Cenzorowanie blogosfery?


cenzura blogosfery

Mam zagwozdkę. Blogerka – Post Meridiem – napisała recenzję. Bardzo mocno wychwaliła książkę, na koniec jednak zwróciła uwagę na byki, które przepuściła redakcja. Zrobiła zdjęcia przykładom i napisała, że przykro jej, że wydawnictwo nie zapewniło rzetelnego wydania tak dobrego debiutu.

Za jakiś czas wydawnictwo przysłało jej wiadomość, że godzi w ich dobre imię, ma usunąć recenzję, bo inaczej podejmą kroki prawne, sąd i te sprawy. Dziewczyna – szkoda! – przestraszyła się i recenzję usunęła.

Jednak w Internecie nic nie ginie, kopię recenzji znajdziecie TUTAJ.

TUTAJ jest informacja ze strony blogerki, a TUTAJ wywiad z osobą z wydawnictwa.

Reakcja blogerki na to, co się wydarzyło – TUTAJ. Informacja na portalu ksiazka.net – TUTAJ. Informacja o stronie prawnej sytuacji – TUTAJ.

Edit: Głos w tej sprawie przed momentem zabrał też Paweł Opydo. I nie był taki delikatny, jak my tutaj 😉

Ja uważam, że firma strzeliła sobie w stopę. Wizerunkowo ruch był kiepski. Dziewczyna zwróciła uwagę na błędy w tekście, czyli na zaniedbanie ze strony firmy. A firma robi awanturę, że narusza jej dobre imię. Jakie dobre imię? Niby blogerka nadinterpretuje ich działania jako chęć szkodzenia autorowi, a a propos byków z ich strony ni słowa…

Grożenie drogą prawną jest również słabiutkie. Nie jestem w stanie pojąć, co chcieli przez to osiągnąć, przecież jasne było od samego początku, że sprawa się rozniesie i to raczej nie w sposób pozytywny dla firmy. A wystarczyło napisać zwykłego maila, porozmawiać, wyłożyć swój punkt widzenia i zapytać, co możemy z taką sytuacją razem zrobić. Jak już koniecznie chcieli reagować, bo nie do końca widzę potrzebę. No i przede wszystkim – przy jakiejkolwiek reakcji, tak czy siak, należało przeprosić za buble redakcyjne…

Przeczytajcie te informacje i napiszcie, co Wy sądzicie na ten temat!

EDYCJA

Sprawa obiła się o blogi książkowe, nieksiążkowe, portale różnego typu, Antyweb, Na Temat, a ponoć zainteresowała się nią i Gazeta Wyborcza. Czyli mocno poszło w świat, czego pewnie nie spodziewali się pracownicy firmy wysyłając tego maila…

Przed momentem otrzymałam mail od sekretarz redakcji z ich oświadczeniem w tej sprawie. Oto on:

NRNie powiem, bym została tym pismem przekonana :> Jednakże dobrze, że reakcja w ogóle jest, bo zaczynałam myśleć, że jej w ogóle nie będzie.

Może teraz część firm nauczy się, żeby rozmawiać z ludźmi, a nie zaraz wystawiać działa? I że działanie w emocjach, na gorąco i bez zastanowienia się nad rezultatami nie jest najlepszą strategią? Jak sądzicie?

I kolejna edycja 😉

Krótko po reakcji wydawnictwa nastąpił reakcja na reakcję, czyli do pisma ustosunkował się Paweł Opydo na Zombie Samurai.

Koniec końców sprawa wpadła i do głównych mediów – napisała o niej Gazeta Wyborcza.

38 myśli w temacie “Cenzorowanie blogosfery?

    1. Nie bądź taka skromna Moniko 😉 Chodzi o książkę pt. „Zarządzanie kryzysem w social media”. Recenzję sobie sami znajdźcie bo jeszcze mnie ktoś pozwie ;P

  1. Zachowanie wydawnictwa poniżej krytyki. Dla mnie najbardziej znaczące jest to, że książka, którą Misha dostała, była finalną wersją. Dziewczyna została postraszona za „godzenie w dobre imię i obrażanie wydawnictwa”, tymczasem pani Dorota w wywiadzie z BookNews sama stwierdza, że w tej chwili rzeczona książka przechodzi trzecią korektę.
    Remigiusz Mróz skomentował tę kwestię od strony prawniczej, polecam jego wpis: http://blog.remigiuszmroz.pl/znieslawienie-w-internecie/

