprawa: twarda

Liczba stron: 174

Moja ocena: 4/6

Ocena wciągnięcia: 4/6

*****

„Złodziej miecza” to trzeci tom serii 39 wskazówek. Amy i Dan ruszają do Japonii, a poszukiwanie kolejnej wskazówki zawiedzie ich też do Korei. Yakuza, morderstwa, zamachy, porwania, do tego wszystkiego rodzeństwo chyba będzie się musiało w końcu przyzwyczaić, bo każdy z tomów pełen jest tak niebezpiecznych przygód.

Tym razem młodzi zostają wystrychnięci na dudka przez dwójkę swoich kuzynów, którzy w wyniku fortelu zajmują miejsca Amy i Dana w samolocie i odlatują do Japonii. Bohaterowie próbują znaleźć sposób na to, by również ruszyć w podróż oraz by odzyskać swoje rzeczy oraz uwolnić opiekunkę i kota. Ale przede wszystkim – kontynuować szukanie kolejnej wskazówki. Na ich drodze staje ponownie ich tajemniczy wuj – Alistair Oh. Mało tego, w pewnym momencie przyjdzie im podejmować decyzję, czy zaufać innym ze swych krewnych. A przecież rodzina do tej pory tylko ich oszukiwała, a motto wyścigu do wygranej to „nie ufaj nikomu!”. Jak postąpią bohaterowie?

Mimo tego, że każdy tom pisze inny autor, to jak na razie wychodzi im w miarę spójne dzieło. Wiem, że łatwiej jest, gdy każdy tom skupia się właściwie na nowej części przygody, ale jednak trzeba rozwinąć całą fabułę oraz zająć się dokładaniem cegiełek do rozbudowy i wiarygodności bohaterów. Po tych pierwszych trzech tomach wydaje mi się, że wychodzi to całkiem zgrabnie.

Jedyne, co mnie powoli, ale jednak coraz bardziej denerwuje, to fakt, że tak szybko i łatwo przychodzi rodzeństwu wydostawanie się ze wszystkich niebezpieczeństw i rozwiązywanie wszystkich zagadek. Najwięksi szczęściarze i geniusze wśród młodych osób 😉 Przydałoby się trochę uwiarygodnić ich przygody, a przez to całość zyskałaby na głębi, teraz sprawia wrażenie przyjemnej, ale powierzchownej rozrywki. Wiem, że to książka kierowana do bardzo młodych czytelników, ale też nie chodzi mi o stworzenie bardzo trudnego dzieła, tylko o dorzucenie większej dozy realizmu do tej wariackiej opowieści.

Mimo powyższych zarzutów, jestem bardzo ciekawa tego, gdzie autorzy zawiodą dwójkę młodych bohaterów w następnych książkach i jakie przygody im zafundują. Ciekawi mnie też, kto został zaproszony do tworzenia dalszych książek z tej serii. Lubię takie oderwanie się od rzeczywistości i powrót do czasów, gdy świat wyglądał zupełnie inaczej. Sięgnę więc po kolejne książki, a młodych czytelników zaproszę też do gry, która zapewne jest miłym uzupełnieniem tej książkowej przygody.

Tom 1 – „Labirynt kości”

Tom 2 – „Fałszywa nuta”

© 

„Fałszywa nuta” – Gordon Korman

Wydawnictwo: Initium, 2012

Oprawa: twarda

Liczba stron: 192

Moja ocena: 4,5/6

Ocena wciągnięcia: 5/6

Seria „39 wskazówek”:

Tom 1 – „Labirynt kości”

*****

Pamiętacie Amy i Dana z „Labiryntu kości”? To szalone rodzeństwo ciągle jest w grze o zajęcie pierwszego miejsca w wyścigu o największą na świecie władzę i majątek! Zastajemy ich w słynnym pociągu Orient Express, którym zmierzają do Wiednia, gdzie próbują dojść do tego, co łączyło Beniamina Franklina z Wolfgangiem Amadeuszem Mozartem. To Ci dopiero zagadka, prawda? A to wszystko dlatego, że szukają drugiej wskazówki, która da im szansę na pozostanie liderami wyścigu.

Mimo, że autor się zmienił, to akcja nadal goni akcję, bez przerwy coś się dzieje. Razem z dwójką nastolatków mamy okazję pozwiedzać Austrię, a następnie trafiamy do Wenecji. Kroczymy mrocznymi korytarzami katakumb, odkrywamy główną kwaterę konkurencyjnego odłamu rodziny, pływamy motorówkami, ścigamy się z czasem i przeciwnikami, uciekamy przed konkurentami oraz… próbujemy namówić kota, by w końcu coś zjadł 😉 Ich konkurenci nadal depczą im po piętach i próbują wyeliminować rodzeństwo z gry.

