Tak jakiś czas temu zakrzyknęła redakcja Magazynu Książki. I blogerzy przybyli, i to całkiem tłumnie! Prawie wszyscy napisali już też swoje relacje, więc czuję się zwolniona z obowiązku szczegółowego opisywania całego dnia, zrobię raczej spis zachwytów, kotłujących się emocji, zaskoczeń i tęsknot.
Po pierwsze – radość, że w końcu ktoś zauważył istnienie blogerów książkowych. Wróć, ktoś oprócz wydawnictw, oczywiście. No i że zostaliśmy zauważeni jako pozytywne zjawisko, a nie zagrożenie / negatyw. Dla mnie to był pierwszy ważny krok na drodze do akceptacji istnienia blogerów książkowych przez tzw. „stare media” czy też „media tradycyjne”. Uważam, że to krok bardzo słuszny i świetnie, że medium, które się odważyło na jego podjęcie, jest akurat Magazyn Książki.

Po drugie – czysta przyjemność ze spotkania tej grupy. Część blogerów znałam już prawie jak łyse konie, część znałam troszkę ze spotkań, ale bardziej z rzeczywistości wirtualnej, część tylko z bywania na ich blogach, a nieliczne osoby były dla mnie zupełnie nowe. I to był taki cudny miks! Oczywiście, że nie porozmawiałam ze wszystkimi, zbyt mało na to było przerw. Ale i tak mam poczucie, że spotkanie z tymi ludźmi wniosło do mego życia masę radości, pozytywnej motywacji i inspiracji. I coraz bardziej mi się marzy, by wszyscy blogerzy zamieszkali w Warszawie, byśmy mogli spotykać się chociaż raz w miesiącu na piwo 😉

Po trzecie – redakcja Książek. Redaktor Paweł Goźliński poczarował publiczność, zaprezentował historię magazynu, jego stan obecny i plany na przyszłość. Uśmiechnięty, sprawiał wrażenie otwartego. Wspierał go Juliusz Kurkiewicz, którego wszyscy pewnie kojarzą z recenzji i wywiadów. Najmniej aktywnie zaprezentował się Łukasz Grzymisławski. Panowie zrobili na scenie wrażenie całkiem fajne, aż szkoda, że niezbyt mieliśmy okazję pointegrować się również w przerwach, bo zapewne można byłoby odbyć wiele ciekawych dyskusji. Zarówno z nimi, jak i z resztą redakcji, której przedstawiciele przemykali również z tyłu sali.

Po czwarte – goście. Ignacy Karpowicz udzielił wywiadu panom redaktorom (oraz publiczności), głównie opowiadając o najnowszej książce – „Sońce”. Jednak w kuluarach można było go również wypytać o ulubione polskie pisarki, o literaturę kobiecą i wymienić opinie a propos AłtorKasi. Jednak największe show zrobił Mariusz Szczygieł, który opowiadał o uwodzeniu czytelnika. On to zdecydowanie potrafi! I to nie tylko uwodzić czytelników, ale i słuchaczy. Wystąpienie się przedłużyło, a i tak publika siedziała jak zaklęta, słuchając i wpatrując się w mówcę. A ileż pięknych anegdotek można było posłuchać, celnych puent, ciekawych określeń. Od soboty np. funkcjonuje w mym słowniku określenie „literatura wypoczynkowa”, a i chyba na wieki zapamiętam (skorygujcie, bo nie zapisałam, a chciałabym zapamiętać!): „Pisanie? Nie tak łatwo ludziom czas zajmować!”. Z wielką chęcią posłuchałabym dalej, niestety nadszedł w końcu moment, gdy Pan Mariusz musiał nas opuścić.

Po piąte – integracja przy piwie / kawie / lemoniadzie / soku. I tu już raczej nie muszę nic pisać.
Po szóste – wisienka na torcie, szczęście nie do końca planowane, czyli dołączenie do nas Elżbiety Cherezińskiej, która była tak miła, że po swoim spotkaniu autorskim dołączyła do nas, by wypić z nami piwo, porozmawiać i zrobić przecudne wrażenie na wszystkich blogerkach. Ma talent do snucia opowieści nie tylko na papierze, to taki typu osoby, który dawniej stałby koło ogniska, a całe plemię siedziałoby dookoła i słuchało historii o dalekich krainach, groźnych potworach i niesamowitych przygodach dzielnych wojowników. Przecudowna osoba, uwielbiam ją!
Powiedzcie sami, czy to nie była fantastyczna sobota? Całą niedzielę byłam pod wpływem tych kilku godzin, nawet jeszcze w poniedziałek snułam się dookoła ze wspomnieniami kłębiącymi się w głowie. Oj, zrobiono nam dobrze tym spotkaniem, teraz będzie nam tęskno do takich rarytasów!

