„Pół życia” – Jodi Picoult


Shaun

Luke Warren to człowiek, którego życiem kieruje pasja. Niesamowity przyrodnik, o bardzo nowatorskim podejściu do obiektów swego zainteresowania, czyli wilków. To ich watahy najpierw przez lata obserwuje w parku przyrodniczym, a potem podejmuje decyzję, jakiej nie podjął chyba nikt przed nim – zamierza pojechać w kanadyjską puszczę i postarać się dołączyć do dziko żyjącej watahy! Dla jego bliskich brzmi to jak ogłoszenie „zostawiam Was i jadę zginąć”. Luke nie daje się przekonać do pozostania z rodziną, znika na dwa lata.

I właśnie to wydarzenie bardzo mocno wpłynęło na przyszłość jego najbliższych. Właśnie ta decyzja tak naprawdę zapoczątkowała rozkład jego rodziny. Po powrocie Luke’a do cywilizacji nie potrafili się odnaleźć. Luke kompletnie nie wiedział, jak po tych 2 latach przebywania między zwierzętami, w świecie prostoty i ciszy, jasnych reguł, ma na nowo funkcjonować w świecie ludzi. Nie potrafił także na nowo wejść w strukturę rodziny i podtrzymywać więzi z najbliższymi. Skończyło się typowo – rozpadem rodziny. Syn uciekł na drugi koniec świata, córka zamieszkała razem z Lukiem, a była żona założyła nową, normalnie funkcjonującą rodzinę. Mijają lata…

To jednak jest tylko preludium do rzeczywistej opowieści. Z tą czwórką spotykamy się w momencie szczególnym – Luke odbierał Carę z imprezy, na którą się wykradła, w drodze powrotnej mieli wypadek samochodowy. Cara ma złamany obojczyk, a Luke w bardzo złym stanie trafia na oddział intensywnej terapii. Po wielu zabiegach i badaniach lekarze stwierdzają, że już do końca życia pozostanie w stanie wegetatywnym, że jego mózg właściwie już umarł, a maszyny muszą podtrzymywać wszystkie funkcje jego ciała, włącznie z oddychaniem.

Decyzję o tym, czy zaprzestać podtrzymywania jego życia, czy nie, mają podjąć jedyni – według prawa  – jego krewni, czyli jego dzieci: niepełnoletnia Cara i pełnoletni, ale nieobecny przez lata Edward. Cara zżyta z ojcem, dzieląca po części jego pasję do wilków, mieszkająca z nim przez ostatnie lata. Edward, który uciekł do Tajlandii po gwałtownym konflikcie z ojcem i który wydaje się go nienawidzić, ale który otrzymał od ojca (przed jego wyjazdem do puszczy) upoważnienie do podejmowania decyzji w sprawie jego życia i śmierci. Jak się to potoczy? Czy będą potrafili się porozumieć? Jaką podejmą decyzję?

Niesamowita książka! Po pierwsze – cały czas miałam wrażenie, że czytam historię Shauna Ellisa i jego wilków. Aż żałowałam, że nie miałam książki „Żyjący z wilkami” przy sobie, by móc skonfrontować pewne informacje. Jednak na końcu książki Picoult wyjaśniła, że inspirowała się jego dokonaniami naukowymi, jego wyjazdem w dzicz i życiem z wilkami, generalnie całą strefą zawodową, jednak prywatną nie do końca. Co zresztą jest jasne, bo chociaż Shaun również przeżył kłopoty rodzinne, to nie skończyły się one w taki sposób. Z jednej strony znajomość jego i jego książki była niesamowicie inspirująca w trakcie czytania książki Picoult, z drugiej strony świadomość rozbieżności między życiem pierwowzoru a jego literackiego odbicia trochę mi przeszkadzała.

Nie zmienia to faktu, że czytałam wręcz z zapartym tchem! Picoult ponownie świetnie rozgrywała wielopoziomowe konflikty zapoczątkowane przez laty, zaognione, nierozwiązane i – teoretycznie – pogrzebane. Jak zwykle mamy też spojrzenie na sytuację i jej bohaterów z kilku punktów widzenia, co zresztą bardzo w jej książkach lubię. Tym razem – dla odmiany – niewiele działo się w sądzie, chociaż  w grę ostatecznie wchodziła pani kurator, to jednak nie było ciągnącej się miesiącami sprawy sądowej, wszystko rozegrało się błyskawicznie.

