Nie miałam chyba okazji napisać Wam, jak bardzo kocham „Czekoladę”! Zarówno książkę, jak i film wielbię całym sercem już od lat. Rzadko mi się zdarza, bym tak samo lubiła i ekranizację, i oryginał, a tu właśnie tak jest. Każde jest urocze na swój sposób, porywające, magiczne i tak pełne smaków. Mmm…
„Rubinowe czółenka” to kontynuacja „Czekolady”. Vianne Rocher wraz z córką – Anouk musiały opuścić Lansquenet. Tułały się po różnych miejscach, przeżywały najróżniejsze „wypadki”, aż w końcu osiadły w Paryżu. Odnalazły swój nowy – jakże różny od poprzedniego – świat na Butte, części dzielnicy Montmartre. Tutaj Vianne (już pod nowym imieniem – Yanne) zdołała stworzyć niewielką chocolaterie. Miejsce to nijak ma się do swej poprzedniczki, tym razem Vianne chce zginąć w tłumie przeciętności, powszechności, nie tworzy swych czekoladowych arcydzieł, sprzedaje gotowe słodycze. Chce przestać zwracać uwagę Życzliwych. Nic więc dziwnego, że miejsce nie jest popularne, a ona ledwo daje sobie finansowo radę. Ratuje ją zakochany Thierry, bogaty przedsiębiorca.
Anouk nie do końca potrafi się odnaleźć w świecie „normalności”. W szkole jest obiektem drwin, nie wie, dlaczego jej matka postanowiła tak raptownie się zmienić, nie potrafi z nią rozmawiać, więc oddala się od niej coraz bardziej.
Vianne też nie jest szczęśliwa. Tak radykalna i niezgodna z jej naturą przemiana nie przynosi jej zadowolenia, nie daje też spokoju, którego się spodziewała. Na dodatek martwi się o Anouk i malutką Rosette, zastanawia się nad związkiem z Theirrym, wspomina Roux i czasy, gdy była sobą.
Na ich drodze staje nagle ktoś, kto obu wydaje się powiewem szczęśliwości lat minionych. Szalona i barwna Zozie d’Alba, która wnosi w ich życie kolory, klientów, powrót smaków i zapachów chocolaterie, odmienia ich życie tak bardzo. Ale jaki jest jej prawdziwy cel?
Obawiałam się tego tomu, a dokładniej tego, że będzie przejawiał syndrom drugiego tomu, czyli będzie albo dużo gorszy, albo wręcz kiepściutki. A tu zaskoczenie! „Rubinowe czółenka” są jednocześnie różne i tak bardzo podobne do „Czekolady”, w każdym razie jest to znakomita książka!
Odmienność przejawia się wprowadzeniem Zozie, razem z jej mroczną magią pełną wierzeń pochodzących z mitologii Azteków czy Majów. Dzicy bogowie, okrutna magia, a do tego nieokiełznana, egoistyczna, ale jednocześnie porywająco urocza bohaterka. Trochę alter ego Vianne, o ile można pójść w bardzo luźne nawiązanie do historii o doktorze Jekyllu i Panie Hyde.
A jednocześnie jest to książka tak swojska, jak poprzedniczka. Tak samo pełna tych cudownych zapachów, snujących się po chocolaterie i okolicy – czekolada, wanilia, chili i wiele innych… Ponownie przy czytaniu czułam prawie non-stop, że tak bardzo chciałabym tam być i sama spróbować tych pyszności – cukrowych fiołków w czekoladzie, pomarańczy zanurzonych w gorzkiej polewie, pralinek w wielu smakach i dziesiątek innych cudowności. Znowu poczułam się uwiedziona opisami, miałam poczucie, że jestem tam razem z nimi – czuję to samo, smakuję to samo, widzę to samo co oni. Harris w tej serii maluje słowem w taki sposób, że cały czas miałam wrażenie, że jestem częścią akcji, że przynależę do tej książki. Uwielbiam jej opisy i talent, z jakim tworzy ten cykl!
