Wydawnictwo: Prószyński i S-ka, 2009
Oprawa: miękka
Ilość stron: 424
Moja ocena: 6/6
Ocena wciągnięcia: 6/6
*****
Pamiętam, że jakiś czas temu czytałam na jednym z blogów recenzję tej książki. I już wtedy pomyślałam, że warto byłoby ją zdobyć i przeczytać. Potem zauważyłam ją w lokalnej bibliotece, co zdecydowanie mnie ucieszyło. A kontakt z autorem przyspieszył tylko czas sięgnięcia po „Niepełnych”. Jakie są moje wrażenia z tej lektury?
Jest sobie dziewczyna, a właściwie młoda kobieta. Pracuje w domu, jest księgową. Ma toksyczną matkę oraz cudownego ojca. Zwariowaną przyjaciółkę, która wnosi w jej życie powiew – o ile mogę tak napisać – „zdobywania życia”? Najbardziej na świecie pragnie małżeństwa oraz macierzyństwa. Niestety nie jest w stanie znaleźć żadnego mężczyzny, który by się nią zainteresował. Na studiach postawiła na atrakcyjnego osiłka, a miłość wrażliwego intelekturalisty odrzuciła. Potem sama została porzucona. Tak bardzo pragnie dziecka, że decyduje się na zabieg sztucznego zapłodnienia. Edyta ma przerwany rdzeń kręgowy, jeździ na wózku.
Jest sobie chłopak, a właściwie młody mężczyzna. Pracuje jako informatyk, świetnie zarabia. Rodzice od jakiegoś czasu nie żyją, ale ma brata, dla którego jest niezmiernie ważny i który właściwie przejął rolę rodziców. Ma – a właściwie zyskuje dopiero po pewnym czasie – przyjaciela, który lubi luz, nie lubi tzw. norm społecznych. Jacek lubi swoją pracę, jednak czuje się okropnie samotny – nigdy w życiu nie miał dziewczyny, nie był w związku. Jest prawiczkiem. Desperacko poszukuje dziewczyny, jednak żadna go nie chce. Jacek jest niewidomy.
Jacek i Edyta. Żyją w tym samym bloku, nie znają się. Czy to przeznaczenie? Są dla siebie stworzeni? W końcu to dwie „kaleki”, kto inny będzie ich chciał? Przecież widok osoby niepełnosprawnej w restauracji odbiera ludziom apetyt, a kierownik reaguje na to wyproszeniem z restauracji. Przecież osoby niepełnosprawne powinny siedzieć w domu (albo wręcz w specjalnym zakładzie), a nie cieszyć się życiem.
Ale wbrew pozorom nie jest to powieść mająca na celu uczenie nas akceptacji faktu, że osoba niepełnosprawna, to ktoś taki sam, jak my, oswajania nas z tą tematyką. Przynajmniej ja jej tak nie widzę, bo o celu, w jakim książka została napisana mógłby się tylko wypowiedzieć się autor. Ja widzę ją jako opowieść o dwóch duszach poszukujących miłości. O tęsknocie, nadziei, przyjaźni, zrozumieniu, poświęceniu, współżyciu, związkach, odpowiedzialności za swoje czyny, przyczynach i skutkach, walce o szczęście.
Podchodziłam do tej książki trochę nieufnie, niezbyt wiedziałam, czego się spodziewać. A pochłonęła mnie od pierwszych stron! Opowieść ukazująca życie Edyty, Jacka oraz ich bliskich jest niezmiernie bogata w wrażenia, emocje, pytania na które musimy sobie odpowiedzieć. Autor pisze tak, że nie można pozostać obojętnym! Dzielimy los bohaterów, jesteśmy z nimi (lub wręcz nimi) w każdym momencie, przeżywamy z nimi każde rozczarowanie, każdą radość. Czytanie tej książki zaangażowało mnie emocjonalnie w bardzo wysokim stopniu – nie chciałam jej odkładać, a gdy już musiałam, to rozmyślałam nad tym, co się wydarzy dalej. Zdarzyło mi się nawet o niej myśleć kilka razy przed zaśnięciem! A to, co będzie dalej wcale nie było pewne, nie dało się przewidzieć. Owszem, mogłam mieć swoje przeczucia i założenia, ale autor grał mi na nosie i zmieniał losy bohaterów w taki sposób, jakiego najczęściej nie dałam rady odgadnąć wcześniej.
Dzięki bohaterom tej książki poznajemy masę różnorakich przemyśleń oraz opinii na wiele tematów. Cały czas zastanawiałam się na ile jest to tylko kreacja literacka, a na ile odzwierciedlają one przekonania autora. Jest tu mowa o roli każdego z nas w społeczeństwie, o polityce, o sztuce, o przyjaźni, relacjach międzyludzkich i wielu innych sprawach. Bohaterowie dużo zastanawiają się nad własnym losem, życiem ogólnie, podejmowanymi decyzjami.