  2. Jaką Ty masz zagwozdkę? Reakcja na to może być jedna, właśnie taka, jaką przedstawiłaś w poście – wielkie zdziwienie, niedowierzanie i spojrzenie z politowaniem w stronę wydawnictwa. Zdarzało mi się wytykać błędy w redakcji niejednej książki, ale nigdy jeszcze żaden wydawca nie zareagował na to w ten sposób. Żaden z nich nie chciał zakończyć ze mną współpracy. Moja z lekka kłótliwa natura niemal trochę żałuje, że w tym przypadku nie padło na mnie – już ja bym im usunęła recenzję, niedoczekanie! 🙂

    1. Zagwozdkę miałam taką, że wydawnictwo czepiało się niby nie tego, że błędy (chociaż dziwnie dużo o tym i o okładce było w tym wywiadzie :P), a tego, że ona nadinterpretowała, że oni działają na szkodę autora, którego wydają. Ale szybko mi minęła 😉

      Mnie też ominęło nawet krzywienie się na to, że komuś wytykam błędy, nielogiczności czy durną okładkę, nijak mającą się do treści. Ale jak widać – najwidoczniej miałam szczęście 😉

  3. Fakt, strzelili sobie w stopę, choć celowali chyba prosto między oczy, zmuszając do usuwania recenzji. Co oni sobie myśleli, że co, że sprawa się rozejdzie sama i będziemy udawać, że nic się nie wydarzyło? Nic by nie zrobili, to do tamta notka dotarłaby do ograniczonej liczby osób, a tak rozeszło się na pół internetu i każde kolejne tłumaczenie tylko ich bardziej pogrąża. Byłabym w stanie zrozumieć wydanie książki z błędami, nawet takimi, w końcu poprawiają ją ludzie, mogli coś przeoczyć, zdarza się. Babol brzydki, ale ciągle tylko babol – ja, w przeciwieństwie do Autorki Post Meridiem, nie mam poczucia, żeby to jakoś ograniczało rozwój autora powieści czy psuło mu wizerunek. A tak jedyne, co czuję, to niesmak po tak poważnym traktowaniu swojej pracy, że za każdą krytykę straszy się sądem.

    1. Rozpętało się to całkiem nieźle – blogi książkowe, nieksiążkowe, portale, AntyWeb, Na Temat, a ponoć zaczepia już o Wyborczą 😉 Aż ktoś u mnie na FB zasugerował, że może to taka celowa strategia promocyjna 😉
      Owszem, błędy to już niestety wręcz norma, ale jednak rzadko kiedy i w takiej masie. Najczęściej są to jednak literówki + czasami coś „cięższego”. Zamiast przeprosić, podziękować za czujność i przekuć to na „sukces”, to takie zachowanie…

  4. Przede wszystkim dziękuję, że odnalazłaś ten tekst (mnie się nie udało) i mogłam przeczytać recenzję, która wywołała tyle szumu.I powiem tylko jedno – koszmar. Błędy puszczone przez korektora wołają o pomstę do nieba, bo rozumiem jakby to były przecinki, a nie byki ortograficzne. Jak wszyscy powyżej – wydawnictwo strzeliło sobie w stopę. Mnie też zdarzało się krytykować książki za kiepską korektę, ba raz nawet za błąd merytoryczny, ale wydawnictwo powiedziało, że nie ma problemu, że mam napisać swoje uwagi, oni je przyjmują z dobrodziejstwem inwentarza. Novae Res zrobiło sobie negatywną reklamę na własne życzenie, ale to już ich problem.

  5. Zachowanie wydawnictwa Novae Res jest żenujące, równie żenująca jest wypowiedź pani Konkel, która chciałaby dyktować blogerom, o czym mogą pisać, do czego nie mają kompetencji i co jest nieetyczne. Jeśli ktoś miałby tu kogoś pozywać, to chyba tylko autor wydawnictwo, które zobowiązało się opublikować książkę, a opublikowało…. to coś.

    Korekta? Jaka korekta? „Zakręty losu” Lingas-Łoniewskiej też ją podobno przeszły.

    Firma powinna przeprosić blogerkę za to, że przysłała jej półprodukt. Powinna też podziękować Post Meridiem, że mimo wszystko zdobyła się na miłe słowa pod adresem autora. Ja po przeczytaniu, że coś „rozeszło się po łokciach”, wyrzuciłabym chyba książkę przez okno.

  6. Buble redaktorskie to juz na porzadku dziennym sa, niestety. Nawet w Legionie, ktory ostatnio tak wynosze pod niebiosa jest ich sporo. Ale wydawnictwo zachowalo sie bardzo nieladnie, to jednak przyznajemy jednoglosnie. Zrobilo sobie brzydka reklame. Szkoda.

