„Lektor” Bernhard Schlink


Wydawnictwo: Muza, 2009

Oprawa: twarda

Ilość stron: 168

Moja ocena: 5/6

Ocena wciągnięcia: 4,5/6

*****

Czas na drugą książkę, która przodowała w ankiecie książek przeczytanych w listopadzie. Przyznam, że mam wrażenie, że trochę zbyt późno zabieram się za opisywanie odczuć, że dużo ich już umknęło, wrażenia nie są tak świeże. Ale spróbuję 🙂

Nie wiem, jak Wy, ale ja mam wrażenie, że „Lektora” czytali już wszyscy 😉 Czy jest więc sens opisywania fabuły? Moja jej interpretacja jest następująca:

Był sobie dojrzewający niemiecki chłopiec. Chłopak raczej, bo w końcu 15 lat to już nie dzieciństwo. Żył życiem przeciętnym, takim, jak i jego rówieśnicy. Do czasu jednak! Poznał bowiem Hannę, dojrzałą kobietę. Rodzi się między nimi dziwaczny związek – połączenie fascynacji cielesnej, seksualnej z fascynacją umysłową. Jedno jest dla drugiego mistrzem. Dla Michaela Hanna jest mistrzem seksualności, uczy go wszystkiego krok po kroku, a na dodatek jest mistrzem wprowadzającym go w świat dorosłości. Dla Hanny Michael jest jakby świeżym powiewiem, dostarczającym jej pożywki dla umysłu, a także… no właśnie, czego? Odkupienia? Zapomnienia?

Jednakże pewnego dnia Michael nie zastaje Hanny w domu. Rzuca się w wir poszukiwań, jednakże wygląda na to, że przepadła jak kamień w wodę. Bardzo to przeżywa – ten związek oraz nagła utrata Hanny wpływa na resztę jego życia! Mijają lata. Michael studiuje. W ramach obowiązków seminaryjnych studenci mają obserwować proces nazistów. Jak wielkie jest zdumienie Michaela, gdy wśród oskarżonych widzi Hannę! Hannę, która – tylko dla ukrycia faktu, który według niej jest hańbiący – pozwala się skazać jako prowodyrka masakry. Hanna, która była strażniczką w obozie koncentracyjnym. Hanny, którą kochał.

To wszystko jest dla niego wielkim wstrząsem. Wydawało się, że jakoś przeszedł do porządku dziennego nad utratą Hanny, a tu nagle ten proces i fakty z niego wynikające. Paradoksalnie jednak to wszystko pozwala mu dojrzeć do końca, zrozumieć samego siebie, swoje uczucia, a także Hannę. I dzięki temu decyduje, co dalej… A co dalej? Sami zobaczcie!

„Lektor” napisany jest prostym, dosyć suchym, lekko wypranym z emocji językiem. Jednak – znowu paradoksalnie – podkreśla on wymowę książki, uczucia w niej zawarte, ważność poruszanych tematów. Styl wydaje się zbyt lekki dla takiego typu historii, ale to zapewne zabieg celowy. Czyta się bardzo szybko i wydawałoby się, że to tylko historia i tyle, ale po przeczytaniu przychodzi refleksja, a książka jeszcze wiele razy pojawia się w umyśle czytelnika.

Schlink stworzył bardzo interesującą kombinację tematyczną. Dojrzewanie chłopca, mężczyzny, kobiety. Dojrzewanie do zrozumienia pewnych spraw, do podjęcia decyzji zmieniających (lub nie) życie. Do tego dochodzi zakazany związek dojrzałej kobiety i kilkunastoletniego chłopca. Nawet dzisiaj wzbudziłby w wielu ludziach oburzenie, a co dopiero kilkadziesiąt lat temu. Jakie są powody dla których Hanna zdecydowała się na tak ryzykowny krok? Jaki był jej cel? W czym miał pomóc? A wracając do jej przeszłości – dlaczego podejmowała te, a nie inne decyzje? Co skłoniło ją do podjęcia takiej decyzji, jaką podjęła w trakcie rozprawy? Skąd się wzięła jej fascynacja literaturą? W sferze społecznej książka ta dotyka tematyki gorzkiej – rozliczeń społeczeństwa niemieckiego z bolesną historią czasów drugiej wojny światowej. Co jest dobre, a co złe? Czym jest odpowiedzialność i jakie są jej granice? Jak osądzać ludzi włączonych do nazistowskiego systemu? Czy należy ich usprawiedliwić? Ukarać i zapomnieć? Jak ludzie mają żyć z takimi ciężarami na barkach? Co mają zrobić młodzi Niemcy? Tyle pytań, a odpowiedzi brak! Każdy z nas musi sobie sam na nie odpowiedzieć…

Schlink wydaje się być utalentowanym pisarzem, przynajmniej na tyle, na ile jestem w stanie ocenić po przeczytaniu jednej książki. Sprawy ciężkie przedstawił w sposób lekki, a zarazem poruszający i skłaniający do refleksji. Na półce czeka „Powrót do domu”, może w przyszłym roku dam radę się przekonać jakie będą moje wrażenia z czytania tej książki.

