Legalny departament londyńskiej policji zajmujący się tylko i wyłącznie zjawiskami magicznymi? Dlaczego niby nie miałoby to być możliwe?
Peter Grant, młody posterunkowy, przekonuje się o tym pewnej nocy, gdy zostaje wezwany do morderstwa – pewnego mężczyznę pozbawiono głowy. Dlaczego? I skąd wrażenie, że ta sprawa mocno śmierdzi?
Na miejscu morderstwa Peter spotyka ducha, który udziela mu informacji istotnych dla śledztwa. Jego koleżanka z pracy traktuje jego doświadczenie z przymrużeniem oka, ale niedługo po tym spotkaniu Peter dostaje przydział do bardzo szczególnego departamentu. Jednostka ta współpracuje z wszystkimi innymi służbami porządkowo-ratowniczymi, jednakże podstawą jej pracy jest radzenie sobie z wszelakimi zjawiskami i stworzeniami magicznymi – duchy, wampiry, różnorakie genius loci itp. Peter tym samym staje się uczniem inspektora Nightingale’a, czarodzieja i przeprowadza się do siedziby departamentu – Szaleństwa.
Przypadek, na jaki natknął się Peter jest dosyć mocno skomplikowany, szczególnie dla osoby, która jeszcze niedawno w ogóle nie wiedziała, że dookoła niego istnieje coś takiego, jak magia. Chłopak musi się bardzo wiele nauczyć, a czasu… właściwie nie ma. Na dodatek trafił na całkiem sprytnego przeciwnika. Całe szczęście, że w walce wspierać Petera będą personifikacje rzek Londynu, zadziwiająco barwne i rozrywkowe towarzystwo.
Peter jako główny bohater jest trochę taką ciapą-policjantem. Roztrzepany, odkrywający wiele rzeczy bardziej przez przypadek, niż na podstawie planowanego działania. Jednak – oczywiście – w trakcie czytania możemy dostrzec jego wyraźny rozwój, powolutku zmierzający do schematu „od zera do bohatera”. Peter to Peter, nie wzbudził we mnie głębszych emocji. O wiele bardziej zainteresował mnie inspektor Nightingale, ale było go dla mnie zdecydowanie za mało. Jednak najciekawszymi bohaterami były właśnie personifikacje rzek i jak dla mnie, to one mogłyby być głównymi bohaterami tej książki. Mam nadzieję, że autor w kolejnych tomach przewidział większy ich udział w akcji. Jak również umieści w kolejnych książkach więcej informacji na temat samego departamentu, jego korzeni, innych pracowników itp. spraw. Bo na razie mam poczucie niedosytu.
Magia w Londynie Aaronovitcha to sprawa normalna, tak naturalna, jak wszystko inne; o tej samej istotności, co nauka. Oczywiście tylko w departamencie specjalnym londyńskiej policji. Ale jego pracownicy wiedzą, że jest ona wpleciona w całe miasto, w jego ulice, budynki, rzeki, jest wszędzie dookoła!
Autor pokazał już całkiem niezły poziom – ciekawa fabuła, zróżnicowani bohaterowie, może momentami lekkie przegadanie i nierówno rozłożona akcja, ale to drobiazg. Generalnie jest to przyjemna lektura rozrywkowa, okraszona odrobiną humoru. Tom inicjujący serię, spełnił swe zadanie – rozbudził we mnie apetyt na kolejne powieści.
Oprawa:
Liczba stron:
Ta odrobina humoru brzmi zachęcająco :).
Książka zapowiada się na ciekawą pozycje z klimatem. Trzeba będzie po nią sięgnąć:)
J. – ja to bym zachęcała dla np. bohaterów-rzek, bo bardzo są fajni 🙂
Krzysiek66 – klimacik jest, tego negować nie zamierzam 😀
Zupełnie nie rozumiem fenomenu tej książki… Czytałam ją jakiś czas temu, zanim w ogóle została wydana w Polsce i ledwie dobrnęłam do końca. Niby fantastyczny pomysł, dający szerokie pole manewru, niby moje ukochane połączenie fantastyki z kryminałem, a jednak nic mnie w tej powieści nie porwało, nie przekonało. Nightingale rzeczywiście był najciekawszą powieścią, ale tak efemeryczną, że dla jego krótkiego występu nie warto przedzierać się przez nudne opisy uganiania się po Londynie. Nie wiem, może to rzeczywiście dopiero zaczątek, przygrywka do czegoś większego, ale ten pierwszy tom nijak mnie do tego czegoś nie zachęcił.