EDYCJA:
Od dzisiaj można obejrzeć także bardzo fajny film ze spotkania, zobaczcie sami!
Cieszę się, że spotkanie było tak udane. Chodzą słuchy, że się blogerzy po kątach chowali i nie odzywali, bo oni to tylko pisać, a nie mówić potrafią, ale ja im nie wierzę 🙂 To taka kokieteria zapewne 🙂 Niemniej jednak słyszałam również, że na Ciebie można było liczyć jako na osobę, która rozkręca nastrój 😉 W sobotę siedziałam i warczałam na ludzi, bo zła byłam, że nie mogłam się do Warszawy wyrwać, jednak dostałam od Eli Zdanowskiej delikatną sugestię, że impreza nie jest wcale ostatnia, więc jestem dobrej myśli 🙂
Pozdrawiam,
Ania
Ucieszyłaś mnie tą delikatną sugestią. 🙂
A co, na spotkaniu nie mówili, że będą w przyszłości podobne organizować?
Zielono w głowie – było, oj było 🙂 Fakt, część grupy troszkę spokojniejsza była, ale chyba nikt się nie chował po kątach 😀 Myślę, że to też kwestia przyzwyczajenia. Jeżeli dla kogoś było to pierwsze tego typu spotkanie, to naturalnym jest, że może być ciut bardziej milczący, niż normalnie 😀 Kwestia wprawy 😀
Hahaha, mam nadzieję, że co do tego rozkręcania, to na pozytywnie 😉
Bardzo się cieszę, że jest szansa na powtórki i bardzo na nie liczę! Więc mam nadzieję – do zobaczenia w przyszłości! Pozdrawiam! 🙂
To były przerwy na bro?? Gdybym wiedział, to bym przyjechał 😛 A tak serio, to fajnie, że dobrze się bawiliście 🙂
O matko, tą Cherezińską to mi naprawdę klina zabiłaś. Co za pech, że nie mogłam przyjechać! Chyba się zapłaczę
Bazyl – hehehe, przerwy były na kawę, ciacho, obiad, kawę, robienie fot na ściance etc 😉 A browar był po spotkaniu 🙂 Ja ciągle i niezmiennie mam nadzieję, że przyjedziecie w końcu do W-wy :>
Joly_fh – nooo, to był cudy zbieg okoliczności, że się daty pokryły i można było to połączyć 😀 Ja też żałuję, że Cię z nami nie było!
Na razie zbieram siły i finanse na Kraków. Jeszcze nie wiem czy całą paczką, przetrzebioną (Szymon woli dzień spędzić u babci), czy sam, ale mam zamiar być. Czynnikiem mocno motywującym będzie obecność Marty i nieobecność kamer (przynajmniej taką mam nadzieję) 🙂
Uuuu, szkoda, to się nie zobaczymy! Zbieraj na W-wę w przyszłym roku 😉
Nie będzie Cię w Krakowie? Czemuż?
Ciekawa jestem, jak wygląda siedziba Agory od środka:).
Byłam na sobotnik spotkaniu Elżbiety Cherezińskiej.:) malutko ludzi bylo…:(:(
Elenoir – całkiem fajnie wg mnie 🙂 Na przykład:
http://tiny.pl/q6lvp
http://tiny.pl/q6lvl
http://tiny.pl/q6lv4
http://tiny.pl/q6lvk
Ala – mówisz? Ale ważne, że autorka była zadowolona 🙂
Rzeczywiście nieźle:).
czytam te wszystkie relacje i normalnie się zaraz rozpłaczę z żalu,że mi nie po drodze było 😦 Ech…fajnie macie w tej Warszawie,że się tak potraficie zintegrować. Wrocław pod tym względem jest niereformowalny 😦
AłtorKasia, chodzi o Katarzynę M.? 😉
Cherezińska to już była pełnia szczęścia 🙂
ps. Po dobrej stronie Szczygła siedziałaś ;))
Mag – płacz, płacz, bo warto było! 😛 A co do W-wy – nie mamy tak fajnie, „normalne” spotkania tak nie wyglądają :p Jak jest 5 osób, to tłum. Udają się tylko „przy okazji” – targów czy takich spotkań, jak to.
Gosia Oczko – tiaaa, o nią samą 🙂 Jak widać – nick przyjął się szeroko 😉 O tak, spotkanie z Elą, to naprawdę była pełnia szczęścia! ❤
PS. Podświadomość pokierowała mym tyłkiem 😀
Nieustająco i chorobliwie zazdraszczam 😦
Izusr – i słusznie! :>
Filmik już widziałam i bardzo mi się spodobał. Blogerzy książkowi mają głos. Byłam już na spotkaniu ze Szczygłem i Karpowiczem w tym roku, ale nie poznałam tylu ciekawych miłośników książek… No i zazdroszczę możliwości porozmawiania z E. Cherezińską.