Polecam osobom zainteresowanym tematyką drugiej wojny światowej, motywu zbrodni i kary, związków międzyludzkich.

18 myśli w temacie “„Lektor” Bernhard Schlink

  1. Oglądałam film i byłam nim zachwycona. Na książkę cały czas czekam, bo chciałabym mieć własną, a jak to wiadomo, antykwariat to nie księgarnia, nie wszystko zawsze jest.

  2. A ja jeszcze nie czytałam. A chętnie przeczytam, Twoja recenzja upewniła mnie, że warto. Trochę do pewnego momentu książka kojarzyła mi się z moimi ulubionymi „Spóźnionymi kochankami”. Ale to oskarżenie o nazizm… dalej recenzji nie czytałam coby sobie zabawy z czytania książki nie psuć. Jak przeczytam wrócę tu i opowiem o wrażeniach:) Pozdrawiam

  3. A ja pamiętam po przeczytaniu tej książki wielkie rozczarowanie. Tak ogólnie – że wielkie halo, nie wiadomo co, a tu kicha.
    Nie, żeby książka była zła, bo zła nie jest, chyba miałam zbyt duże oczekiwania.

  4. Zgadzam się z Twoją opinią, co chyba nie jest zbyt częste jako że czytamy ostatnio raczej inne książki. Tylko w jednym się nie zgodzę, piszesz: „Styl wydaje się zbyt lekki dla takiego typu historii (…)”. Według mnie, lekki styl spotykamy w czytadłach, tutaj raczej powiedziałabym o języku ogólnym, bez jakiegoś specjalnego rejestru, bez trudnych słów.
    Pod resztą się podpisuję 🙂

    1. To pewnie mocno zależy od tego, co się rozumie pod słowem styl 😀 Czytadła z samego założenia raczej powinny być lekkie, ciężkostrawnego chyba nikt by nie przeczytał (o ile nastawiłby się oczywiście na czytanie czytadła). Tutaj – oprócz języka – chodzi mi o atmosferę ogólną, o przekazanie treści w sposób, który nie ma w sobie nic z większości książek z tematyką II WŚ związanych. A co do języka – masz rację.

      I w ogóle witaj, bo dawno Cię tu nie widziałam 🙂 A książki od kilku miesięcy czytamy faktycznie mocno różne 😀

  5. Vampire_slayer – a ja właśnie filmu jeszcze nie oglądałam i bardzo mnie to cieszy. Bardzo lubię najpierw przeczytać książkę, a potem oglądać film. Przyznam, że jestem ciekawa, jak sobie poradzono z taką lekturą.
    A co do antykwariatów – racja! Ale jak fajnie tam pobuszować 🙂

    Molly – co do porównania do Whartona to nie jestem w stanie zbytnio się zgodzić. Z tego, co pamiętam to u niego był to – o ile dobrze pamiętam, lata świetlne czytałam – związek dwóch bardzo dojrzałych już osób, a na dodatek jednej z ograniczeniami fizycznymi. Sama historia i jej „osadzenie” to też inna bajka. Ale pamiętam, że niezmiernie mi się „Spóźnieni kochankowie” podobali 🙂 Myślę, że i „Lektora” masz szansę polubić. Czekam na wrażenia!

    Kalio – mam silne wrażenie, że bardzo dobrze „mi” zrobiło odczekanie tak długiego czasu od premiery. Pamiętam to niesamowite zamieszanie dookoła książki, te wszystkie zachwyty, ochy i achy. Pamiętam, ale niedokładnie, taka jakby przez mgłę. I to zdecydowanie pomaga mi polubić „Lektora” 🙂 Pewnie gdybym czytała go krótko po premierze, to też miałabym inne wrażenia. A teraz prawie nic nie pamiętam, czytałam więc prawie tak, jakbym była pierwszą czytająca 😉

    Kinga – nie martw się, jeszcze będą inne okazje 🙂

  6. Enga – możesz mieć rację, faktycznie złapałam książkę w bibliotece na fali promocji i ogólnych zachwytów filmem. I to nie było fajne;)

