„Portret pani Charbuque. Asystentka pisarza fantasy” – Jeffrey Ford


uczta wyobrazni

„Portret pani Charbuque. Asystentka pisarza fantasy” to ponownie (MAG chyba polubił taką strategię w tej serii) połączenie zbioru opowiadań i powieści w jednym tomie. Do tej pory wychodziło im to nieźle, jak sprawdziło się tym razem?

„Asystentka pisarza fantasy” to zbiór szesnastu opowiadań tak bardzo zróżnicowanych, że to aż niewiarygodne! Na dodatek autor bawi się gatunkami i koncepcjami, opowiada te często wymykają się więc kategoriom, nie jest łatwo je przyporządkować do jakiejkolwiek z nich. Mamy tu fantasy, science fiction, horror, obyczajówkę, odrobinę kryminału, romansu, otarcie się o dramat, naprawdę spora mieszanina! Ten zbiór jest pełen opowiadań na bardzo wysokim poziomie. Mnie bardzo spodobało się to o autostopowiczach Jezusie i diable, którzy zafundowali kierowcy niesamowitą jazdę; to o naukowcu i zombie (a może zombie-naukowcu?); o planecie robali, które zafascynowane są ziemskimi gwiazdami XX-wiecznego kina; o asystentce pisarza fantasy, która dostaje się do stworzonej przez niego magicznej krainy; o domokrążcy, który zakochuje się w mózgu, który ma na sprzedaż; o chłopcu, który niebacznie stworzył drewnianego stwora. I wiele innych, Ford ma chyba nieograniczoną ilość pomysłów. Kilka opowiadań jest trochę mniej ciekawych, a ze dwa przyprawiły mnie o taką minę:

what

Głównie to opowiadanie, w którym autor bawi się konceptem, że wszystko, w różnych wymiarach, dzieje się w tym samym czasie. To króciutkie (ze cztery strony?) opowiadanie ukazuje historię, w której naprawdę wszystko dzieje się jednocześnie. Po jego przeczytaniu rozbolał mnie mózg 😉

Po każdym opowiadaniu jest króciutka nota od autora, w której wyjaśnia on genezę powstania danego tekstu. Bardzo ciekawy pomysł, który dla mnie jest dodatkowym plusem tej książki.

„Portret pani Charbuque” to pełnowymiarowa powieść. Nowy Jork, rok 1893. Uznany portrecista, Piero Piambo, otrzymuje dziwaczne – ale potencjalnie niezmiernie lukratywne – zlecenie, ma namalować portret pani Charbuque. Zadanie wydawałoby się mało skomplikowane, gdyby nie fakt, że kobieta ta ukrywa się za parawanem, a Piambo ma namalować jej portret tylko na podstawie własnej wizji artystycznej. Jeżeli będzie podobny do oryginału, to stawka wzrośnie. Piero może zadawać pytania, jednakże nie te, które dotyczą jej wyglądu. Codzienne sesje szybko zamieniają się więc w opowieść o życiu modelki, a Piambo wpada w sidła fascynacji tajemniczą kobietą. Na dodatek jej życie jest niezwykłe, nie ma w nim nic codziennego, więc portrecista ma tym trudniejsze zadanie, bo dodatkowo jeszcze stara się dotrzeć do tego, co jest prawdą, a co fantazją. Sprawy nie ułatwia tajemniczy mężczyzna, który podaje się za męża zleceniodawczyni oraz fakt, że nagle zaczynają umierać kobiety, które dotyka zjawisko „krwawych łez”. Poczucie tajemniczości i grozy narasta z każdą kartką…

„Portret pani Charbuque. Asystentka pisarza fantasy” to kolejny dowód na to, że seria Uczta Wyobraźni stoi na naprawdę wysokim poziomie! Ford bawi się konceptami, fabułami, łączy pomysły, które u innego autora wyszłyby kiczowato, a u niego wychodzą niezmiernie ciekawie i inspirująco. Okrasza je także pytaniami egzystencjalnymi, dotyczącymi człowieka, życia, miłości, wplata je jednak w treść swych utworów w taki sposób, że czytelnik nie czuje się nimi przytłoczony, zauważa te kwestie jakby mimochodem. A to wszystko opisane w sposób elegancki, subtelny, stonowany, jednocześnie bardzo obrazowy.