Oczywiście, zmiana autora spowodowała też pewną zmianę stylu, ale nie mogę narzekać, różnica nie jest duża. Dzieciaki nadal bywają tak samo nieznośne, ich opiekunka ciągle tak samo wierna, a kot niechętny żarciu z puszki. Całość jest spójną kontynuacją pierwszego tomu. Ciekawe, jak się spiszą kolejni autorzy!

Jest to nadal bardzo fajna przygodówka dla dzieci i młodszej młodzieży. Oczwyiście, zbyt wiele tu pozytywnych zbiegów okoliczności, wszystko zawsze kończy się dobrze, ale przecież nie wymagamy chyba czegoś innego dla rozrywkowej książki skierowanej do takiej grupy docelowej? Ja przynajmniej nie wymagam. Bardzo trudno opisuje mi się kolejne tomy jakiejś serii, bo wiem, że można łatwo wygadać jakieś istotne dla fabuły szczegóły, w związku z tym nie zamierzam się rozpisywać, tylko napiszę, że książka sprawiła mi frajdę i z chęcią zapoznam się z pozostałymi tomami tej serii. © Agnieszka Tatera

„Labirynt kości” – Rick Riordan

Wydawnictwo: Initium, 2012

Oprawa: twarda

Liczba stron: 232

Moja ocena: 5/6

Ocena wciągnięcia: 5,5/6

******

Jakiś czas temu, gdy dostałam ofertę przeczytania tej książki, mą uwagę przykuło głównie nazwisko autora. Bo przecież Riordan znany jest ze świetnego cyklu, a tu pojawia się coś nowego! Dopiero potem odkryłam serkrety tej serii…

39 wskazówek to seria dziesięciu książek przepełnionych akcją i humorem. Szkic oraz fabuła cyklu zostały nakreślone przez Ricka Riordana, który jest autorem pierwszego tomu.

39 wskazówek to jednak nie tylko doskonała książkowa przygoda, ale również gra on-line, która pozwoli każdemu uczestnikowi stać się członkiem rodziny Cahillów i rywalizować o wspaniałe nagrody.

Trochę szkoda, że napisał on tylko pierwszy tom, ale może właśnie dzięki temu będę miała okazję poznać lepiej twórczość kolejnych dziewięciu pisarzy?

Ten tom – jak można sie spodziewać – to dopiero preludium do całej serii. Poznajemy rodzeństwo – Amy i Dana, nastolatków, którzy osieroceni przez rodziców, są pod opieką ciotecznej babci, dla której to tylko nieznośny obowiązek. A to z kolei oznacza, że młodzi bohaterowie mieszkają sami, a opiekują się nimi tylko wynajęte nianie, bo Beatrice mieszka zupełnie gdzie indziej. A przecież oni mają tylko czternaście i jedenaście lat, potrzebują wzorów, ciepła, serca, przytulania! To wszystko gwarantowała im – przynajmniej w weekendy – ukochana babcia Grace, która niestety zmarła i zostawiła ich pogrążonych w smutku.

Jakby tego wszystkiego było mało, nagle – na pogrzebie babci – dowiadują się (razem z innymi członkami tej rozrośniętej rodziny), że należą do najbardziej wpływowego rodu świata i że staje przed nimi szansa, by brać udział w rozgrywce, która może doprowadzić wygrywającą osobę do zostania najważniejszym człowiekiem świata i do wielkiej tajemnicy. Jednakże do wygranej prowadzi 39 wskazówek i walka z konkurencyjnymi grupami szukającymi rozwiązania. Amy i Dan – mimo młodego wieku, braku środków finansowych i pomocy starszych – decydują się na udział w rozgrywce. I tak trafiają do śmiertelnie niebezpiecznej gry pełnej pułapek…

Rick Riordan wie, jak przykuć uwagę czytelnika i jak wzbudzić sympatię lub antypatię do bohaterów jego książek. Od pierwszych stron wciągnęła mnie ta książka, która przecież jest przygodówką dla dzieci i młodszej młodzieży! A może jest we mnie jeszcze ciągle bardzo dużo z dziecka? Bardzo mi się podobał pierwszy tom tej serii, ciekawa jestem, jak ją rozwiną pozostali autorzy.

Owszem, odrobinę denerwował mnie fakt, że momentami bohaterom zdarzało się wyjść z opresji jakby bez wysiłku, znajdować ślady od tak, czy uzyskiwać pomoc od ręki. To trochę zmniejszyło dla mnie wiarygodność ich przygód. Wolałabym książkę dłuższą, a bardziej rozwiniętą. Ale generalnie czytało mi się ją wyśmienicie, wręcz z wypiekami na twarzy 🙂 Nie było zresztą innej opcji, przecież to dobrze napisana opowieść o dwojgu biednych dzieci, walczących o triumf dobra nad złem, wspierających siebie i innych, ceniących bliskość i honor. Pokrywa się ona z moją wizją dobrej książki dla tej grupy docelowej, gdzie obok ciekawej akcji, można też znaleźć wplecione w akcję nawiązania do wartości, które powinny zostać wpojone w młode głowy.