  7. Jak dobrze, że Ty także poruszyłaś kwestię NR u siebie. Powtórzę po raz kolejny – OBURZAJĄCA sytuacja. Coś, co w ogóle nie powinno mieć miejsca. I jeszcze te totalnie absurdalne wyjaśnienia, które przeczą jedno drugiemu… Dziewczyna nikogo nie obraziła, a wszystko co napisała podparła konkretnymi argumentami. Wydawnictwo zachowało się w sposób zupełnie niestosowny i nieadekwatny do sytuacji. Trzeba o tym pisać. Trzeba nagłaśniać.I nie można ignorować. I tak jak napisałaś – strzelili sobie w stopę.

  8. Wydawnictwo Novae Res, wystosowawszy do Post Meridiem tego rodzaju maila oraz wypuściwszy książkę tak niechlujnie zredagowaną, dobitnie pokazało, że w ogóle nie powinno zajmować się jakąkolwiek działalnością wydawniczo-edytorską.
    Na miejscu osób odpowiedzialnych zarówno za list do blogerki, jak i za skandaliczną korektę książki, odczuwałabym głęboki wstyd, sygnując swoim nazwiskiem tego typu działania. Brak odwagi cywilnej, przejawiający się w unikaniu odpowiedzialności za korektorski bubel oraz w atakowaniu i straszeniu sądem blogerki, która słusznie i uczciwie wytknęła wydawnictwu wciskanie tegoż bubla czytelnikom, jest zachowaniem ze wszech miar żenującym, nieprofesjonalnym i ordynarnym.

  9. O, kolejna firma dodana do mojej czarnej listy. Tyle dobrze, że rzadko wydają interesujące mnie książki, więc bojkotować nie będzie trudno.

  10. Ja na miejscu tej dziewczyny absolutnie nie usuwałbym recenzji. Nie ma w niej ani słowa, za które ktoś mógłby podać ją do sądu. A nawet jeśli by to zrobił, to chyba byłaby parodia stulecia.

    Toż nawet ja bym chętnie poszedł do sądu za coś takiego 🙂 Fejm i rozgłos gwarantowany, prawie jak Pussy Riots.

  11. z wywiadu z Konkel wyniki ze w ogóle nie chodziło o błędy i nie dlatego była prośba o usuniecie. Krytykować łatwo, ale najpierw czytajcie ze zrozumieniem.

    1. Moim zdaniem wnioski, jakie wyciągnęła „Post Meridiem” są może daleko idące, ale czy zupełnie nieuprawnione? Okładka jest paskudna i rzeczywiście nie pasuje do opisanej przez blogerkę fabuły. Może ktoś, kto ten projekt zatwierdził, wcale powieści nie przeczytał? Użyte przez Post Meridiem określenia „nieuwaga” i „niedbalstwo” trzeba w tym przypadku uznać raczej za eufemizmy. Blogerka nie napisała, że działanie wydawnictwa było celowe, ale trudno nie zgodzić się z jej opinią, że brak profesjonalizmu tej firmy z pewnością nie ułatwi autorowi dotarcia do czytelników.

      Czytałam jedną powieść wydaną przez to wydawnictwo: korekta była po prostu fatalna, o ile w ogóle była.

      1. Ręce mi opadły, kiedy w wywiadzie z Panią reprezentującą wydawnictwo przeczytałam, że obecnie książka przechodzi trzecią już korektę. Czyli dwie poprzednie, jak rozumiem, okazały się niewystarczające, bo błędy nadal w tekście istnieją. Pytam więc: czy tak trudno wydawnictwu wziąć odpowiedzialność za własne niechlujstwo? Jak można oddawać w ręce czytelnika książkę po pierwszej korekcie – z błędami, po drugiej – tak samo? Czy w wydawnictwie nikt nie interesuje się stanem opuszczających je książek na tyle uważnie, że dopiero uwagi rozczarowanych czytelników zmuszają je do przyjrzenia się jakości pracy odpowiedzialnych za tekst korektorów? Czy po korekcie numer trzy, będziemy mieli do czynienia z korektą numer cztery? Jeżeli proces przeglądania tekstów książek będzie wyglądał tak jak dotychczas, a wydawnictwo postanowi znów obciążać winą za swoje błędy dociekliwego, śmiało reagującego na skandaliczny stan korekty czytelnika, to obawiam się, że jeszcze niejednemu recenzentowi przyjdzie użerać się z jakimś obrażonym wydawnictwem.
        A może warto byłoby wziąć przykład z tych wydawnictw, którym podobne historie się nie zdarzają – zapewne z racji faktu, że już przy pierwszej korekcie książki osoba za nią odpowiedzialna po prostu zna się na i przykłada się do swojej pracy.