  7. A przy tym wszystkim coś niesamowitego: czytanie dla Hany książek i nagrywanie ich na taśmę. Zajmuje to Michaelowi długie godziny, dni, miesiące. Sam nie wie, co do niej czuje: miłość wymieszana z żalem, czułość z odrzuceniem.
    Ja znam filmową wersję tej historii i bardzo sobie cenię Ralpha Finnesa i Kate Winslet. Uwierzyłam i ryczałam w kinie (dyskretnie, of course).
    Jeśli autor pisał – jak to określasz – z dystansem, językiem wypranym z emocji, to bardzo to współgra z moim wyobrażeniem o tym, jak bym chciała tę opowieść usłyszeć.
    Pozdrawiam
    ren

    1. O tym czytaniu i nagrywaniu nie chciałam pisać, chciałam zostawić niespodziankę dla tych, którzy książki jeszcze nie znają 😉 Ale piękne to było , masz rację. Coraz ciekawsza jestem filmu!

      Kalio – 🙂

  8. Książka zrobiła na mnie wielkie wrażenie, mimo, że przed czytaniem nie miałam pojęcia o czym jest, bo wyjątkowo nie skalałam się żadną recenzją. Natomiast film bardzo mnie rozczarował.

  9. Książka jest o wiele lepsza jak film. Szkoda tylko, że nie wyeksponowałaś w swojej recenzji bardziej atrakcyjnego literacko wątku filozoficzno-prawniczego tej książki. Pozdrawiam

  10. Mam tę książkę w planach, ale jak zawsze czasu brak. Może po nowym roku uda mi się ją przeczytać 🙂
    Filmu nie oglądałam, bo taką mam zasadę że książka ma pierwszeństwo 😉
    Pozdrawiam

  11. Odkąd pierwszy raz zobaczyłam ten film wiedziałam, że muszę przeczytać tę książkę. Niestety dowiedziałam się o niej po fakcie…

  12. Świetna recenzja. Mimo że oglądałam film, zachęciłaś mnie bardzo do sięgnięcia po ksiązkę 🙂

    Odnośnie Twojej prośby, którą zostawiłaś u mnie w komentarzach przy świątecznym stosiku – zajrzyj do mnie na bloga, ponieważ moje koty doczekały się już kilka dni temu osobnego wpisu 😉

  13. Shczooreczek (masz bardzo trudny nick 😉 ) – ja jestem bardzo ciekawa wrażeń z filmu, tylko nie wiem kiedy zdołam go obejrzeć 😉

    Baszak (nawiązanie do tureckiego imienia?) – widzisz, zapomniało mi się po części (tak to jest, jak pisze się recenzję po dłuższym czasie), a częściowo skupiłam się na wątku wojennym, ponieważ a/ jest on dla mnie zawsze „atrakcyjny”, takie skrzywienie mam, b/ czytam akurat „Złodziejkę książek”, więc ta tematyka mocno aktualnie we mnie tkwi.

    kasandra_85 – masz taki sam zwyczaj, jak i ja 🙂 Też staram się jak mogę, by najpierw czytać książki, a potem oglądać filmy. No, chyba, że książka powstała na bazie filmu, wtedy już jest mi to obojętne.

    enedtil – dzięki 🙂 Ciekawa będę Twoich wrażeń! A koty są boskie! Już byłam, obejrzałam, przeczytałam i się zachwyciłam 😀

    Pablo – spoko, każda książka i każdy film ma swojego odbiorcę, nic na siłę 🙂 Dziękuję!

  14. Musze powiedziec, ze choc ksiazke czytalo sie z zainteresowaniem i lekkim moralnym kacem to jednak jak dla mnie jest ona o niczym. Dlaczego? Bo dotyka wielu tematow waznych i mocno skomplikowanych bez zaglebienia sie w ktorykolwiek z nich. Kwestia dojrzewania chlopaka w trzech wymiarach – emocjonalnym, seksualnym i moralnym – jest splaszczona a szkoda. Problematyka milosci chlopca i dojrzalej kobiety – nie istnieje, bo on nie zastanawia sie nad tym co powiedza inni, nie zastanawia sie czy to dobre czy zle, po prostu czerpie z tego co mu sie przytrafilo; po rozstaniu dopiero przyznaje, ze czegos sie nauczyl, ze jest dojrzalszy od swoich rowniesnikow. To samo z reszta zagadnien – autor lizal lizaka przez papierek. W efekcie mamy tu dobra historie, ktorej zaledwie tlem sa rzeczy naprawde wazne. Nie jest to przeciez ani studium psychologiczne, ani powiesc historyczna. Co wiec mamy? Cos, co mogloby byc poczatkiem rewelacyjnej powiesci psychologicznej/moralnej/historycznej w zaleznosci od autora.

Usuwane są wszelkie komentarze wulgarne, a także reklamy. Zdobądź się na odwagę podpisania swej wypowiedzi.