Te książki są pełne magii, uroku, cudownych smaków i zapachów, pięknych miejsc, w których można poczuć się, jak w domu. A do tego bohaterowie urzekają mnie całkowicie – zarówno ich zalety, jak i wady, ich emocjonalność, nieudolne często próby ułożenia sobie życia, ta nieporadność w stosunkach z ukochanymi osobami, delikatność i wewnętrzna siła. I magia, wszędzie magia…
Uwielbiam ten cykl całym sercem i teraz doczekać nie mogę się powrotu do Warszawy, bo tam zostawiłam trzecią – najnowszą – część. I tylko w głębi duszy martwię się, czy autorka nie zepsuła kontynuacji, oby nie!
©
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka, 2007
Oprawa: miękka
Liczba stron: 502
Moja ocena: 6/6
Ocena wciągnięcia: 6/6
Sama kiedyś zastanawiałam się nad obejrzeniem filmu, a tu się okazuje, że jest jeszcze książka! Poczułam się zachęcona 🙂
Czechozydek – obydwa są świetne! Może jednak najpierw przeczytaj książkę, a potem obejrzyj film, zobaczymy, jak Ci przypadną do gustu. Jestem wielce ciekawa!
Tak zrobię (zwłaszcza, że książka jest w mojej zaprzyjaźnionej bibliotece) ^^
O, to tym bardziej 🙂 A potem film i jak Ci się spodoba, to przy okazji mogę Ci kiedyś podrzucić tom 2.
Jej, uwielbiam „Czekoladę” – zarówno film, jak i książkę. Oba mają w sobie niezwykłą magię.
Ale „Rubinowych czółenek” jeszcze nie czytałam, muszę koniecznie zdobyć tą książkę. I najlepiej w takim samym wydaniu jak moja „Czekolada” 🙂
Pozdrawiam i zapraszam.
I „Czekoladę” i „Czółenka” wręcz połknęłam – natomiast filmu nie widziałam… Nie tracę jednak nadziei, że i ta uczta będzie mi dana.
I nie wiedziałam, że jest kontynuacja – trzeba będzie na naszą bibliotekarkę rzucić urok, żeby kupiła:)
Pozdrawiam świątecznie
Ania
Claire – o tak, ja też uważam, że to jest magiczna opowieść, w obydwu wersjach 🙂 Niestety, „Rubinowe czółenka” mają chyba tylko jedno wydanie, wielkiego wyboru więc nie będziesz miała. Również pozdrawiam!
Anek7 – jak będziesz miała okazję, to obejrzyj 🙂 Moim zdaniem jedna z najbardziej udanych ekranizacji, lubię ją tak samo, jak książkę!
Powodzenia w rzucaniu uroku! Jak się nie uda, to służę pożyczką 🙂 Również pozdrawiam świątecznie!
Zaczynam żałować, że nie czytałam tomu pierwszego. Tak zachęciłaś mnie do tej serii, że po prostu muszą trafić do mojej biblioteczki. 🙂
„Czekolada” od kilku długich lat grzeje u mnie półkę i jakoś nie mogłam się przemóc, by po nią sięgnąć – choć film widziałam i przypadł mi do gustu. Czytałam również „Jeżynowe wino”, które niezwykle zapadło mi w pamięć, także nie wiem skąd ten opór, ale Twoja recenzja chyba go przełamała 😉
Antyśka – to są według mnie tak urocze opowieści, że naprawdę nie jestem w stanie się nie zachwycać 🙂 Jak będziesz miała okazje – sprawdź sama!
Ania B. – ooooo widzisz, to sięgnij, jeżeli film Ci się podobał, to książka też raczej powinna. Zdziwiłabym się nieco, gdyby tak nie było 🙂
Czasami książki muszą poczekać na swoją kolej…
Witam Świątecznie. Ja również uwielbiam „Czekoladę”: film, książkę i czekoladki…. „Rubinowe czółenka” zawładnęły mną, zwłaszcza Zozie, uwierzyłam jej zupełnie jak mała Anouk… Teraz czytam III cz. i jestem oczarowana 🙂
Pozdrawiam, wszystkiego dobrego na Święta, spokoju i mnóstwa czasu na książki 🙂
Anna M.
