Tak mi się zebrało i nic na to nie poradzę. Muszę, bo się uduszę. A o co chodzi?
Od pewnego czasu odkrywam, ze coraz bardziej kocham polskie fantastki! I zanim ktoś ucieknie z krzykiem – rozwinę myśl. Mamy w Polsce zacne grono Pań piszących cudowne książki fantastyczne. Lekkie, zabawne, z jajem, pochłaniające i nie dające o sobie zapomnieć. Mało tego, te książki robią na czytelnikach takie wrażenie, że biedni czytelnicy regularnie – miesiącami, czasami latami – wytupują wirtualnie rowy dookoła autorek, nagabując stale – „a kiedy będzie część druga XYZ??”, „a pisze się jakaś nowa powieść??”, „będzie w miarę szybko, czy w tempie „martinowskim”?”. Autorki pewnie czasami zgrzytają zębami, ale zakładam, że jednak generalnie jest to fajne uczucie, gdy widzi się, że talentem udało się tak poruszyć ludzi, że ci nie chcą się odczepić 😉 Kto znalazł się na tej mojej prywatnej liście fantastycznych fantastek?
Marta Kisiel, podwrocławianka z zameldowania, wrocławianka z urodzenia i zamiłowania, rocznik 1982. Przez większość czasu udaje, że robi coś konstruktywnego, czyli niewiele z niej pożytku. Przebrzydła polonistka, beznadziejnie zakochana w romantyzmie i twórczości Juliusza Słowackiego, który wielkim poetą był. Zwierzę odludne, występuje przede wszystkim w środowisku domowym, rzadko wyłaniając się na światło dzienne.*
Autorka całkiem wielu opowiadań oraz zachwycającego „Dożywocia”, która to książka – mimo tego, że przeczytałam ją w grudniu 2011 roku! – tkwi w mej głowie i sercu do dzisiaj! Mało tego, osobiście wiercę regularnie autorce dziurę w brzuchu o to, by pisała kontynuację, a nie tam rozdrabniała się na inną powieść 😉 Co nie zmienia faktu, że i po inną sięgnę jak tylko pojawi się na rynku. Co mam nadzieję nastąpi jeszcze w tym roku, bo Marta stwierdziła bardzo niedawno, że 3/4 książki już za nią i teraz już z górki. Oby!
O mym dzikim zachwycie a propos „Dożywocia” pisałam dwa razy – TUTAJ i TUTAJ. A właściwie piałam na ten temat wiele razy, ale te dwa przypadki są najbardziej „formalne”.
Może niektórzy się przyczepią, że wychwalam „autorkę jednej książki”, ale nic mnie to nie obchodzi – przeczytajcie najpierw „Dożywocie”, to sami zobaczycie 😉
Kolejnym – stosunkowo niedawnym, bo z początku tego roku – odkryciem jest Aneta Jadowska. Nie interesują jej małe wyzwania – skoro już spełnia się dziecięce marzenia o pisaniu powieści, nie ma powodu, by się ograniczać. Tak powstała sześciotomowa seria o Dorze Wilk, toruńskiej policjantce-wiedźmie. Nie lubi bezczynności i nudy, więc kończąc prace nad heksalogią, już obmyśla kolejne powieści.*
Z jej książkami poszło mi trochę nie „jak Pan Bóg przykazał”. Zamówiłam „Złodzieja dusz” (czyli pierwszy tom) wieki temu do recenzji… i o nim zapomniałam. A niedawno, bezrefleksyjnie, skusiłam się na drugi tom „Bogowie muszą być szaleni” i przepadłam! Właśnie nadrobiłam lekturę tomu pierwszego (recenzja pewnie jutro) i jestem pełna zachwytu! Trio głównych bohaterów (wiedźma, wnuk Lucyfera i wnuk Gabriela) jest przecudowne, kocham ich całym swym sercem (razem z Lichem z „Dożywocia”, zmieszczą się, serce mam pojemne 😉 ). Świat, w którym toczy się akcja jest arcyciekawy, pełen interesujących stworzeń. Akcja zawsze wartka, dialogi zabawne. Pewnie niektórzy się skrzywią na ilość wulgaryzmów i podtekstów erotycznych, mnie to jakoś nie przeszkadza 😉
Powoli zamieniam się w taką samą psychofankę, jaką jestem dla Marty K. i też zaczynam męczyć – „a kiedy trzeci tom?!”. Ponoć niedługo…
Po dwóch najukochańszych przychodzi pora na trzecią (a właściwie drugą, bo powyższe panie dzielą złote podium) autorkę, która zdobyłą me serce. Jest nią Martyna Raduchowska. Rocznik 87. Wrocławianka całym sercem i duszą. Z charakteru wredna i pyskata wiedźma, pełna optymizmu pesymistka, ambitny leniuch, pogodna maruda, zagorzała domatorka na obczyźnie, słowem, posiadaczka niepowtarzalnego zestawu cech, który gwarantuje, że cokolwiek by się nie działo, zawsze znajdzie się powód do narzekania – jej ulubionego zajęcia. Cierpi na chorobliwy nadmiar pomysłów oraz chroniczny brak wolnego czasu.*
Na jej „Szamankę od umarlaków” natknęłam się również w grudniu 2011 roku. Coś dobry był ten grudzień! Urzekła mnie odrobinkę mniej od książek poprzednich autorek, ale jest to książka bardzo dobra. Ciekawa fabuła i świat, w którym osadzona została akcja, charakterna główna bohaterka. Świetna cioteczka i Gryzak oraz sporo humoru. To wszystko gwarantuje dobrą rozrywkę! Tutaj również wyczekuję nowej powieści, ale nie wiem, jak posuwają się prace twórcze.