To była faktycznie Uczta Wyobraźni! Po raz kolejny…

© 

portretWydawnictwo: MAG, 2013

Oprawa: twarda

Liczba stron: 528

Moja ocena: 5,5/6

Ocena wciągnięcia: 5/6

Inne do tej pory opisane książki z serii Uczta Wyobraźni:

 “Córka żelaznego smoka. Smoki Babel” – Michael Swanwick

– “Pompa nr 6 i inne opowiadania. Nakręcana dziewczyna” Paolo Bacigalupi

– “Pieśń czasu. Podróże” – Ian R. MacLeod

11 myśli w temacie “„Portret pani Charbuque. Asystentka pisarza fantasy” – Jeffrey Ford

  1. Czytałam. Było to moje pierwsze spotkanie z serią i zaliczam je do jak najbardziej udanych. Choć muszę przyznać, że bardziej do gustu przypadła mi druga część – „Portret…”. Mimo wszystko wciąż jakoś nie mogę się przekonać do opowiadań 😉

    1. Magda K-ska – to pozostaje czekać i zobaczyć, co się stanie 😉 Ja zachęcam, bo to dobra fantastyka z wyższej półki, nie będzie to łatwa lektura, ale interesująca.

      Kala – tak, mnie również bardziej do gustu przypadła powieść. Opowiadania generalnie lubię od czasu do czasu, więc i te czytałam przeważnie ze sporą przyjemnością, ale powieść urzeka pomysłowością, klimatem.

  2. Jestem do tyłu jeśli chodzi o „Ucztę wyobraźni ” , nad czym strasznie ubolewam 😦 Jednak już niebawem czeka mnie lektura „Jonathana Strange ‚a i pana Norrela ” i aż mnie skręca z ciekawości, czy udźwignie ciężar moich oczekiwań i dorówna poziomem serii 🙂
    Pozdrawiam serdecznie!

  3. Widzę, że oboje sobie ucztowaliśmy ostatnio 😉
    Ford jeszcze przede mną, ale dużo sobie po nim obiecuję. Choć po Clarke mam zawyżone wymagania :]

    1. Isadora – O widzisz, a ja jeszcze ciągle przed lekturą „Jonathana…”. Zresztą ciągle większość tej serii przede mną, zdecydowanie MAG szybciej to wydaje niż ja czytam 😉 Ale patrząc na recenzję Dady, to wielka uczta przed Tobą i przede mną.

      Dada – widzę, widzę, niezły tekst napisałeś, naprawdę! Nie wiem na ile Ford spełni Twoje oczekiwania, będę wyglądać Twej recenzji!

  4. Gdy zetknęłam się pierwszy raz z zapowiedzią tej książki byłam zachwycona – ciąg skojarzeń: klimat z lekka gotycki, tajemniczość, malarz i modelka, itd. Potem okazało się, że powieść jest połączona z opowiadaniami, które niekoniecznie wszystkie przypadną mi do gustu. I emocje opadły. Nie lubię opowiadań. Po pierwsze są dla mnie za krótkie – w chwili, gdy zaczynam się przywiązywać do bohaterów już muszę się z nimi rozstawać, po drugie nie przepadam za urwanymi historyjkami. Jestem pewna, że poleciałabym do księgarni i kupiłabym „Portret…” w ciemno, gdyby nie było tam doklejonej „Asystentki pisarza fantazy”. A tak, mimo iż chciałabym porwać to w swoje łapki jak najprędzej, za jakiś czas pożyczę z biblioteki.

    1. Zielono w głowie – co do długości tekstu, to nie mogę polemizować, bo faktycznie, mają od kilku do może 20 stron (a to rzadko). Ale to zdecydowanie nie są „urwane historyjki”, one wszystkie są spójnymi i zamkniętymi opowieściami, mimo tak niewielkiej objętości. Nie pozostawiają uczucia „urwania”, niedokończenia. Jeżeli ktoś umie pisać opowiadania, to na 4 stronach potrafi czasami zawrzeć tyle, że wielu autorom to i 400 nie starcza 😉 Tu trzeba mieć talent i tyle.
      Ale sprawdzisz sobie sama, bo czy też z księgarni, czy z biblioteki – różnica nie jest wielka, ważne, że przeczytasz 🙂

Usuwane są wszelkie komentarze wulgarne, a także reklamy. Zdobądź się na odwagę podpisania swej wypowiedzi.