
Premiera 13 listopada!
Ilu z Was przeżyło utratę kogoś bliskiego? Ilu przechodziło przez to piekło nicości, gdy wydaje się, że to już koniec, nie ma po co żyć? Ten szok, niewiara, negowanie, ból. Ta utrata sensu. Ten powolny proces swoistego zdrowienia, łączenia się na nowo z codziennymi potrzebami i czynnościami, powrotu do „trzeba kupić jajka i zapłacić za prąd”.
A znacie ból zdrady? Moment, w którym zdajesz sobie sprawę, że żyjesz w świecie ułudy. Gdy coś, co bierzesz za pewnik, okazuje się być iluzją. Gdy misternie budowany świat nagle się rozpada. A przecież miało być „na zawsze”, „aż po grób”, „dopóki śmierć nas nie rozłączy”. Gdy okazuje się, że osoba, której ufaliśmy, oszukiwała nas, planując to wszystko ostrożnie, tworząc schematy działania, listy wymówek czy wręcz specjalne pismo, niemożliwe do odczytania przez nikogo, poza dwójką wtajemniczonych. Jak to musi boleć! Ale jakim jest też przyczynkiem do refleksji na swój własny temat! Na ile jest to wina każdej z zaangażowanych osób, co robiliśmy źle, co poszło nie tak…?
Takie kombo bólu spadło na Wandę, która straciła męża. Straciła go podwójnie – jego samego i dobre wspomnienia na jego temat. Okazało się, że Paweł przez długi czas przed wypadkiem, w którym zginął, zdradzał Wandę z młodszą kobietą. Wanda odkrywa tę nową rzeczywistość powoli, ewaluując od bólu utraty ukochanego, poprzez uświadomienie sobie tego, że była zdradzaną żoną, aż po zrozumienie całej tej sytuacji i swojej w niej roli. Droga krzyżowa, droga bólu, droga oczyszczenia.
Wanda, oszalała z bólu, przyjeżdża do nadmorskiej miejscowości, gdzie wynajmuje pokój w pensjonacie naprzeciwko innego. I gdzie z okien swojego pokoju obserwuje okna innego pokoju. Tego, w którym zamieszkała Marianna.
Amnezja. Brzmi niepokojąco, prawda? Strata pamięci to tak de facto w pewien sposób utrata życia. Trzeba się uczyć wszystkiego od nowa. Odnajdywać się w społeczeństwie, w rodzinie, rytuałach, języku, kulturze, religii, związkach międzyludzkich, we wszystkim. Nauczyć się, że jak ktoś spojrzy tak, to jest zły, a jak inaczej, to się z czegoś cieszy. Że woda padająca na gorący olej to nie jest dobry pomysł. Że trzeba karmić rybki, bo inaczej umrą. I cały czas niepewność, strach przed zrobieniem czegoś nie tak, niemożność poczucia się komfortowo. O czym jeszcze nie pamiętam? Czego nie rozumiem? Utrata samej siebie.
Piekło niepamięci (chociaż może jednak błogosławieństwo?) dotknęło właśnie Mariannę. Dziewczyna brała udział w tym samym wypadku, w którym zginął Paweł. I od tego momentu nie pamięta nic z przeszłości. Kim był dla niej Paweł? Kim była ona? Jakie życie wiodła? Co było dla niej ważne? Kogo kochała? Tak wiele pytań i nikogo, kto może jej pomóc. No, raz w tygodniu pojawia się Marek, jej narzeczony, który odpowiada jej na pytania, skrzętnie w trakcie tygodnia notowane na kartce. Marek, jej drogowskaz, jej informacja życiowa. Jednak pewnego dnia Marek znika, za to w życiu Marianny pojawia się Wanda…
„Kurort Amnezja” to książka, która daje po uczuciach. Bardzo mocna, angażująca czytelnika, wciągająca w bagienko tych wszystkich kotłujących się tam emocji. Dwie kobiety, dwa życia, które połączył mężczyzna. Których losy splatają się w naprawdę dziwny, trudny sposób. Małe miasteczko, które latem jest wesołym lunaparkiem dla turystów, a zimą zamienia się w nieprzyjazną obcym osadę, w której każdy krok jest obserowany i osądzany. Ludzie – zamknięci, niechętni, nieprzyjemni. Wiatr, mróz, szalejące morze. Lodowata atmosfera i jednocześnie wulkan odczuć.