Zachwyty wzbudziły także te książki Mai Lidii Kossakowskiej, które miałam okazję przeczytać, ale była to dla mnie inna kategoria. Tutaj przyjęłam sobie, że mają być to książki lekkie, zabawne, z zachwycającymi bohaterami, rozrywka czystej wody. Dlatego na podium stają tylko te trzy autorki, aczkolwiek cały czas mam wrażenie, że o kimś zapomniałam, hm…
* Teksty pochodzą ze strony internetowej Wydawnictwa Fabryka Słów. Zdjęcia autorek również pochodzą z tego źródła.
A Annę Brzezińską znasz? Jeśli nie, to cóż… najwyższa pora nadrobić zaległości 😉
Mnie już oczyska bolą od wypatrywania kontynuacji „Dożywocia”…
Dwóch pozostałych pań nie znam, ale mam nadzieję, że jest to stan przejściowy;)
Natomiast sympatią ogromną darzę Ewę Białołęcką (za „Wiedźma.com.pl”), Annę Brzezińską (Babunia Jagódka wymiata) i oczywiście Maję Lidię Kossakowską (udali jej się Lucuś i Gabryś, nie ma to tamto).
Dada – znam tylko z recenzji i rekomendacji, jeszcze nic nie czytałam. Ale jakaś jej książka czeka na półce, nawet chciałabym po nią sięgnąć w miarę szybko. Zobaczymy jednak, bo moje plany mają dziwną tendencję do braku realizacji (te ksiażkowe plany).
Ale czy to jest podobny schemat do tych powyższych? Lekka, zabawna rozrywka fantastyczna?
Anek7 – hahahaha, mnie też. Ale poczekamy jeszcze, bo teraz Marta przeca pisze powieść innego typu. I jeszcze trzeba znaleźć wydawcę, a rynek ogólnie coraz bardziej kiepski, a już ten tego typu…
Jakby co – mogę pożyczyć obydwa tomy opowieści o nietypowej trójcy + „Szamankę…” też chyba gdzieś mam 🙂
Co do sugestii, to o Brzezińskiej pisałam wyżej, Białołęcką też znam z opowieści, mam 2 książki, czekają na swoją kolej. A Kossakowskiej czytałam tylko dwa tomy „Zbieracza burz”, znowu nie po bożemu 😉 Ale mam jeszcze inne jej książki. Czekają 😉 Tylko pytanie, jak wyżej: czy to podobny typ literatury?
„Saga o zbóju Twardokęsku” jest raczej daleka od lekkości, niemniej jeżeli idzie o polską fantastykę (właściwie nie tylko polską), to jest to tetralogia warta uwagi. Powiem tyle: za kobiecą fantastyką nie przepadam (i po przytoczone przez Ciebie autorki raczej nie sięgnę) i podchodziłem do Brzezińskiej z rezerwą… ostatecznie żałowałem, że nie ma jeszcze jednego tomu.
„Wiedźma.com” Białołęckiej i „Opowieści z Wilżyńskiej Doliny” Brzezińskiej to coś w stylu „Dożywocia”, chociaż ta druga przemyca poważniejsze problemy.