Sama nie wiem, czy to dlatego, że znałam historię Shauna, czy dlatego, że kocham wilki, czy też sama część fikcyjna z kwestiami eutanazji, aborcji, jawnych i ukrytych konfliktów, czy tez kombinacja tego wszystkiego sprawiła, że nie mogłam się od tej książki oderwać! Zarówno poprzednia czytana przeze mnie książka tej autorki („Tam gdzie ty”), jak i ta, są wyśmienite i polecam je wszystkim, którzy lubią przejmujące, angażujące emocjonalnie dobre czytadła obyczajowe.

PS. Okładka według mnie kompletnie nietrafiona, niestety.

PS. Przepraszam,  ale na Wasze komentarze pod poprzednią notką zareaguję trochę później.

© 

pół życiaWydawnictwo: Prószyński Media, 2012

Oprawa: miękka

Liczba stron: 464

Moja ocena: 5,5/6

Ocena wciągnięcia: 6/6


23 myśli w temacie “„Pół życia” – Jodi Picoult

  1. Ha! a ja miałam przy sobie „Żyjący z wilkami” wyszarpałam z półki, oglądałam zdjęcia i porównywałam treść. I znowu się popłakałam.
    Szczerze – to bałam się tej ksiązki, że Jodi już nie da rady mnie zaskoczyć. I sprawić bym polubiła historię, a jednak

  2. Lubię Picoult, ale kilka lat temu, po którejś wybitnie nudnej książce odstawiłam jej twórczość. Wychodzi na to, że trzeba wrócić! Czuję, że „Pół życia” mi się spodoba. Dzięki za wpis 🙂

    1. Kasiek – to trochę zazdroszczę. Ja niestety w miarę regularnie odsyłam/wywożę przeczytane książki do Rodziców, bo w mej kawalerce nie mam prawie miejsca na książki 😦 Nie mogłam więc konsultować na bieżąco. Ja sama nie wiem dlaczego byłam do niej pozytywnie nastawiona i wyszło na to, że słusznie 🙂

      Czechozydek – ja lubię Picoult i jak na razie nie trafiłam na jakąś naprawdę nudną jej książkę. Jedyną nudę, jaką potrafiłabym chyba sobie w jej przypadku wyobrazić, to przeczytanie jej kilku książek pod rząd. Jest na to zdecydowanie zbyt schematyczna. Ale czytuję jej książki w częstotliwości 1-2 rocznie, więc bez nie mam tego problemu 🙂 A ta (i „Tam gdzie ty”) bardzo mi się podobała.

  3. Uwielbiam twórczość Jodi Picoult. Mam za sobą osiem powieści jej autorstwa i ciągle mi mało. Na pewno, prędzej czy później, sięgnę po „Pół życia”.

  4. Książkę otrzymałam kilka dni temu i siłą się powstrzymywałam, aby jej od razu nie przeczytać. W końcu matura za miesiąc. Jednak czytając Twoją recenzję zaczynam rezygnować z mojego postanowienia i czym prędzej wezmę się za jej czytanie! Mam nadzieję, że moje odczucie względem tej książki będą zbliżone do Twoich.
    Pozdrawiam 🙂

    1. Sylwuch – spojrzałam na mój spis i wychodzi mi na to, że przeczytałam siedem jej książek, więc jesteś o jedną lepsza 😀 Ja również bardzo lubię książki jej autorstwa, mam zresztą w domu większość z tych, których jeszcze nie czytałam, tylko jakoś nie mogą się doczekać swojej kolejki :/

      Antyśka – zazdroszczę, moja była z biblioteki. Może kiedyś się dorobię swojego egzemplarza. Hm… sama nie wiem, czy namawiać Cię na lekturę, jak masz ważne rzeczy do zrobienia, czy tez raczej sugerować poczekanie i przeczytanie jej już na spokojnie. A właściwie – sama najlepiej wiesz, czy możesz sobie na tę lekturę teraz pozwolić czy nie 😀

      1. Ja wiem, że powinnam się uczyć, zapomnieć o książkach, które wołają mnie z regałów i zająć się powtórkami do matury. Ale jak tu być obojętnym wobec tych książeczek? Patrzeć nie mogę, jak one tak mnie błagają, by je przeczytać! 🙂
        Ja postanowiłam sobie, że na moją półkę trafią wszystkie jej książki przetłumaczone na język polski. W kwietniu ma wyjść kolejna książka Jodi Picoult „Z innej bajki”, ale z tego co widzę to napisana wraz z Samanthą van Leer. Jestem ciekawa, jak wyszedł ten duet :).
        Jeżeli chodzi o książki, które nie mogą doczekać się swojej kolejki… W Twoim przypadku się nie dziwię. Masz tak imponującą biblioteczkę książek nieprzeczytanych, aż poczułam taką zdrową zazdrość. 🙂

