„Abchazja” – Wojciech Górecki


Abchazja 2

„Abchazja” zamyka kaukaski tryptyk autorstwa Wojciecha Góreckiego. Mam nieodparte wrażenie, że zamyka również pewien etap życia tego autora. Czy jego zainteresowania koncentrują się teraz na rejonie innymi, niż Kaukaz? Zmienia swoją wizję reportażu? A może również zainteresowania robocze przechodzą transformację. Nie wiem, ale ta książka wzbudza we mnie takie niejasne przeczucie.

„Dzień dobry” to mszybzja, „dziękuję” – itabup. Abchaskie ABC. ABC jak Abchazja. Jedyny kraj, którego nazwa zaczyna się jak alfabet – przynajmniej po polsku i w kilku innych językach (…) Czy coś z tego wynika?

Abchazja to nieuznawane przez potężną większość świata państewko. Parapaństwo, które uznaje tylko Rosja i kilka innych krajów. Reszta świata widzi je jako autonomiczną republikę wchodzącą w skład Gruzji. Abchazowie usilnie walczą o to, by być autonomicznym państwem, a Rosji marzy się włączenie Abchazji do Federacji Rosyjskiej.

Ten niesamowity, maleńki region świata przykuł uwagę autora i właśnie o nim postanowił napisać w ostatniej części tryptyku. Wojciech Górecki bywał w Abchazji wielokrotnie, zdobył tu dobrych znajomych, poznawał kraj, zwyczaje, historię i losy ludzi. Odkrywał go przez kilkanaście lat. Miał okazję obserwować czas wojny, względnego spokoju, ale także przepychanek politycznych, które dotyczą losu tego parapaństwa. Można powiedzieć, że dojrzewali razem – autor jako reporter i Abchazja jako nieuznawana jedność.

To moja pierwsza wojna. Jestem reporterem, chcę dotykać prawdziwego życia – a na wojnie życie jest zagęszczone, skondensowane, zwielokrotnione.

W tej książce ukazuje właśnie to, jak te wizyty pozwoliły mu zbudować wizję tego miejsca. Stopniowo poznajemy razem z autorem miasta, ludzi, ich życie. Wiemy, co mieli i co stracili. Kto z ich bliskich zginął i gdzie zaniósł ich strumień przemian. Mamy okazję przyjrzeć się temu, jak rodziła się państwowość i zmieniały się władze Abchazji. Autor rozmawia z najwyższymi urzędnikami państwowymi, ale także ze zwykłymi ludźmi na uliczy. Interesuje go opowieść każdej osoby.

Obiecałem, że zajrzę do Ałły i Wachtanga – ale nie mam sumienia. Co im powiem? Żeby nie wracali? Że nikt ich w Suchumi nie chce?

Potem żałuję, że nie zajrzałem.

Potem wracam do Polski.

Potem Wachtang umrze na serce, a Ałła się rozpije.

To też będą ofiary tej wojny.

Jednocześnie możemy dowiedzieć się ciut więcej o samy autorze, który w tej książce postanowił oprócz opisywania życia innych dodać również wątki związane z sobą samym. Widzimy jak rozwijała sie jego kariera, obserwujemy delikatne zmiany postrzegania swojej pracy, powołania. Jest to bardziej osobista książka od poprzednich.

Jedyne, do czego się przyczepię, to fakt, że jest mi mało. Mam wrażenie, że tylko ledwo, ledwo liznęłam ten temat. I to w sposó bardziej suchy, niż wcześniej. Wiem co, gdzie, kto i z kim, ale nie czułam tak często tej „magii opowieści”, która towarzyszyła dwóm poprzednim książkom, czyniła je tak wyjątkowymi. Nie ma tylu opowieści, tego „bajania” o odwiedzanych terenach i spotykanych ludziach. Trochę szkoda…

Pytam kioskarzy, dlaczego w Suchumi nikt nie nosi zegarka. Bo co chwila ktoś się pyta o godzinę, bywa, że zaczepia mnie co drugi przechodzień.
– Albo ma się zegarek, albo czas – odpowiada Anatolij.

Co nie zmienia faktu, że jest to doskonały reportaż – wyważony, obiektywny, bezstronny, ale jednocześnie autor wydaje się być pełen życzliwości dla tego małego obszaru i jego mieszkańców. Realistyczny i bardzo dobrze napisany. I jak zwykle mam to samo wrażenie: autor wyśmienicie pisze po polsku, co aktualnie nie jest takim pewnikiem, jak mogłoby się wydawać.

Cały „Kaukaski tryptyk” polecam wszystkim osobom lubiącym reportaże, a ja zastanawiam się, jaki będzie kolejny krok autora. Bo końcówka jest niepokojąca…

PS. Na koniec cytaty, które według mnie świetnie podsumowują losy całego Kaukazu:

Nieuleczalna kaukaska choroba: każdy musi być najstarszy, najodważniejszy, najbardziej gościnny. I każdy – najbardziej pokrzywdzony. Sto narodów wybranych. Na paruset tysiącach kilometrów kwadratowych. Kto się nie zgadza – ten wróg. Kto wątpi – tego podkupili. A kto się zbyt szczegółowo dopytuje – nie ma serca.

*****

Ponieważ miejsca jest niewiele (a dodatkowo znaczną część powierzchni zajmują wysokie góry), relacje między narodami, klanami, wioskami, a nawet pojedynczymi ludźmi zawsze były tam gęste, intensywne, pełne napięcia – gorące albo lodowate, przyjacielskie albo wrogie i nienawistne. To świat skrajności, namiętnych emocji, górnego „c”, świat bez półcieni i bez umiarkowanych temperatur. Świat nienawiści, sporów, konfliktów i wojen, ale też wielkoduszności, szczodrości, serca na dłoni. Oraz straceńczej odwagi, ułańskiej fantazji i niedzisiejszej godności i dumy. Wreszcie mitów, które zastępują światopogląd, marzeń branych za rzeczywistość i historii, która dominuje nad współczesnością.

Cały czas mam nieodparte wrażenie, że czytam również o Bałkanach…

© 

AbchazjaWydawnictwo: Czarne, 2013

Oprawa: twarda

Liczba stron: 184

Moja ocena: 5/6

Ocena wciągnięcia: 5/6

Cykl „Kaukaski tryptyk”

1. „Planeta Kaukaz”

2. „Toast za przodków”

3. „Abchazja”

3 myśli w temacie “„Abchazja” – Wojciech Górecki

  1. Powiem szczerze, że na jakiś czas mam dość reportaży. Czuję się po nich gorzej i całkowicie bezsilna. Aktualnie taki stan wywołała we mnie książka „40 batów za spodnie”. Muszę ją przetrawić, bo, w przeciwieństwie do powyższej, nie jest taka wyważona, ani obiektywna.

    1. To trochę inny typ. To jest właśnie czysta relacja, autor stara się nie „szantażować emocjonalnie” czytelników. A tego typu reportaże, jak te dotyczące praw kobiet czy dzieci są często tak pełne emocji, że nie da się tego czytać spokojnie. Chociaż i te o wojnach są takie. Nie wiem, jak Górecki to robi, ale jemu udaje się zachowywać umiarkowanie emocjonalne. Ale rozumiem Twoje wzburzenie, pamiętam jak np. czytałam „Dzisiaj narysujemy śmierć” – nie mogłam czytać więcej niż 10 stron za jednym zamachem, a to i tak z bólem.

Dodaj odpowiedź do Agnieszka Tatera Anuluj pisanie odpowiedzi