A Kossakowska? Trochę też, chociaż jej anioły i diabły jednak bardziej pogmatwane niż przesłodkie ale mega naiwne Licho:)
A pożyczki bardzo chętnie:) Tylko pewnie do krakowskich targów muszą poczekać:)
Uwielbiam Martę Kisiel! I po Twoich zachętach sięgnę po książki Jadowskiej i Raduchowskiej 🙂
Ivka – witaj współwielbicielkę 😀 Jestem bardzo ciekawa, jak Ci się spodobają książki tych dwóch Pań! Daj znać!
Kojarzę tylko nazwisko Marty Kisiel, z resztą bardzo słabo, bo żadnej książki nie czytałam. Tak się zachwycasz, że zaczynam zastanawiać się teraz, czy czasem nie za bardzo odsunęłam się od polskich autorek.
A Kossakowska to kusi mnie od dawna. Polecasz coś?
Ps. Nie byłaś dzisiaj czasem w Bydgoszczy?
To ja może odpowiem: Jadowska i Raduchowska to ten sam typ – pyskata główna bohaterka, której nie sposób niepolubić 😉 Anetą już skutecznie zaraziłam koleżankę i to tek skutecznie, że musiałam kupować drugi raz „Złodzieja Dusz” bo się zgubił…
A z Kossakowskiej to osobiście polecam „Siewcę wiatru” i jego kontynuację – „Zbieracza Burz”. Aczkolwiek mi osobiście bardziej podoba się „Zbieracz” 😉 Resztę twórczości Mai dopiero poznaję…
Incrusta – na razie Marta ma tylko 1 powieść, ale moim zdaniem tak wartą przeczytania, że hej! 😀 Genialna, oczywiście w swojej klasie, nie zamierzam jej porównywać do innych typów książek. Kossakowskiej czytałam tylko 2 tomy „Zbieracza burz”, nie po bożemu, bo powinnam zacząć od „Siewcy Wiatru”. Dobra jest, tylko troszkę inna kategoria, niż te powyższe. Ale myślę, że mogę polecić. Generalnie – uważam, że mamy grono naprawdę dobrych pisarzy fantastycznych, chyba większa jest średnia dobrych tego typu pisarzy niż reszty 😉 Albo ja mam szczęście i natykam się częściej na tych dobrych w fantastyce. I wielka szkoda, że mamy tak mało wydawnictw, w których polska fantastyka (szczególnie ta stricte rozrywkowa) jest wydawana.
PS. Tak, byłam w Bydgoszczy! Uduszę, jak mnie widziałaś i nie podeszłaś! :>
Shadowlilly – dzięki za komentarz 🙂 Tak, obydwie mają całkiem podobne bohaterki, to fakt. A wszystkie trzy autorki łączy lekkie pióro, tworzenie ciekawych fabuł i walnięych (pozytywnie!) bohaterów i sporo humoru. A kupowaniu się nie dziwię, też bym kupiłą 😀
Ale czeka, cierpliwie czeka… 😉
Ja znowu czytałam nie tak, jak powinnam, bo zaczęłam od „Zbieracza burz”, a pierwszego tomu do dzisiaj nie nadrobiłam
Nie przejmuj się – „Zbieracz” jest fajniejszy niż „Siewca” i nie ma aż tak wielu nawiązań do fabuły pierwszego tomu w drugim. A przynajmniej dla mnie.
A w ogóle to chciałam zauważyć, że coraz więcej dobrych i świetnych książek( nie tylko fantastyka) powstaje w Polsce, które nie są jakimiś rozlewiskami czy innymi wynurzeniami rozwódek… Aczkolwiek muszę wyznać, że nie ogarniam fenomenu Wędrowycza. Aczkolwiek Pilipiuka lubię 😉
Czyli nic, tylko czytać polską fantastykę. O Kossakowskiej dużo słucham, a nie mam okazji, by wciąż sięgnąć. I, przyznam się, do tej pory zapominałam wciąż o pisarce. Przekonałyście mnie do „Siewcy..” . Żałuję, że nie miałam sposobności czytać.