        A Autorowi szczerze współczuję takiej okładki.

    2. Paweł – wiem, że próbujesz wskazać na to, że firma postawiła na zarzut nadinterpretacji. Tylko widzę kilka „ale” 🙂
      1. Tenże zarzut ginie w całości wywiadu, gdzie tyle mówi się o innych sprawach (np. o tych błędach, o które nie chodziło), a wydawałoby się, że osoba wyznaczona do komunikacji powinna opowiadać o meritum sprawy.
      2. Jeżeli XXXXX osób wyczytuje z tekstu nie to, co chciało się przedstawić, to chyba jednak zaistniał problem z jasnym, konkretnym komunikatem.
      3. Krytyki godzien jest chociażby sam fakt rozegrania tej sprawy tak, a nie inaczej. Patrz mój komentarz sprzed minuty, na dole drzewa komentarzy.

  12. W mojej opinii to blogerzy przesadzili. Recenzja jest na temat książki i jej treści a nie procesu wydawniczego. Recenzent nie jest od początku do końca etapu wydania książki więc czemu dawać opinię na ten temat? Wydaje mi się że tutaj leży wina po obu stronach barykady.

    1. Nie no jasne, a bloger motoryzacyjny nie może przy okazji testu samochodu napisać, że wnętrze jest wykonane z niskiej jakości plastików, fotele są twarde, a radio gra nieczysto.

      Bo przecież jako tester nie był od początku do końca obecny przy powstawaniu samochodu. Więc czemu ma dawać opinię na ten temat?

      No weź się zastanów nad tym co piszesz. Przecież książka to jest całość. A recenzent może nawet napisać o tym, że mu się nie podobała faktura papieru i rodzaj czcionki. Każdy ma prawo do wydania własnej opinii o czymś co trzyma w rękach.

    2. Anna Weronika – dlaczego ma wydawać opinię na temat tego, że w książce jest masa byków? Serio pytasz?

      Może dlatego, że powinien dostać do ręki produkt o 100% wartości? A wydanie w takim stanie to nie jest pełnowartościowy towar. To tak, jakby dostać książkę tylko z przednią okładką i nie móc napisać, że sorry, ale ktoś nawalił, o co kaman? Kompletnie nie trzeba być włączonym w etap produkcyjny, by móc stwierdzić błędy. A już w ogóle nie trzeba być w to włączonym, by napisać subiektywną część recenzji, która jest składową z definicji 😉
      Pomijam już fakt, że błędy to też treść książki i wpływają na jej odbiór…

  13. Według mnie, za mocno zareagowali… Dużo lepiej by to wyglądało, jakby od razu poprawili te błędy i może wznowili wydanie z inną okładką (bo rzeczywiście, jak erotyka to wygląda). Czy w Was też ten wywiad z osobą z wydawnictwa budzi pewien… niesmak? // Swoją drogą, ciekawe, jak by inne wydawnictwa zareagowały. I co z innymi krytycznymi recenzjami? // Na razie nie znalazłam książki z jakąś ogromną liczbą błędów. Zwykle tak z jedną, dwie literówki. Ale przy takiej liczbie jedyne, co robię, to delikatne poprawienie ich w moim egzemplarzu ;).

  14. Chociaż mnie palce swędzą, by reagować na Wasze komentarze teraz, to jednak za 3 min muszę wyjść na tramwaj, a czeka mnie całodniowa impreza „branżowa”, więc reakcje będą dopiero wieczorem 😦 Dyskutujcie na zdrowie, byle bez chamstwa, chociaż się go tu nie spodziewam 😉

  15. Pozostaje mi tylko nigdy nie korzystać z usług tego wydawnictwa. Żenujące, a może rzenujaca korekat, bo oni tam wolę inną polszczyznę 😉

  16. Książka z takimi błędami to zwyczajny bubel. Jedyne czego oczekuję od książki, nawet najbardziej kiczowatej, to poprawność językowa. Oddawanie takiego wydania w ręce czytelnika jest brakiem szacunku.
    Każdy popełnia błędy, ludzka rzecz, ale powinno się je poprawić, a nie atakować osobę, która to widzi. Nie rozumiem reakcji wydawnictwa, w recenzji nie zauważyłam nic obraźliwego.