        1. Hehehe, rozumiem, że jest to trudne. O ile daje się to jakoś łączyć, to jeszcze pół biedy. Gorzej, jak się ma przyczynić do nieszczęścia 😉
          Właśnie, jestem bardzo ciekawa tej kwietniowej książki, oj, bardzo! Muszę ją zdobyć i tyle.
          Tia, ech, ta moja biblioteczka, jak ja bym chciała, by była tak z 10 razy mniejsza :/

          1. Ja bym nie miała nic przeciwko, gdybym taką posiadała. Tyle ciekawych tytułów! Przecież wcześniej je wszystkie chciałaś przeczytać. 🙂
            Tak, kolejna pozycja Picoult, która nie wiadomo jaka będzie, ale swoje miejsce na półce musi mieć!

            1. Ja tam bym właściwie nie miała nic przeciwko, gdybym miała tyle książek, ale przeczytanych, a tak, owszem, cieszę się, że je przeczytam, ale wizja czekania XX lat mnie przygnębia.

              1. Też prawda, można zwariować. Ale jak tak pomyślę, jak pięknie wyglądałaby moja biblioteczka, jaką przyjemność sprawiłoby mi chodzenie między własnymi regałami jak w bibliotece! Ale też brakuje czasu, aby taką biblioteczkę stworzyć i co najważniejsze – przeczytać. Sądzę, że uda Ci się to zrobić, ale czy wszystkie? Wciąż pewnie przybywa nowych książek? 🙂

  5. Uwielbiam twórczość pani Picoult, chociaż powtarzający się w nich schemat sprawił, że nieco zwolniłam tempo i dawkuję sobie lekturę pozycji jej pióra. Dawno jednak nie miałam w dłoniach nic jej autorstwa i myślę, że w takim wypadku „Pół życia” będzie jak znalazł.

    1. Kala – ja też lubię jej książki i również uważam, ze należy sobie je dawkować raz na jakiś czas, bo inaczej schemat zabije przyjemność czytania. Swoją drogą, to jest ciekawa sprawa – od lat trzyma się bardzo podobnej zasady tworzenia książek, ciekawe, czy kiedykolwiek się skusi na zmianę tego schematu.

  6. Bardzo chciałabym przeczytać! Jeszcze nie czytałam żadnej książki tej autorki, a chciałabym to zmienić, bo interesuje mnie taka życiowa tematyka.

  7. Hmm, podobnie jak S. nie czytałem jeszcze żadnej książki tej autorki. Ale po takiej recenzji i tylu pochwałach trzeba będzie się w końcu zapoznać:)

    1. S. i Pietia – ona ma chyba tylu zwolenników, co przeciwników. Ja ją bardzo lubię czytać, chociaż to prawda, że robię sobie dłuższe przerwy, bo jej książki mają jednak podobny schemat (kontrowersyjny temat, bliskie osoby, sala sądowa, prawnicy), więc gdyby się skumulowały, to byłoby wkurzająca i/lub nudne. Nie są to żadne arcydzieła, ale Picoult jest solidnym rzemieślnikiem, który wie, jak tworzyć angażujące emocjonalnie książki 😉

  8. Właśnie – schemat, schemat, schemat. Mnie kompletnie nie pasowało wplecenie do łzawej rodzinnej historii postaci Shauna Ellisa vel Luke’a Warrena. Nie podobało mi się.

    1. Joly_fh – o proszę, to mocno się różnimy w tej kwestii. Mnie ten schemat nie przeszkadza, lata temu go poznałam i zaakceptowałam, że ona tak ma i jeżeli podobają mi się jej książki, to muszę to zaakceptować i tyle. A podobają się, więc czytam od czasu do czasu, wymagając jedynie rozrywki na podobnym poziomie i tego, że „pójdzie w emocje”. I na razie mnie nie zawiodła. Ale wiadomo – de gustibus… 😀

Dodaj odpowiedź do Agnieszka Tatera Anuluj pisanie odpowiedzi