PS. A czy czasem nie kupowałaś rybki w Focusie? 😉
Polską fantastykę zaczęłam odkrywać stosunkowo niedawno, aczkolwiek skupiłam się na twórczości autorów płci męskiej. Jeśli idzie o kobiety, przepadam za Kossakowską. Po książce „Diabeł na wieży” wiąże też duże nadzieje z Anną Kańtoch, której na Twojej liście nie widzę, nie wiem czy nie zasłużyła czy jeszcze nie spotkałaś się z jej twórczością. Z tego co wiem prócz kilku wydanych książek ma też bloga z opowiadaniami:)
Dziękuję za podpowiedzi, już zanotowane w notesie, w którym mam niekończącą się listę książek do koniecznego przeczytania 🙂 Fantastykę uwielbiam, ale nie zawsze – za to jak mam na nią fazę, to czytam nieprzytomnie. „Szamankę od umarlaków” dostałam kiedyś w prezencie – muszę ją wyjąć bardziej na przód biblioteczki. A „Dożywocie” zapowiada się genialnie!
Adrainna – ja tutaj założyłam sobie wychwalenie tylko autorek, których twórczość spełnia pewne kryteria. Ma to być literatura bardzo rozrywkowa – lekka, zabawna, z nietypowymi, zwariowanymi bohaterami, często pyskatymi. Żadna wielka fantasy typu „wysokiego”, tylko rozrywka czystej wody. Dlatego wybór padł akurat na te autorki. Ale też przyznaję, że sporej części innych nie znam jeszcze (np. Anny Kańtoch), więc kto wie, może za jakiś czas pojawi się kolejna lista, na której pojawią się jeszcze inne nazwiska 🙂 Sprawa jest otwarta, zmieniać się będzie wraz z mym doświadczeniem czytelniczym 🙂
Zielono w głowie – cieszę się, uważam, że warto je promować, tym bardziej, że nie są to nazwiska tak ugruntowane właśnie, jak chociażby Kossakowska czy Brzezińska, wiec wydawnictwo aż tak nie promowało debiutantek 😉 Dlatego chętnie przyczyniam się do rozpowiadania, jak fajne książki piszą. A „Dożywocie” jest ekstra!
Nie wiem jak inne pozycje pani Kańtoch, ale „Diabeł na wieży” jest zdecydowanie literaturą rozrywkową, można tę książkę podciągnąć pod kryminał. Także serdecznie polecam tę autorkę:) Ja zaś ze swojej strony postaram się znaleźć gdzieś pozycje wymienionych przez Ciebie fantastek, choć boję się, że będzie to trudne, bo jestem dzieckiem bibliotecznym, a wiadomo jak to jest z bibliotekami – czasami trudno tam o nowe pozycje.
„Dożywocie” może i jest ekstra, tylko zdobyć tego, cholibka, nie można. W bibliotece nie ma, w księgarniach internetowych nie ma, nie wspominając o okolicznych moich… Na Allegro jakiś niedobitek, ale drogi. No i kiszka.
Bardzo fajny wpis 🙂 Ja nie czytam zbyt dużo fantastyki, a jak czytam, to najczęściej mimo wszystko zagraniczną. Ale przed polską nie uciekam, żeby nie było. Z wymienionych przez Ciebie pań z nazwiska kojarzę tylko Kossakowską i właśnie jej książka „Siewca wiatru” do mnie ma lada dzień dotrzeć 🙂
Ostatnio mam manię na wszystko co polskie, więc i fantastykę polską pochłonę, a co! 🙂
Miqaisonfire – ja fantastykę, a szczególnie fantasy, bardzo lubię i czytam regularnie 🙂 Nie robiłam statystyk, czy więcej czytuję polskiej, czy obcej, pewnie wyszłoby w miarę podobnie. To jak przeczytasz „Siewcę wiatru” i Ci się spodoba, to może kiedyś sięgniesz i po książki tych autorek? 🙂
Antyśka – a co! Pochłaniaj, na zdrowie 🙂
Już, już, tylko maturę napiszę i od razu biegnę do biblioteki/księgarni/półek znajomych 😀
😀
Polecam „Podatek” Mileny Wójtowicz i „Paskudę & CO” Magdaleny Kozak. A Kossakowska jest cała fantastyczna 🙂 tylko to zupełnie inna liga 🙂 Żadnej z wyżej wymienionych książek nie czytałam, ale wasze opinie są bardzo zachęcające 🙂
Lenka – o tak, obydwie te książki mam na liście. „Podatek” nawet gdzieś mam upchnięty na półce, czeka 🙂
Spójrz jeszcze na Agnieszkę Tomaszewską „Invocato” i „Insomnię” 😉 Też bardzo przyjemne 😉