  17. O sprawie coraz głośniej. Kolejne teksty pojawiły się chociażby tu:
    http://antyweb.pl/wydawnictwo-kontra-bloger-czyli-kogos-tu-srogo-ponioslo/
    oraz tu:
    http://natemat.pl/104977,wydawnictwo-grozi-blogerce-sadem-za-to-ze-zrecenzowala-ksiazke-czyli-jak-firmy-wciaz-nie-rozumieja-internetu

    A pomyślałby kto, że książkowi to takie istotki, których nikt nie zauważa.

    Przedstawicielka wydawnictwa w wywiadzie dla booknews.pl przywołała sprawę z Sokołowem. Cóż, niezależnie od tego, jak obraz Sokołowa wtedy ucierpiał, to ludzie parówki i tak będę kupować, bo to… parówki, jedzonko, nad tym nikt się dłużej nie zastanawia.

    Z Novae Res sprawa ma się nieco inaczej. Wydawnictwo zarabia na autorach – nie wiem jak inni, ale gdybym ja chciał wydać książkę, to wolałbym nie powierzać tego zadania firmie, na wizerunku której widnieje tak duża skaza.

    1. Dada – Dzięki za linki, zaraz dorzucę.

      No właśnie, porównanie z Sokołowem nie do końca fortunne. Produkty z innych poziomów i bazujące na zupełnie innych potrzebach. Co innego pożywienie, o którym jednak mało kto szuka przed kupnem informacji w necie, a co innego książka, dobro hm… powiedzmy wyższego rzędu, o którym ludzie stosunkowo często szukają informacji na portalach, blogach, ogólnie w Internecie. No i jakby skala firm i bloga/vloga nie ta 😉

      Co do ostatniego akapitu – pełna zgoda z mej strony!

      Dofi – och, byłoby pięknie!

  18. Ufff, w końcu mam czas się ustosunkować. Większość komentarzy jest dosyć podobna w brzmieniu, więc będzie jedna reakcja (plus kilka pod komentarzami).

    Moim zdaniem mail ze strony firmy był kompletnie niepotrzebny. Po co taka reakcja? Poza tym mam wrażenie, że osoba, która go wysłała nie przemyślała ewentualnych jego skutków. A jeżeli już koniecznie firma chciała jakoś zareagować, to można było napisać spokojnego, „ludzkiego” maila – wyłuszczyć o co nam chodzi, co sądzi firma, na jakiej podstawie i porozmawiać z blogerką na temat tej sytuacji. Stawiam całe oszczędności na to, że wyjaśniliby sobie sprawę polubownie i szybko, pozostawiając dobre wrażenie po obu stronach. Ale gdy komunikacja wygląda w taki sposób, to sprawa chyba nigdy nie kończy się szybko i cicho 😉 Np. słynny Wedel vs. blogerka, o którym to przypadku do dzisiaj opowiada się na szkoleniach z social mediów i kryzysów. No i zabrakło mi przeprosin w stosunku do czytelników – za całą sytuację, ale przede wszystkim za wydanie tak pełnej bubli książki. Gdybyż to były literówki…

  19. A propos nowego listu od wydawnictwa: mam wrażenie wycofywania się rakiem po niemiłym skonstatowaniu, że sprawa, niestety, spotkała się z inną od przewidywanej reakcją ludzi.

    Moim zdaniem, Post Meridiem wyciągnęła jedyny logiczny wniosek, zważywszy na krecią przysługę, jaką wydawnictwo wyświadczyło Autorowi. I w ogóle nie był to wniosek zbyt daleko idący. Każdy przytomny człowiek, stwierdziwszy takie zaniedbania redaktorskie oraz, niepozostawiającą wątpliwości, szpetotę okładki (no, chyba, że taka estetyka ma jednak swoich admiratorów), doszedłby do konkluzji, do której doszła blogerka. Gdyby mi tak wydano książkę, cała radość i entuzjazm z faktu publikacji natychmiast gdzieś by się ulotniły. A na ich miejscu pojawiłoby się coś, co mieszkańcy jednej z najbardziej malowniczych dzielnic Warszawy określają mianem „wyprowadzenia z nerw”.
    Prestiż i dobre imię wydawnictwa nie ucierpiały tu za sprawą Post Meridiem. Pora, żeby ludzie z Novae Res zrozumieli wreszcie, że winy nie dopatrują się tam, gdzie powinni, bo tak wydana książka dobrej sławy i chluby żadnemu wydawnictwu nie przyniesie, a każdego szanującego się pisarza skutecznie zrazi do jakiejkolwiek współpracy.

Dodaj odpowiedź do Alenda Anuluj pisanie odpowiedzi