P.S. Również u mnie na blogu niedawno zamieściłam recenzję obu książek – zapraszam serdecznie 🙂 annamatysiak.blogspot.com 🙂
NIe dość, że nie wiedziałam, że jest książka – film owszem widziałam, a tu czytam o części III… Idę po kostkę czekolady.
Anna M. – coś w tym zawładnięciu jest! Ja, mimo tego, że przecież wiedziałam, że to jest bohaterka negatywna, to i tak gdzieś tam w głębi swego jestestwa liczyłam na to, że nastąpi cudowne nawrócenie, że nie zostanie do końca tym czarnym charakterem 😉 Ja za trzeci tom zabiorę się zaraz, jak tylko będę mogła, podejrzewam, że w przyszłym tygodniu 😀
Również pozdrawiam i życzę dobrych Świąt! U mnie raczej spokoju i czasu na książki nie będzie 😉 Jutro cały dzień goście, a w poniedziałek już podróż powrotna do siebie.
Dofi – to poszukaj 🙂 „Czekolada” i „Rubinowe czółenka” to już książki dosyć stare, bez problemu pewnie będą w bibliotece lub na Allegro za małe pieniądze. A zanim przeczytasz te dwie, to najnowsza część zdąży też stanieć lub trafić do biblitoek 🙂 Ja polecam z czystym sercem 🙂
Harris uwielbiam i mam wszystko, co napisała (za wyjątkiem koszmarnego, zupełnie nieudanego „Błękitnookiego chłopca”). Od pierwszej powieści, po którą sięgnęłam, a była to zapewne „Czekolada”, pokochałam wykreowany przez nią świat pełen dyskretnego realizmu magicznego. Dla mnie najulubieńszą książkę tej autorki jest „Pięć ćwiartek pomarańczy”.
Parę dni temu dotarły do mnie „Brzoskwinie dla księdza proboszcza”, muszę więc sobie odświeżyć „Czekoladę” i „Rubinowe czółenka” – nie ma przyjemniejszego uczucia nad możliwość wrócenia do ukochanych bohaterów:) A o „Brzoskwiniach” słyszałam już same pozytywne opinie, więc chyba nie mamy się czym martwić:)
Pozdrawiam wesoło i świątecznie,
Ania
Zielono w głowie – ja mam chyba prawie wszystkie (albo i wszystkie, muszę sprawdzić z listą) jej książki, ale większość jeszcze czeka na przeczytanie. Do tej pory czytałam tylko dwa pierwsze tomy tego cyklu (który jak widzisz zachwyca mnie tak samo, jak Ciebie :D) oraz właśnie „Błękitnookiego chłopca” (który faktycznie jest zupełnie inny, ale na mnie zrobił wielkie wrażenie – zobacz: https://ksiazkowo.wordpress.com/2010/09/21/blekitnooki-chlopiec-joanne-harris/).
Fajnie, że są pozytywne opinie 😀 Jak tylko wrócę do W-wy i skończę aktualnie czytaną książkę, to zabieram się za nią i zapewne będzie tak samo cudownie, jak w dwóch poprzednich tomach! I bardzo mnie ta wizja cieszy 😀
Pozdrawiam ciepło!
Zaskoczyłaś mnie i ucieszyłaś wiadomością, że wyszła trzecia część serii. Nie miałam o tym bladego pojęcia. Uwielbiam książki Harris za to, że dodaje kuchni magii. Podobny zabieg występuje w „Mistrzyni przypraw” Chitra Divakaruni z tym, że jak można się domyśleć, zamiast chocolaterie mamy sklep z przyprawami. Zawsze chciałam być jak Vianne i ostatnio mi się to nawet trochę udało – na walentynki zrobiłam chłopakowi własnoręcznie trufle 😉 Prócz „Czekolady”i „Rubinowych czółenek”, czytałam jeszcze „Jeżynowe wino” i zbiór opowiadań ” W tańcu” (można go znaleźć również pod tytułem „Śniadanie w TESCO”), który również polecam 🙂