Słyszałam już o tej książce i od razu pomyślałam, że to może być coś dla mnie. Brzmi to wszystko naprawdę zachęcająco, poszukam 🙂
Agnieszka – mnie się podobała, chociaż była to sympatia wkradająca się do mego serca powoli, najpierw się zastanawiałam (np. przy scenie z niemowlakiem i oknem) skąd te zachwyty, bo tylko zdołała mnie zaskoczyć brutalnością. Ale z czasem to się zmieniło. Chociaż jak dla mnie miejscami jest niepotrzebnie przegadana, jednak to jedyne, co mi troszkę (bo nie było tego dużo) przeszkadzało.
A co do Nightingale’a (i rzek!) to mam wielką nadzieję, że w dalszych tomach jego rola będzie większa i nie tak enigmatyczna. Pozostaje tylko poczekać i sprawdzić 🙂
Ultramaryna – hm… faktycznie (przebieram w głowie recenzje, które u Ciebie czytałam…), to może być coś niezłego dla Ciebie. Pożyczyć? 🙂
Mnie się ta książka ogromnie podobała 🙂 choć pewnie też dlatego, że mam chorobliwą słabość do tego miasta.
Mam nadzieję, że tłumaczenia będą się pojawiać regularnie. Cała seria jest świetna, w kolejnych częściach Aaronovitch zabiera nas do nocnego Soho, w czeluści metra, a w końcu na niesamowite blokowisko. Czytam właśnie część czwartą i jestem zachwycona! Agnieszko, jeśli kiedyś wybierzesz się do Londynu, to ta seria jest genialnym przewodnikiem po Londynie tym nieco mniej znanym z widokówek 🙂
Porta Celeste – ja właśnie jeszcze nie miałam szansy odkryć tak naprawdę Londynu, bo tylko uprawiałam przejeżdżanie przez miasto, przesiadanie się z autobusu na autobus lub z samolotu na autobus 😉 Ale liczę na to, że w końcu nadrobię!
Grendella – jak miło Cię tutaj widzieć! 🙂 Oj, ja też mam wielką nadzieję, że sprawnie im pójdzie z kontynuacją. Albo wróć… że w ogóle im pójdzie, bo niestety kilka fajnych cykli już w MAGu ubito
A to, co piszesz przedstawia się na tyle interesująco, że mocno bym się wkurzyła, gdyby nie wydali pozostałych tomów, trzymajmy kciuki!
A co do Londynu – strasznie bym chciała się w końcu wybrać (patrz wyżej), może w końcu w przyszłym roku się uda i faktycznie, wtedy mogłabym się przygotować i z tych książek 😀 Dobry pomysł!
Agnieszko, przecież ja często tu u Ciebie jestem, tylko jakoś tak ostatnio milcząco 🙂
O, to bardzo mi miło, że bywasz często :))) Nie zdawałam sobie sprawy!
Muszę przyznać, że mnie zachęciłaś 😉
Chciałam kiedyś przeczytać, ale potem przypadkiem o uszy i oczy obiło mi się, że Aaronovitch przyszedł na bloga recenzentek, które skrytykowały (chyba) którąś z dalszych części za seksizm i zaczął im uparcie i mało grzecznie tłumaczyć, że nie zrozumiały jego książki O_O i szkoda, bo brzmi to wszystko dość ciekawie, ale takie zachowanie zupełnie mnie zniechęciło… Zobaczymy, czy z czasem niesmak mi przejdzie ;D
A jak oceniasz tłumaczenie, udane?