Ta książka to mocno emocjonalne przejście przez wszystkie etapy żałoby, poczucia utraty, a jednocześnie powieść z wątkiem kryminalnym. Taka kombinacja wyszła Annie Fryczkowskiej całkiem zgrabnie. Wątki się przenikają, jeden pomaga w wyjaśnianiu drugiego. Wątek kryminalny jednak był dla mnie tylko dodatkiem, pomagającym rozwinąć wątek główny. Jedynie końcówka nie dorosła do oczekiwań, jakie miałam po lekturze większości tekstu. Jednak sama do końca nie wiem dlaczego mam wrazenie, że jest ciut gorsza od całości. Tak, jak nie lubię tego robić – bo jestem konkretna baba, zdroworozsądkowa i za argumentowaniem wszystkiego – tak muszę napisać tylko tyle: siadło mi napięcie, mam wrażenie, że mogło być lepiej. Co nie zmienia faktu, że „Kurort Amnezja” to bardzo dobra książka i chciałabym widzieć więcej takich dopracowanych i bardzo dobrze skonstruowanych pod względem psychologii postaci powieści w tzw. literaturze kobiecej!
Polecam nową książkę Anny Fryczkowskiej, a sama rozglądam się za poprzednimi, bo teraz mam mocną motywację, by nadrobić zaległości!
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Oprawa: miękka
Liczba stron: 424
O widzisz, to nadrabiaj koniecznie 🙂 Bardzo mi się podobała „Starsza pani wnika”, a „Kobieta bez twarzy” podpadła mi tylko jedną sceną (dlatego lubię jak blogerzy ostrzegają wegetarian, tu nikt nie ostrzegł..;-( ), ale tak poza tym obie na plus 🙂
Zachęciłaś mnie bardzo Agnieszko. Nie czytałam książek Fryczkowskiej, na bakier jestem z literaturą kobiecą, może dlatego bardzo cenię dobrze napisane, oryginalne, interesujące książkowe przedstawicielki gatunku. Jak tylko wpadnie mi w oko to nazwisko – przeczytam na pewno. Pozdrawiam ciepło 🙂
Kasia Sawicka – tylko zdobędę i czytam 🙂 O „Starsza pani wnika” słyszałam wiele, ale jeszcze więcej chyba o „Kobiecie bez twarzy”, same zachwyty były! Mówisz, że scena nie dla wegetarian była? :> No nic, zobaczymy!
Okiemwariata – cieszę się, że zachęciłam! Ja jeszcze niezbyt jej książki znam, ale będę meldować, jak przeczytam inne. Z tego gatunku lubię też książki Małgosi Wardy, chociaż tu im późniejsze tym lepsze 🙂 Zależy też, czego byś poszukiwała, bo ta tzw. literatura kobieca też nie jest jednorodna i tylko pod znakiem rozlewiska 😀
Anna Fryczkowska należy do moich ulubionych autorów. Potrafi wywołać najprawdziwsze emocje, jest mrocznie, zaskakująco. Obok tej autorki nie można przejść obojętnie 😛
Nie spodziewałam się, że to taka emocjonalna bomba. Szkoda tylko, że zakończenie nie jest równie dobre – lubię, gdy końcówki pozostawiają mnie z takim ,,wow, co to było?!”.
Pieguska – o widzisz, a ja dopiero przeczytałam drugą jej książkę, pierwszą była „Trafiona, zatopiona”, wieki temu. Ale zdecydowanie nie była to książka ostatnia :> Podobało mi się i chcę więcej 🙂
Natalia Lena – no, mnie mocno ruszyła, ale ja bez problemu potrafiłam się wczuć w jedną i drugą bohaterkę, więc dawało po uczuciach 😉 A co do końcówki – żeby była jasność, jest dobra, ja tylko podświadomie oczekiwałam więcej.
Przeżyłam i jedno, i drugie, więc książka może mnie lekko zdołować. Niemniej jednak mam na nią ogromną ochotę i pewnie przeczytam:)
Kolejna autorka, o której czytałam wiele dobrych rzeczy, i której pewnie nigdy nie poznam, bo tyle tych czekajacych na odkrycie pisarek i pisarzy jest..:-)
Gosia B – oj, przykro mi! To może wpisz sobie na listę „na kiedyś”? Książka jest bardzo dobra, warto przeczytać, ale przecież nie musi być teraz.
Brigandess – oj, ale warto! Dobrych warto poznawać 😀 Jeżeli będziesz chciała listę pisarek, na których nie zmarnujesz cennego czasu, to służę 🙂
Jeszcze nie słyszałam o tej autorce, ale widzę, że warto się z nią zaznajomić – tym bardziej, że dawno nie miałam do czynienia z taką lekturą 🙂 Przyda się dobry kopniak, jako powrót na łono literatury kobiecej 😀
Monika – wracaj, wracaj, bo i tu znajdą się naprawdę sensowne powieści. Ostatnio – razem z gronem znajomych – czytujemy ich trochę więcej, więc mogę to już zupełnie świadomie stwierdzić 😉 I jakby co – mogę polecić kilka nazwisk 🙂
Oczarowałaś mnie tą książką- muszę, po prostu muszę ją przeczytać 🙂
Pozdrawiam