Dla młodych czytelników tej książki gratką będzie zapewne również fakt, że oprócz czytania książek w tej serii, można także zagrać w grę internetową online, którą polscy czytelnicy mogą znaleźć pod tym linkiem. Jest to dla mnie dobry przykład tego, jak można czynić książki atrakcyjniejszymi dla dzisiejszej młodzieży. Sama miałabym ochotę zagrać, gdyby nie fakt, że mijam się z grupą docelową o pewnie ze 20 lat 😀

Jeżeli szukacie dobrej przygodówki dla swoich dzieci, lub jeżeli sami macie w sobie dużo z dziecka, to ta książka może być dla Was dobrym wyborem! © Agnieszka Tatera

„Zapomniałam, że Cię kocham” Gabrielle Zevin

Wydawnictwo: Initium, 2011

Oprawa: miękka

Liczba stron: 264

Moja ocena: 4,5/6

Ocena wciągnięcia: 4/6

*****

Protected by Copyscape Duplicate Content Detection Software

Naomi Porter spada ze schodów i traci… cztery lata. Nie pamięta praktycznie nic, co działo się odkąd miała dwanaście lat z hakiem. Wyobraźcie to sobie – utrata czterech lat musi być straszna, szczególnie w takim wieku. Bo przecież to czas, w którym tak naprawdę kształtuje się nasza osobowość, odbywa się powolna transformacja z dziecka, przez zbuntowanego nastolatka do – gdzieś tam na horyzoncie – młodego dorosłego. Tak wiele się dzieje. I nagle to tracisz, bach i nie ma czterech lat w Twoim życiorysie. Nie pamiętasz, że mieszkasz tylko z ojcem, nie pamiętasz, że matka założyła nową rodzinę, nie wiesz, że masz chłopaka i nie rozumiesz dlaczego kochasz tworzenie księgi pamiątkowej. Tak wiele niewiadomych, tak dużo do nauczenia się, do poznania.

Naomi podchodzi do sprawy utraty części wspomnień z nastawieniem detektywa. Bada, sprawdza, poszukuje, stara się zrozumieć. Ale jakoś powoli wyłaniający się obraz nie znajduje jej akceptacji. Czy to ona liczy kalorie po każdym posiłku? Czy to ona chodzi z Ace’m dlatego, że jest popularny i przystojny? Czy to ona jest wrzodem na tyłku w stosunku do planów życiowych jej rodziców? Dziewczyna tego nie ogarnia do końca, więc znajduje sobie substytut, znak, że buduje swoje życie – zrywa z Ace’m i wiąże się z Jamesem, który to znalazł ją po wypadku, w którym straciła pamięć.

Jest też jej najlepszy długoletni przyjaciel – Will. Opiekuje sie dziewczyną, stara się jej pomóc w adaptacji, przygotowuje dla niej składanki piosenek z różnych okazji, kryje ją przed ojcem, pomaga w różnoraki sposób. Jednak Naomi jest coraz bardziej zafascynowana Jamesem, a Will… nie jest jej już tak potrzebny, tak, jakby o nim zapominała. James jest fascynujący, destrukcyjny, trzeba się nim zajmować. Czy Naomi zdoła się obudzić zanim będzie za późno?

Pierwsza książka tej autorki – „Gdzie indziej” – bardzo mi się podobało, świetny koncept, dobre wykonanie, ciekawa lektura. Dlatego z taką niecierpliwością czekałam na kolejną jej książkę. A ta sprawiła mi niespodziankę – pomysł jest zupełnie inny. „Zapomniałam, że Cie kocham” to podane w lekkim stosie studium rekonstruowania swej tożsamości, samookreślania się. I to wyszło autorce dobrze, szczególnie jeżeli bierzemy pod uwagę fakt, że książka jest tak naprawdę głównie kierowana do nastolatków. Jednakże miałam niejasne wrażenie, że „zbudowanie” siebie od nowa przyszło Naomi całkiem szybko i mało boleśnie, że wszystko skończyło się właściwie słodko. No, ale to jedyne czego się czepiam 🙂 Generalnie czytało mi się ją dobrze i jestem bardzo ciekawa co też autorka wymyśli w przyszłości, bo te dwie książki, które czytałam, robią apetyt na więcej. © Agnieszka Tatera

PS. Jednak o wiele bardziej trafny według mnie jest oryginalny tytuł „Memoirs of a Teenage Amnesiac”. No, ale jest też mniej wpadający w ucho i pamięć 🙂