Staram się pocieszyć samą siebie, że przecież wizytę matki przeczekam, przetrzymam i w końcu będę miała ją za sobą. Tylko tak patrząc to przeczekam i przetrzymam całe życie i w końcu będę miała je za sobą.
Społeczeństwo, które widzimy oczami bohaterów tej książki nie jest społeczeństwem, z którego moglibyśmy być bardzo dumni. Bo poza jednostkami, które są fantastyczne, widzimy szarą masę, która żyje bezmyślnie, skupiona tylko na konsumpcji, nie przejmuje się niczym i nikim poza sobą, wybiera durnych polityków, jest bierna. Dobrze, że chociaż te jednostki dają nam nadzieję na zmianę. Tylko, czy aby tak naprawdę dają?
A na dodatek sporo opisywanych w tej książce tematów pobudzało mnie do myślenia, co na ich temat sądzę. A część mych opinii pokrywa się z opiniami bohaterów.
Dotąd często obserwowałam takie utarczki, stwierdzając, że Polacy nie opanowali sztuki dyskusji – ignorują elementarne zasady logiki, nie potrafią formułować własnych argumentów ani analizować i odnosić się do argumentów kontrdyskutanta, którego traktują jak wroga i usiłują pognębić – ale sama nie brałam w nich udziału.
***
Weź takiego malarza abstrakcjonistę, przyzwoitego kiczu w postaci jelenia na rykowisku nie potrafi namalować, bo wymaga to znajomości perspektywy, umiejętności oddania oświetlenia i takich pierdół, ale maźnie trzy plamy i pięć kresek, ogłosi, że wyraził ścieranie się jego id z superego, paru krytyków powtórzy te brednie i już obraz sprzedaje się za ciężką kasę.
Ta książka, to jedna z najbardziej wciągających emocjonalnie i pobudzających do myślenia książek, które czytałam od dłuższego czasu. Świetnie napisana, przenikliwa, pełna wrażliwości, a jednocześnie „ostra” do bólu. Autor świetnie potrafił się wczuć zarówno w Jacka, jak i w Edytę, za co ma ode mnie dodatkowy plus. Dawno już nie doczytywałam książki zapłakana jak bóbr… Ale mimo wszystko jest to książka jednocześnie smutna, jak i urocza, niesamowita kombinacja.
Jak dla mnie jest ona typowym przykładem książki, której zabrakło dobrej promocji. Bo jakże wiele gniotów (szczególnie produkcji zagranicznej) jest silnie promowanych i przez to się sprzedaje? Maaaasa! A tak dobra książka przeszła prawie bez echa, naprawdę wielka to szkoda! Zdecydowanie polecam i zapraszam do czytania!
PS. Możecie dodatkowo poznać historię okładki oraz podtytułu (faktycznie ma się jedno i drugie do treści książki, jak wół do karocy!) – autor opisał wszystko TUTAJ.
PPS. Wbrew pozorom (okładka i podtytuł) nie jest to tzw. literatura kobieca, więc wszystkich znajomych panów również zapraszam do lektury!
PPPS. Mam wrażenie, że mój tekst nie jest w stanie oddać tego, co się we mnie ciągle kłębi, a szkoda! Nie wiem, czy to wina grypy, czy zwyczajnie przerasta to moje możliwości. Jest to pewnie też problem dlatego, że chciałabym, by wiele osób przeczytało „Niepełnych'”, bym w końcu mogła z innymi podyskutować o tej książce 🙂
Czytając myślałem sobie, ze to pewnie taka babska książeczka a tu taki PPS… normalnie zmieniłem zdanie!:D
Przyznaję się, że również o tej książce nie słyszałam. Recenzja bardzo ciekawa i z przyjemnością ją przeczytam:)
Pozdrawiam:D
Wiesz, to tak chyba zawsze jest, że im więcej chce się książkę pochwalić, im więcej osób do niej namówić, im więcej dobrego na jej temat napisać tym bardziej nam nie wychodzi. U mnie zresztą jest tak również z filmami, jakoś łatwiej jest mi chyba ponarzekać… 😀
W każdym razie spokojnie, Tobie pochwała wyszła jak najbardziej 😉 Szkoda tylko, że to biblioteczna, bo na pewno zwróciłabym się po pożyczkę ;D
Pablo – no ba! Prawidłowa reakcja 😀
Kasandra – no właśnie, ta słaba promocja mnie martwi, bo warto. Poczytaj sobie te kilka innych blogowych recenzji, to zyskasz jeszcze pełniejszy obraz 🙂
Izusr – o tak, tak miewam często, gdy mi na czymś zależy. Więc to nawet nic dziwnego właściwie, norma 😉 Cieszę się, że uważasz, że mimo wszystko wyszło mi to ok 🙂
Co do pożyczki, hm… wiesz, jak tylko wpadnie mi jakaś kasa, to chyba sobie kupię własną. Może więc za jakiś czas będziesz mogła pożyczyć 😉
Zgadzam się, że ta książka nie powinna przejść bez echa i krzywda się stała, że dobór okładki i podtytułu zaszufladkował ją.
Ja pisałam o niej rok temu: http://matyldabo.blogspot.com/2010/03/niepeni-pawe-pollak.html
Strasznie jestem zaintrygowana tą ksiażką, a to pod wpływem Twojej recenzji. Koniecznie muszę jej poszukać 🙂
Coraz bardziej mam na tę książkę ochotę, zwłaszcza, jeśli nie jest to taka babska lektura, ale coś więcej…
Matylda – dokładnie, właśnie dzisiaj, po napisaniu mojej recenzji przeczytałam Twoją i mam bardzo podobne zdanie do Twojego 🙂
Dominika – radzę to zrobić 🙂
Dabarai – według mnie nie jest to żadna „typowa babska książka”, warto sprawdzić samemu co się w niej kryje. Może biblioteka?
Może sprawdzę w bibliotece jak będe następnym razem w Polsce… 🙂
Ha! Ta grypa mi jednak siada na mózg odrobinę 😉 Zapomniałam, że Ty masz do polskich bibliotek odrobinę dalej 😉 Jeżeli nie, a ja zauważę jakąś okazję, to dam znać 🙂
Dzieki!
Jeżeli chodzi o promocje wartościowych książek – to jest tak jak mówisz, niestetety 😦 . Serce mi się ściska, jak myśle o tych wszystkich wartościowych utworach, które ginął, zapamiętane tylko przez nielicznych.
Co do Pawła Pollaka to bardzo nieufnie odnosiłam się do tego pisarza, ale widać byłam uprzedzona.
Po takiej recenzji grzechem byłoby nie sięgnąć po tę książkę. Tym bardziej, że bardzo lubię takie pozycje, które wzbudzają tyle emocji, siedzą w Twojej głowie i kłębią się w myślach 😉
Muszę poszukać w bibliotekach. Wydaje się książką, jakie lubię. Dziękuję za zwrócenie na nią mojej uwagi. 😉
Elina – no właśnie! Mi jest zwyczajnie przykro, że w zalewie bylejakiej masy promowanej ucieka mi zapewne tyle dobrych książek! 😦
A co do autora – teraz jestem bardzo ciekawa pozostałych książek, które są z tego, co mi wiadomo mocno inne od tej.
Enedtil – o tak, ja takie książki również bardzo lubię i cenię!
Chilly – 🙂 Powodzenia w łowach!
Zachęcająco piszesz, książkę wrzucam do schowka.
A okładka w świetle treści wydaje się być jakimś żartem?
Agnes – raczej chwytem reklamowym, który sobie wymyślili marketingowcy w ogóle nie przejmując się adekwatnością do treści. O tym dokładniej pisze autor: http://pawelpollak.blogspot.com/2011/01/sie-nie-sprzeda.html oraz http://pawelpollak.blogspot.com/2010/09/jest-okadka.html
Jednym słowem kłębowisko myśli, uczuć, rozterek 🙂
To ci książka, muszę ją przeczytać.
Lepszej powieści nie czytałem. To gotowy scenariusz na film Oscar za reżyserię murowany. W niektórych fragmentach się śmiałem, w innych beczałem chociaż jestem typem niezbyt uczuciowym i w ogóle draniem. Ta książka mnie wiele nauczyła. I myślę, że po przeczytaniu stanę się coś trochę bardziej wartościowym człowiekiem.
Absolutnie się z Tobą nie zgadzam. Książka według mnie jest wyjątkowo żałosna. Udało mi się dobrnąć do końca, ale i bardzo żałuję straconego czasu. Skusiła mnie interesująca okładka i porządne zdawałoby się wydawnictwo. Tyle, że Niepełni to gniot jakich mało. Książka się dłuży, nic się w niej nie dzieje kalectwo bohaterów podkreślane przez autora na każdym kroku razi. Nie ma tutaj mowy o wrażliwości a jest tylko sztuczność i demagogiczne użycie kalectwa jako nośnika dla tej mogłoby się wydawać życiowej historii. Żałosna grafomania gorsza niż u Coelho. [Usunięty spojler], scena u ginekologa: jejku, nie wiem jak można było coś takiego napisać. Pomysł świetny ale wykonanie głęboko poniżej oczekiwań.